Adamovic J Erotic.txt

(19 KB) Pobierz
Ivan Adamovic

Johnny Erotic

Murzynka przy wej�ciu podci�gn�a wytrenowanym ruchem 
sp�dnic� i wypi�a w moj� stron� pot�ne, l�ni�ce po�ladki.
- No, wsad� mi to, kochanie - zanuci�a g�osowym implantem 
Elvisa Presleya.
Wsun��em jej do szpary kart� kredytow�. Musia�a mie� w 
�rodku porz�dny hardware, karta wysun�a si� z powrotem 
niemal natychmiast, bez tych d�ugich dialog�w z bankiem, 
kt�re prowadz� automaty uliczne.
- Du�o ju� ci nie zosta�o, kochanie. - Wyszczerzy�a do 
mnie wyr�wnany rz�dek z�b�w z czarnego winylu, podczas gdy 
ja wyciera�em kart� o koszulk�.
- W ka�dym razie mnie nic nigdzie nie brakuje, kochanie.
Prze�lizgn��em si� ko�o niej, zanim zd��y�a si� 
zastanowi�, czy by�a to aluzja do modyfikacji jej organ�w. 
Ale mia�a racj�. By�em ju� prawie na dnie i gdyby si� 
p�aci�o tak�e za wyj�cie z tej budy, musia�bym si� wcze�niej 
przez d�u�szy czas przyja�ni� ze zmywark� albo miot��. Ale 
je�eli Larry nie narobi w portki ze strachu i dotrze tu 
zgodnie z umow�, mo�e wyjd� st�d jako Wielki Bogacz, a 
rozkrok tej czarnej od�wiernej, spragniony ka�dego kredytu, 
podskoczy do mnie jak magnes.
Spotkanie mieli�my um�wione w znanej kawiarni. M�j 
pomys�. Uwielbiam stylowe wn�trza, a to najbardziej 
odpowiada�o naszemu interesowi.
Wszed�em obiema nogami na mi�kk� pod�og� i zaczeka�em 
chwil�, �eby mnie obw�cha�a i zapami�ta�a zapach moich 
feromon�w. Kr�tkim, pe�nym ekstazy falowaniem da�a mi do 
zrozumienia, �e jest zadowolona i �e mog� i�� dalej. Gdy 
pod�oga ugina�a si� pode mn� jak �ywa, a gdzieniegdzie z jej 
g�adkiej powierzchni wysuwa�a si� nibyn�ka, wij�c si� przez 
chwil� w kr�tkim poczuciu swobody, �eby potem zosta� 
poch�oni�ta przez kolektywn� decyzj� pozosta�ych kom�rek,
robi�o mi si� niedobrze. Niekt�rzy lubi� takie ekstremalne 
przypadki, ale ja nigdy nie mog�em si� przyzwyczai� do 
biopomocnik�w.
By�o wczesne popo�udnie, sala udekorowana w stylu secesji 
dopiero zaczyna�a si� zape�nia�. �aluzje w oknie wystawowym 
kroi�y �wiat�o s�oneczne na w�skie paski i rzuca�y je na 
blaty sto��w z czarnego, polerowanego marmuru i na ornamenty 
w najlepszym belgijskim stylu. Ca�a sala by�a od pod�ogi do 
sufitu napchana art nouveau. Wszechobecn� atmosfer� 
dekadencji dope�nia�y ekrany, na kt�rych non stop lecia�y 
filmy hard core z ko�ca ubieg�ego stulecia. Nawet w 
kopulacyjnych ruchach pulchnych dziewczyn by�o co� z 
secesyjnego zeitgeistu.
Larry siedzia� na ko�cu sali, popija� kaw� i z niesmakiem 
obserwowa� figle migle na ekranie. Larry nie nale�a� 
bynajmniej do kompletnych zer w �wiecie wirtualnych 
program�w pornograficznych i nie znosi�, kiedy kto� go 
przy�apa� na zadowoleniu z cudzego towaru. Co nie znaczy�o, 
�e te w�a�nie filmy nie mog�yby zosta� wyprodukowane w 
kt�rej� z pod��czonych pod Larry'ego wytw�rni. 
Tak wi�c przysiad�em si� do niego. Towarzyszy� mi M�j 
Problem. Dowcip polega� na tym, jak zrobi� z Mojego Problemu 
Nasz Interes. Ale najpierw obmaca�em d�o�mi spodni� stron� 
blatu naszego stolika. Nie by�bym pewien, kto da�by si� 
nabra� na numer ze zdalnie sterowanym neuroparalizatorem 
przymocowanym po mojej stronie, gdyby Larry'emu z jakich� 
powod�w si� przywidzia�o, �e w Naszym Interesie co� 
�mierdzi. 
Te� zam�wi�em kaw�, a potem wszystko Larry'emu 
opowiedzia�em. Prawd� m�wi�c, nie zamierza�em niczego 
ukrywa�. Wi�c po pierwsze, �e nielegalnie usi�owa�em 
nagrywa� z sieci publicznej oferowane programy 
rzeczywisto�ci wirtualnej. Potem, jak nagle zobaczy�em 
lec�cego po niebie s�onia i zrozumia�em, �e po�kn��em 
przyn�t� razem z haczykiem. T� przyn�t� by� wirus, 
neutralizowany za pomoc� specjalnego dekodera, kupowanego 
przez klienta razem z programem. No i teraz ten wirus siedzi 
w �rodku mojej pami�ci, szczerzy si� i od czasu do czasu 
przypomina o sobie jakim� szale�stwem, niezbyt pasuj�cym do 
tej rzeczywisto�ci, kt�r� od dzieci�stwa pami�tam. Pr�dzej 
czy p�niej pope�ni� jaki� b��d, dzi�ki kt�remu systemowa 
policja bez trudu mnie zidentyfikuje. 
Larry mia� znudzon� min�. Nawet gdybym mia� g�ow� tak 
zawirusowan�, �e by mi hucza�a, a wirusy wysypywa�yby mi si� 
przez uszy, nie przej��by si� tym ani troch� bardziej ni� 
wirtualnym po�arem przedszkola.
- Antywirus? - zapyta�.
Skin��em g�ow�. M�j jedyny ratunek.
- Ma pan szcz�cie. Przypadkiem mam ten najnowszy. Da�oby 
si� co� za�atwi�. Ile p�acisz? - Jak na Larry'ego by� to 
niezwykle d�ugi monolog. Wyra�nie zainteresowa� si�. Prawie 
na pewno zna� moje dzie�a. 
- Wymiana - powiedzia�em. - Oryginalny program virtual 
reality za antywirus i tysi�c kredyt�w.
Przez chwil� obserwowa� w milczeniu, jak pod�oga 
absorbuje zrzucone okruchy tortu.
- Te tysi�c dop�aci pan?
- Nie, pan. - Musia�em by� od pocz�tku nieust�pliwy, �eby 
Larry zrozumia�, �e ma do czynienia z profesjonalist�. 
Troch� mu bru�dzi�em w interesie. Konstruowa�em programy 
rzeczywisto�ci wirtualnej, zazwyczaj tylko pocz�tki 
przestrzeni i podstawy akcji, a potem sprzedawa�em wi�kszym 
firmom, kt�re je dorabia�y i sprzedawa�y jako w�asne.
Larry skrzywi� si�.
- Pa�ska bezczelno�� zaczyna mi si� podoba�. - W tym 
momencie jego oczy wypad�y z oczodo��w i hu�ta�y si� przez 
chwil� na �y�kach i w��knach nerwowych. Nareszcie 
odpad�y i rozprysn�y si� na pod�odze z cichym "plop". Nie 
da�em po sobie nic pozna�. Wirus potrafi� mi p�ata� gorsze 
figle. Po pi�ciu sekundach twarz Larry'ego by�a zn�w w 
porz�dku.
- Jak si� ten pa�ski program nazywa? 
- "Markiz de Sade i istoty Cthulhu" - wypali�em. 
Zadzia�a�o.
- Ma pan to przy sobie?
Skin��em g�ow�.
- Dobra. Rzu�my na to okiem.
Pilotem po�rodku sto�u zlikwidowa�em secesyjne pi�kno�ci 
i wsun��em mikrochip w marmurowy blat.
- Chodzi tylko o demonstracj�, w dodatku dwuwymiarow�. 
Bez he�mu to tylko pop�uczyny...
Larry niecierpliwie machn�� r�k�. Na wszelki wypadek 
przyciszy�em d�wi�k i w��czy�em program.
By� to monta� najlepszych i najmocniejszych scen. Markiz 
przyzywa na pomoc istoty z mi�dzygwiezdnych przepa�ci i z 
innych wymiar�w, kt�re mog� zobaczy� tylko martwi i 
szale�cy, a potem kontynuuje swoj� sadomasochistyczn� 
kawalkad�. Skoncentrowana ohyda, oceany �luzu, dziewczyny 
gwa�cone na najbardziej niewiarygodne sposoby i rodz�ce 
potem now�, jeszcze bardziej odra�aj�c� generacj� monstr�w.
K�tem oka dostrzeg�em, �e jedna z kelnerek zatrzyma�a si� 
z tac� w r�ku obok naszego sto�u i z szeroko otwartymi 
ustami gapi si� w ekran jak zahipnotyzowana. Przy s�siednim 
stole m�oda para, kt�ra mia�a takiego pecha, �e te� widzia�a 
to, co si� dzia�o na naszym ekranie, szybko zap�aci�a i 
wysz�a.
A potem... nie wierzy�em w�asnym uszom.
Larry MLASN�� z zadowoleniem.
- Bior� - powiedzia� tylko. - Dostanie pan sw�j 
antywirus.
- I tysi�c. - Nie zamierza�em okaza� s�abo�ci.
Twarz Larry'ego zachmurzy�a si� i zbli�y�a do mojej.
- M�ody cz�owieku, przekracza pan granic� dopuszczalnej 
bezczelno�ci. Mn�stwo ludzi oszala�oby z rado�ci, gdyby 
mogli mi sw�j program ofiarowa� za darmo!
Nie odpowiedzia�em.
- Antywirus i pi��set - burkn��.
- Antywirus i siedemset - ja na to.
- By�o mi mi�o - nachmurzy� si� jeszcze bardziej Larry i 
zacz�� si� podnosi� od stolika. 
- No dobra, niech b�dzie pi��set - zatrzyma�em go 
po�piesznie, bo uzna�em, �e jego cierpliwo�� jest na 
wyczerpaniu.
Larry w�a�nie si�ga� do kieszeni na piersi, kiedy drzwi 
kawiarni otworzy�y si� z hukiem i do sali wpad�y dwa gazowe 
granaty.
- Bomba! - wrzasn�� jaki� kobiecy g�os.
- �adna bomba - odpowiedzia� jej metalowy g�os z 
megafonu. - Policja obyczajowa. Prosz� ustawi� si� w 
kolejkach i pojedynczo poddawa� si� rewizji przy wyj�ciu.
Rozejrza�em si� po secesyjnej sali. A wi�c tak wygl�daj� 
ostatnie minuty wolno�ci. Z mikrochipem, kt�ry w�a�nie 
pokaza�em Larry'emu, nie mia�em szansy. Sumienie Larry'ego 
te� chyba musia�o by� nie tak czyste jak lilia, bo zblad�, a 
na czole pojawi�y si� krople potu. Pi�kna scenka, warto by 
j� opracowa� wirtualnie. By�o ich dw�ch. Jeden bogaty, drugi 
biedny. Mimo �e dzieli�a ich taka przepa�� hierarchii, nagle 
obaj wyl�dowali w tym samym g�wnie. Dobranoc, dzieci. 
- Wy dwaj macie miny niby bli�ni�ta syjamskie pod 
skalpelem - rozleg�o si� tu� obok mnie. Jako� nie 
zauwa�yli�my, kiedy si� do nas dosiad�a. Musia�a to by� ta 
sama kelnerka, kt�rej przed chwil� opad�a szcz�ka, kiedy 
ogl�da�a moje dzie�o. Jak wszystkie tutejsze kelnerki by�a 
naga, g�adko wygolona, a jej sk�r� pokrywa�y secesyjne 
ornamenty z niezmywalnych farb. W�osy �ci�gn�a do ty�u i 
spi�a spink� z macicy per�owej. Jedynym odzieniem, jakie 
mia�a na sobie, by� szeroki pasek z maszynk� do zbierania 
kredyt�w na lewym boku i elektryczn� pa�k� nerwow� na 
prawym. Na sk�rze przewa�a�a ochra i cynober. Oczy by�y z 
natury pomara�czowe. 
- Zak�adam, �e nie jeste�cie t� kontrol� szczeg�lnie 
zachwyceni. Mo�e mog�abym wam pom�c.
- A dlaczego zwr�ci�a� na nas uwag�, Armio Zbawienia? - 
Nie darowa� sobie Larry.
- Czuj� od was szmal. - Unios�a dwa palce, w kt�rych 
trzyma�a k�ko z hu�taj�cym si� na nim metalowym paseczkiem. 
Przy drzwiach zgromadzi� si� t�um i na razie nikt nie 
zwraca� na nas uwagi. - Klucz od tylnych drzwi.
- Za ile b�dzie takie wyj�cie?
- A ile dasz, wujku? - spyta�a z przewag� swoich 
trzynastu lat.
- Pi�� tysi�cy.
- Czemu nie. A ty? - zwr�ci�a si� do mnie.
- Za�atwi� ci� w trzy minuty jednym palcem.
- Fajnie. To wiejemy.
Przeszli�my mi�dzy stolikami, potem przez kuchni� i 
zatrzymali�my si� przy tylnym wyj�ciu. Nasza Armia Zbawienia 
otworzy�a i wypchn�a nas na zewn�trz. Sama chwyci�a zdart� 
sk�rzan� kurtk� nabit� stalowymi �wiekami, narzuci�a j� na 
siebie i ostro�nie rozejrza�a si� doko�a. W tej chwili Larry 
zatrzyma� si� i chwyci� si� za g�ow�.
- Cholera. Zostawi�em tam torb�. Mam w niej wszystko. 
Fors� i antywirus.
Dziewczyna otworzy�a jeszcze raz, nie obesz�o si� przy tym 
bez kilku soczystych uwag pod adresem Larry'ego. W�szy�em 
jaki� kan...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin