Clay Rita - Ta sama milosc.pdf
(
845 KB
)
Pobierz
112823529 UNPDF
Rita Clay Estrada
TA SAMA MIŁOŚĆ
(Twice loved)
PROLOG
Drogi Dzienniczku!
To z pewnością najbardziej ekscytujące zdarzenie, jakie mnie w Ŝyciu spotkało!
Wyobraź sobie, Ŝe ostatnie trzy tygodnie przed rozpoczęciem studiów spędzę we
Włoszech, w Vernazzy! Kiedy moja najukochańsza kuzynka Tina straciła głowę dla
pewnego włoskiego przystojniaka, uznałam, Ŝe to bardzo romantyczne, ale nigdy nie
przypuszczałam, Ŝe go poślubi i wyjedzie z Ameryki! I właśnie tutaj, w Vernazzy,
zamieszka! Nie do wiary! A wydawało się, Ŝe naleŜy do osób pewnie stąpających po
ziemi.
Jest tylko o trzy lata starsza ode mnie, ale czasem w porównaniu ze mną,
osiemnastolatką, zachowuje się jak stuletnia szacowna matrona. Nie wyobraŜałam
sobie, Ŝe Tina Simpson, obecnie pani Arturowa Sottosanti, zdobędzie się na
przenosiny do Włoch. Jeśli jednak starczyło jej śmiałości, by zmienić nazwisko z
pospolitego na wielce wyszukane, czemuŜ miałaby nie pójść za ciosem i nie
spróbować Ŝycia europejskiej awangardy? Jeśli ja się zakocham (a do tego nie
dojdzie!), teŜ będą ode mnie wymagać, Ŝebym pojechała w świat za męŜem.
I
chyba dlatego nigdy nie wyjdę za mąŜ. To nie impreza dla feministki.
W kaŜdym razie tu oto zaczynasz swoją rolę powiernika, mój dzienniczku – w
wiosce rybackiej Vernazza, na południe od włoskiej Riwiery. Tę okolicę nazwano
Cinaue Terre (Pięć Krain), poniewaŜ z brzegu wyrasta jak gdyby pięć wypustek,
głęboko wrzynających się w Morze Śródziemne. Na kaŜdym cyplu jest wieś przytulona
do średniowiecznego zamku. CzyŜ to nie prześliczne?
Na tym kończę swój pierwszy zapis. Obiecałam mamie prowadzić dziennik
podczas podróŜy. To moŜe się okazać trudne. Nigdy wcześniej nie zapisywałam
swoich myśli, ale mama mówi, Ŝe kiedyś, po latach, będę miała pamiątkę wraŜeń z
pierwszego kontaktu z Europą. Sama prowadzi dziennik od dwunastego roku Ŝycia.
Twierdzi, Ŝe sięgała do dawnych zapisków, aby przypomnieć sobie, jak to jest, kiedy
się ma dwanaście lat. W tym właśnie wieku stałam się nie do wytrzymania. CóŜ,
spróbuję pisać, ale chyba jestem na to za stara.
Drogi Dzienniczku!
WłoŜyłam do plecaka dwie kanapki z serem i butelkę wody. Powędrowałam do
następnej miejscowości. Wydeptana ścieŜka wiodła przez szczyty stoŜków
wulkanicznych. Przez całą drogę miałam zapierający dech w piersiach widok na
Morze Śródziemne na dole, tarasowe winnice na zboczach i zamki na wzgórzach.
Kraina z baśni!
MoŜe po studiach znajdę tu pracę i zostanę u Tiny? Dobrze nam razem.
Rozumiemy się jak rodzone siostry. Kiedy napomykam o powrocie do domu, jej oczy
przybierają dziwny wyraz. Ar turo chyba teŜ odczytuje go jako tęsknotę za rodzicami,
za rodzinnymi stronami, bo ściska Ŝonę za rękę albo całuje ją w policzek. Wie, Ŝe
Tinie będzie mnie brakowało, kiedy wyjadę.
Młodzi małŜonkowie planują podróŜ do Luizjany w pierwszą rocznicę ślubu. Są
oboje tacy romantyczni... Myślę, Ŝe mama i tata teŜ tacy byli. Ciekawe, czy
kiedykolwiek i ja poczuję się taka szczęśliwa.
Drogi Dzienniczku!
Spędziłam cudowny poranek, ucząc się zagniatać ciasto, wałkować, zwijać i kroić
najprawdziwszy włoski makaron. Tina teŜ nigdy jeszcze tego nie robiła, więc jej
teściowa nam pokazała. Wyglądałyśmy zupełnie jak w telewizyjnych programach dla
gospodyń domowych. Tina uczy się włoskiego, a Mama Rosa próbuje mówić po
angielsku. Ja natomiast nieźle wypowiadam się na migi. Zwariowany to widok, ale, o
dziwo, świetnie się dogadujemy.
Zanim skończyłyśmy się babrać w cieście, usiłując równo zwinąć rozwałkowane
placki, byłyśmy od stóp do głów unurzane w mące. W Ŝyciu się tak nie uśmiałam!
Codzienne zapiski podobają mi się coraz bardziej. Myślę, Ŝe będę dalej prowadzić
dzienniczek, lecz po powrocie do domu przemianuję go na powaŜny dziennik. CóŜ,
ostatecznie zostałam studentką pierwszego roku Uniwersytetu Luizjana.
Drogi Dzienniczku!
Poznałam dziś cudownego faceta. Nazywa się David Marshall i pochodzi z
Atlanty (w Georgii). Właśnie
skończył college, a od września zaczyna studia
prawnicze. Prawo! No, no... Jest zaledwie o cztery lata ode mnie starszy. PodróŜuje z
przyjacielem, Jerrym. Nie przepadam za nim. Ma w sobie coś, co mnie irytuje.
CóŜ, jestem zakochana po uszy – jak by powiedziała mama. Przysiadłam sobie na
mojej ulubionej skałce i wymyślałam arcymądry i błyskotliwy tekst pocztówki do
Diedry – królowej balu maturalnego
–
kiedy usłyszałam urzekający niski głos, który
zapytał, czy to moja prywatna skała. JuŜ miałam odpowiedzieć, Ŝe nie, i podniosłam
wzrok. Przede mną stał fantastycznie wyglądający facet. Na widok jego uśmiechu po
prostu się rozpłynęłam.
Ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i ciemne włosy. Po zdjęciu okularów
przeciwsłonecznych okazało się, Ŝe ma intensywnie niebieskie oczy. Nie mogłam z
siebie wydusić słowa! Dorosła dziewczyna, zaczyna studia, pojechała sama do
Europy, a tak ją zatkało! Po głowie kołatało mi tylko jedno słowo, którego w Ŝadnym
wypadku nie wolno było uŜyć: cholera!
Nieznajomy uśmiechnął się, usiadł obok i wbił wzrok w morze. Gapiłam się na
niego. Z bliska wydawał się jeszcze piękniejszy. I wciąŜ nie przychodziło mi na myśl
nic, czym mogłabym zagaić rozmowę.
Kiedy sobie jednak przypominam tę sytuację, muszę stwierdzić, Ŝe on równieŜ się
nie odzywał. Westchnął tylko zadowolony. Nie jestem pewna, lecz sądzę, Ŝe podobnie
jak ja zachwycił się okolicą Cinque Terre. Po bardzo długiej chwili (trwającej pewnie
z godzinę) zaczęliśmy opowiadać o naszych domach w Stanach
Zjednoczonych i o
sobie. Gdy słońce chyliło się nad horyzontem, podnieśliśmy się jednocześnie i w
milczeniu wróciliśmy na dziedziniec kościelny. To było takie romantyczne!
Drogi Dzienniczku!
Dziś znów spotkałam Davida. Wędrowaliśmy tą samą ścieŜką do sąsiedniej
wioski. To tylko trzy godziny marszu, a jest tam plaŜa o drobnym wulkanicznym
piasku. A poza tym, po takiej ilości makaronu, jaką pochłonęłam poprzedniego
wieczora, potrzebowałam spaceru.
Wracając do głównego wątku: David! Rozmawialiśmy o płytach, filmach,
ksiąŜkach i znów o płytach. Mamy tyle cech wspólnych! David śmieje się z moich
dowcipów i słucha moich rozwaŜań, jak gdybym była najmądrzejszą,
najinteligentniejszą kobietą świata.
Po kąpieli słonecznej na plaŜy zjedliśmy placek prawdziwej włoskiej pizzy (która,
drogi Dzienniczku, w niczym nie przypomina swej amerykańskiej imienniczki) i
poszliśmy z powrotem. Dzień juŜ się kończył. Schodząc serpentyną z ostatniego
wzgórza, spojrzeliśmy w dół na bajkową wioskę. Nie mogłam wprost oderwać wzroku
od wąskiej doliny i mrocznej baszty, górującej nad bladoniebieskim horyzontem po
przeciwnej stronie.
David równieŜ się zatrzymał. Było oczywiste, Ŝe oboje nas ogarnęły te same
uczucia. Podniósł dłoń i połoŜył na moim ramieniu. Ogarnęła mnie fala gorąca.
Bałam się odetchnąć, aby go nie spłoszyć i nie skłonić do cofnięcia ręki. Przez jedną
cudowną chwilę czułam się częścią przyrody, ziemi, powietrza, włoskiego krajobrazu.
Wspaniały, ulotny moment. Przestraszyła mnie jednak myśl, Ŝe poczułam się takŜe
cząstką Dańda.
Nie jestem jeszcze gotowa, aby zaakceptować to uczucie.
Drogi Dzienniczku!
Poznałam Dańda zaledwie tydzień temu, a nie pamiętam, jak wyglądało moje
Ŝycie, zanim na niego trafiłam. Spotykamy się kaŜdego ranka przy naszej skale i
planujemy cały dzień. Bez względu na to co robimy, dopóki jesteśmy razem – bawimy
się świetnie!
WciąŜ nie lubię Jerry’ego, przyjaciela Davida. Zawsze patrzy na mnie z
głupawym uśmieszkiem, jak gdyby wiedział coś, czego ja nie wiem. Odnoszę wraŜenie,
Ŝe chciałby zniszczyć szczęście moje i Dańda. Parę razy pytałam Davida o
przyjaciela, ale wzruszał tylko ramionami i mówił, Ŝęto zwykły sposób bycia Jerry
‘ego. Potem zmieniał temat. Sądzę jednak, Ŝe męczą go dziwaczne maniery kolegi,
poniewaŜ stara się trzymać z dala od niego.
Dziś spędziliśmy razem niezwykły wieczór. Włóczyliśmy się wąskimi, krętymi
uliczkami rybackiej wioski. Wymieniłam pozdrowienia z kilkoma przyjaciółkami
Mamy Rosy, które siedziały na ławeczkach i plotkowały, pilnując bawiących się
wnuków. Wydaje mi się, Ŝe nas obserwowały. Sądzę, Ŝe uznały nas za miłą i dobraną
parę, bo uśmiechały się, kiwały głowami i szeptały coś do siebie.
Wreszcie dotarliśmy do naszego ulubionego miejsca na szczycie wzgórza, na
tyłach zamku, naprzeciwko niewielkiego cmentarza. Trzymając się za ręce,
podziwialiśmy zachodzące słońce i pogrąŜającą się w mroku dolinę. TuŜ przed
zapadnięciem nocy David oparł się o ścianę zamku i przygarnął mnie do siebie.
Oparłam głowę na jego ramieniu. Obserwowaliśmy, jak morze zmienia barwę z
pomarańczowoczerwonej na kruczoczarną. Piękny i smutny zarazem widok...
Wtedy David mnie pocałował! Naprawdę, pocałował! To była najcudowniejsza
chwila w moim Ŝyciu. Kiedy wreszcie znalazłam dość siły, aby otworzyć oczy, David
uśmiechnął się. Bez słowa prowadził mnie dróŜką do wioski. Wypiliśmy colę na
stopniach kościoła świętej Małgorzaty. Wydawało mi się, Ŝe całowałam się z nim
przez całą noc.
David mówi na mnie „Annie” zamiast „Suzanne”. Twierdzi, Ŝe Suzanne to imię
dla staruszki. Nigdy przedtem nie miałam Ŝadnego przezwiska czy pseudonimu.
Bardzo mi się to podoba!
Przez resztę wieczoru, kiedy tylko spojrzałam na Davida, uśmiechał się tak
słodko, Ŝe robiło mi się rozkosznie ciepło.
Drogi Dzienniczku!
Zaniedbuję codzienne zapiski, a przecieŜ obiecywałam sumiennie notować
wydarzenia kolejnych dni spędzonych we Włoszech. Tyle się dzieje... Przez ostatnie
dwa tygodnie bardzo wydoroślałam. Czuję się jak całkiem inna osoba. Tina rzuca mi
dziwne spojrzenia i wciąŜ pyta, czy wszystko w porządku. Powtarzam jej, Ŝe tak, lecz
widzę troskę w oczach kuzynki. Staram się za wiele nie opowiadać o Dańdzie, aby
uśpić jej iście matczyną podejrzliwość. Niełatwa to sprawa.
Dziś znów idziemy podziwiać zachód słońca spod murów zamku. Tym razem
jednak David ma urządzić kolację na świeŜym powietrzu. Ostrzegł Jerry’ego, aby nie
deptał nam po piętach. Nie mogę się juŜ doczekać!
Drogi Dzienniczku!
Przed dwoma dniami David i ja zostaliśmy kochankami. Kochankami – cóŜ za
cudowne, wspaniałe, przypieczętowujące dorosłość słowo. Niewiele jednak mówiące
o tym, co się zdarzyło.
Przytuleni patrzyliśmy na księŜyc wschodzący nad szczytami gór. Zaczęłam
pieścić Davida. Dotykał mnie. Nagle coś się we mnie zmieniło i zapragnęłam
odwaŜniejszych pieszczot. Wiedziałam, co nastąpi, nie wiedziałam jednak, co i jak
robić. Zresztą to nie miało znaczenia. David pokazywał mi drogę, a ja kroczyłam za
Plik z chomika:
LadyHenrietta
Inne pliki z tego folderu:
Clay Rita - Cena miłości.pdf
(969 KB)
Clay Estrada Rita - Cena miłości.pdf
(756 KB)
Clay Rita - W innym wymiarze.pdf
(893 KB)
Clay Rita - Klucz z kości słoniowej.pdf
(949 KB)
Clay Rita - Ta sama milosc.pdf
(845 KB)
Inne foldery tego chomika:
A
Abbi Glines
Abby Green
Abecassis Eliette
Abelar T
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin