Campbell Judy - Świat za szybą.pdf

(389 KB) Pobierz
434326729 UNPDF
JUDY CAMPBELL
Świat za szybą
434326729.002.png
PROLOG
Pod wpływem silnych podmuchów wiatru drzwi
prowadzące do ogrodu raz po raz uderzały z trzaskiem o
framugę. Dziesięcioletni Michael przyglądał się im z rosnącą
irytacją. Najchętniej zamknąłby je na klamkę, ale Margery za
karę zabroniła mu ruszać się z miejsca.
Z ogrodu dobiegały głosy innych dzieci, bawiących się
wesoło na trawniku. Za chwilę, pomyślał, wrócą do środka, bo
wychowawczyni właśnie obiecała przeczytać wszystkim
bajkę. Ktoś, śmiejąc się w głos, biegł już dróżką prowadzącą
do wejścia.
- Madeline! Wracaj tu szybko! Zaczekaj na innych! To
Margery, dyrektorka domu dziecka Oaklands Home, karciła
jedną z podopiecznych.
Michael podniósł głowę i zobaczył, jak mniej więcej
pięcioletnia dziewczynka pędzi w kierunku drzwi z
wyciągniętymi przed siebie dłońmi. Na jej ramionach
podskakiwały splecione z ciemnych włosów warkoczyki.
Chłopiec zamarł z przerażenia, bo przeszklone drzwi, otwarte
kolejnym silnym podmuchem, właśnie zamykały się znowu.
Jeśli mała natychmiast się nie zatrzyma, nie uniknie zderzenia
ze szklaną taflą.
- Uważaj na drzwi! - krzyknął.
Za późno! Obrazy zaczęły przesuwać się przed oczami
Micheala niczym nakręcony w zwolnionym tempie film. Ręka
dziewczynki przebiła szybę, posypało się szkło, drobna postać
upadła na podłogę, a w powietrze trysnęła fontanna krwi,
tworząc na podłodze wielką, czerwoną kałużę.
Chłopca sparaliżował lęk. Serce waliło mu jak oszalałe.
Wpatrywał się przerażonym wzrokiem w skuloną na
podłodze, łkającą dziewczynkę, leżącą pośród odłamków
szkła. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a cały pokój utonie
we krwi.
434326729.003.png
- Na pomoc! Niech ktoś tu przyjdzie! - wołał.
Z nagłym przypływem energii zerwał się z miejsca i
ukląkł przy rannej. Była tak blada, że zrozumiał, iż musi coś
zrobić, by nie dopuścić do dalszego upływu krwi.
Przypomniał sobie film, w którym ktoś tamował krwotok
rannemu w nogę gangsterowi. Niestety, niewiele pamiętał z
jego treści, ale instynktownie wyjął z kieszeni zmiętą chustkę
do nosa, uformował z niej tampon i z całej siły przycisnął do
rany.
Dziewczynka podniosła głowę i spojrzała na niego
wystraszonymi, wielkim oczami o barwie opadłych jesiennych
liści.
- Nie bój się. To tylko małe skaleczenie. A kiedy leciałaś
przez tę szybę, wyglądałaś jak prawdziwa supermenka. -
Wolną ręką delikatnie uścisnął jej dłoń.
- Chyba byłam niegrzeczna, co? - szepnęła i
przymknąwszy powieki, wsparła głowę na ramieniu Michaela.
W pokoju nagle zrobiło się tłoczno. Przestraszone
widokiem krwi maluchy szeptały między sobą z przejęciem.
Dopiero pojawienie się Margery unormowało nieco sytuację.
Dyrektorka wyprosiła wszystkich do ogrodu, a sama
przykucnęła przy dwójce dzieci na podłodze.
- Madeline, biedactwo, coś ty narobiła? Jak to dobrze, że
Michael był w pokoju, prawda? Na szczęście doktor
Burford akurat jest na górze przy jednym z chłopców.
Zaraz go zawołam.
Lekarz był szczupłym, młodym mężczyzną o miłej twarzy.
Przyklęknął przy dzieciach na podłodze i delikatnie podniósł
rękę rannej, po czym przeniósł spojrzenie na chłopca.
- Masz na imię Michael, tak? Muszę przyznać, że
świetnie się spisałeś. Mógłbyś jeszcze przytrzymać rękę tej
młodej damy, żebym mógł ją dokładnie obejrzeć?
434326729.004.png
Michael skinął głową. Rozpierała go duma. Doktor
Burford nie tylko go pochwalił, ale w dodatku, nie zważając
na to, że Mike miał dopiero dziesięć lat, poprosił o pomoc. Z
przejęciem przyglądał się teraz, jak lekarz ostrożnie zdejmuje
przesiąkniętą krwią chustkę ze skaleczenia.
- Obawiam się, że jest do wyrzucenia. - Lekarz
uśmiechnął się do chłopca. - Madeline będzie musiała
pojechać do szpitala, bo ranę trzeba będzie oczyścić i zaszyć.
Ale nie ma powodów do niepokoju. Dzięki tobie nic już jej nie
grozi.
Rzeczywiście, krwawienie zdawało się słabnąć. Lekarz
wyjął z torby spory opatrunek z gazy i przycisnąwszy go do
rany, obandażował rękę dziewczynki.
- To ty przyłożyłeś jej chustkę? - zapytał chłopca.
- Tak. Nie wiedziałem, jak inaczej zatamować krew.
- Zasłużyłeś sobie na medal. Świetna robota. Musimy
tylko utrzymać zacisk i nie opuszczać ręki, żeby zapobiec
dalszemu krwawieniu.
Michael promieniał ze szczęścia. Jego nieposkromiona
natura mało kiedy zjednywała mu przychylność dorosłych,
zwłaszcza że miał dziwny talent do pakowania się w kłopoty.
Ale dzisiaj, choć raz, coś mu się udało!
Niebawem nadjechało pogotowie. Dwóch ubranych w
zielone uniformy sanitariuszy wtoczyło do pokoju wózek na
kółkach.
- Co z nią, doktorze? - zapytał jeden z mężczyzn. Lekarz
właśnie zakończył osłuchiwanie dziewczynki.
- Jest lekko zszokowana - wyjaśnił spokojnie. - Ciśnienie
sześćdziesiąt na czterdzieści i częstoskurcz. W drodze do
szpitala podawajcie jej tlen. Pojadę za wami.
Michael przyglądał się doktorowi Burfordowi z rosnącym
podziwem. Imponował mu jego spokój i łatwość, z jaką
opanował sytuację.
434326729.005.png
Otoczona troskliwą opieką Madeline chyba poczuła się
lepiej, bo kiedy owinięta w ciepły koc opuszczała pokój w
ramionach jednego z sanitariuszy, zdobyła się nawet na słaby
uśmiech. Przed wyjściem lekarz podszedł do Michaela i
poklepał go przyjaźnie po ramieniu.
- Świetnie się dzisiaj spisałeś chłopcze. Większość ludzi
na twoim miejscu straciłaby głowę. Masz naturalny dar
radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach.
Właśnie wtedy Michael Corrigan, dziesięcioletni urwis z
Oaklands Home, postanowił zostać lekarzem.
434326729.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin