7 NIEDZIELA ZWYKŁA C.doc

(51 KB) Pobierz
- 1 -

- 1 -

W dzisiejszej Ewangelii Chrystus Pan nakazuje nam trudną rzecz:

"Miłujcie nieprzyjaciół waszych: dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą". Nieprzyjaciół możemy mieć osobistych i możemy ich mieć jako naród. Liczba naszych nieprzyjaciół narodowych jest olbrzymia. Najwięcej ich było w okresie zaborów, w czasie okupacji hitlerowskiej i stalinowskiej.

Znaczne miejsce wśród nich zajmuje Michał Murawiew ( 1796 -1866), mianowany przez cara w 1863 na gubernatora wileńskiego. Jego zadaniem było ukaranie Polaków za wybuch powstania styczniowego, z zadania tego wywiązał się nadspodziewanie. Faworyzował Niemców, Żydów i oczywiście Rosjan. Polaków i Litwinów tępił z całą bezwzględnością. Bez skrupułów posyłał na Sybir i na szubienicę; całe wioski puszczał z dymem, a ludność tysiącami przesiedlał do Turkiestanu. Likwidował polskie instytucje, szkoły i klasztory, zamykał kościoły; za odezwanie się po polsku na ulicy i w sklepie groziły kary pieniężne. Okrucieństwa popełniane na Polakach sprawiły, że przeszedł do historii jako "wieszatiel".

A jednak i na Murawiewa musimy patrzeć poprzez nakaz Chrystusa: "Miłujcie nieprzyjaciół waszych". Możemy sobie postawić pytanie: co w praktyce należy czynić, aby wypełnić nakaz Chrystusa. Przynajmniej to minimum powinniśmy uczynić aby go nie wykluczać z modlitw, które zanosimy do Boga wszystkich zmarłych.

Kazanie Rok C

- 2 -

Indyjska bajka opowiada, że pewien pies błąkał się po pokoju, w którym wszystkie ściany były wyłożone lustrami. Nagle zobaczył wiele psów. Zezłościł się, wyszczerzył zęby i warczał. Podobnie wszystkie psy w lustrach były złe, szczerzyły zęby i warczały. Pies wystraszył się i zaczął biegać wkoło. W końcu padł martwy. Gdyby jednak raz tylko przyjaźnie zamerdał ogonem, podobnie przyjaźnie zachowałyby się wszystkie jego odbicia w lustrach. Sytuacja zmieniłaby się radykalnie - zamiast wrogiego wyszczerzania zębów swoich domniemanych wrogów zobaczyłby przyjaciół, a to miałoby decydujący wpływ na jego zachowanie i los.

Z tej bajki można wyciągnąć taki morał, że kto sieje złość, nienawiść, wrogo odnosi się do drugich, ten zbiera złość, nienawiść, ma coraz więcej wrogów. Przysłowia mówią: "Nienawiść wszystko na złe obraca", "Nienawiść sen odbiera". Natomiast miłość "nie pamięta złego... wszystko przetrzyma" (1 Kor 13,5.7), a nawet jest silniejsza niż śmierć.

Ks. Jan Twardy - "MIŁUJCIE WASZYCH NIEPRZYJACIÓŁ" Współczesna Ambona 1995

- 3 -

Od dłuższego czasu sąsiedzi nie rozmawiali ze sobą, nawet w największe święta nie potrafili sobie podać dłoni. Lodowe serca nie przełamał opłatek. Ale oto w Boże Narodzenie jeden z sąsiadów poszedł po wodę do studni. Po drodze przewrócił się     na lodzie, doznał obrażeń ciała, nie mógł wstać, jęczał z bólu. Zauważył to znienawidzony sąsiad, podszedł do jęczącego i zziębniętego, pomógł mu podnieść się, zatroszczył się o niego. Zaczęła się nowa karta w sąsiedzkich kontaktach. Dobry czyn złamał zastarzałą wrogość, stopniały lody uprzedzeń i złości. A może i w naszej sytuacji potrzebny jest taki dobry czyn?     Zawsze ktoś może znaleźć się w potrzebie; cierpienie, choroba, śmierć nie omijają również nieprzyjaciół.

Ks. Jan Twardy - "MIŁUJCIE WASZYCH NIEPRZYJACIÓŁ" Współczesna Ambona 1995

- 4 -

Ośmioletnia Zosia wzięła do szkoły flet, ponieważ jej koleżanka miała urodziny. Chciała jej sprawić przyjemną niespodziankę i coś zagrać. Ale na flecie ćwiczyła od niedawna, i ze zdenerwowania pomyliła się. I co się stało? Cała klasa pękała ze śmiechu. (Kaznodzieja może złożyć ciemne okulary.) Zosia rozpłakała się ze złości i rozczarowania. Obiecała sobie, że więcej nie weźmie fletu do ręki. Następnego dnia najukochańsza ciocia Zosi chciała posłuchać jej gry na flecie. Zosia niechętnie popatrzyła na instrument. Ciocia zachęcająco kiwnęła głową. (Teraz kaznodzieja może założyć czerwone okulary w kształcie serc.) Gdy ciocia po kilku pierwszych taktach zaklaskała i pochwaliła ją, Zosia zagrała prawie bez błędów.

Miłość ma siłę przemiany, jeżeli jest zachęcająca, dodająca odwagi, przychylna.

Darek jest asem w klasie: uczy się na same szóstki, jest uczynny i grzeczny. Co na to koledzy? (ciemne okulary) "To karierowicz, lizus, kujon! Zarozumiały! Nie można się z nim bawić!" Darek czuje się bardzo samotny. Jeden z kolegów, Karol, nie chodził do szkoły przez dwa tygodnie z powodu operacji na wyrostek. Gdy wrócił ze szpitala, zadzwonił do Darka z prośbą, czy nie pomógłby mu trochę w nauce (czerwone okulary). Darek zaraz pojechał rowerem do domu Karola, wytłumaczył wszystko cierpliwie... a potem razem się bawili. Po tym wydarzeniu wszystko się zmieniło - Darek nie czuł się już samotny.

Miłość ma siłę, by zmieniać, gdy jeden do drugiego podejdzie, odrzuci uprzedzenia, bezinteresownie pomoże.

Dziesięć rodzin mieszka w jednym bloku. Między nimi pewna stara pani, która narzeka, że inni jej ciągle przeszkadzają (ciemne okulary). Dzieci są bezczelne, zuchwałe, muzyka dudni w całym bloku, śmieci leżą na schodach. Kobieta stawała się coraz bardziej nieprzyjazna, niemiła. Nikt jej nie pozdrawiał, nikt jej nie lubił... Zaplanowano święto całego bloku. Zaproszono na nie także ową starszą kobietę (czerwone okulary). Najpierw nie dowierzała własnym uszom, ale potem zaproszenie przyjęła. To było wspaniałe święto. Atmosfera w całym bloku zmieniła się nie do uwierzenia.

Miłość ma w sobie siłę przemiany, gdy ktoś spróbuje uczynić pierwszy krok, gdy dąży do spotkania, nie uprzedza się. Miłość rozlewa w naszych sercach Duch Prawdy, Święty Duch.

On podtrzymuje w nas życzenie Jezusa, abyśmy na wszystkich ludzi patrzyli przez "pełne miłości okulary", "serdeczne okulary", także na ludzi, którzy nie potrafią cierpieć, nawet na naszych nieprzyjaciół - aby cała ziemia się zmieniła, aby zmieniła ją MIŁOŚĆ.

Ks. Roman Froń - MIŁOŚĆ PRZEMIENIA Współczesna Ambona 1995

- 5 -

"Żyła sobie kiedyś stara kobieta, która była bardzo, bardzo zła. W końcu umarła. W swoim życiu nie uczyniła nic dobrego. Dlatego diabeł od razu wrzucił ją w piekielne morze ognia. Jej anioł stróż stanął obok i pomyślał: "Czyż nie przypomnę sobie ani jednego dobrego uczynku tej kobiety, abym mógł poprosić za nią Pana Boga?". Nagle coś sobie przypomniał i rzekł do Pana Boga: "Kiedyś wyrwała ze swego ogrodu cebulę i podarowała ją żebraczce!". Pan Bóg powiedział: "Weź tę cebulę i podaj tej kobiecie, aby się jej chwyciła. Jeżeli potrafisz wyciągnąć tę kobietę, to może wejść do nieba. Jeżeli jednak natka się oberwie - pozostanie tam, gdzie jest". Anioł podał cebulę kobiecie: "Tutaj - mówi do niej - chwyć się, a ja będę ciągnął". I zaczął ostrożnie ciągnąć. I było tuż, tuż, ale zauważyli to inni grzesznicy i rzucili się wszyscy, aby razem z tą kobietą wydostać się z morza ognia. Ale kobieta była zła, bardzo zła; kopała, krzyczała: "Tylko ja zasłużyłam sobie na wyciągnięcie stąd, a nie wy! To jest moja cebula, a nie wasza!". Gdy tylko to wypowiedziała, przerwały się cienkie i słabe liście natki. Kobieta wpadła z powrotem w morze ognia i płonie aż po dzień dzisiejszy. Anioł zaś zapłakał i odszedł" (według F. Dostojewskiego).

Ks. Roman Froń - MIŁOŚĆ PRZEMIENIA Współczesna Ambona 1995

- 6 -  

- Daleko szukać takiego mruka! - mówiła najlepsza uczennica w klasie o chłopaku, który rzadko coś mówił, bo albo nie słuchał nikogo, albo gapił się w okno, jakby tam, na gałęziach starego kasztana działy się nie wiadomo jakie cuda; albo dłubał coś pod ławką i nie uważał, zbierając za to wiele dwój. Za to przezwisko on się odpłacał, nazywając ją Pleciugą, zwłaszcza gdy szczebiotała, terkotała, plotkowała, to mruczał do niej: "Nie pleć, Pleciugo, tak długo, bo zostaniesz papugą!". Ale Pleciuga nie słuchała, bo kto gada za dużo, to i słuchać nie umie lub nie chce. Słucha jedynie sam siebie, jak radio w pustym pokoju.

Pleciuga miała same piątki i dlatego uważała się za najlepszą uczennicę, która nie musi słuchać jakiegoś tam Mruka, który ma pięć dwój, a pytany przez panią, zwykle tylko coś mruczy pod nosem. Teraz właśnie Pleciuga stała na środku klasy i terkotała szybko i głośno, aż twarz jej pokrył rumieniec: "Słuchajcie! Stała się rzecz straszna! Nasza pani, nasza kochana pani od przyrody zachorowała i musi leżeć w łóżku cały miesiąc. Jakie to przykre leżeć w łóżku, kiedy jesień ma tyle kolorów, słońce jest takie złociste, kiedy pękają kasztany i sypią się żołędzie... Wiecie, mam pomysł! Zrobimy składkę i kupimy pani ogromny bukiet kwiatów. Taki bukiet, jakiego jeszcze w życiu nie dostała. I będziemy ją codziennie odwiedzać i opowiadać, co się wydarzyło w szkole, kupować gazety i świeże bułki, żeby nie było naszej pani smutno, samej i chorej. Ja to wszystko zrobię: zbiorę pieniądze, kupię kwiaty i wyznaczę każdemu dzień odwiedzin u pani, naszej najukochańszej pani! A ty, Mruku, dasz choć grosz na składkę?" - spytała na koniec Mruka, który coś tam dłubał pod ławką, a kiedy usłyszał swoje przezwisko, spojrzał na nią i mruknął: "A po co? Przecież już dostałem dwie dwóje z przyrody! Zresztą po co ja tam będę chodził, przecież pani mnie i tak nie lubi!". "Ależ to Mruk, jak czarownicy wnuk!" - zawołała oburzona Pleciuga, ale zadzwonił dzwonek i zaczęła się matematyka.

Tamtego dnia nikt nie poszedł do pani, bo Pleciuga była zajęta składką. Na drugi dzień też nikt pani nie odwiedził, bo Pleciuga krzyczała, że jest za mało zebranych pieniędzy i ona nie chce się wstydzić, niosąc pani jakiś byle jaki bukiet. Na trzeci dzień wszyscy o wszystkim zapomnieli, bo przyszedł nowy pan od przyrody. Na czwarty dzień Pleciuga powiedziała, że pieniędzy na kwiaty nie starczy, lecz można kupić kolorowe gąbki do tablicy, z których pani na pewno się ucieszy po powrocie. Piątego dnia była wycieczka. W sobotę cała klasa szła do kina, a w niedzielę... była po prostu niedziela i każdy miał swoje rozrywki i zabawy.

W poniedziałek Pleciuga weszła do biblioteki i zobaczyła Mruka, który biegł gdzieś z dziwnie uśmiechniętą miną i z jakimś zawiniątkiem pod pachą, Pomyślała, że może on coś ukradł i poszła za nim jak detektyw-amator. Zawędrowała tak za nim pod dom pani od przyrody i zdziwiona zobaczyła, że Mruk wchodzi do ogrodu przez płot. "Na pewno chce zemścić się na pani za te dwóje!" - pomyślała i ukryła się za krzakiem, chcąc zobaczyć, co będzie dalej. A Mruk przystawił do okna pani drabinę i wspinał się tak, żeby go nikt przez to okno nie zauważył. Potem poustawiał coś na parapecie i szybko zszedł. Pleciuga podeszła bliżej i zdziwiona zobaczyła, że na parapecie stoją kasztanowe ludki. "Też coś!" - prychnęła i poszła w swoją stronę.

Ale to, co zobaczyła, nie dawało jej spokoju, bo przecież minęło już dziesięć dni, a nikt pani nie odwiedził. Postanowiła pozbierać pieniądze od mamy, taty, babci, kuzynów i kupić piękny bukiet dla pani. Kupiła siedem czerwonych róż i poszła do jej domu. Zadzwoniła. Otworzyła jej sąsiadka pani i zaprowadziła ją do jej mieszkania. Weszła, powiedziała grzecznie "dzień dobry", a kwiaty trzymała schowane za plecami. "O, jesteś, moje dziecko!" - zawołała pani. - Już myślałam, że zapomnieliście o mnie. Wiesz, ktoś jest taki kochany, że co dzień przynosi mi a to kasztanowe ludki, a to bukiet z liści i jarzębin, a to jakiś zielnik... Kładzie to na parapecie i nigdy nie mogę zobaczyć, kto to jest. Widzisz, te słoneczniki to też od tego kogoś kochanego!". I pani uśmiechnęła się do kwiatów z taką czułością, że Pleciuga tylko położyła róże na łóżku, bąknęła: "to ja już pójdę", i gdy pani coś jeszcze mówiła o kawałku lasu w jej pokoju, wyszła po cichu, nie mówiąc nawet "do widzenia". Nie mogła znieść myśli, że ona widziała, że to Mruk był tym "kochanym dzieckiem"...

Pobiegła do domu, prawie płacząc ze złości, i nawet nie odwróciła się, gdy Mruk, idący właśnie z nowym bukietem liści jarzębin, wołał: "Hej, Pleciuga, chodź ze mną do pani, bo ja się ciągle wstydzę wejść do niej drzwiami!". Miał bardzo zdziwioną minę, gdy uciekła udając, że nie słyszy. Mruknął wtedy do siebie: "A przecież to ona mówiła o odwiedzinach...".

Jak nazwać słowa, które ktoś plecie tak bez namysłu - słowa nieprawdziwe, dziś obiecane, jutro zapomniane? Nazwać je można: słowa-śmiecie, choć kolorowe, to całkiem fałszywe i niepotrzebne, bo oszukane...

Br. Tadeusz Ruciński - OBIECANKI – CACANKI Współczesna Ambona 1995

- 7 -

Mikołaj z Flue w Szwajcarii, zwany "Bratem Klausem" był ojcem dziesięciorga dzieci. Po ich wychowaniu zamieszkał jako pustelnik w eremie. Jeden z możnowładców szwajcarskich przybył kiedyś do niego, prosząc o radę, gdyż chciał się pogodzić ze swoim sąsiadem, a wciąż mu się to nie udawało. Brat Klaus poprosił go, aby zrobił węzeł na sznurku, którym był przepasany. Potem dał mu jeden koniec sznura do ręki, sam zaś mocno chwycił za drugi i powiedział: "Rozwiąż węzeł". I zaraz dodał: "Nikt tego nie dokona, chyba że jeden z nas wypuści koniec sznura".

Oto rada, aby nastała zgoda, ustała nienawiść - jedna z powaśnionych stron musi ustąpić.

Ks. Andrzej Bakalarz Miłość nieprzyjaciół miarą chrześcijaństwa w Materiały Homiletyczne – Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE – C – Tarnów 2000 Cz.1

- 8 - 

W Eucharystii jest obecny z nami Chrystus i patrzy na nas z miłością. Prośmy Go gorąco, aby mocą swej łaski uczył nas trudnej sztuki miłowania nieprzyjaciół, przebaczania nawet naszym wrogom. Wyraźmy naszą prośbę słowami modlitwy:

"Chryste, obdarz nas swoją miłością, ponieważ czasami ludzie krzywdzą nas i wtedy rodzi się w nas pokusa, aby ich zacząć nienawidzić. Chryste, obdarz nas swoją siłą, ponieważ czasami sytuacje w naszym życiu stają si4 bardzo trudne i rodzi się w nas pokusa, aby się poddać i ze wszystkiego zrezygnować. Chryste, udziel nam swego przebaczenia, ponieważ czynimy czasami to, czego nie powinniśmy i wtedy potrzebujemy Twojego uleczenia" (Ks. M. Bendyk).

Ks. Andrzej Bakalarz Miłość nieprzyjaciół miarą chrześcijaństwa w Materiały Homiletyczne – Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE – C – Tarnów 2000 Cz.1

- 9 -

Naprzeciwko naszego domu - opowiada trzynastoletnia Korynna z Urugwaju, kraju południowej Ameryki - mieszka kobieta, która powiedziała rzecz brzydką i nieprawdziwą o naszej rodzinie. Gdy mama dowiedziała się o tym, było jej bardzo przykro i powiedziała mi, żebym więcej nie rozmawiała z tą panią. Przez dłuższy czas tak postępowałam. Pewnego dnia jednak, przechodząc z przyjaciółką koło domu tej pani, pozdrowiłam ją.

Po powrocie do domu powiedziałam mamie: Mamo, nie możemy tak postępować wobec tej pani. Powinniśmy i ją pozdrawiać przy spotkaniu. Ona jest bowiem chrześcijanką i Bóg jest w jej duszy. Mama przyznała mi rację. Zaczęłyśmy rozmawiać z tą sąsiadką. Po pewnym czasie stała się nawet naszą przyjaciółką (Citta Nuova 1975 nr 1).

Może któreś z was powie: Ta pani, która obraziła Korynnę i jej mamę, powinna pierwsza przyjść do nich, przyznać się do winy i przeprosić. Owszem, tak byłoby lepiej, właściwiej. Każda jednak dziewczynka wie, jak trudno przyznać się do winy i przeprosić koleżankę, na którą naplotkowała. Ta dziewczynka będzie wam bardzo wdzięczna, gdy mimo tych plotek nie odwrócicie się od niej tyłem, ale odezwiecie się dobrym słowem i to pierwsze.

Ks. S Klimaszewski  MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin