Hamilton Laurell - Cykl Anita Blake 01 - Grzeszne rozkosze.pdf

(1139 KB) Pobierz
LAURELL K
LAURELL K. HAMILTON
GRZESZNE ROZKOSZE
(P RZEŁOŻYŁ : R OBERT P. L IPSKI )
Z YSK I S - KA
2003
Dla Gary’ego W. Hamiltona,
mojego męża, który choć nie lubi się bać,
mimo wszystko przeczytał tę książkę
PODZIĘKOWANIA
Dla Carla Nassaua i Gary’ego Chehowskiego, którzy wprowadzili mnie w
rozlegy świat broni palnej. Dla Ricii Mainhardt, mojej agentki, która we mnie
uwierzya. Dla Deborah Millitello za entuzjazm w pracy i poza nią. Dla M.C.
Sumnera, nowego przyjaciela i cennego krytyka. Dla Mary-Dale Amison, specjalistki
od najdrobniejszych szczegóów, która umiaa utrzymać caą resztę w ryzach. A
także dla pozostaych z grupy Alternate Historians, którzy pojawili się zbyt późno,
by skrytykować tę książkę - Janniego Lee Simnera, Marelli Sands i Roberta K. Sheafa.
Dzięki za tort, Bob. I dla tych wszystkich, którzy bywali na moich spotkaniach
literackich.
1
Za życia Willie McCoy by idiotą. Śmierć bynajmniej niczego nie zmienia.
Siedzia naprzeciw mnie w krzykliwej kraciastej wiatrówce. Poliestrowe spodnie,
które nosi, miay barwę trawiastej zieleni. Krótkie czarne wosy sczesane do tyu
podkreślay trójkątny ksztat jego szczupej twarzy. Zawsze kojarzy mi się z
tandetnym oprychem z filmu gangsterskiego. Jednym z tych, którzy sprzedają
informacje, zaatwiają drobne zlecenia i można się ich pozbyć w każdej chwili.
Oczywiście teraz, kiedy Willie by wampirem, pozbycie się go przedstawiao
się nieco inaczej. Wciąż jednak sprzedawa informacje i zaatwia drobne zlecenia.
Tak, śmierć niewiele go odmienia. Mimo to na wszelki wypadek unikaam
spoglądania mu w oczy. Bya to standardowa procedura w przypadku postępowania
z wampirami. By tandeciarzem i szumowiną, ale nieumarym tandeciarzem i
szumowiną. Dla mnie to coś nowego.
Siedzieliśmy w klimatyzowanym zaciszu mojego gabinetu. Niebieskie ściany,
które zdaniem Berta, mojego szefa, miay dziaać kojąco, sprawiay, że w pokoju
czuo się chód.
- Mogę zapalić? - spyta.
- Nie - odparam krótko.
- Cholera, twarda z ciebie sztuka, co?
Spojrzaam na niego przez moment. Jego oczy wciąż byy brązowe. Zauważy,
że patrzę, więc wlepiam wzrok w blat biurka.
Willie zaśmia się ochryple. Jego śmiech nie zmieni się ani trochę.
- Kurczę, uwielbiam to. Boisz się mnie.
- To nie strach, lecz zwyka ostrożność.
- Nie musisz się do tego przyznawać. Czuję twój strach, jak coś namacalnego,
co dotyka mojej twarzy, mojego mózgu. Boisz się mnie, bo jestem wampirem.
Wzruszyam ramionami, cóż mogam powiedzieć? Jak miaam okamać kogoś,
kto czuje strach drugiej osoby?
- Co cię tu sprowadza, Willie?
- Kurczę, ale mi się chce zajarać. - W kąciku jego ust pojawi się lekki tik
nerwowy.
- Nie sądziam, że wampiry mają tiki nerwowe.
Uniós rękę, niemal dotykając tego miejsca palcami. Uśmiechną się, byskając
kami.
- Pewne rzeczy się nie zmieniają.
Miaam ochotę zapytać: a co się w ogóle zmienia? Jakie to uczucie być
martwym? Znaam inne wampiry, ale Willie by jedynym, którego poznaam, zanim
umar. To byo niezwyke uczucie.
- Czego chcesz?
- Przyszedem tu, żeby ci dać zarobić. Chcę zostać twoim klientem.
Spojrzaam na niego, unikając jego oczu. Jego spinka do krawata bysnęa w
świetle sufitowej lampy. Szczere zoto. Willie nigdy wcześniej nie móg sobie
pozwolić na coś takiego. Nieźle sobie radzi jak na trupa.
- Wskrzeszam umarych wyącznie dla żyjących - stwierdziam. - Po co
wampirowi zombi?
Pokręci gową, dwa szybkie ruchy w prawo i w lewo.
- Nie, nie chodzi mi o voodoo. Chcę cię wynająć w sprawie pewnych zabójstw.
- Nie jestem detektywem.
- Ale o ile mi wiadomo z jednym wspópracujesz.
Skinęam gową.
- Możesz zwrócić się bezpośrednio do panny Sims. Na pewno przyjmie
zlecenie. Nie rozumiem, po co zwracasz się w tej sprawie do mnie.
Kolejny nerwowy ruch gową.
- Ona nie zna się na wampirach tak dobrze jak ty.
Westchnęam.
- Czy mógbyś przejść do rzeczy, Willie? Muszę wyjść za... - spojrzaam na
zegar ścienny - 15 minut. Nie lubię, gdy klienci czekają na mnie samotnie na
cmentarzu. Stają się wówczas bardzo nerwowi.
Zaśmia się. Ten ochrypy śmiech, nawet pomijając widok ków, trochę mnie
uspokoi. Można by sądzić, że wampiry powinny mieć śmiech dźwięczny i
melodyjny.
- Jasne, że tak. Na pewno. Nie wątpię.
Nagle jego oblicze spoważniao, jakby niewidzialna do stara uśmiech z jego
ust.
Poczuam strach, jak nagy ucisk w żoądku. Wampiry mają zmienne nastroje.
Przechodzą z jednego stanu w drugi tak atwo, jak zapalamy świato po wciśnięciu
wącznika. Skoro by do tego zdolny, to co jeszcze potrafi?
- Syszaaś o wampirach, które zabito ostatnio w Dystrykcie?
Zada pytanie, więc odpowiedziaam.
- Syszaam.
W nowym dystrykcie klubów dla wampirów zabito czterech krwiopijców.
Wyrwano im serca i odcięto gowy.
- Nadal pracujesz z glinami?
- Wspópracuję z ich oddziaem specjalnym.
Ponownie się zaśmia.
- Taa, z pogromcami duchów. Ciąge braki w budżecie i zasobach ludzkich,
wiem coś o tym.
- To problemy, z którymi boryka się niemal caa policja w tym mieście.
- Możliwe, ale gliny myślą podobnie jak ty, Anito. Cóż znaczy jeszcze jeden
martwy wampir? Nowe prawa tego nie zmienią.
Minęy zaledwie dwa lata od sprawy Addison kontra Clark. Sąd ustali nową,
poprawioną definicję tego, czym jest życie i czym nie jest śmierć.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin