KAROL BUNSCH
POWIEŚCI PIASTOWSKIE
*
DZIKOWY SKARB
OJCIEC I SYN
ROK TYSIĘCZNY
BRACIA
IMIENNIK:
I. ŚLADEM PRADZIADA
II. MIECZ I PASTORAŁ
PRZEKLEŃSTWO
ZDOBYCIE KOŁOBRZEGU
PSIE POLE
POWROTNA DROGA
WAWELSKIE WZGÓRZE
WYWOŁANCY
PRZEŁOM
WYDAWNICTWO LITERACKIE
KRAKÓW
WYDANIE PIERWSZE
Pamięci Kolegów poległych pod Jastkowem
rata oś iraTp'-'!; łysi •/,óXi:oi; i:o.>v ^eTTcsra 7.ap.ouv7ov
Scoaat' śitsi •8-V7jTO['t; sy. A';oi; ^ós y.pfo'.!;
Wieść o Śmierci wielkiego Bolesława wichrem leciała po
kraju i daleko poza granice. Prosty naród płakał jak po
ojcu; surowym, czasem srogim, ale sprawiedliwość znalazł
u niego każdy przeciw każdemu, a bezbronny mógł spać
pod swą strzechą spokojny, że mu jej wraże ręce nad głową
nie zapalą. Od lat już nikt nie widział nieprzyjaciela w gra-
nicach kraju. Teraz skończyła się beztroska, z żalem mieszał
się niepokój, a nawet trwoga. Wraz z wieścią o śmierci
króla rozchodziła się ponura przepowiednia, którą w przed-
śmiertnym majaczeniu rzucił zmarły władca.
Gdy zwłoki jego spoczęły obok ojca w poznańskiej ka-
tedrze i rozpłynęły się tłumy, które z całego kraju ściągnę-
ły na żałobne uroczystości, metropolita gnieźnieński Hipolit
ogłosił zgromadzonym w kościele dostojnikom ostatnią
wolę zmarłego: pełnię władzy przekazał starszemu synowi
po Emnildzie — Mieszkowi,
Dla nikogo nie było to zaskoczeniem. Pierworodny — po
Węgierce — Bezprym od ćwierci wieku już przebywał jako
mnich u świątobliwego Romualda w klasztorze w Camal-
dolil, w dalekiej Italii. Nieco zdziwienia wywołało całko-
wite pominięcie w dziedziczeniu młodszego syna Emnil-
dy -— Ottona, ale starzy, którzy pamiętali nieszczęsne
skutki podziału kraju przez wielkiego Mieszka, spodziewali
się tego. Choć Otto dawno już doszedł do lat sprawnych,
ą w chwili śmierci ojca liczył ich dwadzieścia pięć, Chrobry
1 stąd nazwa Kameduli
» 7 «
trzymał go z dala od spraw państwowych, pozwalając czas
trawić na biesiadach i łowach. Nawet małżonki mu nie
zaswatał, zapewne w obawie, że niewiasta podjudzać go
może, by sięgnął po władzę dla swego potomstwa. Nato-
miast starszym od brata o blisko dziesięć lat Mieszkiem
z dawna zwykł się wyręczać, zarówno w sprawach pań-
stwowych, jak i wojennych, toteż doświadczenia Mieszko-
wi nie brakło. Może dlatego właśnie, nie tylko z żalu za
ojcem, chmurny był. Korzystając z obecności w Poznamy
najwyższych dostojników kościelnych i świeckich; zwofal
naradę w świetućy stałego dworca na 'Tumśkim' Ostrowłu;
przed' zamierzonym 'objazdem/ kraju, by po Taż pierwszy
we" własny m 'linieniu' sadzić' T 'rządzie. •; •' ' i '• '" i;
' Miesz'ko źdawaf sobie' sprawę, że zbudowane przez ojca
raEżiEld&^brźytiiie^^pansfwo, tfd 'Łaby'i Sali po' -St^r, ba
Długiego 'Morza po Duha;j/'me' zrosło się jeszcze 'w' jedno2
lit^"c'ałość. 'Rozumiał, ze'spoiwem, fegd ma' być ćhrżeścijań-
stwo^od 'griidźriiensKiegó' zjazdu' ujęte w "ramy 'własnej
organizacji kościelnej. Chrobry uzyskał nawet zezwolenie
rtai misję 'w' sąsiednich krajach ' pogańskich l 'w tym' celu
założy? drugą' metropolię ż' •tymczasową siedziteą' w' Sarido-
mierzu, 'którą' w"przyszłości zamierzał przenieść" do PłbĆka',
gdzie' rozpoczął 'buddWę grodu. Jednak po śmierci Brunona
z"Kwerfurtu' •misja ''upadła,' a metropolita Stefan' TóporcżyK
nie tylko sufraganów, ale nawet prostego duchowieństwa
nie mógł się doczekać. 'On' też pierwszy 'poprosił''o' głos
i zaczął: i; "• •"i ' •' " " • "";"' • '" ""'". :;1 '": • -•'//
^-—'W Bogu" Spoczywa jacy' r0'dżic 'wasz, 'miłościwy paYite',
nie' 'dokończone' ostawił riajważńiejsźe ze1 swych:' dzieł.! NU
was' 'ciąży' zaszczytna 'powinność szczęśliwie' rozpoczętą 'bu-
dowę 'niezależnego •pblakiegb8 Kościoła d'0 pomyślnego d0-
prOWadżió koiń&a'^ korzyścią nie 'jeno •dla' zbawienia' dtisz,
ale i' doczesną'. Świątynię''bo'wiem 'to' 'nie ''jen'0' domy Boże,
ate^aTmaria1) skarbce'T^iiejscazgromadżeS,'' a obronne nie
1 biblioteki
w ostatkU(,DuChowipństwo-takoż troskę ma nie jeno i o du-
sze, ale w rządach pomaga. Tak wielkim bowiem pań^
stwem, jakie przesławny rodzic wasz ostawił, nijak władać
bez znajomości pisma, obcych krajów i języków, nijak bez
kapłanów wytępić pogaństwo i kres położyć roszczeniom
naagideburskich arcybiskupów do misji w. naszym' kraju.
Mieszko nie przerywał mówiącemu, jakkolwiek; słuchał
z pewnym zniecierpliwieniem.,. Gdy jednak Stefan skoń-
czył, .a z kolei o głos .poprosił gnieźnieński Hipolit, niewąt-
pliwie również w sprawach, kościelnych, książę powiedział:
^ — Wybaczcie, wasza; dostojność, świadom jeśm ważności
spraw kościelnych, ale nie jeno moja o nie troska, tedy od
was czekam, że je uładzić pomożecie. Najpilniejsze zda mi
się ustanowienie biskupstwa w Kruszwicy, które by podjęło
duszpasterstwo także na Pomorzu i Mazowszu, póki w Pło-
cku osobnego biskupstwa dla niego nie masz. Waszą rze-
czą o kapłanów zadbać. Nadań i zasobów nie będę szczę-
dził na ich, uposażenie, księgi, sprzęt czy budowę świątyń,
— Dzięki wam, miłościwy panie — podjął, arcybiskup
Stefan — ale nie w tym jeno czekamy waszego, wsparcia.
Niedawno zmarły krewniak wasz, Sobiesław, który, rządcą
był Mazowsza, nie zwalał tępić tam pogaństwa, rzekomo
przeto, że dziad wasz przyrzekł przymusem prawdziwe.)
wiary nie krzewić.
"—• Iście tak!— wtrącił sędziwy Dersław Bróg. — Ale
bezpiecznie możecie tam apostołować, bo nijakiej niena-
wiści nie masz do kapłanów, którzy nową wiarę głoszą ni
do tych, co z dobrej woli chrzest przyjęli'; nawet u Prusów,
których zmarły pan podbił po Ossę i Drwęcę,' czy u zhoł-
dowanej Jaćwierzy. Mniemam przeto, miłościwy panie —-
zwrócił się do Mieszka — że nowemu rządcy Mazowsza ta-
koż zlecicie, by słowu "waszego dziada ujmy nie 'uczynił.
,,;-—Komuż było dane słowo?! •—-szorstko przerwali kra-
kowski Gompo/— Poganom? WięKsza ujma dziadowi mi-
łościwego pana słowo takowe zdzierżyć, niźli je- złamać,
poganin-bowiem a zwierz to jedno. Zasię pierwsza •powin-
» 9-«
ność krześcijańskiego władcy wiarę prawdziwą krzewić,
choćby i mieczem.
Zwracając się do księcia ciągnął:
— Jeśli tego poniechacie, to Magdeburgowi woda na
młyn, by się o zwierzchnictwo nad nami upominać, gdy
'nie jeno u postronnych pogan misji zaniedbujecie, ale i we
własnym kraju.
Dersław widocznie zbierał się do gwałtownej odpowiedzi,
bo pomarszczona jego twarz nabiegła krwią. Książę jednak,
nie chcąc dopuścić zadzierki między świeckimi a duchow-
nymi dostojnikami, skinieniem ręki dał mu znać, że sam
odpowie i zaczął:
— Nie brak pogan nie jeno na Mazowszu. Pomorze zgoła
do bałwochwalstwa wróciło, nalazłby ich i tu, gdzie krzest
przyjęto na rozkaz mego dziada, alić nie bez oporu. Gdy
nie stać na wszytko, tam raniej chwast pienić, gdzie ziarno
już posiane, nie na łazach lubo na ugorze. Jako rzekłem,
wszelkiej pomocy w tym udzielę, a gdy czas będzie spo-
sobny i o misje zadbam. Roszczeniom zasię Magdeburga
i nie jeno Magdeburga najłacniej tamę położy koronacja
i nad tym nam się naradzić.
— Zda się, że nad tym i uradzać nie trzeba — wtrącił
Wojciech Zabawa. — Był rodzic wasz koronowanym kró-
lem, wam właść wraz z koroną ostawił. Tedy jeno zrok
koronacji wyznaczyć.
— Nad tym uradzać nie pora — odparł arcybiskup Hi-
polit. Wedle ordo romanus koronacja radosnym jest obrzę-
dem, nijak ją pogodzić z żałobą, jaką po śmierci w Bogu
spoczywającego króla zarządziliśmy, Tedy nie wcześniej
niż za rok i sześć niedziel. Wżdy i on niemal do schyłku
swych dni czekał z dopełnieniem kościelnego obrzędu.
— Iście czekał — odparł Mieszko — bo nie chciał o to
wojny z Henrykiem, Pora była sposobna, gdy Henryk
zmarł, a Konrad jeszcze się na niemieckim tronie nie
umocnił. I mnie na to nie czekać, bo nie jeno z Niemcem
» 10 «
zmagać się przydzi®. Rodzic mi z państwem i wrogów
ostawił.
— Zgoła nie wiada, zali się Konrad na tronie utrzyma —
odparł Hipolit. — Wżdy wasz cieść1, miłościwy panie, do
koronacji w Akwizgranie nie dopuścił. Ani chybi o koro-
nie dla któregoś z synów swych zamyśla. A nie brak Kon-
radowi i w Italii przeciwników i jak słychać tam pociągnął.
— Nie byłoby źle, miłościwy panie — wtrącił Jaksa
Gryfita z Brzeźnicy — gdyby szurzym2 wasz królem nie-
mieckim ostał. Zdałoby się ręki do tego przyłożyć.
— Bogdaj nam indziej rąk starczyło — niechętnie odparł
Mieszko. — Więcej jest takich, co by radzi na niemieckim
tronie zasiedli, choćby przyrodni Konrada, Gebhard. Sły-
chać, że z klasztoru w Wlirzburgu zbiegł i takoż popleczni-
ków nalazł. Gdy o właść idzie, nie masz krewniaków ni
swojaków.
— Jeno że zbiegłego mnicha Kościół nie uzna — wtrącił
Gompo, ale książę odparł z goryczą:
— Niech jeno właść posięgnie, zwolni go od ślubów, tyle
że nie darmo.
Mieszko mówił o Gebhardzie, myślał jednak o Bezpry-
mie. Pewny był, że gdy tylko dojdzie go wieść o śmierci
ojca, i on z klasztoru zbiegnie, a poparcie swych roszczeń
znajdzie nie tylko u węgierskiego krewniaka Stefana, ale
co gorsze i w kraju, gdzie od pokoleń już zwykło się
w pierworodnym synu władcy widzieć prawowitego na-
stępcę. Nie wątpił też, iż ktokolwiek by zasiadł na niemiec-
kim tronie, nigdy się z niezależnością Polski nie pogodzi,
choćby to był brat Rychezy. Tym bardziej że zawarte na
rozkaz ojca małżeństwo z nią nie było niczym więcej jak
obowiązkiem, a od powrotu Mieszka z czeskiej niewoli pozo-
stał z niego tylko pozór. Starsza od męża, wykształcona, su-
rowa i oschła Rycheza niczyjej miłości nie starała się pozy-
* Ezzo, palatyn reński
* brat żony:
» 11 «
skać, nawet własnych córek. Jedynie syna Kazimierza zdała
się darzyć uczuciem i to tylko małżonkowie mieli' wspól-
nego. Znając jednak dumę i'żądzę władzy Rychezy, Mieszko
podejrzewał, iż przyczyną tego wyróżnienia jest; nadzieja,
że kiedyś; przez, niego będzie rządziła Polską jak ongiś bab-
ka jejy Adelajda, rządziła Niemcami. Ale Rycheża nie cie-
szy się mirem w kraju,'a pobożny, łagodny i' słabowity Ka-
zimierz, nawet gdyby, się od 'jej wpływa uwolnił, nie
udźwignie' ciężkiego dziedzictwa. Sam Mieszlco, z urody
i usposobienia podobniejszy do Emnildy niż do ojca, z nie-
' chęcią myślał o i stosowaniu przymusu wobec własnego na-
• rodu,,'a zwłaszcza' okrutnych kar, jakimi Chrobry'obłożył
łamiących' przykazaniaL A przy ; tym zagrożone zewsząd
państwo,; za 'wszelką 'cenę 'potrzebuje- przynajmniej 'we-
wnętrznego .spokoju; By; uniknąć nagabywań) ze strony du-
chowieństwa, książę zwrócił się do Hipolita mówiąc: : :
'i i--+ -Skoro wasza 'dostojność uważa, że nad koronacją ura-
dzać nie pora, tedy nad sprawami Kościoła sami uradzą j-
• <lie. .Ja aia Mazowsze • ruszam,: na miejscu' się; rozpatrzeć, kogo
rządcą ustanowić, a sposobność będzie z czerskim archidia-
konem? omówić, co • dla szerzenia prawdziwej wiary uczynić
, można, spoko ju nie zakłócając; ' ; ! . •
(Krakowski Gompo zamierzał zabrać głos, książę ijednak
wstał i'zwrócił się do5 wyjścia, a wraz 'z'hitn świeccy do-
stojnicy. Do; palatyna Michała Awdańca powiedział; ; •
, •— Ninie jadę; na Lednicki'Ostrów, mara i swoje sprawy
do .załadzenia. Ty ostań w Poznaniu. Bacz ,pilnie na wszyt-
jko. Wirazie spoteeby najdziesz mnie tam, gdzie^będę. ';
• W drodze Mieszko wysforował' się przed swój szczupły
orszak^ a,, odsądziwszy .Siei s spory kawał, przeszedł 'w stępa
i jechał zamyślony. Śmierć ojca obarczyła go nie tylko
brzemieniem spraw państwowych. Rodzinne też; nie/lbyły
pomyślne ni proste. Wdowa po zmarłym, Oda, odwzaSjem-
• 12 «
niała niechęć Mieszka, jakiej nie potrafił' ukrywać wobec
tej, która zajęła miejsce jego zmarłej .matki,-a dumnej cór-'
ce. potężnegOi Ezzona i cesarskiej krewniaczce Rychezie 'nie-
raz dała odczuć pierwszeństwo swego stanowiska na dwo-
rze. 'Teraz położenie się. odwróciło, .Oda ^wiedziała, • że •po
raz pstatoi na pogrzebie małżonka przypadło jej pierwsze
miejsce w orszaku. Wprost z katedry, nie'mówiąc t nikim,
wyjechała na Ostrów zabierająca sobą córeczkę Matyldę.
Widqcznie nAe. zamierzała czekać, by z kolei. Rycheża dała
jej odczuć, że teraz ona jest małżonką władcy. '•
! Mieszko chciał wiedzieć, co pocznie Oda ze względu na
młodszą od jego własnych córek przyrodnia • siostrzyczkę,
której niemal nie: znał. Wiedział jednak, że ulubienicą była
starzejącego się króla, matka natomiast odnosiła się do niej
obojętnie, widno za złe jej mając, że urodziła się dziew-
czynką. Ojciec prosił Mieszka, by zatroszczył się o los sie-
roty, niezbyt ufając,, by. Odą chciała i mogła to uczynić.
. Mieszko, ocknął się z zamyślenia, gdy przed nim zalśnił
jaśniejszy odbiciem, pogodnego nieba pas wody Lednickiego
Jeziora. Słońce rumieniło się już na zachodzie, błękit
wschodniego nieba; pogłębiał, się, dzień miaLsię ku schył-
kowi. Mieszko popędził konia i za chwilę stanął u'przewo-
zu, Nadbiegłym przewoźnikom i polecił nie. przeprawiać na
Ostrów orszaku, gdy dociągnie, przed nocą bowiem zamie-
rzał ruszyć dalej. Sam przeprawił się, a do, zaskoczonego
pojawieniem się księcia zarządcy pałacu powiedział:
.— Nie zabawię długo, jeno się rozmówię z królową, wy-
jeżdżam. • • . \ '•
;—;Jest w babińcu na wyżce— odparł zarządca. — Też
widno sposobi się do wyjazdu. . ,
— Zajdź do miłościwej pani i rzeknij, że mówić z nią
chciałem. . •
Czekał w świetlicy, niecierpliwie chodząc dokoła^ Spiesz-
no mu było do jedynego miejsca, gdzie mógł spodziewać
się radosnego przyjęcia. Śmierć ojca pozwoli mu wreszcie
samemu porządzić sobą. .
»13 «
Losem przyrodniej siostry czuł się zobowiązany zająć
tylko dla pamięci ojca, ale dlatego wiedzieć musiał, co
z sobą począć zamierza Oda. Jasne było, że na dworze po-
zostać nie chce.
Zapadał już zmrok, szklane gomółki w oknach posza-
rzały i zniecierpliwiony Mieszko sam skierował się na
wyżkę. U wejścia spotkał wysłanego, od którego dowiedział
się, że królowa bawi w kaplicy na nabożeństwie. Polecił
przynieść światła i usiadłszy za stołem czekał na jej po-
wrót.
Zdało mu się, że w komnacie nie ma nikogo, gdy doszedł
go jakiś odgłos, jakby tłumiony szloch. Rozejrzał się i spo-
strzegł na ławie pod oknem skuloną drobną postać ledwo
widoczną w półmroku. Dziewczynka siedziała z twarzą
ukrytą w dłoniach, widocznie hamując płacz. Nie miał
wątpliwości, że jest to Matylda. Nie wiedział, czy płacze
z żalu za ojcem, czy zmęczona jest trwającymi od rana uro-
czystościami pogrzebowymi, a może i głodna. Ogarnął go
gniew na Odę a zarazem współczucie dla dziewczynki,
o którą widocznie matka niezbyt się troszczy. ...
Descansos