Lekcja historii - bardzo_czarny_kot.pdf

(113 KB) Pobierz
89201015 UNPDF
Katarzyna Cholewińska
Lekcja historii
- Co powie Historia?
- Historia, sir, skłamie – jak zawsze.
Bernard Shaw, Uczeń diabła
~*~*~*~
i skutki drugiej wojny feniksa? Proszę w takim razie podzielić się swoją radością z resztą klasy.
W jednej chwili uśmiech spełzł z twarzy chłopca. Pani Barring uniosła brwi.
- Czekamy.
Patrick wstał z prawdziwie żałosną miną. W sali rozległy się ciche parsknięcia i chichoty.
- Więc… - zaczął niepewnie, gorączkowo zastanawiając się, czy siedzący obok Philip naprawdę jest
obrażony o ten wczorajszy numer z uciekającą sosjerką i czy specjalnie zasłania ramieniem otwarty
podręcznik.
- Nie zaczyna się zdania od więc . – Barring zgasiła go z ledwie dostrzegalnym uśmieszkiem.
Małpa.
- Przyczyny drugiej wojny feniksa były… Eee… Bardzo różnorodne… - chłopiec zająknął się,
spoglądając bezradnie na blat swojego biurka.
- Historyczne… - Dobiegł go cichy szept z lewej strony. Patrick powstrzymał się całą siłą woli,
żeby nie wrzasnąć z radości i nie rzucić się koledze na szyję.
- Historyczne, społeczne, gospodarcze i polityczne – powtarzał za Philipem, patrząc wyzywająco
na panią Barring, której nawet powieka nie drgnęła.
- Istotnym czynnikiem prowadzącym do wybuchu wojny było nierozstrzygnięcie poprzedniego
konfliktu, tak zwanej pierwszej wojny.
Nauczycielka uniosła brew.
- Nierozstrzygnięcie? – zapytała. – W jakim sensie? Stronnictwo Dumbledore'a odniosło
zdecydowane zwycięstwo, panie Fitzgerald, podczas gdy Riddle został zmuszony do opuszczenia
Wielkiej Brytanii.
- Tak, ale większość jego zwolenników nie została w żaden sposób ukarana, ani nawet usunięta z
życia publicznego. To jakby w ogóle nie przegrali, prawda? Jakby wojna wcale się nie skończyła tylko,
nie wiem, została tak jakby…
- Chce pan powiedzieć, że na pewien czas działania zbrojne zostały zawieszone, jednak pokój nie
1
- Panie Fitzgerald, proszę natychmiast zostawić włosy panny Roberts w spokoju!
Patrick Fitzgerald uśmiechnął się łobuzersko, posłusznie kończąc zaklęcie lewitacji, którym bawił
się od początku lekcji. Długie, jasne warkocze siedzącej przed nim Jeanie Roberts opadły na oparcie
krzesła. Dziewczynka odwróciła się, by posłać mu obrażone spojrzenie.
Patrick, wyraźnie zachwycony całą sytuacją i skupioną na nim uwagą, uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
Na jego nieszczęście, ucząca historii magii pani Barring nie podzielała jego zadowolenia.
- Co pana tak bawi, panie Fitzgerald? – zapytała, mrużąc ze złością oczy. – Czyżby geneza,
przebieg
89201015.002.png
Wszystko będzie dobrze
był trwały – uzupełniła usłużnie pani Barring. Patrick z ulgą zauważył, że wyraźnie się rozluźniła, a jej
twarz nie ma już tak zaciętego wyrazu.
Dam radę, pomyślał, pełen nadziei.
- No tak.
- Brak rozliczenia… Pokazowe procesy… - podpowiadał mu Philip, dyskretnie wertując
podręcznik.
- Nie doszło do ostatecznego rozliczenia tych, którzy opowiedzieli się za Riddle'em – ciągnął
Patrick. – Odbyło się kilka pokazowych procesów, w których skazano najbardziej znanych
śmierciożerców…
Nauczycielka skrzywiła się.
- Panie Fitzgerald. Jest pan na lekcji historii. Proszę posługiwać się poważną terminologią, a te
sensacyjne przezwiska zostawić na wieczór, kiedy będzie pan bawił koleżanki i kolegów opowieściami o
duchach.
Chłopiec zarumienił się lekko, zawstydzony własną nieuwagą. Rzeczywiście, używało się czasami
tego typu śmiesznych określeń, ale nie było to dobrze widziane. Wymamrotał pod nosem coś na kształt
przeprosin.
Po chwili podjął stracony wątek:
- No więc były jakieś procesy pokazowe, ale nie skazano na nich nikogo, kto w wojnie odgrywał
ważną rolę. Do Azkabanu posłano kilka osób, żeby zadowolić opinię publiczną, ale nie miało to
żadnego wpływu na… na…
- Rozkład sił politycznych…
- Rozkład sił politycznych w odbudowanym Ministerstwie Magii oraz Wizengamocie. –
Odetchnął. Pani Barring spoglądała na niego wyczekująco. – Jeszcze? – jęknął z miną męczennika,
któremu zakomunikowano, że czeka go dodatkowa rundka wokół Golgoty. – Ponadto społeczeństwo
było ciągle podzielone pod względem ideograficznym. Ideologicznym! – Patrick poprawił się szybko.
Philip zdusił chichot. – Sporna pozostawała kwestia czystej krwi, czyli tak zwanej doktryny Riddle'a.
- A o czym mówiła doktryna Riddle'a?
Szelest kartek podręcznika.
- Riddle twierdził, że do edukacji i udziału w życiu publicznym mają prawo tylko czarodzieje, jak
to się wtedy nazywało, czystej krwi, czyli tacy, którzy nie byli spokrewnieni z mugolami.
Gdzieś pod ścianą ktoś parsknął cichym śmiechem.
- Tak, panno Thompson? Chciałaby pani coś dodać? – Barring zwróciła się do czarnowłosej
dziewczynki.
Sarah Thompson była rozwydrzona, bezczelna, pyskata i zawsze przygotowana. Z uporem
godnym lepszej sprawy potrafiła czepiać się każdego słowa mówiącego; mogła godzinami wykłócać się
o drobiazgi i bronić swojego braku racji. Patrick po cichu modlił się, żeby i tego dnia Thompson była w
odpowiednim do tego nastroju – nieważne, czy z powodu niskiego ciśnienia, czy napięcia
przedmiesiączkowego.
- To chyba oczywiste , że tylko tacy czarodzieje mają pełne prawa obywatelskie, w tym socjalne i
polityczne.
Tak! W wyobraźni odtańczył swój taniec zwycięstwa.
- Panie Fitzgerald, proszę usiąść, dziękuję już panu. Nędzny.
Słysząc to, chłopiec zamarł wpół wyimaginowanego obrotu.
- Nędzny! – oburzył się jak ktoś, kto spędził na nauce długie godziny, a nie dziesięć minut przed
lekcją. – Przecież wszystko powiedziałem!
- Ależ oczywiście. – Nauczycielka uśmiechnęła się podejrzanie miło. – Sama odpowiedź była
zdecydowanie powyżej oczekiwań.
- Więc dlaczego…?
2
89201015.003.png
Katarzyna Cholewińska
- Ocenę dzielę na pół między pana a pana Archera.
Patrick opadł ciężko na swoje krzesło. Philip spiorunował go wzrokiem, wściekły, że przez
miękkie serce i on zarobił dzisiaj z odpowiedzi N wielkie jak stąd do Mongolii.
No co? – zapytał bezgłośnie Patrick, po czym wbił obrażone spojrzenie w znienawidzoną
historyczkę.
- Panno Thompson? Słuchamy uważnie. Dalsze przyczyny wybuchu drugiej wojny feniksa.
Sarah wstała nonszalancko – o ile jest to fizycznie możliwe, zastanowił się Patrick, ciągle
roztrzęsiony i, nie wiedzieć czemu, zawiedziony kiepską oceną. Z całego serca miał nadzieję, że dzisiaj
Sarah zmiażdży tę starą bździągwę.
- Podstawą sporu były oczywiście różnice programowe pomiędzy Dumbledore'em a Riddle'em –
dziewczynka zaczęła mówić jakby od niechcenia, poprawiając w międzyczasie swoje długie włosy. –
Poglądy Dumbledore'a można by nazwać wręcz ultraliberalnymi. On i skupieni wokół niego działacze,
głównie związani z ówczesną administracją naszej szkoły, zakładali, że jedynym czynnikiem
integrującym magiczną społeczność jest magia.
- A nie jest? - Barring uwielbiała podpuszczać swoich uczniów i zadawać im podchwytliwe
pytania. Musicie myśleć historycznie, mówiła, tłumacząc im przyczyny wprowadzenia ustaw o tajności,
łącząc powstanie Urzędu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami z kolejnymi powstaniami goblinów,
każąc im szukać możliwych skutków ostatecznej wspaniałej izolacji * magicznej Anglii. Musicie myśleć
historycznie, powtarzała, gdy oni ziewali, znudzeni, a co bezczelniejsi wyciągali świeży kawałek
pergaminu, by rozegrać kolejną partyjkę czarodziejskiego wisielca.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała bez wahania Sarah, strzepując z ramienia niewidzialny pyłek.
- Co z tego, że mugolaki mają w sobie trochę magii, skoro są w naszym świecie zupełnie obcy? Nie są
jednymi z nas.
Profesor pokiwała poważnie głową.
- Rzeczywiście, panna Thompson zwróciła nam uwagę na ważną kwestię - zaczęła. - Dumbledore
w swoim skrajnym optymizmie całkowicie zignorował różnice kulturowe i mentalne pomiędzy
czarodziejami a mugolami. Pełna asymilacja tych, którzy wychowali się w niemagicznej części Wielkiej
Brytanii była, jak dzisiaj wiemy, niemożliwa... Rozumiem, że pan to już wszystko wie , panie Fitzgerald, i
dlatego nie musi pan notować?
Nienawidzę cię, pomyślał Patrick, sięgając po czysty pergamin. Jak ja cię strasznie nienawidzę.
- Nie, pani profesor. Przepraszam - burknął, unikając jej wzroku.
- Ależ nie ma za co. Jak już mówiłam, spojrzenie Riddle'a na ówczesną sytuację było dużo
bardziej realistyczne. Nic więc dziwnego, że ostatecznie, choć doszło do tego wiele lat po jego
tragicznej śmierci, to właśnie jego poglądy zwyciężyły. Ale nie uprzedzajmy faktów, panna Thompson
chce zapracować dzisiaj na dobrą ocenę z odpowiedzi, prawda? Proszę mówić dalej.
- Konserwatywne elity również nie zgadzały z utopijnymi pomysłami Zakonu Feniksa - podjęła
Sarah przemądrzałym tonem. Ciekawe, czy zna znaczenie przynajmniej połowy tych wszystkich słów,
których używa, żeby zaimponować nauczycielom, zastanawiał się Patrick, bazgroląc bezmyślnie po
swoim pergaminie. I czy wyszukuje je w słowniku specjalnie na takie okazje, dodał zgryźliwie i zrobił
wielkiego kleksa. Po chwili namysłu postanowił dorysować mu koślawe rączki i nóżki. - Właśnie dlatego
poparły Riddle'a - ciągnęła tymczasem Sarah. - Nie tylko ideologicznie, ale i finansowo.
- Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o galeony! - krzyknął ktoś z tyłu. Kilka osób
parsknęło i spojrzało z ukosa na nauczycielkę. Barring jednak nie wyglądała na rozzłoszczoną tym
komentarzem, co było oczywiście absolutnie niesprawiedliwe, bo jeszcze dziesięć minut temu wzięła
Patricka do odpowiedzi za maleńkie, cichutkie zaklęcie lewitacji.
- Panno Thompson - zwróciła się do odpowiadającej uczennicy - rozwinęłaby to pani jakoś?
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Członkowie starych, arystokratycznych rodów mieli ogromne wpływy nie tylko w Ministerstwie
3
89201015.004.png
Wszystko będzie dobrze
- wyjaśniła. - Często byli właścicielami wielkich prywatnych przedsiębiorstw, w które inwestowali
odziedziczone fortuny. Razem z innymi firmami tworzyli kartele, za pomocą których całkowicie
kontrolowali rynek. Bali się konkurencji ze strony nowej krwi i tego, że jej napływ naruszy panujący
wówczas status quo - zakończyła, dając nacisk na to ostatnie słowo, na wypadek, gdyby ktoś w klasie nie
zorientował się, że zna również łacinę.
Patrick, nadąwszy policzki, narysował kleksowi długie, proste włosy. Status-sratus , wpisał w dymku
obok. Philip, który w tej chwili zajrzał mu przez ramię, prychnął i opluł sobie brodę, próbując
powstrzymać atak śmiechu, po czym podpisał kleksa Sarah Jaka-Ja-Jestem-Mądra Thompson .
- Na zakończenie, panno Thompson, najbardziej oczywista przyczyna konfliktu - podjęła pani
Barring z chytrym błyskiem w oku. Dziewczynkę lekko zamurowało. Przygryzła dolną wargę, myśląc
intensywnie. - Proszę nie zastanawiać się nad Merlin wie czym - podpowiedziała profesor, bardzo z
siebie zadowolona - tylko powiedzieć mi, co leży u podstaw każdej wojny. No?
- Ja... Chęć przejęcia władzy? - strzeliła Sarah.
Barring kiwnęła głową.
- Oczywiście. Proszę państwa, mówimy przecież o walce przede wszystkim politycznej. Wbrew
powszechnej opinii, ideologia odgrywała rolę drugorzędną w stosunku do partykularnych interesów
obu ugrupowań. Dowodem na to jest chociażby fakt, że zarówno Dumbledore, jak i Riddle już przed
wybuchem wojny skupili wokół siebie ludzi, którymi planowali obsadzić najwyższe urzędy ministerialne
i strategiczne pozycje w administracji. No właśnie, skoro już jesteśmy przy tym... Ale najpierw
formalności. Panno Thompson, miałam postawić W, ale z tym jednak jeszcze poczekamy, dobrze? Nie
chciałabym, żeby spoczęła pani na laurach. Na dzisiaj powyżej oczekiwań... Z plusem. To teraz może...
W sali rozległ się szmer cichych modlitw i pospiesznie wertowanych podręczników. Różdżka pani
Barring jeszcze przez chwilę krążyła złowrogo nad listą obecności.
- ... pan Johnson nam opowie, co się działo w Ministerstwie od czerwca tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiątego piątego roku.
Henry Johnson nie bardzo wiedział, co w ogóle wydarzyło się w dziewięćdziesiątym piątym -
jedyne, co mu przychodziło do głowy, to zdobycie przez Irlandię Pucharu Świata w Quidditchu w
dziewięćdziesiątym czwartym - o sytuacji w Ministerstwie nie wspominając. Ponieważ wszystko
wskazywało na to, że przez następnych piętnaście minut Barring będzie bardzo zajęta, Patrick i Philip
całkowicie poświęcili się misji przekazania stworzonej przed chwilą karykatury siedzącym przed nimi
dziewczynkom. Nie było to łatwe, ponieważ obrażona o lewitowanie jej warkoczy Jeanie konsekwentnie
udawała, że Patrick nie istnieje. W końcu chłopcom udało się wcisnąć poplamiony atramentem rulonik
jej przyjaciółce, Wendy Sommerby.
- ... jeszcze raz, panie Johnson. Naprawdę nie chciałabym, żeby na moich lekcjach pierwsze O
pojawiło się już w październiku. Po Korneliuszu Knocie Wizengamot na ministra magii wybrał...?
Z ławki dziewczynek dobiegł ich zduszony chichot, a po chwili pergamin wrócił do właścicieli.
Philip rozwinął go dyskretnie. Obok ich kleksa widniał uproszczony rysunek krótko ostrzyżonej
czarownicy w nauczycielskiej tiarze. Bla, bla, bla, druga wojna feniksa, bla, bla, bla, doktryna Riddle'a, bla, bla,
bla, nikogo to nie obchodzi... - znalazło się w dymku, który postać zdawała się z siebie wypluwać. Całość
podpisano: Barring Stara Szczota Atakuje .
Patrick roześmiał się, chcąc przypodobać się koleżankom. Osobiście uważał, że ich rysunek nie
był nawet w połowie tak zabawny, jak jego i Philipa - dowcip Jeanie i Wendy był zdecydowanie zbyt
rozwlekły - ale nie miał zamiaru rezygnować z szansy na odkupienie swoich grzechów.
- Eee... I wtedy doszło do wielkiej bitwy w... Eee... W...
- Na miłość Morgany, jeśli nie powie mi pan natychmiast, gdzie miała miejsce rozstrzygająca tę
wojnę bitwa, każę panu przez tydzień klęczeć przy grobie Dumbledore'a! No?
- A! W Hogwarcie.
- No przecież, że nie na Pokątnej.
4
89201015.005.png
Katarzyna Cholewińska
Chytry plan Patricka przyniósł natychmiastowe efekty - Jeanie odwróciła się do niego z szerokim
uśmiechem i mrugnęła figlarnie. Chłopcu zrobiło się nagle dziwnie gorąco, co z kolei wzbudziło
niewytłumaczalną wesołość Philipa. Zdrajca.
- ... ostatniej szansy, panie Johnson, jakkolwiek przyznam, że jestem już na skraju wytrzymałości. -
Barring chwyciła się za nasadę nosa i przymknęła oczy, walcząc z nadchodzącą migreną. - Proszę mi
przedstawić okoliczności śmierci obu przywódców. O ile pan pamięta, jak się nazywali.
Henry Johnson przełknął głośno ślinę, sprawiając wrażenie człowieka, który nie pamięta już
nawet, jak sam się nazywa.
- To znaczy... - zająknął się, palcem luzując krawat. Patrick przewrócił w irytacji oczami. Żałosne.
On na pewno tak się nie zachowywał w czasie swojej odpowiedzi. Nie, kiedy patrzyła Jeanie, w każdym
razie. - Dumbledore...
- Moje serce śpiewa, panie Johnson. Przybliżył się pan o jedną czwartą do zaliczenia. Kolejne
słowo.
- On zginął w czasie... No... Pierwszego ataku na Hogwart. Chyba.
- Chyba? - Barring nigdy nie akceptowała takich odpowiedzi.
Henry wzruszył niezobowiązująco ramionami. Nauczycielka westchnęła męczeńsko.
- Na pewno, panie Johnson, proszę to zapamiętać raz na zawsze. A główny ideolog przeciwnego
obozu?
- Riddle, tak?
W klasie rozległy się bynajmniej nie tłumione chichoty.
- Nie, Nicholas Flamel - syknął ktoś z końca sali. Zdezorientowane spojrzenie odpowiadającego
chłopca wywołało kolejną salwę śmiechu.
- Tak, Riddle, Tom Marvolo Riddle! Gdzie pan był przez ostatnie pół godziny? - Profesor
wyraźnie straciła wszelką nadzieję.
Henry nie zaszczycił tego ostatniego pytania odpowiedzią.
- Proszę się przygotować na kolejne zajęcia, panie Johnson. - Barring skrobnęła piórem w
dzienniku, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Na razie tylko zaznaczam, że ma pan odpowiedź do
zaliczenia. Ostrzegam, następnym razem, postawię panu okropny, rozumiemy się?
Henry zwalił się ciężko na swoje krzesło i odetchnął z ulgą. Naiwny kretyn, pomyślał Patrick. Nie
wie, że z poprawiających Barring ma w zwyczaju robić krwawą miazgę?
- Nie wierzę - podjęła po chwili brzemiennego milczenia czarownica - że nikt z państwa nie wie,
jak zginął Riddle. I kiedy.
W klasie rozległ się szmer przypominający ciche brzęczenie roju pszczół, kiedy dzieci zaczęły
naprędce przeglądać podręcznik i konsultować możliwe odpowiedzi. Wbrew pozorom szóstoklasiści
bardzo nie chcieli podpaść pani Barring. Znowu.
- No bo w czasie Wielkiej Bitwy o Hogwart, jak Harry Potter... - odezwał się ktoś, ale natychmiast
zagłuszyła go salwa śmiechu. Philip dźgnął Patricka w żebra łokciem.
- Jak ten coś wymyśli... - mruknął, ale przyjaciel w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
Wariactwa Leara Scamandra, który zabrał właśnie głos, nie były dla niego żadną nowością i naprawdę
nie mogły go obchodzić mniej.
- Proszę pana - skarciła Leara Barring, jednocześnie stukając w blat biurka, aby uciszyć pozostałe
dzieci. - Bądźmy poważni.
- Ale ja jestem poważny! - obruszył się Lear i nadął jak ropucha, którą ktoś podrażnił patykiem.
Jego wodniste oczy zdawały się być bardziej wyłupiaste niż zwykle.
- Ja również. Proszę nie mylić faktów z fikcją...
- Nic nie mylę! - upierał się Lear, w zapamiętaniu przerywając nauczycielce. - Harry Potter jest
postacią historyczną!
- Oczywiście, w takim samym stopniu co Merlin, Morgana i reszta owego barwnego, brytyjskiego
5
89201015.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin