Bagley Pułapka.txt

(502 KB) Pobierz
DESMOND BAGLEY

PU�APKA

(Prze�o�y�a Anna Krasko)
Dla Rona i Peggy Hulland
l
Biuro Mackintosha znajdowa�o si�, o dziwo, w City. Mia�em trudno�ci ze 
znalezieniem drogi, bowiem mie�ci�o si� w tej pl�taninie uliczek mi�dzy Holborn 
a Fleet Street, kt�ra dla kogo� nawyk�ego do ulic Johannesburga - krzy�uj�cych 
si� niczym pr�ty w ruszcie - zdawa�a si� by� absolutnym labiryntem. Odszuka�em 
je w ko�cu w jakim� obskurnym budyniszczu. Nie�le ju� wytarta mosi�na tabliczka 
informowa�a niewinnie, �e cz�� tego dickensowskiego gmaszyska zajmuje biuro 
sp�ki Anglo-Scottish Holdings Ltd.
U�miechn��em si�, dotykaj�c wypolerowanej tabliczki i zostawi�em na niej 
rozmazany odcisk palca. Wygl�da�o na to, �e Mackintosh zna si� na rzeczy. 
Mosi�na tabliczka - najwyra�niej glansowana przez cale pokolenia biurowych 
go�c�w - stanowi�a �wiadectwo rozwa�nego planowania i dobrze wr�y�a na 
przysz�o��. O tak, bez w�tpienia zna� w tym by�o r�k� zawodowca.
Sam jestem zawodowcem i nie lubi� pracowa� z amatorami. Jak na m�j gust, 
amatorzy s� zbyt nieostro�ni i diabelnie niebezpieczni, no i nigdy nie wiadomo, 
co za chwil� zrobi�. Mia�em w�tpliwo�ci co do Mackintosha, bowiem Anglia jest 
duchow� ojczyzn� amatorszczyzny, ale z drugiej strony Mackintosh by� Szkotem. 
To, jak s�dzi�em, zmienia posta� rzeczy.
Naturalnie, winda nie istnia�a, zatem z trudem pokona�em cztery kondygnacje 
kiepsko o�wietlonych schod�w i na ko�cu ciemnego korytarza - kt�rego �ciany w 
kolorze marmolady gwa�townie domaga�y si� odnowienia - znalaz�em biuro sp�ki. 
Wszystko wygl�da�o tak zwyczajnie, tak naturalnie, �e zacz��em w�tpi�, czy 
trafi�em pod w�a�ciwy adres. Mimo to gdy stan��em przed biurkiem, powiedzia�em:
- Nazywam si� Rearden. Chc� si� widzie� z panem Mackintoshem.
Rudow�osa dziewczyna obdarzy�a mnie ciep�ym u�miechem i odstawi�a fili�ank� z 
herbat�.
- Pan Mackintosh oczekuje pana - powiedzia�a. - Sprawdz�, czy nie jest zaj�ty. - 
Wysz�a do s�siedniego pokoju, starannie zamykaj�c za sob� drzwi. Mia�a niez�e 
nogi.
Spojrza�em na odrapane i powgniatane segregatory, na szafki z aktami i zaduma�em 
si�, co te� w sobie kryj�. Szybko doszed�em do wniosku, �e i tak nie zgadn�. 
Mo�e pe�no w nich Szkot�w i Amerykan�w...? Na �cianie wisia�y dwie 
osiemnastowieczne ryciny: zamek w Windsorze i Tamiza w Richmond. Obok zobaczy�em 
jeszcze wiktoria�ski staloryt przedstawiaj�cy Princes Street w Edynburgu. 
Wszystko to bardzo angielskie i bardzo szkockie. Zaczyna�em nabiera� coraz 
wi�kszego uznania dla Mackintosha - szykowa�a si� niezgorzej przemy�lana robota 
- ale i zastanawia�em si�, jak on to, u licha, zrobi�. No bo co, zam�wi� 
dekoratora wn�trz? A mo�e zna� jakiego� scenografa z filmu?
Panienka wr�ci�a.
- Pan Mackintosh przyjmie pana natychmiast. Prosz� wej�� do �rodka.
Podoba� mi si� jej u�miech, wi�c go odwzajemni�em i min�wszy dziewczyn� wszed�em 
do sanktuarium Mackintosha.
Mackintosh nic a nic si� nie zmieni�. Co prawda nie spodziewa�em si�, �e si� 
zmieni - nie w ci�gu dw�ch miesi�cy - ale zdarza si�, �e na w�asnym terenie, 
tam, gdzie ma si� poczucie bezpiecze�stwa, gdzie si� wie, na czym si� stoi, 
cz�owiek wygl�da zupe�nie inaczej. Ale nie on, nie Mackintosh. W sumie 
ucieszy�em si� z tego, bo to oznacza�o, �e facet nigdy i nigdzie nie traci 
pewno�ci siebie. A ja lubi� ludzi, na kt�rych mo�na polega�.
Mackintosh by� m�czyzn� w kolorze piasku. Tak, piasku. Poza tym mia� lekko 
rudawe w�osy i niewidoczne rz�sy i brwi, co nadawa�o jego twarzy wyraz nago�ci. 
Gdyby nie goli� si� przez tydzie� i tak nikt by tego nie zauwa�y�. By� drobnej 
budowy i zastanawia�em si�, jak te� by sobie radzi�, gdyby dosz�o do jakiego� 
mordobicia; nale�a� do typowych przedstawicieli wagi muszej, a typowi 
przedstawiciele wagi muszej imaj� si� zazwyczaj r�nych paskudnych chwyt�w, �eby 
nadrobi� braki w mi�niach. Ale nie on, nie Mackintosh, co to, to nie. On nigdy 
nie wda�by si� w �adn� awantur� i wszystko za�atwi�by si�� intelektu, za pomoc� 
szarych kom�rek.
Po�o�y� d�onie p�asko na biurku.
- A wi�c ju� pan tutaj jest - urwa�, wstrzymuj�c oddech, a potem wyrzuci� z 
siebie moje nazwisko: - Rearden. Jak min�� lot?
- Nie najgorzej.
- To dobrze. Niech pan siada. Ma pan mo�e ochot� na herbat�? -U�miechn�� si� 
leciutko. - Ludzie, kt�rzy pracuj� w biurach takich jak to, pij� herbat� na 
okr�g�o.
- Poprosz� - odpar�em i usiad�em.
Mackintosh podszed� do drzwi.
- Czy mog�aby nam pani podes�a� tu imbryczek �wie�ej herbaty, pani Smith?
Zamkn�� �agodnie drzwi, a ja przekrzywi�em na bok g�ow� i zapyta�em:
- Czy ona... wie?
- Och, to jej prawdziwe nazwisko. I nie takie zn�w nieprawdopodobne. Smith�w 
jest przecie� bez liku, panie Rearden. Pani Smith zaraz do nas do��czy, 
proponuj� zatem wstrzyma� si� na razie z powa�niejsz� rozmow�. - Przyjrza� mi 
si� uwa�niej. - Jak na nasz� angielsk� pogod� jest pan do�� lekko ubrany. �eby 
pan tylko nie z�apa� zapalenia p�uc!
Wyszczerzy�em do niego z�by.
- Mo�e pan poleci mi krawca?
- W rzeczy samej, musi pan si� wybra� do mojego krawca. Jest troch� drogi, ale 
s�dz�, �e z tym damy sobie rad�. - Otworzy� szuflad� i wyj�� z niej grub� paczk� 
banknot�w. - B�dzie pan mia� r�ne wydatki.
Nie dowierzaj�c w�asnym oczom gapi�em si�, jak zaczyna odlicza� pi�taki. 
Odliczy� trzydzie�ci i przerwa�.
- Lepiej zaokr�glijmy do dwustu - zdecydowa� i dorzuci� jeszcze dziesi�� 
banknot�w. Podsun�� plik w moj� stron�. - Mam nadziej�, �e nie ma pan nic 
przeciwko �ywej got�wce. W mojej bran�y czeki nie ciesz� si� zbytnim zaufaniem.
Szybko wepchn��em pieni�dze do portfela, �eby si� nie rozmy�li�.
- Czy to aby troch� nie dziwne? Nie spodziewa�em si�, �e b�dzie pan taki 
rozrzutny.
- Niech si� pan nie martwi. Bud�et inwestycyjny jako� to zniesie -powiedzia� 
tolerancyjnie. - Poza tym nied�ugo zapracuje pan na to. - Podsun�� mi papierosy. 
- A jak si� miewa� Johannesburg, kiedy pan wylatywa�?
- Wci�� po swojemu zmienny - odpar�em. - Od czasu pa�skich odwiedzin zbudowali w 
centrum jeszcze jeden biurowiec. Wysokie toto na pi��dziesi�t kilka metr�w.
- W dwa miesi�ce?! Nie�le!
- W dwana�cie dni - stwierdzi�em sucho.
- Dwana�cie dni! Prosz�, prosz�, obrotnych tam macie ch�opak�w w tej Afryce 
Po�udniowej, nie ma co. O, jest ju� herbata.
Pani Smith postawi�a tac� z herbat� na biurku i przysun�a sobie krzes�o. 
Spojrza�em na ni� z zaciekawieniem, bowiem ka�dy, kogo Mackintosh obdarza� 
zaufaniem, musia� z pewno�ci� mie� w sobie co� niezwyk�ego. Nie �eby pani Smith 
jako� osobliwie wygl�da�a, o nie. Spojrza�em na ni� z zainteresowaniem dlatego, 
�e idealnie przebra�a si� za sekretark�, wk�adaj�c regulaminowy bli�niak, 
skutkiem czego mia�em oto przed sob� zwyczajn�, biurow� panienk� o mi�ym 
u�miechu. Odnosi�em wszelako wra�enie, �e w innych okoliczno�ciach m�g�bym si� z 
pani� Smith nie�le dogada� - pod nieobecno�� pana Smitha, rzecz jasna.
Mackintosh zrobi� zapraszaj�cy gest r�k�.
- Zechce pani pe�ni� honory gospodyni?
Zaj�a si� fili�ankami, tymczasem Mackintosh stwierdzi�:
- Uwa�am, �e dalsze prezentacje nie s� potrzebne, prawda? Pan b�dzie tu ledwie 
tyle czasu, ile trzeba, �eby wykona� zadanie, Rearden. My�l�, �e mo�emy ju� 
przej�� do rzeczy.
Mrugn��em do pani Smith.
- Szkoda.
Spojrza�a na mnie bez u�miechu.
- Czy pan s�odzi? -Tylko tyle chcia�a wiedzie�.
Mackintosh zetkn�� d�onie czubkami palc�w.
- Czy pan wie, �e Londyn to �wiatowe centrum handlu brylantami? - spyta�.
- Nie. Zdawa�o mi si�, �e Amsterdam.
- Tam s� szlifowane. W Londynie natomiast brylanty si� kupuje i sprzedaje, i to 
na wszelkich etapach obr�bki, pocz�wszy od nieoszlifowanych kamyk�w, na 
dorodnych okazach bi�uterii sko�czywszy. - U�miechn�� si�. - W zesz�ym tygodniu 
trafi�em w miejsce, gdzie paczuszki z brylantami id� jak kostki �wie�ego mas�a w 
spo�ywczym.
Przyj��em herbat� z r�k pani Smith.
- Za�o�� si�, �e maj� tam niez�e zabezpieczenie.
- Istotnie, maj� - potwierdzi� Mackintosh. Roz�o�y� ramiona szeroko niczym rybak 
opisuj�cy ryb�, kt�ra mu umkn�a. - �ciany sejfu s� taaakie grube, a ca�e 
pomieszczenie jest tak utkane elektronik� �e wystarczy mrugn�� powiek� w 
niew�a�ciwym miejscu i o niew�a�ciwej porze, aby �ci�gn�� sobie na g�ow� ca�� 
londy�sk� policj�.
Poci�gn��em �yk herbaty i odstawi�em fili�ank�.
- Nie w�amuj� si� do sejf�w - oznajmi�em. - Nie wiedzia�bym nawet, jak si� do 
tego zabra�. Powinien pan wzi�� kasiarza. No i zaanga�owa� ca�� gromad� ludzi. 
Bez tego ani rusz.
- Spokojnie, spokojnie - odpar� Mackintosh. - To w�a�nie po�udniowoafryka�ski 
aspekt ca�ej sprawy natchn�� mnie my�l� o brylantach. Bo widzi pan, brylanty 
maj� wszelkie mo�liwe zalety. S� w du�ej mierze anonimowe, �atwe w transporcie i 
�atwo si� sprzedaj� S� w�a�nie tym, czym kto� z RPA m�g�by si� zainteresowa�, 
nie s�dzi pan? Czy s�ysza� pan o IDB? O tej mi�dzynarodowej siatce zajmuj�cej 
si� handlem diamentami?
Potrz�sn��em g�ow�.
- Jak dot�d nie. Nie robi�em jeszcze w diamentach. P�ki co.
- Niewa�ne. Mo�e to i lepiej. Jest pan sprytnym z�odziejem, Rearden, dlatego jak 
dot�d udawa�o si� panu nie wpa��. Ile razy pan siedzia�?
Wyszczerzy�em si� do niego.
- Raz. Osiemna�cie miesi�cy. To by�o dawno temu.
- Rzeczywi�cie. Zmienia pan cele i metody, prawda? Nie zostawia pan �adnych 
powtarzaj�cych si� statystycznie �lad�w, kt�ry komputer m�g�by p�niej 
wychwyci�, w pa�skich posuni�ciach brak wyra�nego modus operandi, na kt�rym 
mo�na by si� po�lizgn��. Ja ju� m�wi�em, sprytny z pana z�odziej. S�dz�, �e to, 
o czym my�l� bardzo b�dzie panu pasowa�. Pani Smith te� jest tego zdania.
- A zatem niech�e si� dowiem - powiedzia�em ostro�nie.
- GPO, Brytyjska Poczta i Telegraf, to wspania�a instytucja zacz�� bez zwi�zku 
Mackintosh. - Niekt�rzy twierdz�, �e to najlepiej dzia�aj�cy system pocztowy w 
�wiecie. No, je�li s�dzi� po listach czytelnik�w w Daily Telegraph, inni 
uwa�aj�, �e jest wr�cz przeciwnie. Ale narzekanie jest przywilejem Anglik�w. 
Tymczase...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin