Leanne Banks - Pokochać milionera.pdf

(634 KB) Pobierz
Millionaire Husband
Leanne Banks
Pokochać milionera
1
162756215.051.png 162756215.062.png 162756215.068.png 162756215.069.png 162756215.001.png 162756215.002.png 162756215.003.png 162756215.004.png 162756215.005.png 162756215.006.png 162756215.007.png 162756215.008.png 162756215.009.png 162756215.010.png 162756215.011.png 162756215.012.png 162756215.013.png 162756215.014.png 162756215.015.png 162756215.016.png 162756215.017.png 162756215.018.png 162756215.019.png 162756215.020.png 162756215.021.png 162756215.022.png 162756215.023.png 162756215.024.png 162756215.025.png 162756215.026.png 162756215.027.png 162756215.028.png 162756215.029.png 162756215.030.png 162756215.031.png 162756215.032.png 162756215.033.png 162756215.034.png 162756215.035.png 162756215.036.png 162756215.037.png 162756215.038.png 162756215.039.png 162756215.040.png 162756215.041.png 162756215.042.png 162756215.043.png 162756215.044.png 162756215.045.png 162756215.046.png 162756215.047.png 162756215.048.png 162756215.049.png 162756215.050.png 162756215.052.png 162756215.053.png 162756215.054.png 162756215.055.png 162756215.056.png 162756215.057.png 162756215.058.png 162756215.059.png 162756215.060.png 162756215.061.png 162756215.063.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jeszcze jeden dzień, i jeszcze sto tysięcy dolarów. Gdyby nie
dokuczliwy ból żołądka, Justin Langdon czułby się zupełnie zadowolony,
wchodząc po schodach wiodących do szkoły podstawowej w St. Albans.
„Kronika St. Albans" nie na darmo nazywała go miejscowym asem gry na
giełdzie. Zażywając dwie tabletki środka na niestrawność, Justin pomyślał,
że giełda papierów wartościowych to wspaniała sprawa, bo przy odrobinie
sprytu można na niej zarobić forsę zarówno wtedy, gdy akcje idą w górę,
jak i wtedy, gdy idą w dół. Jego zdaniem, obie okazje były równie dobre.
Pożegnawszy się przed laty z miejscowym domem opieki dla
chłopców, w którym spędził dzieciństwo, Justin zaczął pracować i każdego
odłożonego centa inwestował na giełdzie. Opłaciły mu się sowicie
wyrzeczenia, kiedy skąpił sobie wszystkiego i odżywiał się prawie
wyłącznie fasolką z puszki. Teraz był multimilionerem i mógłby dać
głowę, że już nigdy w życiu nie weźmie do ust tej przeklętej fasolki.
Jeśli czasami coś mu się nie udawało, to nie zaprzątał sobie tym
przesadnie głowy. Było, minęło.
Ostatnio dwaj kumple z domu opieki dla chłopców, którym też
świetnie się powiodło w interesach, namówili go, by przyłączył się do nich
i został członkiem tajnej fundacji charytatywnej, Klubu Milionerów, dzięki
której kwoty wyasygnowane na cele dobroczynne można było odpisywać
od podatków.
Justin wciąż nie był do końca przekonany, czy dobrze robi,
wstępując do Klubu, ale postanowił spełnić swój obowiązek. Ruszył
korytarzem starego budynku w stronę, skąd dobiegały głosy małych dzieci.
2
162756215.064.png
Przyszedł tu, aby przyjrzeć się, jak funkcjonuje program pozalekcyjnych
zajęć dla dzieci z zerówki. Na podstawie jego opinii Klub Milionerów miał
potem zdecydować, jaką darowiznę warto przeznaczyć na ten cel.
Masując sobie lekko bolący żołądek, Justin skręcił w boczny,
korytarz i zajrzał do klasy, z której dochodziła wrzawa. Zgrabna młoda
kobieta o bujnych, rudych włosach, w bluzce ozdobionej wielką czerwoną
literą ,,j", dyrygowała chórem dzieci, recytujących słowa zaczynające się
na tę literę. Czyżby to właśnie była nauczycielka, Amy Monroe? Gestami i
tanecznymi ruchami zachęcała dzieci, by głośno powtarzały słowa
zaczynające się na , j". Promieniowała energią i entuzjazmem.
- Japonia, jodła, jajko, jaśmin!
Justin zmarszczył brwi, czując znów silny ból w żołądku. Może to z
powodu tego hałasu, pomyślał, ale musiał jednocześnie przyznać, że
metoda nauczania panny Monroe jest bardzo skuteczna. O mały włos sam
nie dołączył do chóru maluchów.
Amy spostrzegła go i pokiwała ręką.
- Proszę wejść i przyłączyć się do nas! - zawołała, po czym z
uśmiechem zapytała dzieci:
- Na jaką literę zaczyna się słowo: jabłko?
- Na jot! - wykrzyknęły chórem.
Justin wszedł do klasy i z ulgą opadł na krzesło, na którym z trudem
się zmieścił. Żołądek dokuczał mu dotkliwiej niż zwykle, ale starał się o
tym zapomnieć. Ból z pewnością przejdzie, kiedy tylko ustanie ten
piekielny harmider.
Justin lubił dzieci. Z dawnych lat zapamiętał sobie jednak, że żona,
była żona i dzieci potrafią bez litości wyczyścić człowiekowi konto w
banku. Lekcji tej uczył się boleśnie każdego miesiąca, kiedy po rozwodzie
3
162756215.065.png
jego matka podejmowała w banku alimenty, które płacił ojciec Justina, po
czym gnała do sklepów i wydawała wszystko co do centa. A nawet więcej
niż wszystko, tak że wreszcie trzeba było przenieść chłopca do domu
opieki. Justin poprzysiągł sobie, że nigdy w życiu nie postawi siebie lub
kogoś z bliskich w podobnej sytuacji. I dlatego nie zamierzał się żenić ani
mieć dzieci.
Po chwili jego wzrok znowu przyciągnęła wyjątkowo zgrabna
sylwetka Amy Monroe. To fakt, że ani mu w głowie się żenić, ale może
mógłby od czasu do czasu umówić się na randkę z jakąś kobietą, pomyślał,
i przypomniał sobie, jak jego dobry przyjaciel Michael radził mu, by od-
rywał się czasami od komputera i wychodził się zabawić.
- Do zobaczenia w czwartek - powiedziała tymczasem nauczycielka,
odprawiając swoich podopiecznych. - Następnym razem będziemy
poznawać literę „k".
Kiedy dzieci wybiegły pędem na korytarz, w klasie zapadła cisza jak
makiem zasiał. Justin podniósł się ze swego krzesełka i spojrzał Amy w
oczy.
- Wiem, że nazywa się pani Amy Monroe i że koordynuje pani
specjalny program dla dzieci z zerówki - odezwał się.
- A pan nazywa się Justin Langdon - skinęła głową Amy. -
Uprzedzono mnie, że może pan do nas wpaść, ale właściwie nie wiem, o
co chodzi. Czy zamierza pan zapisać dziecko na zajęcia?
- Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu chciałbym się zorientować, na
czym polega ten program. Muszę trochę więcej się o nim dowiedzieć. Czy
da się pani zaprosić dziś wieczorem na kolację?
Amy pomyślała, że chętnie przyjęłaby jego zaproszenie, ale
postanowiła nie dać się skusić. A także zignorować fakt, że inteligentne
4
162756215.066.png
spojrzenie Langdona wzbudziło jej zainteresowanie, pociągały ją rysy jego
twarzy i zarys zmysłowych ust. Nakazała sobie nie myśleć o tym, że jego
szerokie ramiona znamionują siłę i opiekuńczość. Musiała po prostu
wszystko to odrzucić. Chociaż nie umiała sobie nawet przypomnieć, kiedy
ostatnio jadła kolację z przystojnym, inteligentnym mężczyzną, świetnie
wiedziała, że w jej życiu nie ma miejsca na randki.
- Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę.
- To może jutro?
- Jutro też nie. Właściwie to odpadają wszystkie wieczory do końca
roku.
- Ale dlaczego? - zapytał z niedowierzaniem.
- Z trzech powodów - odparła, chcąc raz na zawsze uciąć rozmowy
na ten temat. - Mają lat pięć, trzy i trzy. Moje dzieci. - Nie wyjaśniła mu,
że kiedy przed ośmioma tygodniami zginęli w wypadku jej siostra i
szwagier, ich dzieci - Emily, Jeremy i Nick - stały się jej podopiecznymi.
- Ma pani trójkę dzieci? - zdziwił się. - Ale nie widzę na palcu
obrączki...
- Ach, nie jestem mężatką. I nigdy nie byłam.
- Teraz już rozumiem, dlaczego jest pani taka zajęta - rzucił Justin,
masując bolący żołądek z wyrazem roztargnienia na twarzy. - Czy jest tu
może toaleta? - zapytał nieoczekiwanie.
- Oczywiście, tuż za tymi drzwiami - powiedziała Amy, wskazując
wyjście w głębi pokoju. - Czy pan się dobrze czuje? - zagadnęła,
zaniepokojona wyrazem jego twarzy.
Justin mruknął coś pod nosem i ruszył we wskazanym kierunku.
Amy zmarszczyła brwi. Wielu mężczyzn po prostu czuje się
nieswojo wśród dzieci, ale nie spodziewała się, że mogą one doprowadzić
5
162756215.067.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin