Norton Andre - Magiczna Seria - Smocza magia.pdf

(518 KB) Pobierz
353979798 UNPDF
Andre Norton
Smocza magia
Przek²ad: Karolina Bober
Tytu² orygina²u: Dragon Magic
1. Ukryty skarb
Sig Dortmund zepchn¸² nog¸ kupkè lici do rynsztoka i spojrza² na t²umek
oczekuj¸cy na przystanku szkolnego autobusu. Z nowego osiedla jedzi² tylko jeden
autobus, ktðry zabiera² maluchy i kilku ch²opakðw w jego wieku. Tak, tylko trzech.
Autobus jecha² do dwðch szkð², podstawowej i redniej - rano trzeba by²o wychodziä z
domu o wiele wczeniej, a wraca²o siè za pðno, ¾eby robiä cokolwiek na dworze. Ale¾ to
bèdzie pièkny rok! Kopn¸² licie z ca²ej si²y.
Prðbowa² obejrzeä tych trzech ch²opakðw tak, by nie zauwa¾yli, ¾e im siè
przygl¸da. Tego ma²ego w²aciwie zna². W zesz²ym roku chodzi² z nim na nauki spo²eczne.
Jak on siè nazywa? Artie. Artie Jones. Powiedzieä: Czeä Artie?
Artie Jones zagryz² doln¸ wargè. Ale zgie²k. Dzieciaki popycha²y siè i wrzeszcza²y.
Zanim wysi¸d¸ przed podstawðwk¸, wszyscy w autobusie og²uchn¸. I z kim bèdzie musia²
siedzieä! Taki wielki ch²opak - widzia² go w poprzednim semestrze, ale nie by² to wielki
cz²owiek, co to, to nie. I ma²y Chiîczyk pod cian¸. Mama wszystko o nim s²ysza²a.
Wczoraj opowiada²a przy kolacji. Pan Stevens by² w Wietnamie i pojecha² na urlop do
Hongkongu. Tam natkn¸² siè na tego Kima w sierociîcu i chcia² go adoptowaä.
Stevensowie bardzo d²ugo czekali, ¾eby go zabraä, zaanga¾owali nawet w sprawè jakiego
kongresmana. Ch²opiec nie wygl¸da na takiego, ktðry by²by tego wszystkiego wart,
prawda? Powiedzieli, ¾e siè dobrze uczy.
Ale Stevensowie oczywicie by siè nie skar¾yli, po tych wszystkich trudach z jego
sprowadzeniem. Wielkie mi co - zadawaä siè z takimi pajacami.
Kim Stevens mocno ciska² tornister. Co za ha²as i zamieszanie! Odk¸d pamièta²,
¾y² w ci¸g²ym ha²asie i t²oku - w Hongkongu by²o tyle ludzi, ¾e mieszkali jedni na drugich.
Ale to co innego. Pochodzi² stamt¸d, wièc wiedzia², jacy s¸. Zesz²y rok by² dla niego bardzo
trudny. Ojciec wozi² go do szko²y. Tak, na pocz¸tku czu² siè dziwnie, ale potem pozna²
Jamesa Fonga i Sama Lewisa. Spojrza² na wysokiego, czarnego ch²opca opieraj¸cego siè o
cianè. Ale ten zachowywa² siè, jakby by² sam, nie zauwa¾a² dzieciakðw niemal depcz¸cych
mu po palcach.
Ras nie s²ucha² ha²asu. Musia² siè skoncentrowaä tak, jak kaza² Shaka - zapamiètaä
i robiä, co trzeba. Kiedy zapytaj¸ go o imiè, ma odpowiadaä nie George Brown, lecz
Ras. Jego brat, dawniej Lloyd, nazwa² siè Shaka po krðlu Zulusðw w Afryce, jedynym,
ktðry w dawnych, dobrych czasach odgryza² siè bia²asom. Ras oznacza ksi¸¾è; Shaka
kaza² mu wybraä imiè z listy. Shaka by² na dobrej drodze, na g²owie nosi² afro i tak dalej.
Tata i mama nie rozumieli. Byli starowieccy, brali wszystko, co dawa²y im bia²asy i
trzymali buzie na k²ðdkè. Shaka wyt²umaczy², jak jest teraz. Nikt nie przekona Rasa, ¾eby
postèpowa² inaczej, ni¾ ka¾e Shaka.
Na ulicy by²o coraz wiècej lici i Sig szed² po nich, specjalnie szeleszcz¸c. Tam dalej
by² stary dom, przeznaczony do rozbiðrki. Chcia²by tam iä i popatrzeä, wszystko by²oby
lepsze ni¾ samotnoä przez ca²y dzieî albo krècenie siè przy bandzie ch²opakðw, ktðrzy
nawet na niego nie spojrz¸. Ale w²anie nadjecha² autobus.
Dzieî zacz¸² siè kiepsko i by² kiepski a¾ do koîca. Czasami tak bywa. O czwartej
Ras opad² niedbale na siedzenie w autobusie, wioz¸cym ich z powrotem. Wywrotowiec,
co? S²ysza² gadanie starego Keefera. Tak czy inaczej, nie poda² im prawdziwego nazwiska,
tylko Ras. Nie jego wina, ¾e Ben Crane to powiedzia². Ben by² z tych zbyt ²agodnych dla
bia²asðw, ktðrych Shaka nazywa² Wujami Tomami. Mo¾e Shaka wyci¸gnie Rasa z tej
g²upiej szko²y i wkrèci go na jakie studia afrykaîskie. Tu nie ma siè z kim pow²ðczyä.
Skrzywi² siè w kierunku siedzenia przed sob¸.
Kim siedzia² nieruchomo, z tornistrem na kolanach. Dlaczego ten ch²opiec nie chcia²
podaä nauczycielowi swojego nazwiska? I co to za imiè, Ras? Niczego nie rozumia² z tej
nowej szko²y. By²a za du¾a, ca²y czas kto ich pogania². Bola²a go g²owa. To nie jest
miejsce dla niego, ale je¾eli omieli siè powiedzieä o tym tacie, mo¾e bèdzie musia² wrðciä
tam, sk¸d przyjecha²?
Artie kopa² nog¸ w pod²ogè autobusu. Dzi dobrze u¾ywa² oczu i uszu, oj, tak. Ten
Greg Ross to geniusz gry w nogè, pewniak w wyborach do rady uczniowskiej, o ktðrych
tyle siè gada²o w pokoju nauczycielskim. Tylko siè dostaä do bandy Grega i za²atwione.
Szkoda, ¾e Artie by² za ma²y i za lekki do gry w pi²kè. Ale wymyli jaki sposðb, ¾eby
pokazaä Gregowi, ¾e istnieje. Wa¾ne rzeczy dzia²y siè tylko w gangu. Kto do niego nie
nale¾a² - by² nikim.
Sig zastanawia² siè, o czym myli siedz¸cy obok Artie. W²anie ci trzej mieszkali w
jego okolicy. Artie z pewnoci¸ nie by² przyjacielski - co do tamtych dwðch, nie wiadomo.
Szko²a jest za du¾a. Mo¾na siè zgubiä. Artie chodzi² na nauki spo²eczne i matematykè. Ca²y
czas stara² siè siedzieä ko²o Grega Rossa, jakby chcia², ¾eby Ross go zauwa¾y². Do tego ten
Ras - nie podawa² prawdziwego imienia. Pokazaä siè z takim i k²opoty gotowe. A ten
drugi? Sk¸d wzi¸² nazwisko Stevens? By² Chiîczykiem, a mo¾e Wietnamczykiem. Nie
odezwa² siè ani s²owem podczas dwðch lekcji, na ktðrych widzia² go Sig. Zachowywa² siè,
jakby siè ba² w²asnego cienia. Ale kana², jedziä z t¸ band¸ przez ca²y rok.
Kiedy autobus zawrðci², ¾eby wysadziä ich na rogu, Sig zauwa¾y² zmianè. Brama
strzeg¸ca starego domu zniknè²a, ¾ywop²ot zosta² zgnieciony, jakby jedzi²y po nim
ciè¾arðwki. S²ysza², ¾e dom by² przeznaczony do rozbiðrki, mieli tam zrobiä jaki parking.
Sig zaczeka², a¾ pierwsza fala dzieci przebiegnie przez ulicè. Opuszczona posesja
wygl¸da²a ponuro. Podobno nale¾a²a do jakiego starego cz²owieka, ktðry nie chcia² jej
sprzedaä, chocia¾ proponowano mu du¾o pienièdzy. Jaki g²upek. W dodatku podrð¾owa²
po obcych krajach i wykopywa² z ziemi koci ludzkie i rð¾ne stare przedmioty.
W zesz²ym roku, kiedy byli z klas¸ na wycieczce w muzeum, panna Collins
pokazywa²a im w sali egipskiej i chiîskiej eksponaty, ktðre ten stary cz²owiek da² miastu.
Kiedy zmar², ukaza² siè o nim d²ugi artyku² w gazecie. Mama odczyta²a go g²ono i z
wyranym zainteresowaniem, bo zna²a pani¸ Chandler, ktðra kiedy sprz¸ta²a stary dom.
Niektðre pokoje by²y tam zamkniète na klucz, wièc nie wiadomo, co siè w nich znajdowa²o.
Co takiego ukrywa² ten cz²owiek? Mo¾e skarb - takie rzeczy znajduje siè w starych
grobach i tego typu miejscach. Kiedy zmar², co sta²o siè z jego rzeczami? Czy zabrali je
wszystkie do muzeum?
Sig stan¸² na zachwaszczonym, zaroniètym podjedzie. Nie chcia²by tu wejä po
zmroku. Ale co z tymi zamkniètymi pokojami? Mo¾e nikt ich jeszcze nie otworzy²? Mo¾e
da²oby siè wejä do rodka i znaleä
Po plecach ch²opca przebieg² dreszcz. Mo¾na znaleä skarb! A potem kupiä rower,
albo prawdziw¸ pi²eczkè do baseballu i kij Mia² ca²¸ listè rzeczy, o ktðrych marzy².
Gdyby zdoby² choä jedn¸ z nich, ch²opaki wreszcie by go zauwa¾yli, nawet ci wa¾niacy ze
szko²y imienia Anthonyego Waynea. Znaleä skarb!
Tylko ¾e to bardzo du¾y, ciemny dom. Sig nie chcia² siè tam krèciä sam. O tej porze
roku szybko zapada zmrok, a autobus przywozi ich bardzo pðno. Bèdzie potrzebowa²
kogo jeszcze, ale jedynym, ktðrego mðg² wzi¸ä ze sob¸, by² Artie. Gdyby Sig powiedzia²
mu o zamkniètych pokojach i skarbie mo¾e obudzi²by siè wreszcie, i zobaczy², ¾e na wiecie
oprðcz Grega Rossa s¸ te¾ inni ludzie. Tak, Artie na pewno wys²ucha²by tego z
zainteresowaniem. Poczekajmy do jutra.
Trudno by²o dopaä Artiego samego - Sig stwierdzi² to nastèpnego dnia. Najpierw
Artie spðni² siè na przystanek i wskoczy² do autobusu tu¾ przed odjazdem, wièc siedzia² z
przodu. Potem wysiad² i pobieg², zanim Sig zd¸¾y² go z²apaä. Ale podczas przerwy Sig
chwyci² go za ramiè.
- S²uchaj - powiedzia² szybko, bo Artie siè wyrywa², patrz¸c Sigowi przez ramiè,
¾eby znaleä w t²umie Rossa i jego kumpli. S²uchaj, Artie, muszè ci powiedzieä co
wa¾nego.
Ross poszed² porozmawiaä z panem Evansem, wièc Artie, odprè¾ony, spojrza² na
Siga, jakby dopiero go zobaczy².
- Co? - powiedzia² ze zniecierpliwieniem.
- Widzia²e ten du¾y, stary dom, ktðry maj¸ zburzyä? Ten na rogu.
- Jasne. Co w tym wa¾nego?
Artie znðw prðbowa² spojrzeä ponad Sigiem. Ale ten zdecydowanie zas²oni² mu
sob¸ pole widzenia, chc¸c za²atwiä swoj¸ sprawè.
- Moja mama zna pani¸, ktðra tam kiedy pracowa²a. Powiedzia²a, ¾e staruszek,
w²aciciel domu, trzyma² niektðre pokoje zamkniète na klucz, nie pozwala² jej nawet
zajrzeä. Pamiètasz, jak w zesz²ym roku bylimy w muzeum i ogl¸dalimy starocie, ktðre
podarowa² miastu - rzeczy z grobðw, ktðre wykopywa² w rð¾nych miejscach? Mo¾e nie
odda² ich wszystkich, mo¾e niektðre s¸ jeszcze w tych zamkniètych pokojach? Skarb,
Artie!
- Oszala²e. Na pewno nic ju¾ nie zosta²o, przecie¾ dom jest do rozbiðrki. - Ale
Artie patrzy² teraz na Siga, s²ucha² go. - Powiniene to wiedzieä.
- Rano zapyta²em mamè. Mðwi²a, ¾e nikt nie by² w rodku od mierci staruszka.
Adwokat powiedzia², ¾e wszystkie rzeczy pðjd¸ do Pomocy Spo²ecznej, ale jeszcze nikt po
nie nie przyjecha². Pani Chandler ma klucze do domu, dot¸d nikt o nie nie prosi². To znaczy,
¾e co jeszcze mo¾e tam byä.
- Skoro jest zamkniète, jak chcesz siè dostaä do rodka? Sig wyszczerzy² zèby w
umiechu.
- S¸ na to sposoby. - Nie by² do koîca pewien, jakie, nie zamierza² siè jednak
Artiemu do tego przyznaä. Im wiècej o tym myla², tym mocniej wierzy², ¾e w opuszczonym
domu jest skarb, ktðry tylko czeka, ¾eby go odnaleziono. I nikomu nie zaszkodzi, ¾e go
Zgłoś jeśli naruszono regulamin