A.A. Attaanasio Innymi �wiaty Prze�o�y� Rafa� Wilko�ski Ty wiesz, kim jeste�, Wi�c to dla ciebie Dzi�kuj� Rickowi Baitzowi Za pozwolenie wykorzystania jego kompozyji zatytu�owanej "Ecoe" na stronie 74 niniejszej Powie�ci *** W oryginale s� nuty, ale w wersji skanowanej nie umie�ci�em ich - Starpan*** Ten kto szuka, nie znajduje, Ale ten, kto nie szuka, zostaje znaleziony. KAFKA Ostatni dzie�, jaki Carl Schirmer prze�y� w swojej ludzkiej postaci, ca�y by� wype�niony znakami zwiastuj�cymi nadej- �cie nowego �ycia. Ko�cz�c poranne ablucje, zauwa�y�, �e jego w�osy - a raczej ich resztka - stercz� na wszystkie strony. Przy- g�adzi� je wilgotn� d�oni� i zatkn�� d�ugie kosmyki za uszy, lecz one ponownie wypr�y�y si�, sztywniej�c jak druty. Nawet te w�t�e niteczki porastaj�ce czubek jego �ysiny unios�y si� sztyw- no do g�ry. Ca�a fryzura przypomina�a rdzawe nitki babiego la- ta odstaj�ce po bokach wielkiej g�owy niczym n�dzne strz�py peruki klowna. Ze zwyk�� sobie niefrasobliwo�ci�, Carl wzruszy� ramiona- mi i zacz�� goli� szerok� twarz. Mia� przeczucie, �e rozpoczyna- j�cy si� w�a�nie dzie� b�dzie dniem niezwyk�ym. Po nocy wy- pe�nionej niespokojnym, urywanym snem obudzi� si� z b�lem g�owy, jakiego nigdy w �yciu jeszcze nie do�wiadczy�. G�owa w�a�ciwie go nie bola�a - raczej ca�a a� buzowa�a wewn�trz, jak- by przez noc w fa�dach jego m�zgu wyroi�y si� miliony koma- r�w. Po zako�czeniu codziennego rytua�u higieny osobistej przyjrza� si� uwa�nie nalotowi na j�zyku oraz krwawym, �wiec�- cym plamom pod powiekami, na�o�y� na nos okulary, po�kn�� dwie pastylki acetaminofenu i zaczai ubiera� si� do pracy. Mia� zamiar w�o�y� na siebie str�j, kt�ry wyprasowa� dwa dni wcze�niej, szykuj�c si� na um�wion� kolacj�, jednak ta ko- niec ko�c�w nie dosz�a do skutku. Carl nie nale�a� do ludzi przy- wi�zuj�cych przesadn� wag� do ubioru, jednak nawet on musia� zauwa�y�, i� rzeczy, kt�re jeszcze w szafie wygl�da�y ca�kiem schludnie, wisia�y na nim wygniecione tak, jakby przed chwil� wyci�gni�to je z pralki. Kiedy pr�bowa� wyg�adzi� d�oni� fa�- dy, czu�, jak pr�d przeszywa jego palce. Ranek przechodzi� ju� w p�ne przedpo�udnie, nie mia� wi�c czasu na przebieranie si�. Szybko upora� si� ze �niadaniem, pomimo �e jego opiekacz, do- tychczas dzia�aj�cy bez zarzutu, spali� mu grzank�, a ponadto musia� zrezygnowa� z kawy, kiedy okaza�o si�, �e �adne zabiegi nie s� w stanie uruchomi� elektrycznego ekspresu. Dopiero gdy opu�ci� mieszkanie i zbiegi po schodach z czwartego pi�tra na ulic�, zorientowa� si�, �e uporczywy szum rozprzestrzeni� si� ju� poza g�ow�, wprawiaj�c w dr�enie szyj� i ramiona. Nie czu� si� najlepiej, lecz jednocze�nie gdzie�, we wn�trzu, pod wzgl�dem postrzegania i spokoju mia� si� lepiej ni� kiedykolwiek w ca- �ym swoim �yciu. Carl wynajmowa� tanie mieszkanko w bloku na rogu Dwu- dziestej Czwartej Zachodniej ulicy i Dziesi�tej alei na Manhatta- nie, nie by� wi�c przyzwyczajony do wdychania zapach�w rzeki, chocia� Hudson przep�ywa�a zaledwie pi�� przecznic dalej. Nie- mniej tego ranka powietrze wydawa�o mu si� do g��bi przesi�k- ni�te s�odko-kwa�n� Woni� Hudsonu. Olbrzymie chmury o kszta�- cie kalafior�w unosi�y si� zwart� grup� ponad miastem, a b��kit nieba wydawa� si� ostry i wyrazisty jak b�yskotliwa my�l. Carl ruszy� Dwudziest� Trzeci� ulic� dziwnie nieskoordyno- wanym krokiem, z twarz� wzniesion� ku niebieskimi manowcom. Wiatr, z rodzaju tych, co zwiastuj� nadej�cie wiosny, baraszko- wa� weso�o w�r�d sk��bionych chmur, co mog�o budzi� niejakie zdziwienie, jako �e by� �rodek listopada. Twarze t�czowow�osych punk�w snuj�cych si� zazwyczaj w okolicach Chelsea Hotel wy- da�y mu si� tego dnia wyj�tkowo radosne i przyjazne, tote� Carl bardziej si� zdziwi�, Widz�c, jak dalece nastr�j, kt�ry zaw�adn�� nim tego ranka, zdo�a� zmieni� jego ogl�d �wiata. Ale nie zaprz�- ta� tym sobie g�owy. Chocia� mia� wra�enie, �e krew buzuje w nim jak woda gazowana, widok miasta, kt�re nagle sta�o si� przyjazne, by� tak cudowny, �e bez oporu podda� Si� tej iluzji. Na rogu Si�dmej alei jaka� pijana kobieta zbli�y�a si� do me- go, na co Carl wyci�gn�� w jej stron� dolarowy banknot, z za- chwytem wpatruj�c si� w jej nieruchom�, zniszczon� twarz. Tego ranka nic nie by�o w stanie go przygn�bi�, a kiedy zobaczy� lo- kal, w kt�rym pracowa�, na jego ustach pojawi� si� U�miech. "B��- kitne Jab�ko", na rogu Dwudziestej Drugiej ulicy i Si�dmej alei, po��czenie baru i restauracji, by�o miejscem, w kt�rym piasto- wa� wa�ne stanowisko kierownicze. Je�li nie liczy� neonu w oknie oplecionym pn�cym si� na kratkach winem, wszystko w tym bu- dynku zdawa�o si� wiekowe i poczernia�e ze staro�ci. Zanim Carl rozpocz�� tu prac�, w w�skim domku mie�ci� si� irlandzki bar o inspiruj�cej nazwie "Koniczynka", prowadzony przez w�a�ci- cielk� Caitlin Sweeney, wdow�-alkoholiczk� usi�uj�c� zaspokoi� potrzeby zwi�zane ze swym na�ogiem oraz utrzymaniem dorasta- j�cej c�rki, co udawa�o si� dzi�ki wiernej klienteli z�o�onej g��w- nie z podstarza�ych mieszka�c�w najbli�szej okolicy. Niemal rok temu, kiedy na skutek recesji i braku dostatecznej agresywno�ci straci� posad� maklera, Carl pozwoli�, by znalezione w gazecie og�oszenie zaprowadzi�o go do tego miejsca. Szuka� zaj�cia, kt�- re; pozwoli�oby zarobi� na �ycie, a jednocze�nie zbytnio nie ab- sorbowa�o. Ale wtedy pozna� Sheelagh, wskutek czego zacz�� pra- cowa� intensywniej ni� kiedykolwiek w �yciu. C�rka Caitlin sko�czy�a w tamtym czasie szesna�cie lat. Wy- soka i szczup�a, mia�a zielone oczy doros�ej kobiety i dzieci�cy u�miech. Carl, dwukrotnie od niej starszy, od pierwszej chwili zupe�nie straci� dla niej g�ow�, co by�o u niego rzecz� raczej nie- zwyk��. Rzecz jasna, w studenckich czasach zaliczy� kilka nieuda- nych romans�w i przypadkowych, jednorazowych numerk�w, lecz przez ostatnie dziesi�� lat �y� samotnie z wyboru podykto- wanego dog��bnym rozczarowaniem. Kobietom, kt�re wydawa�y mu si� atrakcyjne, on wcale Si� taki nie wydawa�. By� wymoczko- watym kr�tkowidzem, mo�e nawet nie brzydkim, ale za to nie- zbyt foremnie zbudowanym, zupe�nie pozbawionym uwodziciel- skiego wdzi�ku, kt�ry cz�sto ratowa� m�czyzn o r�wnie ma�o poci�gaj�cym wygl�dzie. Dlatego te� zamiast zaskarbi� sobie uczucia jakiej� mi�ej, cho� niekoniecznie pora�aj�co urodziwej dziewczyny, p�dzi� samotne �ycie, oddaj�c si� drobnym przyjem- no�ciom, takim jak okazjonalne seanse z marihuan�, kokainowy odlot raz na p� roku oraz regularne powi�kszanie kolekcji por- nograficznych zdj��, ci�gn�cej si� od rozk�ad�wek z ostatnich lat, poprzez obsceniczne lata siedemdziesi�te a� po orgie malowa- nych cia� z lat sze��dziesi�tych. W dniu, w kt�rym pozna� Shee- lagh, nagle wszystkie te lata oczekiwania w samotno�ci nabra�y sensu, gdy� dziewczyna by�a naprawd� �liczna - mia�a smuk�e cia�o spowite w g�szcz kasztanowych lok�w si�gaj�cych a� do uwodzicielsko kr�g�ych bioder. Jednak najbardziej ekscytuj�ce by�o to, �e bardzo go potrzebowa�a. Przed przybyciem Carla "Koniczynka" znajdowa�a si� na skraju bankructwa. Nigdy w �yciu nie zaj��by si� tak podupad- 12 �ym interesem, jaki powierzy�a mu sterana �yciem Caitlin, gdy- by nie Sheelagh. Dziewczyna by�a wyj�tkowo inteligentn� lice- alistk� o rok wyprzedzaj�c� Swoich r�wie�nik�w, na tyle spraw- n� vi operowaniu liczbami oraz wynajdowaniu sposob�w na op�nianie termin�w sp�at zad�u�enia, �e udawa�o jej si� jako tako utrzyma� przy �yciu knajpk�, kt�r� jej wiecznie zamroczo- na alkoholem matka dawno by ju� straci�a na rzecz wierzycieli. To w�a�nie Sheelagh na sw�j dzieci�co-wyzywaj�cy spos�b prze- kona�a go, �e ca�y interes da si� jeszcze odratowa�. Liczba miesz- ka�c�w s�siedztwa powi�ksza�a si� o artyst�w, dla kt�rych w Greenwich Village by�o ju� za ciasno. Istnia�a wi�c nadzieja, �e przy odrobinie pieni�dzy i wyobra�ni uda im si� przyci�gn�� now�, zamo�niejsz� klientele. Po rozmowie z dziewczyn�, Carl zacz�� eksplodowa� pomys�ami. Wspar� tak�e swoich nowych pracodawc�w kilkoma tysi�cami dolar�w uzbieranych oszcz�d- no�ci. D�ugi zosta�y sp�acone, stara Caitlin niech�tnie wcieli�a si� w rol� szefowej kuchni, Carl za� zaj�� si� Obs�ug� go�ci przy barze, prowadzeniem ksi�gowo�ci i renowacj� lokalu. Nast�pny rok bar "Koniczynka" zako�czy� na czysto ju� jako "B��kitne Jab�ko". Nazw� t� wymy�li� sam Carl, ��cz�c w niej aluzj� do po- pularnej nazwy Nowego Jorku z barw�, kt�ra nieodmiennie ko- jarzy�a mu si� z melancholijnym nastrojem, w jaki wprawia�a go beznadziejna mi�o�� do Sheelagh. Temperatura jego uczu�, a wr�cz z ni� dojmuj�ce poczucie niespe�nienia wzros�y ostatnimi czasy, jako �e Sheelagh uko�czy�a szko�� �redni� i rozpocz�a pe�noetatow� prac� w "B��kitnym Jab�ku", aby od�o�y� pieni�- dze na studia. W ostatni dzie�, kt�ry Carl Schirmer prze�y� jako cz�owiek, Sheelagh z zadowoleniem powita�a go, gdy wszed� do restaura- cji w aureoli stercz�cych na wszystkie strony rudych w�os�w, w straszliwie wymi�tym ubraniu �ci�le przylegaj�cym do jego naelektryzowanego cia�a, z oczami promieniej�cymi urod� po- ranka. Nowe sto�y, kt�re zam�wili do lokalu, dostarczono wcze- �nie rano i teraz pi�trzy�y si� wok� baru ustawione nogami do g�ry, przypominaj�c bambusowy zagajnik. - Prawda, �e �adne? - spyta�a Sheelagh. Przez rok, jaki min�� od czasu, gdy ujrza� j� po raz pierw- szy, jej dziewcz�ce cia�o zd��y�o si� rozwin�� i osi�gn�� pe�ne kszta�ty dojrza�ej kobiety. - �liczno�ci. Po prostu cudo - odpowiedzia� Carl, wcale nie maj�c na my�li sto��w. Z najlepszego miejsca przy oknie pom�g� dziewczynie od- sun�� na bok stary stolik z plastikowym blatem i w jego miej- sce wstawi� nowy, drewniany. S�oneczne �wiat�o rozla�o si� po blacie niczym mas�o rozsmarowane na ciep�ej grzance. Shee- lagh westchn�a usatysfakcjonowana, odwr�ci�a si� do Carla i u�cisn�a go z rado�ci. - To wszystko dzieje si� naprawd�, Carl. "B��kitne Jab�- ko" zaczyna nabiera� klasy. - Nagle cofn�a si� ...
Jagusia_17