stol istow do delfiny.pdf

(1853 KB) Pobierz
35526292 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
35526292.001.png 35526292.002.png
ZYGMUNT KRASIŃSKI
STO LISTÓW
DO DELFINY
Wyboru dokonał i wstępem opatrzył Jan Kott
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
NAJWIĘKSZA POWIEŚĆ POLSKIEGO ROMANTYZMU
Są różne porządki tradycji literackiej. Pierwszym jest kanon lektur szkolnych. Do tego ka-
nonu dzieła wchodzą przeważnie na zasadzie reprezentacji. Reprezentują pisarzy i epoki, prą-
dy i stylistyki, rodzaje literackie i ideologie. Są ogniwami procesu – historycznego, społecz-
nego, literackiego. Do kanonu lektury są wybierane zawsze ze względu na coś; mają uczyć,
stwierdzać, dowodzić; same dla siebie prawie nie istnieją.
Drugi porządek tradycji literackiej tworzą utwory, które nie przestają być obecne w wy-
obraźni, w języku i w lekturach. Tutaj na różnych prawach mieści się i Pan Tadeusz, Zemsta i
Trylogia, Kiedy ranne wstają zorze i Warszawianka. Trzeci porządek narodowej tradycji na-
zwać by można interwencyjnym. Jest on może najważniejszy, ale i najtrudniejszy do określe-
nia. Należą tutaj dzieła, których doświadczenia nie dają się zamknąć ani wyczerpać w jednej
epoce, które się wielokrotnie i nieraz gwałtownie aktualizują. Mieszczą się w nich widocznie
jakieś zasadnicze i generalne narodowe prawdy, podstawowe i przez to stale się powtarzające
schematy tragedii i farsy narodowej. Tutaj należą znowu na różnych prawach Dziady i We-
sele. Być może w tym porządku znajdzie się kiedyś i Witkacy.
Ostatni wreszcie z porządków tradycji powstaje na zamówienie współczesności. Są to od-
krycia i rehabilitacje, przesunięcia i degradacje; wielkie porządki w bibliotece konieczne
przynajmniej raz na pokolenie. Tutaj należy odkrycie mistycznego Słowackiego przez Młodą
Polskę i Norwid patronujący przemianom polskiej poezji co najmniej od półwiecza. W tym
porządku tradycji założona została nowa półka. Są na niej listy i dzienniki.
Korespondencja Sobieskiego z Marysieńką stała się nagle najciekawszą książką polskiego
XVII wieku, listy Krasickiego, zwłaszcza jego listy francuskie, urosły do największej książki
polskiego Oświecenia, najdojrzalszej intelektualnie, najbardziej niepokojącej. Mają one go-
rycz osobistą i historyczną, której smak znamy tak dobrze. Na tej samej półce stoją Dzienniki
Żeromskiego. Wszystko są to książki dla dorosłych i książki do czytania. Są one w pewien
sposób bliskie naszym gustom, zamiłowaniem, doświadczeniom, upodobaniom w formie
otwartej, w przemieszaniu fikcji i dokumentu, refleksji i najbardziej osobistych wyznań. Na
tej półce puste dotąd miejsce czeka na pełne wydanie listów Krasińskiego.
Zygmunt Krasiński z wielkiej trójcy wypadł na dobre przed pół wiekiem. W dwudziestole-
ciu już nie tylko koncepcja trójcy wieszczów, ale samo pojęcie wieszcza wydawało się
śmieszne. Potem nie tylko że przestał być wieszczem, jeszcze przestał być dobrym poetą. Dla
Tarnowskiego, jeszcze dla Chrzanowskiego, był jednym z największych Polaków. Przestał
być. Przestał być wieszczem, wielkim poetą, dobrym Polakiem. Został autorem Nieboskiej.
Na miejsce starej trójcy powstała nowa: Dziady, Kordian, Nieboska. Ta trójca także nie
utrzymała się długo. Wiemy już wszyscy, że Dziady są nieporównywalne z żadnym innym
utworem. I w tym właśnie momencie okazało się, że Krasiński jest przede wszystkim autorem
listów. Największym epistolografem epoki, a może nawet największym epistolografem lite-
ratury polskiej.
Pisane są te listy wspaniale. Panią de Noailles nazywano najczulszym punktem świata. O
listach Krasińskiego można powiedzieć, że obnażone są w nich i ujawnione wszystkie
sprzeczności epoki. Bezlitośnie i gwałtownie. Pierwszą z tych wielkich sprzeczności należa-
4
łoby nazwać przeciwieństwem sądów generalnych i szczegółowych, idei i historycznego do-
świadczenia. Krasiński był urzeczony historią, zafascynowany nią, jak pokolenie urodzone u
pobrzeży pierwszej wojny światowej. Historia była generalnym odwołaniem, zasadniczym
punktem odniesień, wielką sceną, na której rozgrywały się wszystkie dramaty; narodu i jed-
nostki, cywilizacji i religii. Krasiński w listach, jeszcze gwałtowniej niż w Nieboskiej i w Iry-
dionie, prowadzi nieustanny dialog z historią.
Krasiński był reakcjonistą, ale był najprzenikliwszym z reakcjonistów. Wiedział, że żyje w
epoce, która zaczęła się od ścięcia głów królom. Równie wcześnie zdał sobie sprawę, że rzą-
dzą bankierzy. I stąd wyciągnął bardzo trafny wniosek, że bankierzy także zostaną powiesze-
ni. Był mądrzejszy od saint-simonistów, chociaż wiele rysów saint-simonizmu przydał towa-
rzyszom Pankracego. Bankierzy w Nieboskiej znajdują się w obozie św. Trójcy, obok hra-
biów, książąt i fabrykantów. Krasiński był arystokratą i mógł sobie pozwolić na pogardę wo-
bec arystokracji. Do bankierów i mieszczańskich polityków czuł wstręt połączony z obrzy-
dzeniem. Spiskowców, demokratów, karbonariuszy i wszelkiej maści rewolucjonistów po
prostu nienawidził. Był jeszcze w dodatku urodzonym heglistą i historia ludzkości układała
mu się ciągle w rozmaite triady. Rządy mieszczaństwa traktował jako epokę przejściową.
Trzecia triada mogła się rozpocząć tylko od zwycięstwa ludu. Ale ta trzecia triada to był ko-
niec świata, koniec j e g o świata.
Nie miał w sobie nic z mistyka. Był piekielnie trzeźwy, wyrachowany i oszczędny; miał
doświadczenie polityczne, znajomość salonów i mechanizmów społecznych nieporównanie
większą od Mickiewicza i Słowackiego; o wiele lepiej znał Rosję i Europę, filozofię i finanse.
Historia prowadziła nieuchronnie do katastrofy. Wobec tego wprowadził Boga do historii. Do
historii obserwowanej z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc z zadziwiającą jasnością.
Stąd napięcie sprzeczności w jego dziełach. Stąd ten nieustanny dialog z historią, prowadzony
na „nie”, w klimacie eschatologii. Gatunek tej eschatologii jest niesłychanie współczesny, ma
ten sam smak katastrofizmu. Koniec świata jest dla Krasińskiego wielką metaforą filozoficzną
i historyczną, jest rewolucją. I to rewolucją niwelatorów. Prawie jak u Witkacego.
Do tego dochodziła jeszcze sprawa Polski. Krasiński odczuwał głęboko ucisk zaborców i
marzył o wyzwoleniu narodu. Ale wszystkie drogi prowadzące do wyzwolenia Polski prowa-
dziły jednocześnie dla niego do końca świata. Pod tym względem nie miał złudzeń. W ogóle
miał mało złudzeń. Musiał wobec tego wymyślić taką konstrukcję dziejową, półchrześcijań-
ską, półheglowską, w której wyzwolenie Polski byłoby jednoczesnym pognębieniem spi-
skowców, demokratów, carofilskiej arystokracji i polityków zorientowanych na coraz bardziej
zmieszczanione dwory. Gdzie pognębiony byłby i Czartoryski, i Mierosławski, Lelewel i to-
wiańczycy. Car i Ludwik Filip, i Rotschildowie. Pisał w lipcu 1846 roku:
Mój Boże! Co to za świat – coraz bardziej na podobieństwo romansów. A koleje żelazne
zaczynają się buntować, a narodowości przepadać, a Rotschildy królować – idziemy ku cięż-
kim czasom.
A w październiku tego samego roku w Heidelbergu:
O biedna szlachta i biedny naród, który jej zgonem będzie odnarodowiony, przemieniony
na lud prosty, beznarodowy, i biedna Europa, bo po wygubieniu szlachty topolowej nie ma w
Europie pierwiastka zdolnego zatrzymać chaos barbarzyński, który wcześniej czy później z
wnętrzów samejże Europy się podniesie! Zatem trudno przypuścić, by Bóg na jej zatracenie
zupełnie pozwolił. Jakim zaś ją sposobem wyrwie z otchłani, w którą zstępuje w tej chwili, to
wielką tajemnicą. Wiarę mam, że wyrwie, ale jak – ani wiem, ani się domyślam!
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin