Nurowska Maria - Hiszpańskie oczy.txt

(568 KB) Pobierz
Maria Nurowska
                  Hiszpa�skie oczy
        
        
        
                        Tom 
        
                  Ca�o�� w tomach
        
        
        
        
        
        
        
          Polski Zwi�zek Niewidomych
        Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
               Warszawa 1992






        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
          T�oczono pismem punktowym dla 
        niewidomych 
        w Drukarni Pzn,
        Warszawa, ul. Konwiktorska 9
        Przedruk z wydawnictwa "Alfa", 
        Warszawa 1990
        
        
        
        
        
          Pisa� J. Podstawka
        Korekty dokona�y:
        B. Krajewska
        i K. Kruk 
          - Chyba nie mog� by� gorsi ni� 
        Niemcy - powiedzia�a dziewczyna 
        i wszystkie g�owy zwr�ci�y si� w 
        jej stron�.
          Poci�g sta� na bocznicy, spory 
        kawa� od stacji, ale w 
        Warszawie, wi�c jej s�owa wyda�y 
        si� niezrozumia�e.
          - Kto? - pad�o pytanie.
          Dziewczyna u�miechn�a si� 
        ironicznie i odwr�ci�a g�ow�.
          Tego dnia rano do mieszkania 
        mojej ciotki na Kruczej wesz�o 
        "dw�ch podejrzanych cywil�w", 
        jak kt�ra� z nas dowcipnie 
        zauwa�y�a. Wszystkie znalaz�y�my 
        si� tu w podobny spos�b, 
        przywiezione willysem. W taki 
        sam spos�b dowo�ono m�czyzn, 
        lokowano ich jednak w 
        oddzielnych wagonach. Ciotka 
        spyta�a: o co chodzi. Cywile 
        odpowiedzieli, �e mam pojecha� z 
        nimi i udzieli� kilku wyja�nie�. 
        Zameldowana by�am we Lwowie, 
        my�la�y�my wi�c, �e to o to 
        chodzi. Nie zabra�am �adnych 
        rzeczy, a oni od razu przywie�li 
        mnie tutaj. Spotka�am wielu 
        znajomych, wszyscy z powstania. 






        W jaki� absurdalny spos�b si� 
        ucieszy�am, �e tylu nas 
        prze�y�o... W moim wagonie 
        nastr�j by� dobry, 
        dowcipkowa�y�my, dzieli�y�my si� 
        wa��wk�, kt�r� co przezorniejsze 
        zabra�y ze sob�. Pogoda by�a 
        �adna, jak zwykle na pocz�tku 
        jesieni. Na nasypie kolejowym 
        sta� rz�d wysokich top�l, a 
        przez ich ��kn�ce li�cie 
        prze�wieca�y promienie lekko 
        zamglonego s�o�ca. Drzwi wagonu 
        towarowego by�y na o�cie� 
        otwarte, t�oczy�y�my si� w nich, 
        wystawiaj�c twarze do 
        anemicznego s�o�ca, niekt�re 
        dziewczyny przekomarza�y si� z 
        najbli�szym "m�skim wagonem", 
        tam te� widzia�o si� same m�ode 
        twarze. Nastr�j jesiennej 
        maj�wki zepsu�a ta dziwczyna. 
        Ona jedna nie bra�a udzia�u w 
        paplaninie.
          - Kto? - pad�o pytanie.
          Nikt nie odpowiedzia�. Z 
        nastaniem zmroku drzwi wagon�w 
        zacz�to zamyka� i plombowa�. 
        Robili to pracownicy kolejowi, 
        ale w towarzystwie m�czyzn z 
        karabinami, jak us�ysza�am, byli 
        to soki�ci. Kto wi�c wysy�a� nas 
        w t� podr�, Polskie Koleje 
        Pa�stwowe?
          Cz�sto wraca�am my�l� do tego 
        dnia. Nikt nas w�a�ciwie nie 
        pilnowa�, dlaczego wi�c tak 
        grzecznie przesiedzieli�my ca�y 
        bo�y dzie� w otwartej pu�apce? 
        Przedtem byli�my �o�nierzami, 
        przeszli�my piek�o powstania, a 
        potem wi�kszo�� z nas ob�z w 
        Pruszkowie i transport na 
        Zach�d. Ju� raz skaka�am z 
        jad�cego poci�gu, wr�ci�am do 
        Warszawy. I po co? �eby po raz 
        drugi pozwoli� si� przywie�� na 
        dworzec. Powiedziano mi co� 
        zupe�nie innego, a mimo to 
        pos�usznie wsiad�am do bydl�cego 
        wagonu. Nie umiem tego 
        wyt�umaczy�, czy zrobi�am to, bo 
        zobaczy�am znajome twarze? A 
        gdybym wyskoczy�a i pobieg�a w 
        poprzek tor�w? Czy kto� by do 






        mnie strzela�? Nie dowiem si� 
        tego nigdy. Poci�g_widmo ruszy�, 
        wraz z innymi uwo��c mnie w 
        nieznane...
          M�j prywatny rachunek sumienia 
        zaczyna si� zwykle od sceny 
        podr�y na Wsch�d. Ona otwiera�a 
        nowy rozdzia� w moim �yciu, bo 
        chocia� maj�c pi�tna�cie lat 
        czu�am si� doros�a, doros�a nie 
        by�am. To, �e widzia�am �mier� 
        ludzi, a potem powoln� �mier� 
        miasta, w�a�ciwie mnie 
        wewn�trznie nie zmieni�o. Ja 
        tylko ociera�am si� o koszmar, z 
        wolna zacz�� mnie opanowywa� w 
        trakcie tej podr�y przez p� 
        Europy i Azj�. Podr�y z 
        przystankami, kt�re by�y dla nas 
        jak stacje drogi krzy�owej. 
        Wielu z nas ju� tam pozostawa�o. 
        Poci�g zatrzymywa� si� tylko na 
        ma�ych dworcach, z kt�rych 
        przedtem usuwano ludzi. 
        Wyp�dzano nas z wagon�w, ubranie 
        trzeba by�o odda� do 
        dezynfekcji, a nas kierowano do 
        �a�ni. Pocz�tkowo by�a to ulga, 
        ale w miar� wje�d�ania w krain� 
        wiecznego mrozu stawa�o si� 
        coraz bardziej niebezpieczne. 
        �a�nia zaczyna�a si� kojarzy� z 
        czym� najgorszym. Puszczano nam 
        na g�owy lodowat� wod�, a potem 
        trzeba by�o wk�ada� wilgotne 
        ubranie, kt�re cz�sto zamarza�o 
        jak pancerz. W wagonach 
        zaczyna�o robi� si� coraz 
        lu�niej. Trupy po prostu 
        wyrzucano z poci�gu. W ten 
        makabryczny spos�b kompletowa�am 
        sobie ubranie na zim�. Wysz�am z 
        domu w letniej sukience, by� 
        ciep�y wrze�niowy dzie�.
        
          Przyszed� ten lekarz. Wyda� mi 
        si� stanowczo za m�ody, by 
        zrozumie� m�j problem. Czy 
        raczej problem mojej c�rki. 
        Spyta�am, czy orientuje si�, o 
        co chodzi.
          - O przypadek ci�kiej 
        depresji.
          - Depresji? - nie umia�am 
        ukry� zdziwienia - to raczej 






        rodzaj samounicestwiania bez 
        powodu.
          - Zawsze jest jaki� pow�d.
          Czy tym powodem by�o dziecko? 
        Od jego pojawienia si�, z Ew� 
        zacz�o si� dzia� co� 
        niedobrego. Nie umia�am tego w 
        por� opanowa� czy te� nie by�am 
        w stanie. Chore drzewo rodzi 
        dzikie owoce. Mo�e dlatego urok 
        mojego wnuka jest tak 
        nieopisany, jak nieopisany jest 
        jego up�r. Ma�e zawzi�te 
        zwierz�tko doprowadzaj�ce 
        cz�owieka do rozpaczy. Tym 
        cz�owiekiem najcz�ciej jestem 
        ja. On ma dopiero trzy lata, ale 
        wyczuwa moj� s�abo��. Kiedy� 
        doprowadzi� mnie do �ez. 
        Pierwszy raz zobaczy�am wtedy 
        strach w jego oczach. Rozejrza� 
        si�, jakby w poszukiwaniu 
        ratunku, a potem rzuci� si� na 
        pod�og� i wczo�ga� pod ��ko. 
        Roze�mia�am si�, ale m�j �miech 
        nie brzmia� pewnie. Bardzo 
        jeste�my do siebie podobni, nie 
        ma osoby, kt�ra nie odgad�aby 
        naszego bliskiego pokrewie�stwa, 
        najcz�ciej bior� mnie za jego 
        matk�. Ma taki sam kolor w�os�w 
        jak ja, jasny, o odcieniu 
        popielatym, i moje niebieskie 
        oczy, nawet ich troch� sko�ny 
        wykr�j. Ale tyle w nim obcego. 
        Ewa cz�sto wydaje mi si� 
        bli�sza, chocia� nie jestem 
        pewna, czy umiem j� kocha�. I to 
        dziecko kocham w jaki� 
        niezdrowy, szale�czy spos�b. 
        Czasami wydaje mi si�, �e gdyby 
        obok mnie by� m�czyzna, dziecko 
        patrzy�oby na mnie innymi 
        oczami. Nie umiem tego bli�ej 
        wyja�ni�. Przecie� m�j wnuk jest 
        za ma�y, by ocenia� moj� �yciow� 
        sytuacj�. On ocenia jedynie 
        mnie, on si� ze mn� mierzy. I 
        wygrywa. Ju� wygrywa. Kilka dni 
        temu zniszczy� mi sztuczne 
        rz�sy, kt�re kto� przywi�z� z 
        Pary�a. By�am przy tym, 
        widzia�am, jak je po kolei 
        odrywa. M�wi�am: "Zostaw to, 
        s�yszysz!" - ale nie podesz�am i 






        nie odebra�am mu ich. Pomy�la�am 
        tylko, �e moja samotno�� jest 
        katastrof�. I by�a w tym 
        pretensja do kogo�, kto nie 
        istnieje. Tego kogo� nie ma, bo 
        zrobi�am wszystko, �eby go nie 
        by�o. W m�skich ramionach 
        szuka�am fizycznego spe�nienia, 
        wyobra�aj�c sobie, �e inne nie 
        istnieje. Z pewn� wy�szo�ci� 
        my�la�am nawet o kobietach, 
        kt�re mia�y jeszcze jakie� 
        z�udzenia. Kto� mi kiedy� 
        wyja�nia�, �e oko owada jest 
        inaczej zbudowane ni� oko 
        ludzkie. Owad widzi nas jako 
        cie� albo jako zarys. W moich 
        kontaktach z m�czyznami zawsze 
        pami�ta�am, �e oni widz� mnie 
        inaczej, dla jednych jestem 
        cieniem, dla innych zarysem i 
        rozpoznaj� mnie tylko w tym 
        kszta�cie. To niewa�ne, jaka 
        naprawd� jestem, wa�ne, �e mam 
        na sobie znajom� sukienk� w 
        kropki, bo ona im si� utrwali�a 
        na siatk�wce.
          - My�l�, �e ona ju� nie 
        przyjdzie - m�wi� do lekarza. - 
        Przepraszam. Mo�e zadzwoni� do 
        pana...
          - Mog� jeszcze poczeka� - 
        odpowiada.
          - Ale...
          - Mam przeczucie, �e jednak 
        przyjdzie.
          Ciekawe, lekarz kieruje si� 
        przeczuciami. Mo�e w jego 
        specjalno�ci to ca�kiem 
        naturalne.
          Ka�da wzmianka o przysz�o�ci 
        wprawia�a mnie w pop�och. 
        Przysz�o�� nigdy dla mnie nie 
        istnia�a, zawsze by�a tylko ta 
        uciekaj�ca chwila. Usi�owa�am 
        sobie t�umaczy�, �e wolno�� 
        wyklucza wszelkie zwi�zki, a to 
        one mnie przecie� sku�y. Tych 
        dwoje decyduje nie tylko o moim 
        �yciu, ale i o moich nastrojach. 
        Momenty ulgi zale�ne s� od 
        sytuacji w alei Reymonta, kt�ra 
        decyduje, jak si� b�dzie wiod�o 
        na ulicy Od...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin