HIM024. Cassidy Carla - Jedynak.pdf

(745 KB) Pobierz
Their only child
172400786.001.png
CARLA CASSIDY
Jedynak
ROZDZIAŁ PIERWSZY
22 grudnia
Theresa Mathews włożyła pierniczki do piekarnika i spojrzała na zegar
przy kuchence. Wpół do czwartej. Eric powinien już wrócić ze szkoły.
Podeszła do stołu, na którym leżały dwa tuziny jeszcze ciepłych
pierniczków. Obok stał przygotowany lukier i specjalne przyrządy do zdobienia
ciast.
Zawsze zostawiała synowi dekorowanie bożonarodzeniowych choinek,
chociaż nigdy nie chciał się przyznać kolegom, że to uwielbia. Ale nie mówił im
również, że lubi czytać i że mama zawsze musi go całować na dobranoc.
Theresa potrząsnęła głową i uśmiechnęła się do siebie. Eric miał w sobie
wiele z dziecka, lecz również sporo z dorastającego chłopaka. Wkrótce zacznie
dojrzewać. Trochę żałowała, że nie będzie już jej malutkim synkiem, ale
cieszyło ją też, że rozwija się i mężnieje.
Dziś na pewno będzie we wspaniałym humorze. Ma przecież ostatnie
lekcje przed świętami. A potem Gwiazdka i prezenty z grą komputerową, o
której mówił od dwóch miesięcy, i rowerem na czele. Może dzięki temu
zapomni o tym, czego tak naprawdę pragnie. Nie położy mu przecież pod
choinką pięknie zapakowanego i owiniętego wstążką ojca. Niestety!
Theresa zastygła na moment, pogrążona w ponurych myślach na temat
Sully’ego. Gdzie teraz jest? Co robi? Potrząsnęła głową. Nie, nie może
pozwolić, żeby były mąż zepsuł im obojgu święta. To Boże Narodzenie będzie
równie wspaniałe, jak wszystkie poprzednie. Tyle że... już bez Sully’ego.
– Hej, hej! – dobiegł do niej śpiewny głos.
Usłyszała skrzypnięcie wejściowych drzwi. Na jej twarz natychmiast
powrócił uśmiech.
– Jestem w kuchni, Rose! – krzyknęła.
Jednak Rose dobrze wiedziała, gdzie jej szukać. Cała rozpromieniona
pojawiła się w drzwiach i rozejrzała czujnie dookoła.
– Cześć! A gdzie Eric?
– Jeszcze nie wrócił ze szkoły – wyjaśniła Theresa, wskazując krzesło. –
Wiesz, jaki jest. Musi się przywitać z wszystkimi okolicznymi psami, zanim
dojdzie do domu.
Rose z westchnieniem usiadła przy stole, na którym położyła owiniętą w
kolorowy papier paczuszkę.
– Możesz to teraz wziąć, a potem włożyć pod choinkę? – zapytała.
Theresa tylko potrząsnęła głową.
– To już trzeci prezent od was, Rose! Zepsujecie mi dziecko. Rose
172400786.002.png
stoczyła ze sobą krótką walkę, ale w końcu sięgnęła po największy pierniczek i
z wyraźną przyjemnością włożyła go do ust. Jednak słowa Theresy
spowodowały, że szybko go przełknęła.
– Nie można zepsuć takiego dziecka jak Eric – rzekła stanowczo. – To
najgrzeczniejszy i najmilszy chłopiec, jakiego znam. Przysięgam.
Kiedy Theresa zamieszkała tutaj dziesięć miesięcy temu, Rose i Vincent
Caltino natychmiast ich „adoptowali”. Eric zyskał w nich prawdziwie
kochających i czułych dziadków, a jego matka – pomoc i wsparcie na co dzień.
Rose poruszyła się na krześle i odsunęła od siebie kolejne ciasteczko.
– Czytałam dziś rano w gazecie, że wygrałaś swoją ostatnią sprawę –
powiedziała.
Theresa wyprostowała się dumnie.
– Tak, wygląda na to, że Roger Neiman nieprędko wyjdzie z więzienia.
– Pisali, że jesteś wschodzącą gwiazdą sądownictwa w naszym okręgu.
Theresa zaśmiała się.
– W przyszłym tygodniu będzie nią ktoś inny. Wiesz, jacy są
dziennikarze. Na ich uznanie może liczyć tylko ten, kto właśnie wygrywa.
– Możliwe, chociaż zamieścili twoje zdjęcie na pierwszej stronie. – Rose
zamyśliła się na chwilę. – No, ale z drugiej strony jesteś ładniejsza od większość
naszych prawniczek.
Theresa znowu się zaśmiała.
– Pochlebiasz mi, Rose. Sąsiadka tylko wzruszyła ramionami.
– Mówię, jak jest. – Szybkim ruchem sięgnęła po malutki pierniczek w
kształcie bombki. – No, pójdę już do Vince’a. Zrobił się ostatnio tak tajemniczy,
że zaczynam podejrzewać go o romans.
Theresa pokręciła głową. Nigdy nie widziała mężczyzny tak zapatrzonego
w swoją żonę jak Vincent Caltino. Inna sprawa, że nawet teraz miał na czym
zawiesić oko, a wiele wskazywało na to, że w młodości Rose była nie lada
pięknością.
– Po trzydziestu latach małżeństwa? Myślę, że nie masz się czego
obawiać! – zapewniła sąsiadkę.
Rose szybko przeżuła resztki pierniczka.
– Pewnie masz rację – rzekła z uśmiechem. – Zawsze byłam szczęściarą,
jeśli chodzi o mężczyzn. Może dlatego, że związałam się tylko z tym jednym...
Theresa nagle posmutniała, a Rose chyba wyczuła zmianę jej nastroju.
– No nic, pamiętaj tylko o tym prezencie – dodała szybko i podeszła
energicznie do drzwi.
Theresa odprowadziła ją do wyjścia, zastanawiając się, na czym
właściwie to wszystko polega. Przecież ona też miała tego jednego, jedynego i...
– O! Kiedy będziecie ubierać choinkę? – Rose zatrzymała się na widok
stojącego w kącie drzewka.
172400786.003.png
– Dziś wieczorem. Przygotuję prażoną kukurydzę i grzane wino. Może
wpadniecie?
Rose zamyśliła się na chwilę, jakby zastanawiając się, co ma jeszcze do
zrobienia.
– Mm, możliwe, jeśli się ze wszystkim wyrobię. Pomachała Theresie ręką
na pożegnanie i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Ich domy dzielił jedynie
niewielki kawałek trawnika, ale Theresy wcale nie martwiła ta bliskość.
Pomyślała, że powinna dziękować Bogu za takich sąsiadów i wróciła do kuchni.
Raz jeszcze spojrzała na zegar, ale teraz na większy, wiszący na ścianie. Za
piętnaście czwarta. Co ten Eric może tak długo robić po lekcjach! Nawet, jeśli
zdecydował się iść, stawiając stopy jedna za drugą, co już mu się kiedyś
zdarzyło, to i tak powinien już być w domu!
Szybko wyjęła z piekarnika kolejną partię pierniczków, ale nie wstawiła
nowej. Wyszła przed dom, żeby sprawdzić, czy syn nie włóczy się gdzieś po
ulicy. Było dosyć chłodno. Kto wie, może nawet spadnie śnieg.
Na ulicy nie było prawie nikogo, a w każdym razie żadnych dzieci.
Theresa przez moment zastanawiała się, czy nie zawołać Erica, ale nikt tutaj
tego nie robił. Zresztą, gdyby był w pobliżu, na pewno by go zobaczyła.
Może trafiło mu się po drodze coś ciekawego? Jakiś kolorowy liść albo
stary kasztan gdzieś w zeschłej trawie? Eric uwielbiał też obserwować wszystko
dookoła. Od kiedy zaczął chodzić, nazywali go z mężem „małym odkrywcą”. A
teraz, kiedy przeprowadzili się na przedmieścia Kansas City, ciekawych rzeczy
było tu znacznie więcej: ptaki na drzewach, pajęczyny albo rozwijające się
rośliny. Jednak zima nie była najlepszym okresem na obserwacje.
A poza tym, na miłość Boską, nigdy nie zajmowało mu to tyle czasu!
Theresa wróciła do domu i narzuciła płaszcz na ramiona, chociaż nie
odczuwała zimna. Idąc okoloną drzewami alejką pomyślała raz jeszcze, że nie
żałuje przeprowadzki. Sully proponował jej po rozwodzie, żeby została w ich
dotychczasowym mieszkaniu w szeregowcu, ale ona czuła, że potrzebuje
odmiany. Przeprowadzka wydawała się idealnym rozwiązaniem.
Po paru minutach dotarła do szkoły Erica Po drodze nigdzie nie
zauważyła syna, chociaż uważnie obserwowała otoczenie. Przypomniała sobie,
że był ubrany w dżinsy, bo od dawna nie chciał nosić niczego innego,
jasnoniebieski sweter i czerwoną kurtkę z logo drużyny footballowej z Kansas
City.
Pewnie odbywa się jakieś przedstawienie z okazji świąt, pomyślała i
pchnęła furtkę. No, bo chyba Eric nie został w szkole z własnej woli. Zwykle
był dobrym uczniem, ale czasami, kiedy zobaczył motyla za szybą albo chmurę
o ciekawym kształcie, potrafił się zupełnie oderwać od lekcji. Zapominał wtedy
o Bożym świecie i myślał o tym, co by mu powiedział motyl, gdyby umiał
mówić albo jak wysoko wzbiłby się na chmurze.
172400786.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin