Schopenhauer Arthur - Metafizyka Życia i Śmierci.pdf

(302 KB) Pobierz
METAFIZYKA ŻYCIA I ŚMIERCI
1
METAFIZYKA ŻYCIA I ŚMIERCI
Artur Schopenhauer
PRZYCZYNEK DO NAUKI O NIEZNISZCZALNOŚCI
NASZEJ PRAWDZIWIEJ ISTOTY PRZEZ ŚMIERĆ
Choć temat ten omówiłem już w sposób spójny i szczegółowy w swym głównym dziele, sądzę jednak, iż
"skromne pokłosie rozproszonych rozważań w tym zakresie nie będzie dla niejednego czytelnika bez wartości.
Trzeba tylko przeczytać Selinę Jcana Paula, aby Stwierdzić, jak nader wybitny umysł zmaga się z narzuca-
jącymi mu się absurdalnościami pewnego fałszywego pojęcia, z którego nie chce zrezygnować, gdyż się doń
przywiązywał, wciąż, jednak nękają go przy tym niedorzeczności, których nie może strawić. Jest to pojęcie
dalszego indywidualnego istnienia naszej całej osobowej świadomości po śmierci. Właśnie owe zmagania się
i walki Jcana Paula dowodzą, że tego rodzaju pojęcia - zestawione z prawdy i fałszu - nie są, jak się twierdzi,
zbawczymi błędami, lecz są raczej czymś zdecydowanie szkodliwym. Nie tylko bowiem uniemożliwia się -
przez fałszywe przeciwieństwo duszy i ciała, jak i podniesienie całej osobowości do rangi rzeczy w sobie,
która ma wiecznie istnieć - prawdziwe, 3olcgającc na opozycji między zjawiskiem a rzeczą w sobie poznanie
niezniszczalności naszej właściwej istoty ja - nietkniętej przez czas, przyczynowość i zmianę, lecz nadto owo
fałszywe pojęcie nie da się nawet utrzymać jako namiastka prawdy; rozum bowiem buntuje się wciąż od nowa
przeciw tkwiącemu w tym absurdowi, ale wraz z nim musi się także wyrzec wtopionej weń amaigamicznie
prawdy, Ta bowiem może na dalszą metę istnieć tylko w swej czystości: przyprawiona błędami, staje się
uczestnikiem ich wątłości, lak jak granit kruszeje wraz ze zwietrzeniem skalenia, choć kwarc i łyszczyk nie
ulegają takiemu zwietrzeniu. Złe więc rzecz się ma z surogatami prawdy.
Jeśli w codziennych kontaktach zostaniemy zagadnięci przez jednego z wielu ludzi, którzy wszystko
chcieliby wiedzieć, niczego jednak nie chcą się uczyć, o dalsze istnienie po śmierci, najstosowniejszą, a także
najwłaściwszą na razie odpowiedzią będzie stwierdzenie: „Po swej śmierci będziesz tym, czym byłeś przed
swym urodzeniem". Odpowiedź la implikuje bowiem przewrotność roszczenia, by ten rodzaj istnienia, który
ma początek, trwał bez końca; nadto zaś zawiera aluzje, że może być dwojaka egzystencja i - odpowiednio -
dwojaka nicość. Zarazem jednak można by odpowiedzieć: „Czymkolwiek będziesz po swej śmierci - choćby
to była nicość - stanic się dla ciebie równie naturalne i stosowne, jak naturalny i stosowny jest teraz dla ciebie
jednostkowy byt organiczny; a więc musiałbyś się co najwyżej lękać chwili przejścia. Ba, ponieważ dojrzałe
rozważanie sprawy owocuje przekonaniem, iż nad takie istnienie, jak nasze, należałoby przekładać całkowity
niebyt, to myśl o usianiu naszej egzystencji, lub o czasie, gdy nas już nie będzie, może nas - rozsądnie biorąc -
równie mało smucić, jak myśl, że nigdy dotąd nie istnieliśmy. Skoro zaś empiryczne "istnienie jest w istocie
osobowe, to i kresu osobowości nie można uważać za jakąś stratę".
„ Temu natomiast, kto - na obiektywnej i empirycznej drodze - podążałby za pozornie zasadnym wątkiem
materialistycznym, i - ogarnięty trwogą z powodu całkowitej .zagłady przez zaglądającą mu w oczy śmierć -
zwróciłby 'się do nas, przynieślibyśmy być może najprościej i w zgodzie z jego emiprycznym poglądem
ukojenie, wykazując mu dobitnie różnicę między materią a biorącą ją przejściowo w posiadanie metafizyczną
niezmiennie siłą, np. w ptasim jaju, którego lak jednorodna, bezkształtna płynność, skoro tylko przyłączy się
odpowiednia temperatura, przybiera tak skomplikowaną i ściśle określoną postać rodzaju i gatunku danego
ptaka- Jest to wszakże poniekąd gatunkowa generalia aequivoca: jest nader prawdopodobne, iż dlatego, że
niegdyś - w pradawnych czasach i w szczęśliwym momencie - przeskoczyła ona od typu ;: zwierzęcia, do
którego należało jajo, do jakiegoś wyższego typu, powstał wznoszący się szereg form zwierzęcych. (; W
każdym razie zaznacza się tu najdobitniej coś różnego , od materii, zwłaszcza że przy najmniejszej
niekorzystnej okoliczności ów różny element nie występuje. Odczuwalne jest tym samym, iż po spełnionej,
lub później udaremnionej działalności, może on leź równie nietknięty od materii odstąpić; wskazuje to na
całkiem odmienną permanencję niż trwanie materii w czasie.
2
Gdy wyobrazimy sobie jakąś istotę, która by wszystko znała, rozumiała i przewidywała, to pytanie o nasze
dalsze istnienie po śmierci nie miałoby prawdopodobnie dla niej żadnego zgoła sensu; poza bowiem naszym
obecnym doczesnym istnieniem jednostkowym, dalsze trwanie i ustawanie nie miałyby już żadnego znaczenia, i
byłyby nieodróżnialnymi pojęciami. Odpowiednio też do naszej właściwej i prawdziwej istoty, czyli
prezentującej się w naszym zjawisku rzeczy w sobie, nic miałyby zastosowania ani pojęcie zagłady, ani też
pojęcie dalszego istnienia, te bowiem są zapożyczone z czasu, który jest po prostu forma zjawiska. - Tymczasem
zaś możemy sobie wyobrazić niezniszczalnosć owego rdzenia naszego zjawiska tylko jako jego (rdzenia) dalsze
istnienie, i to właściwie na wzór materii, która - wśród wszelkich zmian form - trwa w czasie. - Jeśli odmówimy
mu tego dalszego istnienia, to uznamy nasz doczesny kres za zagładę, na wzór formy, która znika, gdy
odbierzemy jej materię, będąca jej nośnikiem. Jedno i drugie Jest wszakże metabasis eis allo genos, mianowicie
przeniesieniem form zjawiska na rzecz w sobie- O niezniszczalności jednak, która nic byłaby dalszym
istnieniem, nie możemy sobie wyrobić abstrakcyjnego choćby pojęcia, braknie nam bowiem dla jego poparcia
jakichkolwiek danych naocznych.
Naprawdę jednak to stałe powstawanie nowych istot i ginięcie istniejących trzeba uznać za iluzje wywołaną
przez aparat dwu oszlifowanych szkieł (funkcji mózgowych), przez które jedynie możemy coś oglądać; zwą się
one przestrzenią i czasem, a w ich wzajemnym przenikaniu - przyczynowością. Wszystko bowiem, co w tych
warunkach postrzegamy, jest zwykłym zjawiskiem; nic poznajemy zaś rzeczy takimi, jakie one same w sobie; tj.
niezależnie od naszego postrzegania, mogą być. Jest to właściwie rdzeń kaniowskiej filozofii; o niej to i jej myś-
lowej zawartości nigdy za często przypominać, po okresie, gdy sprzedajna szarlataneria - wskutek swych ogłu-
piających zabiegów - przepędziła filozofię z Niemiec, przy ochoczej pomocy ludzi, dla których prawda i duch są
najobojętniejszymi na świecie rzeczami, natomiast pensja i honorarium - najważniejszymi.
Na mocy formy poznawczej: czasu, człowiek (tj. afirmacja woli życia na tej [afirmacji] najwyższym stopniu
obiektywizacji) przedstawia się jako rodzaj stale od nowa rodzących się i potem umierających ludzi.
Owo jestestwo, które przy śmierci jednostki pozostaje niezakłócone, nic ma za formę czasu i przestrzeni: ale
wszystko dla nas realne jawi się w czasie i przestrzeni; stad też śmierć przedstawia się nam jako zniszczenie.
Jak można więc na widok śmierci, jakiegoś człowieka - mniemać, iż tu rzecz w sobie obraca się w nicość?
Bezpośrednie intuitywne poznanie podpowiada każdemu, że to raczej tylko zjawisko w czasie, lej formie
wszelkich zjawisk, znajduje swój kres, rzecz zaś w sobie jest przez to nienaruszona; stąd starano się zawsze
wyrazić to poczucie w najróżniejszych formach i zwrotach. Wszystkie one jednak - wywiedzione ze zjawiska -
odnoszą się w swym właściwym sensie tylko do niego. Każdy czuje, że jest czymś innym niż stworzoną niegdyś
przez kogoś innego z nicości istotą. Rodzi się w nim wskutek tego ufność, iż śmierć może wprawdzie położyć
kres jego życiu, lecz nie jego jestestwu.
Człowiek jest czymś innym niż ożywioną nicością: i zwierzę także. Kto wobec tego sądzi, że jego byt
ogranicza się do jego obecnego życia, uważa się za ożywioną nicość: gdyż przed 30 laty był niczym, i za 30 lat
będzie znów niczym.
Im dobitniej uświadamiamy sobie kruchość, nicość l zakrawający na marzenie senne status wszystkich
rzeczy, tym wyraźniej jesteśmy też świadomi wieczności swej własnej wewnętrznej istoty. Właściwie bowiem
tylko w opozycji do niej poznaje się ów status rzeczy; lak jak -szybkie płynięcie statku postrzegamy tylko w
odniesieniu do stałego lądu, nie zaś patrząc w sam statek.
Teraźniejszość ma dwie połówki: obiektywną i subiektywną. Jedynie ta obiektywna ma za formę
wyobrażenie czasu i toczy się przeto niepowstrzymanie dalej; subiektywna trwa nieporuszona i jest zatem wciąż
ta sama. Stąd żywy w naszej pamięci obraz dawno minionych dni, stad też świadomość naszej
nieprzemijalności, mimo uznania przelotności naszego istnienia.
Z mego początkowego zdania: „Die Welt ist meine Vorstellung" wynika w pierwszym rzędzie: „Najpierw jestem
ja, potem zaś świat". Trzeba to w sobie dobrze ugruntować, jako antidotum na pomieszanie śmierci z zagłada.
Każdy sędzi, że jego najwęwnętrzniejszy rdzeń jest czymś, co zawiera teraźniejszość i się z nie obnosi.
Kiedykolwiek byśmy żyli, zawsze stoimy ze swą świadomością w centrum czasu, nigdy w jego punktach
końcowych; moglibyśmy z lego wnosić, iż każdy nosi w sobie nieporuszony punkt środkowy całego nieskoń-
czonego czasu. I to daje mu w gruncie rzeczy ufność, z która żyje z dnia na dzień bez odczuwania stałego
dreszczu śmierci. Kto jednak, wskutek intensywności swych wspomnień i imaginacji, może sobie jaskrawo
3
uprzytomnić dawno minione epizody własnego żywota, ten staje się - wyraźniej niż inni - świadomy tożsamości
«teraz» we wszelkim czasie. Być może zdanie to jest nawet bardziej prawomocne na odwrót. W każdym jednak
razie taka wyraźniejsza świadomość tożsamości wszelkiego «teraz» jest istotnym warunkiem uzdolnień
filozoficznych. Za jej pomocą ujmuje się to, co najbardziej przelotne, jako jedynie trwające. Kto więc w taki
intuicyjny sposób dostrzega, ze teraźniejszość, będąca przecież jedyną formą wszelkiej realności w najściślej-
szym sensie, ma swe źródło w nas, a zatem wypływa z wewnątrz, nie zaś z zewnątrz, ten nic może wątpić o
niezniszczalności swej własnej istoty. Pojmie raczej, że w chwili śmierci ginie dlań wprawdzie obiektywny
świat, wraz z medium jego (świata) przedstawiania, intelektem, to jednak nie nadwyręża w niczym jego ist-
nienia: tyleż bowiem realności było wewnątrz, co i na zewnątrz. Powie on z pełnym zrozumieniem: ego eimi
pan lo gegonos, kai on, kai esomenon (zob. Stob. Floril. Tit. 44, 42; t. 2, s. 201).
Kto się na to wszystko nie godzi, musi twierdzić coś przeciwnego w rodzaju: „czas jest czymś czysto
obiektywnym i realnym, istniejącym całkiem niezależnie ode mnie. Jestem weń wrzucony tylko przypadkowo,
zawładnąłem małą jego cząstką i tym samym osiągnąłem pewną przemijającą realność - lak jak przede mną
tysiące innych, którzy już są nicością, i także ja wkrótce obrócę się w nicość. Czas natomiast, ten jest realny;
biegnie dalej beze mnie". Sadzę, że kategoryczność tej wypowiedzi daje nam odczuć zupełną opaczność, a nawet
absurdalność tej opinii.
Stosownie do tego, życie można w istocie uważać za marzenie senne, śmierć zaś za przebudzenie. Wtedy jed-
nak osobowość, indywiduum przynależę do śniącej, nie zaś czuwającej świadomości; dlatego leż śmierć jawi się
jednostce jako zagląda. W każdym bądź razie nie można jej (śmierci) z tego punktu widzenia uważać za
przejście do stanu dla nas całkiem nowego i obcego, lecz raczej za powrót do najbardziej nam własnego,
pierwotnego sianu, którego krótkim tylko epizodem było życic.
Gdyby tymczasem jakiś filozof przypadkiem mniemał, iż umierając znajdzie jemu tylko właściwą pociechę -
w każdym zaś razie odwrócenie uwagi - w tym, że wyjaśni mu się wtedy jakiś problem, który go często
zaprzątał, to będzie najpewniej podobny do kogoś, komu - gdy chce właśnie znaleźć poszukiwaną rzecz - zgasła
latarnia. W śmierci bowiem przepada wprawdzie świadomość, żadną natomiast miarą to, co dotąd świadomość
wyłoniła. Świadomość mianowicie polega przede wszystkim na intelekcie, len zaś na procesie fizjologicznym.
Jest on bowiem najwyraźniej funkcją mózgu i stąd jest uwarunkowany współdziałaniem systemu nerwowego i
naczyniowego; ściślej, to przez karmiony, ożywiany i ustawicznie pobudzany od serca mózg, przez jego
misterną i tajemniczą strukturę - którą opisuje anatomia, lecz której nic rozumie fizjologia - urzeczywistnia się
fenomen obiektywnego świata i mechanizm naszego myślenia. Indywidualna świadomość, a więc w ogóle
świadomość, nie daje się pomyśleć w istocie niecielesnej; warunkiem bowiem każdej świadomości jest
poznanie, będące z konieczności funkcją mózgu - ponieważ intelekt przedstawia się właśnie obiektywnie jako
mózg. Podobnie więc jak intelekt - fizjologicznie, a zatem w realności emiprycznej, tj. w zjawisku - występuje
jako coś wtórnego, rezultat procesu życiowego, tak też i psychologicznie jest on czymś wtórnym, w
przeciwieństwie do woli, która to jedynie jest elementem rdzennym wszędzie pierwotnym. Już przecież sam
organizm jest właściwie tylko jawiącą się naocznie i obiektywnie - a więc w formach przestrzeni i czasu -w
mózgu wolą, jak to nieraz objaśniałem, zwłaszcza w Uber den Willen m der Natur oraz w swym głównym dzie-
le, t. II, rozdz. 20. Skóro więc świadomość nie jest przywiązana bezpośrednio do woli, lecz jest uwarunkowana
przez intelekt, ten zaś przez organizm, to nie ulega wątpliwości, że wskutek śmierci świadomość wygasa - jak
choćby już wskutek snu i każdego omdlenia. Ale bądźmy dobrej myśli! Cóż to bowiem za świadomość? -
cerebralna, animalna, zwierzęca o nieco wyższej potencjalności, skoro dzielimy ją w istocie z całym szeregiem
zwierząt, jakkolwiek w nas osiąga swój punkt szczytowy. Jest ona - jak dostatecznie wykazałem - co do swego
celu i pochodzenia zwykłym mechane natury, środkiem pomocniczym w zaspokajaniu potrzeb zwierzęcych.
Stan natomiast, w który przenosi nas z powrotem śmierć, jest naszym stanem pierwotnym, tj. samowłasnym
stanem istoty, której prasiła przedstawia się w wytwarzaniu i zachowywaniu ustającego teraz życia. Jest to
mianowicie stan rzeczy w sobie, w przeciwieństwie do zjawiska. W tym to stanic pierwotnym całkowicie zbędny
jest, bez wątpienia, laki środek zastępczy, jak cerebralne, w najwyższym stopniu pośrednie i właśnie dlatego
dostarczające samych tylko zjawisk poznanie; stąd też je tracimy. Jego odpadniecie zbiega się ustaniem dla nas
świata zjawiskowego, którego było zwykłym medium; a poznanie to nie może służyć do niczego innego. Gdyby
w tym naszym pierwotnym stanie zaoferowano nam nawet zachowanie owej zwierzęcej świadomości,
odrzucilibyśmy ja, tak jak uzdrowiony chromy odrzuca kule. Tego więc, kto opłakuje bliską utratę tej
4
cerebralnej, tylko zjawiskowej i obliczonej na zjawiska świadomości, można porównać z grenlandzkimi
konwerlytami, którzy nie chcieli się dostać do nieba, gdy dowiedzieli się, że nic ma tam fok.
Ponadto wszystko tu powiedziane polega na założeniu, że my nie możemy przecież wyobrazić sobie nie
bezświadomego stanu inaczej niż jako stan poznający, a przeto noszący w sobie podstawową formę wszelkiego
poznaniu. rozpad na podmiot i przedmiot, na poznawcę i poznawane, Musimy jednak zważyć, iż cała ta forma
poznawania i bycia poznawanym jest uwarunkowana po prostu przez naszą zwierzęca, a więc nader wtórną i
pochodną naturę, nie jest zatem bynajmniej pierwotnym sianem jakiejkolwiek istoty i jakiegokolwiek bytu, który
(stan) może przeto być całkiem odmienny, a jednak nie bezświadomy, Przecież nawet nasza własna, obecna
istota, o ile możemy je wyśledzić w jej głębi, jest samą tylko wolą, la zaś sama w sobie jest już bezpoznaniowa.
Gdy więc przez śmierć tracimy intelekt, to zostajemy przez to tylko przeniesieni w pierwotny stan
bezpoznaniowy, który jednak nie będzie z tej racji po prostu bezświadomy lecz raczej będzie stał ponad ową
formą - stan, w którym odpada przeciwieństwo podmiotu i przedmiotu; tu bowiem poznawana rzecz stanowiłaby
rzeczywiście bezpośrednio jedność z samym poznawcą: brakuje więc podstawowego warunku wszelkiego
poznania (właśnie owego przeciwieństwa). Można z tym - tytułem wyjaśnienia - porównać Welt als Wille und
Yorsieilung, (t. II, rozdz. 41). Za inny wyraz tamże i tu wypowiedzianej tezy trzeba uznać sentencję J. Brunusa
(red. Wagner, t. I, s. 287); La divina mente, e la unita assoluta, sema specie alcuna e ella medesimo lo che
intende, e lo ch' e inteso.
Także w najskrytszej głębi - być może każdego człowieka - da się niekiedy wyśledzić świadomość, iż przysłu-
guje mu jednak i jest dlań odpowiedni całkiem inny rodzaj egzystencji niż to lak niewymownie liche, doczesne,
jednostkowe, wypełnione samymi tylko niedolami istnienie; przy czym mniema on, że do owej egzystencji może
go przywieść na powrót śmierć.
Jeśli teraz - w przeciwieństwie do tego skierowanego do wewnątrz, trybu rozważań - spojrzawszy znowu na
zewnątrz. i całkiem obiektywnie ujmiemy jawiący się nam świat, to śmierć wyda się nam w istocie przejściem w
nicość; ale i narodziny będą w takim razie wyjściem z nicości. Tak jedno, jak i drugie nie może jednak
bezwarunkowo być prawdą, ma bowiem tylko realność zjawiskową. Także i to, że mielibyśmy w jakimś sensie
przerwać śmierć, nie jest jeszcze wcale większym cudem niż cud płodzenia, który codziennie mamy przed
oczyma. To, co umiera, idzie lam, skąd wywodzi się wszelkie życie, także i jego. W tym sensie Egipcjanie zwali
Orkusa Amentes, co według Plularcha (de Is. et Osir., c. 29) oznacza ho lambanon kai didous, „Biorący i
Dający", dla wyrażenia, iż jest on tym samym źródłem, do którego wszystko po- wraca i z którego wszystko
wypływa. Z tego punktu widzenia trzeba by uznać nasze życic za zaciągnięte od śmierci pożyczkę; sen byłby
wtedy spłatą codziennej odsetki od tej pożyczki. Śmierć jawi się wprost jako koniec indywiduum, ale w
indywiduum tym tkwi zawiązek nowej istoty. Odpowiednio więc nic nie umiera na zawsze z tego wszystkiego,
co tu umiera; ale i nic z tego, co się rodzi, nic otrzymuje nowego z gruntu istnienia. Umierający ginie: pozostaje
jednak zawiązek, z którego wywodzi się nowa istota, która teraz przychodzi na świat, nie wiedząc skąd
przychodzi i dlaczego jest właśnie taka, jaka jest. Jest to tajemnica pahngenczy; za komentarz do niej można
uważać 41 rozdział drugiego tomu mego głównego dzieła- Staje się przeto dla nas jasne, że wszystkie w tej
chwili żyjące istoty zawierają właściwy rdzeń wszelkich mających żyć w przyszłości istot - te ostatnie więc w
pewnym sensie już istnieją. Podobnie też każde stojące przed nami w pełnym życiowym rozkwicie zwierzę
wydaje się wołać: „Czemu ubolewasz nad nietrwałością istot żyjących? Jak mógłbym tu istnieć, gdyby
wszystkie istoty mego gatunku, które przede mną były, nie pomarły?" Jakkolwiek często więc zmieniają się na
scenie świata sztuki i maski, to przecież aktorzy pozostają w tym wszystkim ci sami. Siedzimy wespół, mówimy
i denerwujemy się nawzajem, oczy nam świecą i glosy rozbrzmiewają; i dokładnie tak siedzieli przed tysiącem
lat inni. Działo się to samo, i byli to ci sami ludzie; i lak też właśnie będzie za tysiąc lal. Urządzeniem, mocą
którego sobie tego nie uprzytamniamy, jest czas.
Można by całkiem słusznie rozróżnić metampsychozę, jako przejście całej tzw. duszy w jakieś inne ciało, i
paiinenezę, jako rozpad i utworzenie na nowo indywiduum, przy czym trwa tylko jego wola, która przyjmując
postać jakiejś nowej istoty otrzymuje nowy intelekt. Indywiduum więc rozpada się niczym obojętna sól, której
zasada wiąże się potem z innym kwasem w jakąś nową sól. Różnica między metampsychoza a palingenezq,
przyjmowana przez Serviusza, komentatora Wergilego i zaprezentowana pokrótce w Wernsdorffii dissertai. de
metempsychosi s. 48, jest jawnie fałszywa i nieważna.
Z Mamai of Buddhism Spcncc'a Hardy'ego (s. 394-96; por. także s. 429, 440 i 445 tejże książki), jak i z
pracy Sangermano Burmese empire, s. 6 oraz z periodyku Asial researches, t. 6, s. 179, i t. 9, s. 256, wynika, że
5
w buddyzmię istnieje w odniesieniu do dalszego trwania po śmierci doktryna egzoteryczna i ezoteryczna;
pierwszą jest właśnie metampsychoza, jak np. w braminizmie, drugą zaś o wiele trudniej zrozumiała
palingencza, która pozostaje w wielkiej zgodności z mą nauką o metafizycznym statusie woli, przy fizycznej
jedynie jakości i odpowiedniej nietrwałości intelektu. Palingenesia występuje już w Nowym Testamencie.
Jeśli wszakże, aby głębiej wniknąć w tajemnicę palingenczy, przyzwiemy tu jeszcze na pomoc 43 rozdział
drugiego tomu mego głównego dzieła, to rzecz owa - przy bliższym rozważeniu - będzie w naszych oczach
wyglądała tak, iż przez cały czas płeć męska jest depozytorem woli, żeńska zaś depozytorem intelektu rodzaju
ludzkiego, przez co ten ostatni zachowuje nieprzerwaną ciągłość. Stosownie więc każdy ma w sobie pierwiastek
ojcowski i matczyny; i podobnie jak uległy one połączeniu przez akt płodzenia, tak też ulegną rozkładowi
wskutek śmierci, która jest przeto końcem indywiduum, l właśnie śmierć tego indywiduum tak bardzo
opłakujemy, w poczuciu, że istotnie ono ginie, było bowiem zwykłym złączeniem, które bezpowrotnie się
kończy. - Nie wolno nam jednak przy tym wszystkim zapomnieć, iż, dziedziczenie intelektu po matce nie jest
lak bezwarunkowe i zdecydowano, Jak dziedziczenie woli po ojcu, a to wskutek wtórnej i czysto fizycznej
natury intelektu i jego całkowitej zależności od organizmu - nic tylko odnośnie do mózgu, lecz i w inny sposób,
jak to dokładniej rozwinąłem we wzmiankowym rozdziale. - Wspomnijmy tu jeszcze nawiasem, iż istnieje
między mną a Platonem zbieżność o tyle, że i on rozróżnia śmiertelna i nieśmiertelną cześć w swej tzw. duszy;
ale popada on w diametralna sprzeczność ze mną i 7. prawda, uważając - wzorem wszystkich mych filozo-
ficznych poprzedników - intelekt za nieśmiertelny, wolę natomiast, tj. siedlisko żądz i namiętności, za śmiertelną
część - jak można się przekonać z Timaiosa (s. 386, 387 i 395, red. Bip.). To samo stwierdza Arystoteles 5 ,
jakkolwiek by element fizyczny - przez płodzenie i śmierć, wraz z widomym złożeniem jednostek z woli i
intelektu oraz ich późniejszym rozkładem - osobliwie i zastanawiające władał, to jednak tkwiący u jego podstaw
element metafizyczny jest lak heterogenną istnością, że nic jest przez to wcale dotknięty; tak że możemy być
dobrej myśli.
Można przeto rozważać każdego człowieka z dwu przeciwstawnych punktów widzenia: z jednego jest on
zaczynającym się i kończącym w czasie, przelotnym indywiduum, skias onar, obarczonym poważnie nadto
błędami i cierpieniami; z drugiego zaś jest niezniszczalną praistotą, która obiektywizuje się we wszystkim, co
istnieje, i może jako taka rzec, niczym podobizna Izydy w Sais: ego eimi pan peponos, kai on, kai esomenon. -
Oczywiście istota laka mogłaby czynić coś lepszego niż przedstawiać się w świecie takim, jaki jest. Jest to
bowiem świat skończoności, cierpienia i śmierci. Wszystko, co w nim i zeń jest, musi się skończyć i umrzeć.
Jedynie to, co zeń nie jest i nie chce zeń być, wstrząsa nim przemożnie jak błyskawica, która uderza ku górze, i
nic zna wtedy ani czasu, ani śmierci. - Pogodzenie wszystkich tych sprzeczności - to właściwy temat filozofii.
Wiara, że życie jest powieścią, której - niczym Schillerowskiemu Geisferseher - brak dalszego ciągu,
ponieważ często - tak jak Sentimental Journcy Sterne'a - urywa się w środku akcji, jest pod względem
estetycznym, jak i moralnym, ideą całkiem niestrawną.
Dla nas śmierć jest i pozostaje czymś negatywnym - usianiem życia; musi ona jednak mieć też stronę pozy-
tywną, która pozostaje przed nami ukryta, intelekt nasz bowiem jest całkowicie niezdolny jej pojąć. Stąd też
poznajemy wprawdzie, co tracimy przez śmierć, ale nie poznajemy, co przez nią zyskujemy!
Gdybyśmy własną istotę na wskroś - aż po najskrytsze wnętrze - całkowicie rozpoznali, śmiesznością zdałoby
się nam żądanie nieprzemijalności indywiduum; znaczyłoby to bowiem, iż wyrzekamy się' samej lej istoty na
rzecz jednej z jej niezliczonych manifestacji - przebłysków.
Żadna jednostka nic nadaje się do wiecznego trwania; ginie bowiem w śmierci. Nic jednak przy tym nie tracimy,
gdyż u podstaw indywidualnego jestestwa tkwi całkiem inna istota, której manifestacją owe jestestwo jest. Nie
zna ona czasu, a więc i dalszego istnienia, ani tez zagłady.
Utrata intelektu, doznawana wskutek śmierci przez wolę, która stanowi rdzeń ginącego tu zjawiska i jest jako
rzecz w sobie niezniszczalna - jest Letą dla tej właśnie indywidualnej woli; bez niej to przypominałaby ona sobie
wiele zjawisk, których rdzeniem już była.
Umierając, trzeba odrzucie swą indywidualność niczym stara odzież i radować się nową i lepszą, którą się
teraz - po otrzymanym pouczeniu - w zamian przyjmuje.
Gdyby się zarzuciło duchowi świata^ iż unicestwia jednostki po ich krótkim istnieniu, to rzekłby on:
„Przypatrz się im tylko, tym indywiduom, przyjrzyj się ich błędom, śmiesznościom, podłościom i ohydom! I im
to miałbym pozwolić na zawsze istnieć?"
Zgłoś jeśli naruszono regulamin