Heartland 07 - Blizny przeszłości.pdf

(278 KB) Pobierz
228049425 UNPDF
Blizny
przeszłości
Lauren Brooke
przekład Donata Olejnik
Wydawnictwo Dolnośląskie
Tytuł oryginału Out ofthe Darkness
Redakcja Urszula Hamkało
Korekta
Janina Gerard-Gierut
Redakcja techniczna Adam Kolenda
Specjalne podziękowania dla Gili Harvey
Nataszy -przyjaciółce Heartlandu
Rozdział 1
Iromienie styczniowego słońca połyskiwały złotymi refleksami w kasztanowej
sierści małego źrebaka. Klaczka zapatrzyła się w dal i tylko zadrgały jej
nozdrza, kiedy usiłowała wywąchać jakiś niesiony z wiatrem zapach. Po chwili
jednak zarzuciła łbem, zrobiła zwrot, pognała do matki i zaczęła zapalczywie
ssać mleko.
Amy stała przy ogrodzeniu i obserwowała każdy ruch małej klaczy. Źrebię
właśnie skończyło pić, podniosło łeb i trąciło nosem swoją matkę, spoglądając
na nią bacznym, ciekawym świata wzrokiem.
- Jutrzenka! - zawołała Amy. Klaczka znieruchomiała na moment, nasłuchując,
po czym zrobiła kilka kroków do przodu.
- Bardzo dobrze. Chodź tutaj - zachęciła ją Amy. Jutrzenka puściła się kłusem w
stronę ogrodzenia. Na widok parskającej z przejęcia klaczki, trącającej jej
7
ramię aksamitnym pyskiem, Amy poczuła ciepło rozlewające się na sercu.
Położyła dłoń na grzbiecie źrebaka.
-1 kto by pomyślał? - usłyszała za plecami głos Tre-ga. - Ale się zmieniła -
dodał chłopak, stając obok Amy.
- Prawda? - potwierdziła radośnie Amy.
Treg miał osiemnaście lat, był trzy lata starszy i znał się na koniach tak samo,
jak ona. Dobrze wiedział, jaka trudna była Jutrzenka jeszcze nie tak dawno -
przed Gwiazdką nie ufała żadnego człowiekowi. Nie dlatego, że ktoś ją
skrzywdził, ale dlatego, że od urodzenia była niezależna i buntownicza. Taką
miała naturę. Teraz jednak zbliżała się do Amy z własnej, nieprzymuszonej
woli.
Treg wyciągnął rękę i podsunął źrebakowi do powąchania. Jutrzenka trąciła ją
pyskiem, wydychając powietrze przez nozdrza.
- Dobra dziewczynka - powiedział cicho.
- Jeszcze tydzień temu wcale by ci na to nie pozwoliła - zauważyła Amy.
Dziewczyna opiekowała się klaczką podczas jej choroby. Wtedy zawiązała się
między nimi prawdziwa więź. Teraz Amy pilnowała, by Treg, Ben oraz
wszystkie pozostałe osoby w Heartlandzie spędzały jak najwięcej czasu ze
źrebakiem.
- Przyzwyczaiła się do ludzi - powiedział Treg. - Uważam, że jest już gotowa,
żeby stąd odejść. Moglibyśmy zacząć powoli rozglądać się za nowym domem
dla niej i dla Melodii.
8
- Ale przecież dopiero co wyszła z ciężkiej choroby - zaprotestowała Amy. - A
poza tym trzeba jeszcze z nią popracować.
- Popatrz na nią, Amy - powiedział cicho Treg. Jutrzenka wyciągnęła pysk,
próbując ugryźć rękaw jego kurtki. -Jest już zupełnie zdrowa. I nie tylko
toleruje ludzi, ale wręcz jest nimi zafascynowana.
Amy czuła się rozdarta. W tym, co mówił Treg było sporo racji, ale z drugiej
strony jej więź z klaczką wydawała się taka świeża i krucha. Nie chciała, by
Jutrzenka odchodziła -jeszcze nie teraz.
-Jest jeszcze taka mała, Treg. Może i fascynują ją ludzie, ale to dopiero
początek. Musimy być pewni jej zachowania, zanim nie oddamy jej komuś
innemu.
Wzruszył ramionami i odwrócił się tyłem. Amy poczuła się nieswojo. Spojrzała
przed siebie i zajęła się obserwowaniem wrony lądującej na przeciwległym
końcu wybiegu. Jutrzenka też ją zauważyła, bo puściła się biegiem w stronę
ptaka, rżąc przy tym z podekscytowania.
- Widzisz? - Amy poczuła się podbudowana. - Jest nieprzewidywalna.
- Amy, ona jest po prostu pełna energii i ty doskonale o tym wiesz. Dobry
właściciel z pewnością utrzyma ją w ryzach. Nie możemy zatrzymać Melodii i
Jutrzenki, to byłoby wbrew naszym zasadom. Zresztą, ich boks będzie nam
potrzebny dla innych koni - takich, które naprawdę potrzebują naszej pomocy.
9
Skinęła powoli głową. Treg miał rację. W taki właśnie sposób działał Heartland,
taki był zamysł mamy, kiedy go zakładała dwanaście lat wcześniej. Dla
wyleczonych koni zawsze znajdowano nowy dom, by zrobić miejsce innym.
- Nie mówię, że mamy je zatrzymać - westchnęła. -Ja tylko uważam, że
Jutrzenka potrzebuje jeszcze trochę czasu - powiedziała i spojrzała na Treg. Ich
spojrzenia spotkały się na chwilę. Odwróciła głowę z zakłopotaniem.
- Nie musimy przecież dzisiaj podejmować decyzji -powiedział po krótkim
milczeniu. - Niech zostaną jeszcze na wybiegu, póki świeci słońce.
- Dobry pomysł - zgodziła się Amy. Ruszyli drogą pomiędzy wybiegami, w
kierunku podwórza. Minęli dwa inne konie, które trącały pyskami śnieg,
szukając pod nim trawy.
- Wprowadzę chyba Cygankę i Jake'a - powiedział Treg, zatrzymując się przy
wejściu na wybieg. - Dosyć długo już dzisiaj były na dworze
- Dobrze - powiedziała Amy. - Wychodzi na to, że mnie przypada w udziale
sprzątanie siodłami.
Treg zaśmiał się. Porządki w siodłami były robotą najgorszą z możliwych -
choćby się stawało na głowie i tak ciągle brakowało miejsca.
- Miłej zabawy - powiedział. - Jeśli będziesz miała szczęście, to przyjdę później
i ci pomogę.
- Jasne - powiedziała ze śmiechem i ruszyła przez podwórze.
10
Weszła do siodłami i spojrzała na wieszaki, marszcząc przy tym czoło. Na
każdym z nich wisiały po dwa, trzy siodła, umieszczone ostrożnie jedno na
drugim. Nie było to jednak idealne rozwiązanie. Połowę sąsiedniej ściany
zajmowały uzdy, drugą - zdjęcia i medale. W pomieszczeniu stał też stół,
służący do czyszczenia sprzętu, z tyłu znajdowały się natomiast skrzynie,
uździenice, lonże, ogłowia... Wszystko było co prawda poukładane, ale i tak w
siodłami panowała taka ciasnota, że z trudem można było się ruszyć.
Kiedy Amy podnosiła z podłogi siodło, do pomieszczenia wszedł Ben i wrzucił
do jednej ze skrzyń sprzęt do czyszczenia.
-1 jak ci idzie? - zapytał.
- W ogóle mi nie idzie - odpowiedziała. - Próbuję zorganizować więcej
wolnego miejsca. A jak poszły Re-dowi ćwiczenia?
Red, sześcioletni kasztanek, należał do Bena i był utalentowanym skoczkiem.
- Dobrze. Coraz lepiej skacze - powiedział Ben. -Może zdjęłabyś te zdjęcia i
wstążki, zrobiłoby się miejsce na wieszaki do siodeł? - zaproponował,
wskazując ręką na sąsiednią ścianę.
- Może tak - odpowiedziała powoli. Przyjrzała się fotografiom - na jednej z nich
ona sama na Figaro, na innej Marion - jej mama - na Pegazie, na pozostałych
konie, które pojawiały się w Heartlandzie za życia mamy. Amy nie pamiętała
nawet niektórych z nich, była
li
wtedy malutka. Teraz, kiedy zabrakło i mamy, i Pegaza, może rzeczywiście
należało zrobić tak, jak sugerował Ben i zdjąć zdjęcia ze ściany.
- Albo chociaż niektóre - dodał Ben, widząc zamyśloną twarz Amy.
- Nie, nie, to dobry pomysł - uśmiechnęła się szybko. - Dowiem się tylko, co na
to Lou i dziadek. No i, czy stać nas na nowe wieszaki.
Weszła do domu i szybko zdjęła buty. W gabinecie siedziała Lou i wpatrywała
się w skupieniu w ekran laptopa.
- Cześć - powiedziała Amy, zaglądając przez uchylone drzwi. - Myślałam
właśnie o siodłami. Ben poradził, żebyśmy zdjęli zdjęcia i powiesili nowe
wieszaki. To by nam bardzo pomogło - przynajmniej na razie.
- Słucham? - zapytała Lou nieprzytomnie. Zaczęła coś szybko pisać, nie
odrywając wzroku od ekranu.
- Nowe wieszaki na siodła - powtórzyła Amy. -W siodłami jest taki ścisk, że
musimy już kłaść siodła jedno na drugim.
- A... dobrze - odpowiedziała Lou po chwili. - To dobry plan. A co do zdjęć, to
myślę, że znalazłoby się na nie miejsce gdzieś w domu. Ile kosztują wieszaki?
- Nie wiem. Mogłabyś sprawdzić? - zapytała Amy i podeszła do siostry. -
Cieszę się, że ci się podoba twoja nowa zabawka - dodała ironicznie, zaglądając
jej przez ramię.
12
- Zabawka! - zawołała Lou. W przeciwieństwie do Amy, wychowała się w
Anglii i za każdym razem, kiedy była oburzona, odzywał się jej brytyjski
akcent. Podniosła wzrok, ale widząc rozbawione spojrzenie Amy, sama się
uśmiechnęła.
- Moja droga, sama zobaczysz, jaka będzie różnica. Z komputerem wszystkie
nudne zlecenia i rachunki zajmą nam dziesięć razy mniej czasu. No i otwiera to
przed nami nowe możliwości.
Odwróciła ekran, tak by Amy mogła zobaczyć, co się na nim znajduje.
- To baza danych dostawców słomy i podściółki. Myślałam właśnie nad
rodzajem oferty reklamowej. Miałam ci pokazać dopiero, jak poprawię tekst,
ale skoro już tu jesteś, to możesz zobaczyć.
- Oferta reklamowa? - zapytała Amy podejrzliwie. - A po co?
- Dla dostawców. Czytałam o naprawdę dobrych nowych podściółkach, które są
bardzo łatwe do uprzątnięcia. Dostawcy mogliby wspomnieć o nas w swoich
ulotkach, a my dostalibyśmy podściółkę po promocyjnej cenie - wyjaśniła Lou.
- No i mielibyśmy darmową reklamę.
- Ale słoma jest całkiem dobra - zaprotestowała Amy. - Od zawsze jej
używamy.
- Tak. Ale reklama też by nam wyszła na dobre.
- Hmm... może - zawahała się Amy, która nie podzielała entuzjazmu siostry.
Jeśli o nią chodziło, opie-
13
ka nad końmi była sto razy ważniejsza niż nowy komputer czy reklama, ale
wiedziała, że powinna dać szansę siostrze. - No, i może warto byłoby
spróbować. Zadzwonił telefon, więc Lou sięgnęła po słuchawkę.
- Oczywiście, że warto - powiedziała z uśmiechem, zanim odezwała się do
słuchawki. - Sama się przekonasz.
Amy odpowiedziała uśmiechem. Tak bardzo chciała wierzyć w słowa siostry.
W ciągu ostatnich pięciu miesięcy, od kiedy Lou porzuciła swoją pracę w
Nowym Jorku, nie we wszystkim się zgadzały. Stopniowo stosunki pomiędzy
nimi zaczęły się poprawiać, a teraz Lou była tak samo częścią Heartlandu, jak
Amy czy dziadek. Amy ruszyła w stronę drzwi, po drodze usłyszała jeszcze
strzępek rozmowy.
- Bardzo dziękuję za tak szybki odzew - mówiła Lou. - Niedziela nam jak
najbardziej odpowiada. Nie ma problemu.
Lou słuchała, co mówi osoba po drugiej stronie słuchawki, po czym
powiedziała:
- Wpół do trzeciej? Może być, oczywiście. Bardzo dziękuję i do zobaczenia - to
mówiąc, odłożyła słuchawkę i odwróciła się do Amy z uśmiechem i rumieńcem
na policzkach.
- O co chodzi? - zapytała Amy.
- Usiądź - odparła Lou. - Muszę ci powiedzieć coś ważnego.
- No... dobrze - zawahała się Amy. - Co to takiego?
14
- Nowy klient. Znalazłam konia, który wymaga leczenia.
- Nowy koń? - zdziwiła się Amy, - A co rozumiesz przez „znalazłam"?
- No właśnie to, że znalazłam - zaśmiała się Lou.
- Długo myślałam nad tym, że może powinniśmy wyjść naprzeciw ludziom, a
nie czekać, aż sami się do nas zgłoszą. I właśnie mi się to udało.
- Mów! - Amy była zaintrygowana. - To z kim w końcu rozmawiałaś przez
telefon?
- Pamiętasz ten wielki pożar w listopadzie? W stadninie niedaleko Baltimore?
- Brookland Ridge - powiedziała Amy, która czytała o tym w gazetach.
- No właśnie. Zadzwoniłam do nich wczoraj, wyjaśniłam, kim jesteśmy i
zapytałam, czy nie mają jakichś koni, które potrzebują pomocy.
- Ale to same konie wyścigowe! - wyjąkała Amy.
- No i? To chyba nie stanowi problemu, co?
- No więc... - zaczęła Amy, ale przerwała. - Nie wiem
- znaczy, konie wyścigowe bywają bardzo nerwowe.
Mina Lou zrzedła nieco na te słowa. Amy wzięła głęboki oddech.
- Trzeba było to ze mną wcześniej przedyskutować, Lou - powiedziała, starając
się ukryć złość.
- Przepraszam, masz rację. Prawdę powiedziawszy, nie sądziłam, że tak szybko
podejmą decyzję - powiedziała Lou i spojrzała w oczy swojej siostrze.
15
- No dobra, powiedz mi chociaż coś o tym koniu. Lou milczała przez chwilę.
- Nazywa się Waleczny Książę.
- Waleczny Książę! - zawołała Amy. Ten koń zdobywa! same główne nagrody
w konkursach trzylatków w minionym sezonie, zdobył też Puchar Hodowców
w Plimlico. A potem był pożar i Waleczny Książę stał się bohaterem - uwolnił
się, zaalarmował pracownika stadniny i dzięki temu uratował wiele innych
koni. Cena, jaką zapłacił za swoje bohaterstwo, była jednak wysoka: ciężko
ranny, z poważnymi uszkodzeniami ścięgien już nigdy miał nie brać udziału w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin