Mit o w�dr�wkach Thora Kiedy Thor odzyska� sw�j m�ot Mj�llnir, zabi� olbrzyma Thryma z wszystkimi jego domownikami, powr�ci� bezpiecznie do Asgardu i nic nie grozi�o pi�knej Freyji, olbrzymi poprosili As�w o pok�j. Posun�li si� nawet tak daleko, �e gwarantowali bezpiecze�stwo Thorowi i Lokemu, gdyby ci przybyli z wizyt� do Utgardu, miasta olbrzym�w, gdzie Utgardaloki by� kr�lem. - �adna krzywda nie spotka As�w, Thora i Lokego, ani towarzyszy, kt�rzy z nimi przyjd� - przysi�ga� Utgardaloki - a ja przy�l� Skrymira, mego pos�a�ca, �eby ich przeprowadzi� przez J�tunheim. Je�eli Thor si� nie l�ka, przyjdzie na pewno. Takie wezwanie by�o najpewniejszym sposobem zmuszenia Thora do przybycia. Kaza� wyprowadzi� sw�j w�z i zaprz�c dwa koz�y, Szczerbatego i Wyszczerbionego. - Nie zapraszaj� nas z przyja�ni - powiedzia� przezorny Loki. - Mo�ecie by� pewni, �e knuj� co� z�ego. Mimo to zasiad� w wozie obok Thora i przelecieli przez Asgard w wielkiej chmurze burzowej, a spod k� sypa�y si� b�yskawice. Wieczorem przyjechali do chaty nad brzegiem Ifingu, wielkiej rzeki, kt�ra nigdy nie zamarza�a, dziel�cej Midgard od Jotunheimu. Zacny gospodarz przywita� go�cinnie dw�ch dziwnych przybysz�w, ale przyzna�, �e ma bardzo ma�o jedzenia w domu, za ma�o nawet dla siebie i dzieci, syna i c�rki. Thjalfego i Roskvy. - Nie martwcie si� tym! - zawo�a� Thor. Zabi� swoje dwa koz�y, Szczerbatego i Wyszczerbionego, pom�g� zedrze� z nich sk�r� i po�wiartowa� je. Dusi�y si� w garnku i wkr�tce obiad by� got�w. - Pami�tajcie, by w �adnym razie nie z�ama� ani jednej ko�ci moich koz��w - zastrzega� Thor. Po czym zasiedli do obiadu i Thor okaza� sw�j zwyk�y dobry apetyt, zjadaj�c ca�ego koz�a i znaczn� cz�� drugiego. - M�wi� to o ko�ciach tylko dlatego, aby zatrzyma� szpik dla siebie - szepn�� kusiciel Loki do Thjalfego. - W tym szpiku jest cudowna moc, poniewa� to nie s� zwyczajne koz�y. Wi�c Thjalfi z�ama� jedn� z ko�ci udowych, kiedy Thor na niego nie patrza�, i wyskroba� troch� szpiku no�em. Spostrzeg� jednak, �e Loki stara� si� nie z�ama� �adnej ko�ci, raz wi�c tylko popr�bowa� szpiku. Thor i Loki spali tej nocy w chacie, a rano Thor wrzuci� wszystkie ko�ci do ko�lich sk�r, pomacha� nad nimi Mj�llnirem i wyskoczy�y z nich koz�y pe�ne �ycia jak zawsze. Ale jeden z nich kula� troch� na tyln� nog�, a Thor zobaczywszy to obr�ci� si� z b�yskiem w�ciek�o�ci i wymachuj�c m�otem nad g�ow�, chcia� zabi� gospodarza i jego dwoje dzieci. - Jedno z was z�ama�o ko�� udow� koz�a - krzycza�. Oczy jego ciska�y b�yskawice, a stawy palc�w, trzymaj�cych Mj�llnir, zrobi�y si� bia�e. Gospodarz rzuci� si� na ziemi� domy�liwszy si�, kim jest jego straszny go��, i przyrzeka�, �e z�o�y zado��uczynienie, jakiego tylko Thor za��da. Widz�c jego l�k, Thor rozja�ni� czo�o i rzek�: - Nikogo z was nie uderz�, ale dwoje twoich dzieci, Thjalfi i R�skva, p�jdzie ze mn�, on zostanie moim pacho�kiem, ona moj� s�u�k� ju� na zawsze. Zrozum, nie czyni� im krzywdy, ale wy�wiadczam zaszczyt. A teraz zaopiekuj si� moimi koz�ami, opatrz z�aman� nog�, by si� zros�a do naszego powrotu. Do tego czasu R�skva zostanie z tob�, ale Thjalfi od razu p�jdzie z nami. Tak wi�c Thor i Loki wyruszyli dalej w drog�, zabieraj�c Thjalfego, aby im s�u�y�. Szli brzegiem rzeki Ifing, a� dotarli do brzegu morza. �odzi�, kt�ra tam na nich czeka�a, przep�yn�li rzek� w najg��bszym miejscu. Na przeciwleg�ym brzegu pozostawili ��d� i d�ugo szli przez wielki b�r. Nad wieczorem znale�li si� na rozleg�ej r�wninie, w�r�d nagich ska� i mrocznych dolin i na pr�no szukali jakiego� domostwa. W ko�cu, kiedy ju� zaczyna�a zapada� ciemno��, a oni czuli si� do ostateczno�ci zm�czeni i n�ka� ich g��d, stan�li przed dziwnym budynkiem. Wype�nia�a go obszerna sala z wej�ciem tak szerokim, ze zajmowa�o ca�� �cian�, ale wewn�trz nie zobaczyli nikogo, nie pali� si� ogie�, nie by�o paleniska ani sprz�t�w. Wydawa�o im si� to w ka�dym razie lepsze ni� nic, zw�aszcza w tej mro�nej okolicy, wi�c rozgo�cili si�, jak mogli, w owym dziwnym pomieszczeniu. Oko�o p�nocy zostali nagle obudzeni wielkim wstrz�sem ziemi, pod�oga dr�a�a im pod stopami, sala chwia�a si� i ko�ysa�a. Nic wi�cej si� nie zdarzy�o, ale Thor, rozgl�daj�c si� doko�a, znalaz� mniejsz� izb�, le��c� na prawo od du�ej sali i do tego cieplejszego schronienia przenie�li si� jego towarzysze. Loki i ch�opiec dr��c ze strachu wcisn�li si� w najdalszy k�t, ale Thor trzymaj�c mocno w gar�ci trzonek Mj�llnira sta� na stra�y we drzwiach. Z pobli�a dochodzi�y go jakie� porykiwania i �wisty, a od czasu do czasu gwa�towne dudnienie, ale nie widzia� nic. Wreszcie niebo poszarza�o i Thor wyszed�szy z sali ujrza� w pierwszych blaskach poranka olbrzyma, kt�ry le�a� na s�siednim zboczu g�ry i g�o�no chrapa�. Nie by� to bynajmniej jaki� niepoka�ny olbrzym - wi�kszego Thor nigdy nie widzia�. Wtedy zrozumia�, co to za ha�asy s�ysza� w nocy, i w porywie gniewu za�o�y� pas mocy i wymachiwa� Mj�llnirem, namy�laj�c si�, w co uderzy�. Nagle olbrzym si� zbudzi� i Thor pomy�la�, �e bezpieczniej nie u�ywa� w tej chwili Mj�llnira. Zapyta� natomiast: - Kim jeste�, ty, kt�ry zak��ci�e� nasz sen chrapaniem? - Nazywam si� Skrymir - odpowiedzia� olbrzym, a s�owa jego odbi�y si� echem w g�rach. - Przyszed�em, aby zaprowadzi� was do Utgardu. Nie potrzebuj� pyta�, czy to ty jeste� Thorem, bo tw�j m�ot ci� zdradzi�. Ale wydajesz si� mniejszy, ni� przypuszcza�em... A co wy tam robicie z moj� r�kawiczk�? - M�wi�c to podni�s� �w rzekomy budynek wraz z Lokim i Thjalfim, wytrz�sn�� ich na ziemi� i wsun�� do �rodka r�k�, wpychaj�c kciuk do izby, w kt�rej sp�dzili noc. Potem otworzy� swoj� torb� i zjad� pot�ne �niadanie, a Thor i jego towarzysze musieli zadowoli� si� tym, co znale�li. - Ponios� wasz� torb� z �ywno�ci� - powiedzia� Skrymir, kiedy sko�czy� �niadanie. - Wieczorem zjemy obiad w bardziej przyjacielskiej atmosferze. Thor ch�tnie przysta� na to i Thjalfi wr�czy� olbrzymowi pusty worek, a Skrymir wsun�� go do swojego, kt�ry zawi�za� u g�ry i przerzuci� przez rami�. - A teraz chod�cie za mn� - zawo�a� hucz�cym g�osem i ruszy� wielkimi susami przez g�ry, a Thor i Loki nat�aj�c wszystkie si�y ledwo nad��ali za nim, podczas gdy um�czony Thjalfi nie m�g� dotrzyma� im kroku, cho� doprawdy by� to chy�ostopy m�odzieniec i nie mia� sobie r�wnych w�r�d ludzi. P�no wieczorem Skrymir znalaz� dla nich schronienie na noc pod mocarnym d�bem, kt�rego korzenie dawa�y im os�on� przed ostrym wiatrem, a sam leg� na zboczu g�rskim pod jego pot�nymi konarami. - Jestem zbyt zm�czony, �eby my�le� o kolacji - powiedzia� wyci�gaj�c si� na ziemi. - Ale tu le�y torba z jedzeniem, otw�rzcie j� i posilcie si�. Rzuci� na ziemi� torb� i za chwil� chrapa� rozg�o�nie po drugiej stronie drzewa. Thor zabra� si� do rozwi�zywania torby, ale cho� ci�gn�� i podwa�a� jak m�g�, nie uda�o mu si� rozlu�ni� ani jednego rzemienia. Nie zdo�a� te� przeci�� sztywnej sk�ry. - Ten olbrzym drwi z nas! - zawo�a� w ko�cu i z w�ciek�o�ci� okr��y� d�b, i r�bn�� Shrymira m�otem w g�ow�. Olbrzym poruszy� si�, ziewn�� i szepn�� sennie: - Jaki� wielki li�� spad� mi na g�ow�! Co tu robisz, Thorze? Chyba sko�czyli�cie ju� kolacj� i uk�adacie si� do snu? - W�a�nie chcemy si� k�a�� - warkn�� Thor i kiedy Skrymir znowu zacz�� chrapa�, poprowadzi� Lokego i Thjalfego do drugiego d�bu, kt�ry znajdowa� si� w niewielkim oddaleniu, i tam, g�odni i niezadowoleni, pr�bowali za�y� spoczynku. P�noc nadesz�a, ale Thor wci�� jeszcze nie m�g� zasn��. Olbrzym Skrymir przewr�ci� si� na wznak i chrapa� tak, a� drzewa chwia�y si� jak w czasie szalej�cej burzy. - Ucisz� tego potwora! - mrukn�� Thor. - Nie mogli�my je��, powinni�my przynajmniej troch� pospa�! Pobieg� na miejsce, gdzie le�a� Skrymir, mocno zapar� si� nogami, zamachn�� Mj��lnirem nad g�ow� i uderzy� olbrzyma w czubek czaszki z tak� si��, �e obuch m�ota niemal ca�kiem si� zapad�. - C� to znowu si� dzieje? - zapyta� olbrzym i usiad�. - Przekl�ty d�b! �o��d� spad�a prosto na moj� g�ow�! A mo�e to ty mnie obudzi�e�, Thorze, wiadomo�ci� o gro��cym nam niebezpiecze�stwie? - Nie wiem nic o �adnym niebezpiecze�stwie - odpowiedzia� Thor. - Ju� prawie p�noc, obudzi�em si� w�a�nie i chcia�em troch� rozprostowa� nogi. Skrymir mrukn�� co� i znowu zasn��, ale Thor, zgrzytaj�c z�bami z w�ciek�o�ci, usiad� z m�otem w r�kach i medytowa�, jak zada� jeszcze jeden cios, �eby po�o�y� kres �yciu olbrzyma. "Je�li go porz�dnie waln� - my�la� - nie ujrzy ju� wi�cej �wiat�a dnia!". O pierwszym brzasku Thor zdecydowa�, �e nadesz�a odpowiednia chwila. Skrymir zdawa� si� spa� zdrowo, a le�a� w taki spos�b, �e Thor z �atwo�ci� m�g� trafi� go w skro�. Ruszy� wi�c na niego wywijaj�c Mj�llnirem z ca�ej si�y i wymierzy� mu mia�d��cy cios. Skrymir usiad� gwa�townie i zacz�� rozciera� sobie g�ow�. - Ach, te ptaki na d�bie! - zawo�a�. - Jeden z nich zrzuci� mi ga��zk� na czo�o! A, Thor! Ju� si� zbudzili�cie. To dobrze, bo przed nami d�uga droga, je�eli mamy stan�� w Utgardzie przed noc�. Szli ca�y dzie� przez g�ry, ale p�nym popo�udniem Skrymir zatrzyma� si� i powiedzia� do Thora: - Musz� pozostawi� was tutaj i i�� na p�noc. Je�eli skr�cicie na wsch�d, dojdziecie do Utgardu przed wieczorem. Ale zanim si� rozstaniemy, chcia�bym udzieli� wam pewnej rady. S�ysza�em, jak rozmawiali�cie ze sob� i powiedzieli�cie, �e znacie olbrzym�w mniejszych ni� ja. Pozw�lcie, �e was ostrzeg�: w zamku Utgard spotkacie kilku o wiele wy�szych ode mnie. Wi�c kiedy tam si� znajdziecie, uwa�ajcie, aby si� nie przechwala�, bo poddani Utgardalokego nie zechc� s�ucha� cierpliwie przechwa�ek takich male�stw jak wy. A tak naprawd�, to radzi�bym wam zawr�ci�, p�ki pora, i znale�� si� jak najszybciej w domu. Powiedziawszy to, Skrymir przerzuci� torb� przez rami� i poszed� ku �nie�nym g�rom bielej�cym daleko na p�nocy. Ani Thor, ani Loki, ani Thjalfi nie �a�owali, �e odszed�. Nie zawr�cili jednak�e, ale w�drowali na w...
The.Quiet.Rebel