Chłopiec, Który Trochę Przeżył do 10.rtf

(237 KB) Pobierz

Tytuł: Chłopiec, Który Trochę Przeżył (The Boy Who Lived A Bit)

Autor: Barbarella

Tłumacz: Wiana

Beta: Puchoni Zakazanego Lasu, Gosiazlata, od 3 rozdziału głównie Morwena

Link do oryginału: http://www.walkingtheplank.org/archive/ ... &chapter=1

Ostrzeżenia: Duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo Scen

http://potter-snape.forumex.pl/viewtopic.php?f=6&t=39&start=40

HP/SS

 

 

Chłopiec, Który Trochę Przeżył

 

 

Rozdział I

 

 

Herbata stała się znacznie smaczniejsza, odkąd Harry przekonał Zgredka i resztę skrzatów domowych, by zaopatrywały dom na Grimmauld Place 12 w jej ekspresową wersję. Miał dość tego okropnego liściastego czegoś, co pili wszyscy inni, a co tylko czaiło się na dnie naczynia i sprawiało, że chciałeś kaszleć i pluć, jeśli się zapomniałeś i wypiłeś zbyt dużo.

Pozostali członkowie Zakonu rzucali mu dziwne spojrzenia, gdy pierwszy raz zobaczyli, jak zanurzał w kubku papierową torebeczkę na sznurku. Doprawdy, czasami miało się wrażenie, że czarodziejski świat całkowicie przegapił ostatnie sto lat ludzkiej cywilizacji! Tylko Artur Weasley i Hermiona byli pozytywnie nastawieni do herbacianych saszetek stających się podstawowym artykułem spożywczym w kuchni. Dziewczyna z wielkimi z wdzięczności oczami uściskała Złotego Chłopca i kiedy robiła sobie herbatę, słyszeli jak mruczała pod nosem, żałując, że sama wcześniej o tym nie pomyślała.

Artur zamęczał Harry’ego, by opowiedział mu jak torebeczki są produkowane i do czego później mogą być zastosowane sznureczki - jakby nie patrzeć, wiedział, jak ważny dla Mugoli jest recycling.

 

Harry stuknął swoją różdżką o czajniczek, zagotowując wodę i nalał sobie jej trochę do czekającego kubka. Odstawił naczynie z wrzątkiem i zajął się unoszeniem i zanurzaniem małego woreczka z herbatą.

 

- Wciąż topimy torebki z suszonymi liśćmi w swoich napojach, panie Potter? - Ten mroczny, jedwabisty głos był nie do pomylenia. Harry nie potrzebował się nawet odwracać, by wiedzieć, kto przemówił.

 

- Powinieneś kiedyś tego spróbować, Snape. Dobrze smakuje i mniej z tym problemu.

 

- Każdy czarodziej, który nie wie jak zredukować „problem” czynności tak prostej jak robienie kubka herbaty bez uciekania się do mugolskich wynalazków, ledwo zasługuje, by nosić swój tytuł.

 

Młodzieniec wzruszył ramionami, lewitując rozmokłą saszetkę herbaty do śmietnika. Dodał mleka do swojego kubka i zaniósł go do stołu, po raz pierwszy podnosząc wzrok.

 

- Och - powiedział, gdy popatrzył na swojego byłego profesora. - Na zewnątrz pada śnieg?

 

Severus Snape zmierzył go spojrzeniem, które jasno i głośno mówiło: „Najwyraźniej”. Rozwiązał gruby, wełniany szalik i zdjął go ze swojej szyi, co sprawiło, że drobinki lodowej bieli uwolniły się z niego i roztopiły, zanim zdążyły dotrzeć do kuchennej podłogi. Czarny szalik został położony na wolnym siedzeniu razem z czarnymi rękawiczkami bez palców. Mężczyzna zrzucił z siebie również swoją ciężką, zimową szatę i dodał ją do rosnącego stosu czerni.

 

- Woda jest świeżo zagotowana, jeśli chcesz herbaty. - Chłopak wiedział, że nie musiał o tym informować, jednak czuł się bardzo niezręcznie w przedłużającej się ciszy. Gdzieś tam w domu, Lupin czytał, albo pisał, albo spał, albo robił cokolwiek innego, ale pomijając Remusa w domu był tylko Harry i Severus. I chociaż jakkolwiek relacje między nimi nie zawierały już dłużej nienawistnego warczenia i ataków urażonej dumy, nie byli tak dokładnie kumplami od serca. Mimo to większość weekendów znajdowała ich rzuconych razem - Snape’a i jego.

 

Harry, od zakończenia szkoły w czerwcu, mieszkał razem z Remusem Lupinem na Grimmauld Place. To był całkiem miły układ, naprawdę, tylko trochę klaustrofobiczny.

Nastolatek nie miał pozwolenia na swobodne wychodzenie z domu, gdyż wciąż szalała wojna, a już zdecydowanie nie wolno mu było wychodzić samemu. Zakon nie był nawet zbyt przychylny pomysłowi, żeby przebywał w domu sam przez krótki okres czasu, niezależnie od ukrytego położenia i potężnych zabezpieczeń kwatery.

 

Remus tak właściwie też nie miał gdzie żyć, więc wydawało się całkiem naturalnym dla nich obu, by zamieszkać razem w starej rodzinnej rezydencji Blacków, zamienionej tymczasowo w Kwaterę Główną Zakonu Feniksa.

 

Zakon starał się nie dawać Lupinowi zbyt wielu zadań w tygodniu, aby mógł być z Harrym tak często, jak tylko to było możliwe. W weekendy, kiedy przypadała większość misji Lupina, zawsze starano się przydzielać jednego lub dwóch członków na Grimmauld Place, by ochraniać Chłopca-Który-Przeżył. Czasami był to któryś z Weasleyów, ale znacznie częściej Severus Snape.

 

Wiele razy Mistrz Eliksirów przybywał kominkiem w piątkowe popołudnie, gdy lekcje w Hogwaracie się kończyły i zostawał do wczesnych godzin poniedziałkowych, kiedy to wracał do szkoły, by znowu uczyć. Jeśli miał pełny rozkład szlabanów na sobotę rano, przybywał popołudniu lub wczesnym wieczorem, zazwyczaj zahaczając po drodze o Pokątną lub Nokturn, by przy okazji zaopatrzyć się w składniki do eliksirów.

 

Harry powierzyłby Lupinowi swoje życie i wiedział, że mężczyzna jest bardzo silnym i potężnym czarodziejem, jednak jakoś, jakkolwiek bardzo niechętnie, zawsze czuł się ociupinkę bezpieczniejszy, gdy Snape również był w pobliżu. Mężczyzna ten miał na tyle siły, by zerwać ze swoim poprzednim życiem Śmierciożercy. Był szpiegiem Zakonu w szeregach mrocznego Lorda Voldemorta, niemal tak długo jak żył Potter. Uratował życie chłopaka niezliczoną ilość razy i był po prostu, najzwyczajniej w świecie, jednym z najbardziej budzących grozę i onieśmielających czarodziejów, jakich Harry kiedykolwiek spotkał. Ten człowiek mógłby prawdopodobnie spojrzeniem przegnać śmierć! (No dobrze, wiedział, że nie, ale był pewien, że to było cholernie bliskie prawdy!)

 

Obserwował jak Snape robił sobie herbatę - od groma czarnych, liściastych okropności - i usadowił się przy stole naprzeciw Harry'ego, kładąc różdżkę na blacie, pod ręką. Jedna idealnie czarna brew wygięła się nieznacznie ku górze, jakby pytając, na co, do diabła, Harry myślał, że niby patrzył.

 

Nastolatek opuścił wzrok na blat stołu między nimi, starając się nie wyglądać jakby przyglądał się długim palcom Snape’a, grzejącym się o ścianki kubka wypełnionego parującą herbatą.

 

- Mam wieści - powiedział nagle mężczyzna.

 

Harry znów popatrzył na jego twarz, czekając na kontynuacje wątku. Tymczasem Snape niespiesznie wyciągnął srebrną piersiówkę z wnętrza szaty i wlał sporą ilość jej zawartości do swojej mętnej czarnej herbaty.

 

- Przypuszczam, że każdy inny próbowałby powiadomić cię o tym delikatnie. - Kącik ust czarodzieja naprężył się przez ułamek sekundy, po czym znów się rozluźnił. - Jednakże w świetle jego zachowania wobec ciebie, nie widzę takiej potrzeby. Twój wuj nie żyje, panie Potter, a dom w Surrey… zniknął.

 

Harry nie czuł, żeby wyraz jego twarzy zmienił się w jakikolwiek sposób.

 

- Byłeś tam? - Niewielkie skinienie czarnowłosej głowy było potwierdzającą odpowiedzią. - A… Dudley? Co z ciotką Petunią?

 

- Bezpieczni. Twój wuj był wtedy w domu sam.

 

Była sobota. Ciotka Petunia przypuszczalnie zabrała Dudley’a na zakupy albo do kina.

 

- Wnioskuję, że mają jakichś innych mugolskich krewnych, do których mogą się udać?

 

Przez chwilę Harry musiał wysilić swój mózg. Przez ostatnie kilka lat ćwiczył siebie w tak niewielkim myśleniu o Dursley’ach, jak tylko to było możliwym. Przytaknął.

 

- Ciotka Marge. Przypuszczam. Co się oficjalnie stało z domem?

 

- Podręcznikowe zaklęcie zapomnienia. Mugolskie władze gadają coś o wycieku gazu albo czymś takim.

 

Mroczne oczy przeszywały Harry’ego, ale jego twarz była nie do odczytania. Kończąc lustrację, Snape podniósł swoją różdżkę i machnął nią nad kubkiem chłopaka. Całe mleko, które Harry do niego wlał, znikło w jednej chwili. Mistrz Eliksirów sięgnął przez stół i wlał ze swojej piersiówki trochę bursztynowego płynu do herbaty Pottera.

 

- Och, świętujemy coś, Severusie? - Remus wszedł do kuchni, gdy Harry podniósł swój kubek do nosa i powąchał ostrożnie nową mieszankę.

 

- Raczej nie, Lupin. Właśnie wróciłem z domu Dursleyów. A może powinienem raczej powiedzieć z miejsca, gdzie stał dom Dursleyów?

 

Mały uśmiech, który Remus miał od wejścia do pomieszczenia, zniknął, gdy ten usiadł na pustym krześle u szczytu stołu. Jego twarz od razu stała się pusta.

 

Snape przywołał do siebie kolejny kubek z półki, wlał do niego trochę więcej alkoholu i pchnął go wzdłuż stołu. Następnie szczelnie zakręcił piersiówkę, odstawił ją i pociągnął spory łyk ze swojego naczynia.

 

Harry spróbował mały łyczek. Doszedł do wniosku, że smak tak właściwie wcale nie był zły. Czymkolwiek ten alkohol był, bardzo dobrze komponował się z czarną herbatą i miał wspaniale rozgrzewający efekt, który zdawał się rozchodzić po jego kończynach. Od ukończenia osiemnastu lat niecałe sześć miesięcy temu, pił alkohol dokładnie raz. Było to coś w rodzaju katastrofy z udziałem pinty w Dziurawym Kotle, z wyścigami w piciu Ognistej Whisky, jedną nadmiernie rozentuzjazmowaną fanką, która była zdeterminowana, by pomóc Harry’emu w pozbyciu się jego dziewictwa i wieloma siniakami, których pochodzenia nie potrafił wyjaśnić następnego ranka. Nie licząc jeszcze kaca, z którym musiał się męczyć przez następny dzień, tak silnego, że powaliłby hipogryfa. W porównaniu z tym, siedzenie przy kuchennym stole na Grimmauld Place z jego dwoma byłymi profesorami było niemalże przyjemne - nawet uwzględniając wieści o śmierci i zniszczeniu oraz fakt, że jednym ze wspomnianych byłych nauczycieli był Severus Snape.

 

- Co to za towar? - zapytał Harry.

 

- Szkocka - odpowiedział Snape. - Starsza od ciebie.

 

Harry nigdy wcześniej nie pił niczego co było starsze od niego. Doszedł do wniosku, że picie takiego alkoholu musiało być jedyną bezpieczną rzeczą z tej dziedziny. Wszystko inne by się zepsuło, prawda? Pociągnął kolejny łyk i oparł przedramiona na stole. Tak, bardzo przyjemne.

 

- Czy ktokolwiek przeżył, Severusie? - zapytał Lupin

 

- Młody opryszek i kobieta.

 

- Och, Harry, tak mi przykro z powodu twojego wujka!

 

Chłopak zauważył, że Snape dramatycznie przewrócił oczami.

 

- Niby to dlaczego komukolwiek z nas powinno być przykro z powodu Pottera, w którego życiu nie będzie dłużej tego znęcającego się gnoja?

 

- On był wujkiem chłopca, Severusie.

 

Snape prychnął.

 

- Zamykał go w komórce, głodził, bił, wykorzystywał do pracy, zaniedbywał, znęcał nad nim psychicznie. O tak, to bardzo dobroduszne i ojcowskie zachowanie! Chłopiec powinien być bardzo smutny z powodu jego straty!

 

Kiedy indziej Harry skarciłby obu mężczyzn za mówienie o nim jako chłopcu, zwłaszcza w jego obecności i to prawie tak, jakby wcale nie siedział tu z nimi, ale był zbyt zafascynowany tym, że Snape wydawał się być oburzonym w jego imieniu. Niemalże go bronił.

 

Lupin, najwyraźniej nie chcąc pogrążać się w męczącą dyskusję, zignorował wybuch Mistrza Eliksirów.

 

- Zastanawiam się, czy byłbyś w stanie wziąć udział w jego pogrzebie, Harry? To mogłoby być bardzo dobre zamknięcie waszych relacji.

 

Kubek Severusa uderzył o stół, gdy ten postawił go gwałtownie.

 

- Oszalałeś? - wypluł. - Chyba nie jesteśmy jeszcze aż tak blisko pełni? - Jego czarne oczy błyszczały niebezpiecznie. - To byłoby morderstwo, wysłać Pottera na otwartą przestrzeń, tylko po to, by popłakał nad martwym mugolem! Nawet o tym nie myśl!

 

- Staram się myśleć tylko o tym, co jest najlepsze dla Harry’ego…

 

- Najlepszym dla Harry’ego jest zostanie tutaj, gdzie możemy go chronić, a nie wysyłanie go ładnie zapakowanego jako prezent prosto w ramiona Mrocznego Pana z pieprzoną kokardką zawiązaną na szyi! - mówiąc to, wstał, chwycił swoją różdżkę i pozbył się zimowych ubrań. - Do cholery jasnej, Lupin, tutaj trwa wojna! Czy ja jestem jedyną osobą, która zdaje się to zauważać?

 

Burza czerni i nie było go już w pomieszczeniu, usłyszeli jeszcze odgłos jego kroków na schodach. Harry i Remus popatrzyli na siebie przez chwilę, słysząc trzask zamykanych drzwi gdzieś piętro wyżej.

 

Harry spróbował stłumić chichot, jednak mu się to nie udało.

 

- Nigdy wcześniej nie słyszałem profesora mówiącego „pieprzyć”…

 

Wilkołak zwalczył uśmieszek.

 

- Powinieneś uznać to za komplement. Severus najwyraźniej nie czuje potrzeby, by zachowywać się przy tobie, jakbyś wciąż był uczniem.

 

Chłopak rozważał to przez krótką chwilę i poczuł jak uśmiech rozlewa się po jego twarzy. To nawet brzmiało trochę jak komplement.

 

Lupin podniósł srebrną piersiówkę, która wciąż stała na środku stołu. Obrócił ją kilka razy w dłoniach, podziwiając delikatne detale i drobną dedykację, która głosiła: „Dla S.S. Głowa do góry! Od A.D.”

 

- Trzymaj, Harry. - Postawił butelkę z powrotem na stole. - Obawiam się, że nie będzie mnie jutro do obiadu, więc lepiej sam oddaj to Severusowi. - Posłał mu podpuszczająco upominające spojrzenie. - Tylko nie wypij wszystkiego wcześniej, dobrze?

 

 

Rozdział 2

 

 

Severus Snape siedział w raczej wygodnym krześle, w rodzinnej bibliotece Blacków na Grimmauld Place 12. Swoje długie nogi wyciągnął przed siebie i pogrążył się w lekturze interesującego tekstu na temat potencjalnych zastosowań mniej popularnych utylizowanych ludzkich wydzielin. Oczywiście, niektóre z sugestii odnoszących się do błony śluzowej pochwy zostały już dawno temu obalone, natomiast rozdział dotyczący potu dziecka był w dużej mierze zabobonem. Ale ogólnie książka pomogła mu wyciszyć się w czasie błogosławionych godzin pełnych spokoju. Rzecz jasna, ten spokój, całkowicie naturalnie, musiał w końcu zostać naruszony.

 

- Profesorze? Proszę pana? Czy mogę wejść?

 

- To nie jest mój dom, Potter, więc nie potrzebujesz pytać o moje przyzwolenie.

 

- Ja tylko… Eee… nie chciałem przeszkodzić ci w czytaniu.

 

- A i tak to zrobiłeś. - Zamykając książkę, podniósł wzrok na młodzieńca. - Jest coś, czego potrzebujesz?

 

Chłopak wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Gwałtowne skoki wzrostu w ciągu ostatnich paru lat sprawiły, że wyglądał on raczej niezgrabnie. Dzięki nienormalnym krewnym i niedożywianiu w czasie dzieciństwa, jego pełny potencjał wzrostu nigdy nie zostanie osiągnięty. Jednak jego ręce były długie i wyrzeźbione przez Quiddich, a jego twarz wydłużyła się, przyjmując kształt wczesnej dorosłości. Snape miał ogromne trudności z myśleniem o Potterze jako „chłopcu” i ułatwiał to sobie, zmuszając się do przypominania o najwcześniejszych dniach ich znajomości. Przynajmniej jego rozczochrane czarne włosy i duże, zielone oczy nic się nie zmieniły. Nieważne, jak wielkie stały by się młodzieńczo-chłopięce dłonie, czy jak głęboko jego głos mógł się obniżyć, ostatecznie Severus mógł rzucić spojrzeniem na te szmaragdowe owale i nieporządne ptasie gniazdo i przekonać siebie, że wciąż mówi do dziecka. Przez większość czasu.

 

- Chciałem tylko ci to oddać. - Chłopak wsadził dłoń do tylnej kieszeni swoich niebieskich dżinsów i wyciągnął srebrną piersiówkę Snape’a. - Zostawiłeś ją w kuchni poprzedniej nocy. - Podszedł do krzesła mężczyzny i wyciągnął butelkę przed siebie.

 

- Ach, dziękuję, panie Potter. - Czarodziej wziął piersiówkę. Metal był ciepły w dotyku od bycia tulonym do tyłka Pottera, Merlin sam wie, jak długo. Przechylił ją, z zadowoleniem słysząc przelewającą się w środku ciecz. - I nawet nie jest pusta. Cuda nigdy się nie kończą.

 

Chłopak uśmiechał się do niego, niech go szlag trafi.

 

- Wypiłem jeszcze tylko odrobinkę po tym, jak wyszedłeś. Naprawdę.

 

- Hmm. Więc nie mogę zostać posądzony o zmienienie ciebie w alkoholika. To zawsze coś.

 

Potter klapnął na krzesło naprzeciwko niego i rozejrzał się wokół, jakby nigdy wcześniej nie widział wnętrza tej biblioteki. W końcu zatrzymał wzrok na książce leżącej na kolanach Snape’a.

 

- Dobra książka, proszę pana?

 

- Ogólnikowa, trochę nieaktualna, ale mimo to interesująca. Nie uwierzyłbyś w rzeczy, które można zrobić z kobiecym wytryskiem.

 

Zielone oczy rozszerzyły się do wielkości sowich. Ach, czasami tak łatwo było go zaszokować. Doskonała rozrywka.

 

- To jest… One, mam na myśli… to prawda? One mogą, wiesz, zrobić to?

 

Snape uniósł brew.

 

- Kto może zrobić co?

 

Chłopak poruszył się w swoim krześle i poprawił okulary nerwowym gestem.

 

- Ko… kobiety, proszę pana. One są zdolne… do…

 

- Tak, niektóre z nich, najwyraźniej.

 

Wyglądało na to, że to była szokująca informacja dla Pottera. Dobry Boże, czy w obecnych czasach nastolatki w tym wieku nie mają w swoich dormitoriach książek o seksie, z podkreślonymi wszystkimi niesamowitymi fragmentami?

 

- Och...

 

Jak zawsze elokwentny. Snape zapatrzył się na płomienie tańczące w kominku, podczas gdy myśli chłopaka buzowały.

 

- Och, czyli… nigdy do tej pory nie spotkałeś żadnej, która by tak mogła?

 

Kurczę, zbytnio się odsłonił, nieprawdaż? Niestarannie, Severusie, bardzo niestarannie.

 

- To znaczy… wiesz, powiedziałeś „najwyraźniej”…

 

Snape spojrzał na młodszego mężczyznę.

 

- To nie jest codzienny fenomen, panie Potter i radzę ci nie robić w przyszłości aluzji do mojego prywatnego życia.

 

- Przepraszam, proszę pana. - Chłopak udał skruchę. Błysk w zieleni oczu był jedynym znakiem, że niewątpliwie w środku trząsł się ze śmiechu.

 

Przez kilka minut obaj siedzieli w ciszy, słuchając trzasku ognia i cichego pochrapywania portretu, gdzieś niedaleko. Gdy w końcu Severus podniósł swój wzrok na twarz Pottera, by coś powiedzieć, został natychmiast rozbrojony widokiem chłopaka obserwującego go bacznym i pewnym spojrzeniem.

 

- Wiesz, Snape, ja nie jestem prawiczkiem.

 

To stwierdzenie było w przybliżeniu ósme lub dziewiąte na liście rzeczy, których mężczyzna całkowicie się nie spodziewał teraz usłyszeć z ust młodzieńca. Uspokoił się, kładąc swoje dłonie na okładce książki, na swoich kolanach i unosząc znów jedną brew.

 

- Naprawdę, panie Potter? A dzielisz się ze mną tą jakże fascynującą informacją, ponieważ…?

 

Chłopak wzruszył ramionami.

 

- Nie wiem. Wydawałeś się po prostu tak szczęśliwy, widząc mnie zakłopotanym czymś czego nie wiem na temat kobiet. Nie jestem aż tak niewinny, wiesz. Trochę już przeżyłem.

 

Snape poczuł jak zadrgały mu usta, jednak zwalczył uśmieszek, zanim ten zdążył się ukształtować. Naprawdę, Chłopiec, Który Trochę Przeżył. Jak czarująco! Odchrząknął, zanim podjął rozmowę.

 

- Ach tak. Jestem pewien, że rzesza twoich fanów i pochlebców utrzymuje cię po kolana w przygodach związanych z najbardziej wyuzdanymi seksualnymi fantazjami, Potter, ale proszę cię bardzo byś oszczędził mi krwawych szczegółów.

 

Wściekły rumieniec zaatakował chłopaka.

 

- To nie…! Ja nie…! - Wydał z siebie rozpaczliwy dźwięk, ale po chwili zdobył się na wysiłek zarówno uspokojenia się, jak i nie łapania przynęty. - Nie jestem po kolana - głębszy oddech - w niczym.

 

Snape pozwolił sobie tym razem na odrobinę złośliwy uśmieszek.

 

- Więc… popełniłeś czynności, ale nie masz odwagi ich nazwać, tak?

Nieporządne czarne włosy opadły dookoła bladej twarzy, gdy zażenowany chłopak spuścił nieco głowę.

 

- No, bo... to tylko… Jestem tu uziemiony z garstką starych nauczycieli, prawda? - Jego głos uniósł się w oburzeniu. - I to trochę trudne, być po kolana w czymkolwiek innym niż własnej dłoni! – Och gratulacje, Harry! Świetnie powiedziane.

 

- Wybacz, ale nie aż tak starych. - Snape uśmiechnął się nieco bardziej złośliwie, odkrywając, że zaczyna mu się ta rozmowa podobać.

 

Wciąż zaczerwieniony Potter podniósł głowę i znów napotkał intensywne spojrzenie Mistrza Eliksirów. Chłopak patrzył na niego buntowniczo przez długą chwilę, ale później odwaga zdała się ulecieć z niego w jednej chwili, pozostawiając niepewność. Szerokie ramiona opadły i jego twarz nagle znów wyglądała na młodszą.

 

- To wszystko jest tak cholernie trudne - wyszeptał.

 

- Taka jest dorosłość - przyznał Snape. - Wydaje mi się, że nie warto o tym dyskutować.

 

- Czy… czy seks później staje się łatwiejszy?

Snape zastanowił się chwilę nad ilością oleju w głowie chłopaka. Podejmować taką rozmowę z człowiekiem, który przez długi czas podobno był jego przeciwnikiem, długoletnim najbardziej znienawidzonym nauczycielem (choć zapewne teraz ten honor należy do Dolores Umbridge). Ale z drugiej strony, z kim innym młodzieniec mógł porozmawiać? Z Weasleyami, którzy uważali siebie za jego przybranych rodziców? Szalonookim lub Hagridem? Merlinie, uchowaj. Z Dumbledorem i jego błyszczącymi oczami oraz cytrynowymi dropsami? Nie, doprawdy. Potrzebował kogoś bliżej swojego wieku, a Tonks nawet nie brał pod uwagę - żaden osiemnastoletni czarodziej nie zamierzał pytać atrakcyjną młodą czarownicę o swoje seksualne lęki. Starsi synowie Weasleyów? Może, jednak wszyscy byli rozproszeni po świecie, wykonując różne zadania dla Zakonu. Więc zostawał tylko Snape i wilkołak, a w przeciwieństwie do Lupina, on spędził wiele lat jako Opiekun Domu dla serii nastolatków, którzy widzieli w nim odpowiednik ojca poza domem. Przynajmniej… miał nadzieję, że tak go widzieli. Hmm, chłopak naprawdę nie miał zbyt dużego wyboru. Ale z drugiej strony, kogo on miał, kiedy był w jego wieku? Śmierciożerców? Voldemorta? „Przepraszam, mój Panie, ale co zrobić, żeby dziewczyny zaczęły mnie lubić?” Snape wzdrygnął się niezauważenie, na samą myśl o tym.

 

- Łatwiejszy, panie Potter?

 

- Mniej skomplikowany? - Chłopak znów spróbował.

 

- Obawiam się, że nie. Co najwyżej może się skomplikować jeszcze bardziej.

 

Młodzieniec ciężko westchnął.

 

Snape pochylił lekko głowę.

 

- Jeżeli to jakieś pocieszenie, to później zdaje się stać… mniejszym zmartwieniem, w miarę jak dorastasz. Trzeba powiedzieć, że człowiek staje się pewniejszy siebie i marnuje mniej czasu na denerwowanie się czymś co, ostatecznie, powinno być źródłem zabawy i satysfakcji. - Położył łokcie na oparciach krzesła i złączył swoje palce, pozwalając Potterowi przetrawić te informacje i dając możliwość zakończenia tematu, jeżeli chłopak miał na to ochotę.

 

Młodszy czarodziej przytakiwał lekko głową, zdając się być przez chwilę całkiem zagubiony w swoich myślach. Później znów przemówił cichym głosem.

 

- Ja… Nie wydaje mi się, bym bardzo to lubił. Nie sądzę, by jej też się to podobało.

 

Ach. Więc jego plotkujący Ślizgoni nie mieli racji w tej kwestii. Chłopak był hetero. Oczywiście. Zawsze zbyt troszczący się o to, by być takim jak wszyscy, prawda? Jakby nie patrzeć, blizna i cała reszta…

 

- Jeżeli mówisz o swoim pierwszym razie, panie Potter, myślę, że będzie bezpiecznym stwierdzenie, że później będzie lepiej.

 

- Wszyscy są gówniani za pierwszym razem?

 

- Większość, spodziewam się.

 

- Jesteś okropnie miły.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin