Korda Piotr - Rudogrzywa córka Wadery.pdf

(594 KB) Pobierz
Korda Piotr - Rudogrzywa córka
Korda Piotr
Rudogrzywa córka Wadery
„KB”
SAMOTNI ŁOWCY I WILK
Śnieg stajał trochę i gdzieniegdzie widać było czerniejące dno lasu.
Dokuczliwe, wilgotne powietrze wnikało pod ich skórzane okrycia i ziębiło ciała.
Stali nieruchomi za wykrotem powalonej topoli. Korzenie jej, wydarte z podłoża wraz
z mierzwą i strzępami mchu, sterczały wysoko, nad ziemią i dobrze skrywały
obydwu. Sami niewidoczni, mogli spoza tej osłony swobodnie obserwować
otoczenie. Brodaty wypatrywał czegoś w pobliskim gąszczu krzewiastej wierzby.
Mały - jego syn - obserwował w skupieniu wilczycę, leżącą opodal. Pozornie nie
zwracała na nich uwagi. Ukryta pod pniem wsłuchiwała się w coś, co dla nich
pozostawało ciszą.
Od dłuższej chwili wilczyca łowiła jakieś odgłosy i choć sami pozostawali na
nie głusi, wiedzieli, że do niej docierają. Poznawali to po niej.
Strzygnęła właśnie uchem i nieznacznie uniosła nozdrza, zwracając je w
stronę krzewów wierzbiny. Równocześnie Brodatemu wydało się, że poza nagimi
wierzbowymi witkami spostrzegł jakiś płynny, ledwie dostrzegalny ruch. Jego
spojrzenie przeniosło się na wilczycę, po czym szybkie i pełne oczekiwania
powróciło ku wierzbowym krzewom. Znów coś się tam poruszyło i od mglistego tła
można już było odróżnić brunatną, mocno wysyconą plamę. Cel był teraz wyraźny i
bliski.
Brodaty odetchnął głęboko, cicho wypuścił powietrze z płuc, nabrał je raz
jeszcze, wstrzymał oddech... zmierzył.
Wilczyca rozpoznała od razu znaną sobie zmianę w rytmie oddechu łowcy i
zerknęła na niego kątem oka, po czym uniosła się nieznacznie i napięta
znieruchomiała. Dał się słyszeć odgłos zwolnionej cięciwy i krótki świst. Pasący się
w wierzbinie kozioł skoczył. Na mgnienie oka zawadził rogiem o gałąź i po kilku
lekkich susach zniknął z pola widzenia. Wilczyca sunęła już za nim. Biegła długimi,
niskimi skokami, wyciągnięta tuż nad powierzchnią niegłębokiego śniegu. Zdawało
się, że nie dobywa wszystkich sił, szczędząc je może na dłuższy pościg.
 
 Chybiłem - stwierdził Brodaty.
 Trafiony - sprzeciwił się Mały.
 Idziemy. Trzeba zobaczyć. Może posoka został na śniegu - ponaglił
Brodaty.
 Nie będzie posoki... Nie będzie ni w śniegu, ni w witkach - oświadczył
Mały, podążając za ojcem.
 Dlaczego? - zdziwił się Brodaty.
 Strzała poszła w kałdun. Widziałem.
 Niedobrze. Będzie szybko uciekał. Będzie dług uciekał - stwierdził
Brodaty.
 Szybko będzie uciekał, ale nie długo. Kozioł stary, rogi ma słabe.
Rudogrzywa dogna go. Zmrok daleko. Kozioł nasz. Znajdziemy go po śladach.
Zaniesiemy łup Kobiecie i Dziecku. My też zjemy dużo mięsa. Będzie dużo jedzenia.
Dużo twardego mięsa. Będzie na kilka dni...
W głosie Małego brzmiała nuta radości. Był głodny. Zapas zmarzłego mięsa,
jaki przechowywali pod głazem w skalnej szczelinie, został już dawno zjedzony.
Prócz królika i dwóch chudych kuropatw, schwytanych w samołówkę, nie
jedli niczego od poprzedniego ranka, nie licząc kilku garści zmarzłych jagód
brusznicy i żurawin, wygrzebanych spod śniegu, których cierpki smak Mały czuł
jeszcze na języku. Na samą myśl o pieczonym mięsie ślina napłynęła mu do ust.
Przyspieszył kroku doganiając ojca. W milczeniu szli spiesznie po świeżych,
wyraźnych śladach.
Stary kozioł, gnany nieprzerwanie przez wilczycę, nie ustawał w biegu.
Sprężyste, suche kończyny niosły go lekko i tylko oddech, zmęczony oddech starego
zwierzęcia, nie nadążał za wytężonym ruchem ciała. Tylko ciężki oddech, chwytany
już nie nozdrzami, lecz rozwartym pyskiem, chrapliwy teraz i nierówny, utrudniał
ucieczkę.
Dobywając ostatka sił ofiara oddaliła się jednak od pogoni. Ale trwało to
krótko. Kozioł wnet osłabł i susy jego stały się sztywne i niepewne. Rudogrzywa
wilczyca dostrzegła to. Biegła dotąd upartym, długim cwałem. Teraz instynkt
ponaglił ją jeszcze: uszy legły na karku, pysk lekko rozchylił się, a wytężony, falisty
ruch grzbietu i rytmiczne wyrzuty długich łap przyspieszały pęd ciała z każdą chwilą.
Dystans między prześladowanym i prześladowcą zaczął się nagle zmniejszać i
 
wkrótce nie było go już wcale: szczęki wilczycy zaciśnięte przez moment na tylnej
nodze kozła zwolniły uchwyt i ponownie zwarły się na jego brzuchu. Kozioł skoczył,
zachwiał się i znów skoczył; mierzył tak, aby w skoku uderzyć ciałem o pień drzewa i
uwolnić się od wczepionego w jego bok wroga.
Skok był celny. Pod nagłym uderzeniem wilczyca puściła, ale i kozioł nie był
w stanie wykorzystać tej ostatniej szansy. Zbyt nagle oswobodzony od zbędnego
ciężaru zachwiał się i potknął; nim zdołał poderwać ciało do biegu, wilczyca znów go
dopadła i powaliła. Jeszcze tylko stłumione odgłosy szamocących się ciał, gardłowy,
chrapliwy pomruk, dobywający się spoza zwartych szczęk, i cisza...
Kiedy Brodaty z synem przybyli śladem zwierząt, wilczyca obnażyła kły i
bezgłośnie cofnęła się o kilka kroków od ofiary. Łowca obejrzał łup, wyrwał strzałę
tkwiącą w słabiźnie, wyjął zza cholewy krzemienny nóż i szybko oddzielił sporą
część tuszy. Trzymając w dłoni odcięty ochłap przywołał Rudogrzywę. Zbliżyła się
zjeżona, warcząc szarpnęła ku sobie mięso, cofnęła się nieco i natychmiast
przystąpiła do żeru. Wysiłek pogoni i podniecenie wywołane walką wzmagało jej
głód i żarłoczność.
Każdy wilk goni wytrwale, walczy zajadle, a potem
pożera łup zachłannie i spiesznie, chroniąc swój kęs przed zaborczością
innych. Rudogrzywa pochłonęła więc bez reszty swoją porcję, nim Brodaty z Małym
zdążyli ściągnąć ze zdobyczy skórę.
Wilczyca czekała teraz chwili, w której łowcy rozdzielą tuszę na części,
wezmą ją na barki i ruszą w drogę powrotną. Chwila ta wkrótce nadeszła i ledwie
przeszli, objuczeni, kilka kroków, przystąpiła jeszcze raz do żeru. Wraz z trzewiami
kozła resztek pozostało niemało. Kiedy wszystko to zniknęło w jej paszczy, oblizała
się i nieco ociężała pospieszyła za oddalającymi się. Po chwili dognała łowców i w
drodze do jaskini nie odstępowała ich już ani na krok.
PRZY JASKINI
Przed zmrokiem byli już przy swojej jaskini. Kobieta widząc z daleka, że
nadchodzą z łupem, podsyciła ognisko, które stale płonęło u podnóża skały.
Powracających spostrzegło także Dziecko i przypomniawszy sobie o głodzie zaczęło
płakać w niecierpliwym oczekiwaniu pokarmu.
Wkrótce zaskwierczał duży połeć mięsa zawieszony nad ogniskiem. Rozszedł
się zapach przypiekanego tłuszczu...
 
Jedli łapczywie i do syta. Pozostałą część zdobyczy ukryli po przeciwległej
stronie skały, w szczelinie pod głazem, gdzie nie dochodziło ciepło ogniska.
Kobieta podrzuciła kilka tęższych gałęzi do ognia. Płomień ogarnął je,
rozszerzył się, wzniecił snop iskier, wzbił się w górę i począł smalić pobliską skałę
oraz wyżej położony nawis skalny, nad którym czerniał wąski właz do jaskini.
Siedzieli wokół ognia i chłonęli ciepło, jakie rozsiewał. Syci, rozgrzani i znużeni
wysiłkiem minionego dnia poczuli senność. Po chwili weszli po wyrąbanych w
kamieniu stopniach na półkę skalną i skryli się w jaskini. Zasnęli.
Ognisko poczęło przygasać.
Po jakimś czasie Rudogrzywa wdrapała się na skałę i uchyliwszy nosem skórę
zwisającą u włazu wśliznęła się do wnętrza.
Było ciepło i zacisznie.
Ściana skalna ogrzewana od zewnątrz płomieniem oddawała ciepło wnętrzu
ciasnej pieczary i osuszała ją. Było tu ciemno. Ciszę zakłócały tylko spokojne
oddechy śpiących. Zadrzemała i wilczyca.
Czas mijał...
Naraz Rudogrzywa ocknęła się. Zbudził ją jakiś da leki, stłumiony dźwięk.
Wzeszedł księżyc i poprzez wąską szczelinę u właz wsączyła się do jaskini
smuga bladego światła. Odległy, przeciągły dźwięk znów przypłynął z puszczy.
Wilczyca westchnęła, a westchnienie to przeszło w szerokie ziewnięcie i ledwo
słyszalny wysoki skowyt. Jej żołądek był wypełniony. Nie czuła głodu, pragnienia ni
chłodu, a przecież rodził się w niej niepokój, który przerywał sen.
Naglona nie znaną dotąd siłą wstała, ziewnęła jeszcze raz i przeciągnęła się,
prężąc grzbiet i kolejno tylne łapy, po czym zbliżyła się do wyjścia. Siadła tu, i
uchyliła nosem skórzaną zasłonę i wysunęła łeb na zewnątrz.
I znów, teraz nieco wyraźniejszy, odezwał się głos idący z kniei. Brzmiał
nisko. Posępny i niepokojąc; trwał dłuższą chwilę i ścichł. Było to wezwanie wilków.
Rudogrzywa słuchała jakiś czas, potem zadarła w górę pysk, wydając z siebie
długą, natarczywie drgającą nutę, która opadła po chwili, zabrzmiała niżej i wreszcie
zgasła.
Brodaty i Kobieta zbudzili się. Wilczyca wysunęła się z pieczary, zeskoczyła
z półki skalnej i stanęła opodal ogniska. Dalekie nawoływanie wilków powtórzyło
się. Teraz był to dwugłos. Znów odpowiedziało mu wycie Rudogrzywej. Odzew jej
zabrzmiał tym razem pewniej, donośniej.
 
Brodaty rozbudził się na dobre. Otulony szczelnie skórą wyszedł z jaskini,
zsunął się w dół, przysiadł na kłodzie rzuconej w pobliżu ogniska, rozniecił je trochę i
zamyślił się.
Pamiętał, że ubiegłej zimy, kiedy już dobrze przybyło dnia, Rudogrzywa
również bywała niespokojna. Wtedy była ledwie podrostkiem. Spojrzał na nią. Stała
bez ruchu, zwrócona pyskiem ku ciemnej i postrzępionej wstędze puszczy,
otaczającej od północy i wschodu Skalistą Polanę. W postawie wilczycy, uniesionych
nozdrzach, podanej do przodu głowie i zwróconych przed siebie uszach wyczuwało
się natężone skupienie. Rudobrunatna za dnia kryza, okrywająca jej kark i łopatki,
zdawała się teraz czarna. Długie, suche kończyny i podciągnięty brzuch nadawały
lekkości jej sylwetce, dając świadectwo zręczności i chyżości zwierzęcia.
Brodaty przypatrywał się Rudogrzywej z zadowoleniem, ale i z niepokojem.
Była szybka i silna, wytrwała i uważna. Wiedział to i wiedział także, że tej nocy
zachowuje się inaczej niż kiedykolwiek. Oto znów ugięła lekko tylne łapy i
zadzierając długi pysk zawyła przeciągle. Kiedy ostatnia opadająca nuta ścichła,
wilczyca przysiadła na zadzie. Pozostała tak dłuższą chwilę i naraz, bez widocznej
przyczyny, zerwała się. Przebiegła parę kroków, podskoczyła jak za szczenięcych
czasów, zatoczyła w szalonym pędzie kilka niewielkich okrążeń i zbliżyła się do
Brodatego, po czym trąciła go nosem i przypadła do śniegu, machając ogonem. Była
to wyraźna zachęta do zabawy. Brodaty nie poruszył się.; Wilczyca zniechęcona
oddaliła się nieco, po czym przypadła znów do śniegu i ryjąc w nim pyskiem poczęła
się tarzać. Trwało to dłuższą chwilę, wreszcie otrząsnęła sierść i naraz znieruchomiała
zwrócona w stronę, puszczy.
ZAPOWIEDŹ KLĘSKI
Brodaty z rodziną żył poza gromadą swego plemienia już trzecią zimę. Nie
mając przy sobie wprawnych i silnych mężczyzn, z którymi odbywałby wspólne
łowy, byłby wraz z Małym, Kobietą i Dzieckiem zginął dawno z braku pożywienia.
Stało się jednak inaczej...
Nie zawsze syci, ale i nie nazbyt wygłodzeni, żyli dotychczas w kniei i z niej
potrafili czerpać środki do życia.
Inni wygnańcy, których zaraza, waśni bądź jakakolwiek inna przyczyna
zmusiła do opuszczenia swoich plemiennych gromad i którzy skazani byli na
samotnicze życie w puszczy, ginęli zwykle. Brodaty przeżył. Przeżył wraz z rodziną.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin