Campbell Ross - Sztuka akceptacji, czyli jak po prostu kochac swego nastolatka.doc

(702 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

ROSS CAMPBELL

 

 

 

 

 

SZTUKA AKCEPTACJI

 

 

CZYLI JAK PO PROSTU KOCHAĆ SWEGO NASTOLATKA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Oficyna Wydawnicza „Vocatio"

Warszawa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,

nie unosi się pychą;

nie dopuszcza się bezwstydu,

nie szuka swego,

nie unosi się gniewem,

nie pamięta złego;

nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma.

Miłość nigdy nie ustaje...

 

[IKor 13,4-8]

 

 

 

Z OKŁADKI:

       „Gdy miałem piętnaście lat, mój ojciec był największym ignorantem jakiego znałem. To zadziwiające, ile zdołał się nauczyć w ciągu następnych pięciu lat" - Mark Twain

       Aby przygotować nastolatka do samodzielnego, odpowiedzialnego życia w tym zwariowanym świecie, musimy nauczyć go jasno myśleć. Konieczne jest przy tym abyśmy zdawali sobie sprawę z faktu, że rozwój intelektualny dziecka odbywa się etapami, a czynnikiem od którego najbardziej zależy poziom umiejętności rozumowania na każdym z tych etapów, jest stopień zaspokojenia potrzeb emocjonalnych. Im bardziej potrafimy autentycznie bezwarunkowo kochać nasze dziecko, tym lepiej będzie się ono rozwijało intelektualnie. Im bardziej nasz nastolatek będzie się czuł kochany, tym łatwiej mu przyjdzie nauka jasnego i logicznego myślenia. Niestety również im mniej będzie czuł się kochany i ważny, tym słabszy będzie jego umysł.

       Aby nastolatek rozwijał się optymalnie musi mieć przede wszystkim poczucie własnej wartości. Dzięki temu będzie mógł stać się rozsądnym, rozumnym człowiekiem, który będzie potrafił prawidłowo ocenić sytuację - zwłaszcza emocjonalną. Chociaż nastolatki zbliżają się do dorosłości. ich potrzeby emocjonalne od czasów dzieciństwa niewiele się zmieniły. Nadal pragną mieć pewność, że je naprawdę kochamy, że mamy dla nich czas. że zawsze im pomożemy najlepiej, jak potrafimy, bo zależy nam na ich szczęściu. Dopóki będą wiedzieć, jak bardzo są dla nas ważne i jak bardzo pragniemy ich dobra, możemy skutecznie wywierać na nie wpływ, pomagając im osiągnąć niezależność.

       Okres dojrzewania to na szczęście przemijająca choroba. My rodzice, musimy umieć wziąć się w garść w tych trudnych latach zasadniczych przemian w życiu naszych dzieci. Jeśli w tym czasie zachowamy spokój i będziemy nad sobą panować, wtedy one wejdą w dorosłość dojrzalsze i pozostaną z nami w dobrych stosunkach. Ta książka mówi o tym jak to wykonać w praktyce.

 

 

 

 

 

 

 

       Przedmowa

 

       „Sztuka akceptacji..." to książka o niezwykłej wartości, zwłaszcza dla społeczeństwa, w którym zbyt wielką wagę przykłada się do własnego interesu i dóbr materialnych. Doktor Ross Campbell pokazuje rodzicom, jak łatwo poprawić kontakty z nastolatkami oraz jak rozwijać wzajemne relacje, aby były satysfakcjonujące i wzbogacające.

       Mamy pięcioro dzieci. Gdy w 1981 roku poproszono mnie o napisanie przedmowy do tej książki, najstarsze z nich było nastolatkiem, a dwoje młodszych wchodziło w wiek dojrzewania. W takiej sytuacji książka doktora Campbella nie tylko wzbogaciła naszą wiedzę, lecz również trafiła w nasze ręce w najbardziej odpowiednim czasie.

       Jednym z największych atutów tej książki jest prostota, z jaką mówi się w niej o najważniejszych sprawach codziennego życia. Osobiście jestem szczególnie wdzięczna za rozdziały poświęcone temu, jak radzić sobie z gniewem i frustracją oraz przypominające o potrzebie bezwarunkowej miłości. Przyznam, że bardzo przydała mi się również porcja otuchy, której dodaje doktor Campbell, ukazując że nie jesteśmy jedynymi rodzicami, którzy muszą jakoś sobie radzić ze zmiennymi nastrojami czy kaprysami swych nastolatków,

       Na kartach tej książki wielokrotnie pojawia się myśl, którą bardzo cenię. Oto my, rodzice, powinniśmy uporządkować własne życie — fizyczne, moralne i duchowe, ponieważ jesteśmy dla naszych dzieci wzorem zachowania. Jeśli przyjmiemy rady doktora Campbella, będzie to pożyteczne zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci.

       Gorąco polecam tę książkę rodzicom. Jestem pewna, że po przeczytaniu zarekomendujecie ją swoim przyjaciołom.

Marianne Staubach

Dallas, Teksas

 

 

       Wstęp

 

       Wychowywanie nastolatka to trudne wyzwanie dla większości rodziców. Z roku na rok pojawiają się nowe, coraz poważniejsze problemy. Liczba samobójstw popełnianych przez młodzież wzrosła tak dramatycznie, że stała się statystycznie drugą przyczyną śmierci osób między czternastym a dwudziestym rokiem życia. Od kilku lat obserwujemy w tej grupie niepokojące zjawisko stałego pogarszania się wyników w nauce. Wstrząsające są dane statystyczne na temat narkomanii, przestępczości, ciężarności nieletnich, zachorowalności na choroby przenoszone drogą płciową. Czujemy się przytłoczeni poczuciem bezradności i beznadziejności.

       Dlaczego jest aż tak źle? Główną przyczynę upatruję w fakcie, że rodzice zazwyczaj nie wiedzą, jak traktować swoje nastoletnie dzieci. Mają także wypaczone pojęcie o tym, czym jest wiek dojrzewania i czego można się spodziewać po nastolatkach.

       Chociaż większość rodziców naprawdę kocha swoje dzieci, to nie wiedzą oni, jak przekazać tę miłość nastolatkom, aby czuły się kochane i akceptowane. Na szczęście możemy nauczyć się tej sztuki.

       Przekonałem się, że rodzice, którzy stosują omówione w tej książce zasady, bardzo skutecznie potrafią pomóc swoim nastolatkom odpowiednio się rozwijać oraz stać się odpowiedzialnymi, dojrzałymi i rozsądnymi ludźmi dorosłymi.

       Część przedstawionego tutaj materiału pochodzi z mojej pierwszej książki zatytułowanej „Sztuka zrozumienia — czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko" (Oficyna Wydawnicza „Vocatio", Warszawa 1999). Potrzeby nastolatków są jednak bardziej złożone niż potrzeby młodszych dzieci. Dlatego namawiałbym do twórczego, liczącego się z okolicznościami, zastosowania podanych tu informacji i sugestii.

       Jeśli połączą Państwo zawarte w tej książce pomysły z własną wrażliwością i stworzą wewnętrznie spójny model postępowania wobec waszego nastolatka, to wkrótce ze zdziwieniem przekonają się Państwo, że taka mądra miłość przemienia wasze dzieci, a nowe relacje dostarczą wam wiele satysfakcji.

       Na następnych stronach przedstawiłem liczne przykłady, z którymi się zetknąłem. Stanowią one niezbędną ilustrację i pozwalają naświetlić przedstawione problemy. We wszystkich wypadkach imiona, nazwiska i okoliczności zostały zmienione, aby nie było można zidentyfikować moich klientów.

 

 

       1.

       Nastolatki — dzieci wkraczające

       w dorosłość

 

       — Wprost nie mogę uwierzyć, że ona to zrobiła — tymi słowami pani Batten rozpoczęła opowieść o wstrząsającym wydarzeniu. Siedziała w moim gabinecie wraz z mężem i oboje wyglądali na załamanych. — Była taką dobrą, zawsze zadowoloną dziewczynką. Nigdy nie mieliśmy z nią poważniejszych kłopotów. Sądziłam, że dawaliśmy Debbie wszystko, czego potrzebowała. Miała ładne ubrania i pięknie urządzony pokój. Naprawdę nic jej nie brakowało.

       — Dlaczego usiłowała się zabić? Dlaczego połknęła te tabletki? Naprawdę chciała umrzeć, czy tylko próbowała zwrócić na siebie uwagę? Sama nie wiem, co o tym myśleć. Czuję się kompletnie zagubiona. Debbie stała się teraz ponura i nieprzystępna. W ogóle się do mnie nie odzywa, nie odpowiada na żadne pytania.

Prawie wcale nie wychodzi ze swojego pokoju. I zaczęła przynosić bardzo złe stopnie.

       Pani Batten westchnęła ciężko. Jej zazwyczaj promienne spojrzenie było przygaszone. Jeszcze przez kilka minut opowiadała o problemach córki, widać było jednak, że sama jest równie osamotniona jak Debbie. Ta kobieta była klasycznym przykładem matki, która nie wie, jak kochać swoją nastolatkę.

       — Kiedy pani zauważyła zmiany w zachowaniu Debbie? — spytałem.

       — Jakieś dwa lub trzy lata temu — odparła. — Ale początkowo chodziło o drobiazgi, dlatego nie przykładałam do nich wagi. Zmiany następowały stopniowo, więc jeszcze do niedawna uważałam, że to nic poważnego. Obecnie Debbie ma piętnaście lat, ale już pod koniec szóstej klasy*(* W Stanach Zjednoczonych dzieci rozpoczynają naukę w wieku 7 lat, w szóstej klasie mają więc, tak jak w Polsce, 13 lat) zauważyliśmy, że nasza córka jest znudzona obowiązkami szkolnymi. Jej stopnie bardzo się pogorszyły. Nauczycielka poinformowała nas, że nasza córka myśli o niebieskich migdałach, nie uważa i nie bierze udziału w lekcjach. Niepokoiła się o Debbie. Szkoda, że wtedy nie przejęliśmy się słowami pani Collins. Była doskonałą wychowawczynią.

       — Później Debbie zaczęło nudzić prawie wszystko. Straciła zainteresowanie sprawami, którymi pasjonują się dzieciaki w jej wieku. Rezygnowała kolejno z różnych zajęć, które przedtem lubiła, nie chciała chodzić do kościoła, zaczęła unikać swoich przyjaciółek. Coraz więcej czasu spędzała sama, coraz mniej mówiła.

       — Sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy Debbie poszła do siódmej klasy. Przestała utrzymywać kontakty z bliskimi dotąd koleżankami i wpadła w złe towarzystwo. Stała się krnąbrna i nieprzyjemna. Szybko upodobniła się do swoich nowych przyjaciół. Brała z nich przykład i przez nich często wpadała w poważne kłopoty.

       — Próbowaliśmy dosłownie wszystkiego — kontynuowała pani Batten. — Najpierw parę razy spuściliśmy jej lanie. Później odebraliśmy jej dotychczasowe przywileje i ograniczyliśmy swobodę. W końcu zabroniliśmy jej wychodzić z domu. Nagradzaliśmy ją za dobre zachowanie. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, które naszym zdaniem mogły nam pomóc. Naprawdę próbowaliśmy chyba wszystkiego.

       — Jesteśmy zrozpaczeni — dodał pan Batten. — Czy to nasza wina? Czy byliśmy złymi rodzicami? Przecież tak bardzo się staraliśmy. Może to dziedziczne? A może ona jest na coś chora? Czy powinniśmy ją przebadać, zrobić test na poziom cukru lub badania neurologiczne? Sądzi pan, że przydałyby się jakieś witaminy lub mikroelementy? Kochamy Debbie, doktorze, ale sami nie wiemy, co robić. Czy nie ma już żadnej nadziei?

       Po wyjściu rodziców poprosiłem do gabinetu Debbie. Była ładną, grzeczną dziewczynką. Nie brakowało jej inteligencji, lecz miała duże trudności z wysławianiem się w zrozumiały sposób. W rozmowie posługiwała się półsłówkami lub potakiwała w formie licznych „uhm". Brakowało jej naturalnej u piętnastoletnich dziewcząt spontaniczności i entuzjazmu. Widać było, że jest nieszczęśliwa, a komunikowanie się z nią było bardzo trudne.

       Po jakim czasie Debbie poczuła się trochę pewniej. Zaczęła mówić swobodniej, częściej nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy. Jej zachowanie i słowa potwierdzały, iż nie zależy jej na tym, co dawniej było dla niej ważne. W końcu oświadczyła: ..To wszystko nie ma sensu. Nikogo nie obchodzę i nikt mnie nie obchodzi. Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia".

       Było jasne, że Debbie jest ofiarą depresji — poważnego problemu, który coraz częściej dotyka bardzo młodych ludzi. Debbie rzadko czuła się zadowolona z siebie lub z życia. Od lat marzyła o bliskim, pełnym miłości związku z rodzicami, ale w ciągu ostatnich miesięcy przestała wierzyć, że to jest możliwe. Zwróciła się w stronę rówieśników, ponieważ sądziła, że tam otrzyma akceptację i więcej uczucia; zawiodła się jednak i ogarnęło ją poczucie beznadziejności.

       Przykro to mówić, ale przypadek Debbie nie jest wyjątkiem. Przeciwnie, nastolatków takich jak ona jest bardzo dużo. Kiedy była młodsza, wydawało się, że jest szczęśliwa. Nie było z nią żadnych kłopotów, ponieważ nie wymagała wiele od rodziców, nauczycieli i innych ludzi. Wszyscy uważali ją po prostu za miłą dziewczynkę. Nikt nie podejrzewał, że nie czuje się naprawdę kochana i akceptowana przez rodziców. Rodzice kochali ją całym sercem i jej dobro było dla nich najważniejsze, ale Debbie odbierała to inaczej. Owszem, rozum mówił jej, że jest kochana i otoczona opieką, dlatego nigdy nie powiedziałaby, że jest inaczej. Brakowało jej jednak tej cennej i najważniejszej pewności, że rodzice darzą ją bezwarunkową miłością i całkowicie akceptują.

       Rzeczywiście trudno to zrozumieć, ponieważ rodzice Debbie kochali ją i zaspokajali jej potrzeby najlepiej, jak mogli i umieli. Starali się postępować mądrze, korzystali również z porad fachowców. Byli udanym małżeństwem. Kochali się, traktowali wzajemnie z szacunkiem, związek ich był stabilny.

       Mimo to Battenowie, podobnie jak wielu współczesnych rodziców, nie potrafili poradzić sobie z wychowywaniem nastolatki. Nie wiedzieli również, w jaki sposób skutecznie pomóc jej przejść przez kolejne fazy dojrzewania. Współczesna rodzina codziennie musi mierzyć się z wieloma wyzwaniami. Dlatego łatwo o wątpliwości, obawy i pesymizm. Rosnące wskaźniki orzekanych rozwodów, kryzys ekonomiczny i finansowy, pogarszająca się jakość edukacji, obniżenie autorytetu władzy państwowej — wszystko to negatywnie odbija się na naszym życiu emocjonalnym. Jeżeli my, rodzice, sami borykamy się z coraz większymi problemami natury fizycznej, emocjonalnej czy duchowej, to oczywiście będziemy mieć również problemy z wychowywaniem naszych dzieci. Osobiście uważam, że w tych niełatwych czasach dziecko, zwłaszcza dziecko nastoletnie, płaci najwyższą cenę. Nastolatek to najbardziej wrażliwa osoba w społeczeństwie, a jej największą potrzebą jest potrzeba miłości.

       Rodzice Debbie starali się dbać o swoją córkę najlepiej, jak potrafili. W zasadzie nic nie można zarzucić ich rodzicielskiej odpowiedzialności. A jednak coś było nie tak. Jak już wspomniałem, Debbie nie czuła się autentycznie kochana. Czyżby zawiedli rodzice? Czy ich należało winić? Nie sądzę. Państwo Batten zawsze kochali Debbie, ale nie wiedzieli, jak przekonać o tej miłości swoje dziecko. Podobnie jak wielu innych rodziców, mieli tylko ogólne pojęcie o jego potrzebach: poczuciu bezpieczeństwa, dachu nad głową, jedzeniu, ubraniu, nauce, wpajaniu wartości, miłości itd. I dawali to wszystko. Nie wiedzieli tylko o potrzebie bezwarunkowej miłości.

 

       Nastolatki to ciągle jeszcze dzieci

       Nastolatki to dzieci w okresie przejściowym. Jeszcze nie są dorosłymi ludźmi. Nadal mają potrzeby, również emocjonalne, typowe dla dzieci. Jednym z błędów, jaki rodzice, nauczyciele i wychowawcy najczęściej popełniają w stosunku do młodzieży, jest traktowanie nastolatków jak osób co prawda młodych, ale już dorosłych. Wiele osób, od których nastolatki są zależne, nie dostrzega ich dziecięcej potrzeby miłości i akceptacji. Nastolatki pragną również być dla kogoś ważne, chcą wiedzieć, że komuś na nich naprawdę zależy.

       Obecnie zbyt dużo nastoletnich dzieci nie ma tej pewności. W rezultacie borykają się z poczuciem beznadziei i bezradności, tracą poczucie własnej wartości, zaczynają uważać się za kogoś gorszego.

       Współczesne nastolatki często określa się mianem „pokolenia apatycznego". Ale ta apatia to pozory, zewnętrzna warstwa. Pod nią kryje się gniew i zagubienie. Dlaczego? Ponieważ bardzo dużo nastoletnich dzieci postrzega siebie w negatywny sposób. Sądzą, że nikt ich nie docenia i czują się bezwartościowe. Taki wizerunek własnej osoby jest rezultatem przeświadczenia dziecka, że nikt go naprawdę nie kocha i że nie jest nikomu potrzebne.

       Ta apatia może mieć różne, czasem bardzo niebezpieczne konsekwencje. Jedne z najgroźniejszych to depresja i bunt przeciwko autorytetom. Apatyczne nastolatki stają się łatwym łupem ludzi pozbawionych skrupułów, którzy wykorzystują młodzież do własnych celów. Nastolatki podatne są na wpływy osób, które łatwo podporządkowują sobie słabszych, i na przykład zwalczają legalną władzę. Rezultatem takiego przewrotnego manipulowania młodymi jest społeczeństwo coraz bardziej wrogo nastawione do władzy i jej przedstawicieli. Tb bardzo poważne zagrożenie w państwie demokratycznym, w którym bezpieczeństwo zależy głównie od zaufania i osobistej odpowiedzialności jednostek. W dalszej części tej książki przyjrzymy się metodom pozwalającym przeciwdziałać apatii naszych nastolatków i wzmacniającym zdrowe, twórcze i aktywne postawy.

 

       Wpływ domu

       W dzisiejszych czasach rola rodziców nastolatka jest rzeczywiście trudna. Wynika to między innymi stąd, że przeciętny nastolatek większość czasu spędza poza domem, pozostając pod wpływem różnych osób — nauczycieli, rówieśników czy sąsiadów, ale przede wszystkim mediów—głównie telewizji. Rodzice czują się w tej sytuacji bezradni. Sądzą, że bez względu na to, jak dobrze będą wykonywać swoje rodzicielskie obowiązki, i tak mają niewielki wpływ na swoje dzieci. Prawda wygląda jednak inaczej. Rezultaty wielu badań dowodzą bowiem, że dom rodzinny nadal ma decydujące znaczenie w procesie kształtowania osobowości i postaw dzieci. To właśnie od atmosfery i stosunków panujących w domu najbardziej zależy poczucie szczęścia i bezpieczeństwa dorastającego nastolatka, jego emocjonalna stabilność i pewność siebie oraz sposób reagowania na nowe lub zaskakujące sytuacje. Wpływ domu na życie nastolatka jest znacznie silniejszy niż jakichkolwiek innych środowisk.

       Nastolatek pod pewnymi względami może przerastać swoich rodziców — dosłownie lub w przenośni. Może być wyższy, silniejszy, bardziej inteligentny czy sprytniejszy, niż oni. Ale pod względem emocjonalnym ciągle jest jeszcze dzieckiem. Nadal ponad wszystko potrzebuje rodzicielskiej miłości i akceptacji. To doświadczenie jest bezcenne dla jego harmonijnego rozwoju. Jeśli go nie ma, to nie rozwinie swoich możliwości.

       Niewielu młodych ludzi w wieku dojrzewania czuje miłość i akceptację tak, jak tego potrzebują. Rodzice zwykle głęboko kochają swoje dzieci i sądzą, że one o tym wiedzą. Nic bardziej mylnego! Nie potrafią bowiem przekazać dorastającym dzieciom swojej miłości. Dzieje się tak po prostu dlatego, że nie wiedzą, jak to robić.

       Rozmawiam z wieloma nastolatkami. Często, szukając pomocy, opowiadają mi o swoich problemach. Prawie zawsze związane są one z emocjonalnym zranieniem, wynikającym z przekonania, że nie są kochane przez rodziców, nie są dla nich kimś ważnym.

       Temu właśnie problemowi poświęciłem niniejszą książkę: jak okazywać miłość kilkunastoletnim dzieciom, aby się mogły dobrze rozwijać i właściwie zachowywać oraz stać wartościowymi ludźmi. Modlę się o to, aby książka ta była nie tylko zbiorem odpowiedzi dla zagubionych rodziców, lecz aby stała się również prawdziwą księgą nadziei.

       Muszę powiedzieć, że sam kocham młodzież. Jest wspaniała i mówię to z absolutnym przekonaniem. Jeśli emocjonalne potrzeby nastolatków są zaspokajane, to po prostu rozkwitają w tak cudowny, radosny sposób, że serce rośnie.

       Owszem, prawdą jest również, że nastolatki bywają niezrównoważone i potrafią grać nam na nerwach. Tracimy wtedy cierpliwość i wychodzimy z siebie, by w końcu stwierdzić, że najwyraźniej nie nadążamy za ich potrzebami. Czasem nawet mamy ochotę uciec lub po prostu się poddać.

       Ale nie róbmy tego, Drodzy Rodzice! Wytrwałość naprawdę ma sens i przynosi fantastyczne rezultaty. Nic tak nie cieszy, jak obserwowanie własnego dorastającego dziecka, które stopniowo zmienia się w sympatycznego i twórczego dorosłego człowieka. Jednak bądźmy realistami. To samo nie przychodzi. Musimy podjąć wielki wysiłek.

       Gorąco pragnę, aby książka ta stała się źródłem nadziei. Nie jest moją intencją wywoływanie poczucia winy. Wszyscy popełniamy błędy. Nie ma idealnych dzieci, nie ma też idealnych rodziców. Nie pozwólmy, by poczucie winy z powodu dawniej popełnionych błędów sparaliżowało nasze obecne wysiłki.

       Większość problemów naszej młodzieży można złagodzić lub rozwiązać, poprawiając napięte stosunki między rodzicami a ich nastoletnimi dziećmi. Jednak część kłopotów nastolatków jest spowodowana lub pogłębiona przez schorzenia nerwowe lub fizjologiczną depresję. W takich wypadkach zawsze należy najpierw zająć się sprawami natury medycznej, a dopiero później podejmować próby naprawy związków między rodzicami a ich dziećmi.

       Tak naprawdę rozwiązywanie problemów młodzieży rzadko wymaga ingerencji specjalistów. Rodzice sami mogą zadbać o poprawę stosunków z dziećmi, jeżeli tylko nauczą się, jak skutecznie okazywać im swoją miłość. I właśnie o tym jest ta książka.

 

 

       2.

       Dom

 

        Najważniejszym obowiązkiem rodziców jest stworzenie szczęśliwego i pełnego miłości domu. A najważniejszym związkiem w owym domu jest związek małżeński, który ma pierwszeństwo przed związkiem rodzice-dzieci. Poczucie bezpieczeństwa nastolatka i jakość stosunków łączących rodziców z dzieckiem w wielkim stopniu zależy od jakości więzi małżeńskiej. Im bardziej udane jest małżeństwo rodziców, tym łatwiej jest im odnieść się do problemów nastolatka i pomóc w ich rozwiązaniu.

 

       Chuck

       Rodzice przyprowadzili Chucka do mojego gabinetu dlatego, że wagarował, kradł i był nieposłuszny. Mówiąc o swoim synu, państwo Hargrave okazywali frustrację i gniew. Zaniepokoiła mnie intensywność ich negatywnych uczuć w stosunku do własnego dziecka.

       Chuck milczał i ze spuszczonymi oczami słuchał tych oskarżeń. Gdy w końcu się odezwał, jego głos brzmiał cicho i potulnie. Nie mówił całymi zdaniami. Używał tylko krótkich sformułowań.

       Jak zwykle w takich sytuacjach poprosiłem rodziców o opuszczenie gabinetu, żeby porozmawiać z nastolatkiem w cztery oczy. Był zły, ale nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Wkrótce stało się oczywiste, że Chuck jest mocno zagubionym chłopcem. Nie rozumiał sam siebie, miał wątpliwości dotyczące związku swoich rodziców. Chodził na wagary, ale nie bardzo wiedział, dlaczego to robi. Był bystrym uczniem i dostawał dobre stopnie, koledzy go lubili, a nauczyciele traktowali dobrze. Nie wiedział również, dlaczego kradnie, gdyż wcale nie potrzebował owych drobiazgów. Wszystko wskazywało na to, że chce zostać złapany na gorącym uczynku.

       Przypadek Chucka wcale nie jest wyjątkowy. Jego rodzice chcieli dobrze, ale popełnili kilka zasadniczych błędów. Ich małżeństwo przeżywało poważne problemy, głównie dlatego, że oboje nigdy nie nauczyli się szczerze rozmawiać ze sobą o swoich uczuciach i postawach. Pani Hargrave nie potrafiła prosto i otwarcie wyrażać swojego gniewu wobec męża; wolała manifestować go bardziej subtelnie, nie wprost — na przykład szastając pieniędzmi. Pan Hargrave także nie umiał przedstawiać swojej żonie zarzutów. Jego skumulowany gniew przejawiał się milczeniem, unikaniem kontaktu wzrokowego, uchylaniem się od obowiązków rodzinnych i domowych.

       Chuck dobrze pojął tę lekcję. Skoro w jego domu nie było szczerych i otwartych rozmów i nie okazywano sobie uczuć, więc demonstrował swój gniew poprzez takie czyny, które wprawiały rodziców w zakłopotanie lub wyprowadzały z równowagi.

       Z powodu braku umiejętności właściwego porozumiewania się pan i pani Hargrave nie byli w stanie zrozumieć, co drugie z nich czuje do Chucka i czego od niego oczekuje. Dlatego nigdy wspólnie nie ustalili żadnego wzorca, według którego mogliby wychowywać swojego syna i wdrażać go do odpowiedzialnego życia.

      Chuck w takiej sytuacji był zdezorientowany. Nigdy nie wiedział, czego rodzice od niego oczekują. Owszem, chciał, by byli z niego zadowoleni, ale jak miał postępować? Rodzice nie powiedzieli mu o zasadach, których powinien przestrzegać. Wszystkie problemy Chucka pojawiły się dlatego, że jego rodzice nie umieli ze sobą rozmawiać o ważnych sprawach ani wspólnie podejmować decyzji.

 

       Roger

       Oto inny przykład, który obrazuje, jak ważne są relacje małżeńskie w procesie wychowywania dorastającego dziecka. Czternastoletni Roger został złapany na kradzieży w cudzym domu. Rodzice przyprowadzili go do mojej poradni, ponieważ opuszczał szkołę, był zbuntowany, arogancki i zawsze w ponurym nastroju. W trakcie rozmowy okazało się, że problemy z Rogerem zaczęły się kilka lat wcześniej. Był nieposłuszny, bezustannie kwestionował rodzicielski autorytet i zręcznie manipulował, żeby postawić na swoim, co notabene na ogół mu się udawało. Roger umiejętnie wykorzystywał wypowiedzi jednego rodzica w celu zantagonizowania go z drugim. Stosowanie takiej taktyki w końcu doprowadziło rodziców do głębokiego konfliktu. Matka i ojciec spierali się o to, jak radzić .sobie z Rogerem, a on śmiał się za ich plecami i robił to, co mu się żywnie podobało.

       Psychologiczne badanie ujawniło, że chłopiec ma problemy z percepcją, jest w głębokiej depresji i wykazuje skłonności do zachowań pasywno-agresywnych (patrz rozdział siódmy). Gdy podałem swoje zalecenia, jego rodzice — w typowy dla siebie sposób — zaczęli kłócić się na temat wskazanych działań. Nawet mając w ręku konkretne sugestie lekarza, ci nieszczęśni rodzice nie byli w stanie podjąć racjonalnych decyzji dotyczących własnego syna.

      Moim najważniejszym zadaniem w tym przypadku było udzielenie pomocy rodzicom. Najpierw trzeba było doprowadzić do poprawy łączących ich stosunków, aby później mogli zgodnie zająć się Rogerem. Tylko wspólne postępowanie ojca i matki mogło skłonić chłopca do okazywania im szacunku, zaprzestania antagonizujących rodziców manipulacji i opanowania sztuki kontrolowania samego siebie.

 

       Potrzeba porozumienia

       Podane przykłady zaczerpnięte z mojej własnej praktyki lekarskiej wyraźnie pokazują, że kłopoty małżeńskie rodziców bywają przyczyną problemów wielu nastolatków. Każde dorastające dziecko potrzebuje rodziców, których związek jest stabilny, oparty na wzajemnym szacunku i miłości oraz umiejętności porozumienia między sobą.

       W każdym małżeństwie umiejętność wyrażania uczuć — zwłaszcza tych przykrych — ma zasadnicze znaczenie. Prowadzenie szczerych rozmów — szczególnie w trudnych okresach życia — jest po prostu niezbędne i może okazać się czynnikiem decydującym o trwałości związku. Trudne chwile ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin