Niziurski Edmund - Sposób na Alcybiadesa.txt

(337 KB) Pobierz
Edmund Niziurski

Spos�b na Alcybiadesa

Wydawnictwo �Czytelnik�
Warszawa, 1974
Wydanie VI
Spis tre�ci
Tabela z 2 kolumn i 17 wierszy
Rozdzia� I
Rozdzia� II
Rozdzia� III
Rozdzia� IV
Rozdzia� V
Rozdzia� VI
Rozdzia� VII
Rozdzia� VIII
Rozdzia� IX
Rozdzia� X
Rozdzia� XI
Rozdzia� XII
Rozdzia� XIII
Rozdzia� XIV
Rozdzia� XV
Rozdzia� XVI
Rozdzia� XVII
koniec tabeli

Rozdzia� I

Po maturze zrobi�em ma�y remanent moich szparga��w. Zeszyty zbyt g�sto upstrzone czerwonym atramentem, 
za pomoc� kt�rego cierpliwi profesorowie prostowali
moje kr�te �cie�ki do wiedzy, przeznaczy�em wstydliwie na makulatur�...
Podr�czniki postanowi�em sprzeda� w komisie szkolnym. Nie wezm� za nie du�o. Obok bowiem tekstu 
zatwierdzonego do nauczania przez Ministerstwo O�wiaty znalaz�a
si� tam moja radosna wsp�tw�rczo��, kt�ra � jak dot�d � nie znajduje w�a�ciwego zrozumienia u pedagog�w. 
Z pewno�ci� r�wnie�, z wyj�tkiem mo�e P.T. fryzjer�w,
perukarzy oraz kostiumolog�w, nie znajdzie uznania obfity zarost i bujne ow�osienie, w kt�re zaopatrywa�em 
czcigodnych m��w i niewiasty z ilustracji,
jak r�wnie� nowe modele ubra�, w kt�re pozwoli�em sobie ich przebra�.
Dokopa�em si� tak�e do mojej autentycznej tw�rczo�ci literackiej i tu prze�y�em pewn� rozterk�. Nie ze 
wszystkim chcia�em si� rozsta�. Bez wahania wprawdzie
odda�em na pastw� ognia powie�� pt. �Nowy Zorro�, kt�r� pisa�em w klasie dziewi�tej, ten sam los spotka� 
tak�e wiersze liryczne wyprodukowane w klasie
dziesi�tej pod wp�ywem znakomitego poety szkolnego W�t�usza, jednak ju� przy �Kronice� zadr�a�a mi r�ka. 
Odczyta�em par� zda�. Tak, niew�tpliwie to by�a
jedyna spu�cizna literacka, kt�r� warto ocali� dla potomnych.
Na dnie szuflady znalaz�em r�wnie� zielony brulion w twardej ok�adce z napisem �Kasa�. By�a tam zawarta 
rachunkowo�� naszej paczki.
Przegl�da�em poszczeg�lne pozycje. Pr�cz banalnych � takich jak: �przejazdy s�u�bowe�, �bilety kinowe�, 
�kreda�, �pinezki�, �pi�ka�, �p�etwy� czy �d�tka�
� znajdowa�y si� tam wydatki, kt�re budzi�y osobliwe wspomnienia. Na przyk�ad: �kwiaty na po�egnanie pani 
Lilkowskiej � 36 z��, �wybita szyba � 88 z��,
�pokarm dla drobiu Wi�ckowskiej � 15 z��, �koszty wagar�w majowych � 132 z� 30 gr�. Uwag� moj� 
przyku�a zw�aszcza jedna pozycja, zaksi�gowana jako �SPONAA
� 47 z� l0 gr�.
Zamy�li�em si� melancholijnie. Oczywi�cie wiedzia�em dobrze, co znaczy zagadkowe SPONAA. Nie zapomn� 
do �mierci zadziwiaj�cego przebiegu wypadk�w, kt�ry
si� z tym ��czy�... Rzecz od pocz�tku wygl�da�a dramatycznie. Do�� powiedzie�, �e zacz�o si� w gabinecie 
Dyra.
Pami�tam, ca�a nasza czw�rka sta�a tam pod �cian�: Zas�pa, S�abiszewski, zwany �S�abym� chyba dla przekory, 
bo by� najsilniejszy z ca�ej klasy, J�zio P�dzelkiewicz,
zwany �P�dzlem�, m�odszy brat s�awnego motocyklisty Tadeusza P�dzelkiewicza z jedenastej, i ja...
Stali�my z bardzo niewyra�nymi minami przed obliczem Cia�a nauczycielskiego. Patrzy� na nas Dyr i nasz 
wychowawca pan �waczek, i matematyk pan Ejdziatowicz,
czyli �Dziadzia�, i pani Kalino, i pozostali nauczyciele, a opr�cz nich patrzy� na nas z wyrzutem odrapany Katon 
z piedesta�u oraz dwudziestu czterech
zas�u�onych wychowank�w naszej s�awnej szko�y z portret�w zdobi�cych �ciany gabinetu.
� Pokolenia patrz� na was z obrzydzeniem... � s�yszeli�my g�os Dyra. � Do zagadek stulecia b�dzie nale�a� 
zdumiewaj�cy fakt, w jaki spos�b w og�le znale�li�cie
si� w �smej klasie...
Zanosi�o si� na przemow� d�u�sz�, a co gorsza � zasadnicz�.
By�o pogodne wrze�niowe popo�udnie. Leniwe, senne muchy brz�cza�y nad g�ow� Katona. Jedna z nich 
spacerowa�a mu bezczelnie po czole. Chcieli�my zachowa�
jego kamienny spok�j, ale to by�o trudne, tym bardziej, �e cz� naszych, w przeciwie�stwie do owego 
szlachetnego m�a staro�ytno�ci, nie zdobi�y cnoty.
Starali�my si� wi�c nie s�ucha� Dyra, obawiaj�c si� s�usznie, �e nie b�dzie to zdrowe dla naszych delikatnych 
nerw�w.
Patrzyli�my zezem za okno. Za oknem przechadza� si� chudy ko� zwany przez nas Cyceronem. Nale�a� on do 
s�siada szko�y, wozaka, pana Szyi. Wozak Szyja wp�dza�
go przy ka�dej okazji na zielon� muraw� naszego boiska dla podkarmienia, a my, patrz�c za okno, my�leli�my o 
szcz�ciu konia.
Do gabinetu wpad�a osa i na moment zak��ci�a b�ogi stan naszej izolacji. Na tle jej gniewnego bzyku dosz�y nas 
zn�w s�owa Dyra:
� ...czy zdajecie sobie spraw�, �e zbezcze�cili�cie honor jednej z najznakomitszych szk�? Szko�a nasza jest 
zbyt stara i s�awna, by mo�na bezkarnie depta�
jej tradycje!
Tak, zdawali�my sobie doskonale spraw�... To by�o w�a�nie nasze nieszcz�cie, �e chodzili�my do szko�y �zbyt 
starej i s�awnej�.
Podobno za�o�y�a j� Komisja Edukacji Narodowej w czasach, kiedy �oliborz nie nale�a� do Warszawy i 
nazywa� si� Joli Bord. Oczywi�cie z tamtej epoki nie
pozosta� nawet kamie� na kamieniu, ale tradycja przetrwa�a. Szko�a by�a niszczona wielokrotnie przy okazji 
ka�dego nieszcz�cia narodowego, ale � jak to
okre�la� Dyr � �adna wroga si�a nie zdo�a zniszczy� ducha szko�y. Odradza�a si� stale na nowo i zasila�a 
dzielny nar�d polski swoimi wychowankami. Gdziekolwiek
krew si� la�a, tam zawsze znale�li si� jej uczniowie.
Tak by�o podczas powsta�, tak by�o te� podczas ostatnich wojen. Na korytarzu przy g��wnym wej�ciu 
znajdowa�y si� tablice marmurowe, gdzie z�otymi zg�oskami
wyryto nazwiska uczni�w, kt�rzy padli za ojczyzn�. Po prawej stronie tych, kt�rzy zgin�li w czasie pierwszej 
wojny �wiatowej, po lewej stronie tych, kt�rzy
zgin�li w czasie drugiej wojny �wiatowej. Tablica po lewej stronie by�a d�u�sza i nazwisk tam by�o cztery razy 
wi�cej.
Pr�cz �o�nierzy szko�a nasza da�a narodowi szereg wybitnych obywateli: uczonych, artyst�w i podr�nik�w. Nie 
by�y to mo�e gwiazdy pierwszej wielko�ci, takie,
kt�re figuruj� nawet w ma�ych encyklopediach, ale blask ich nazwisk by� wystarczaj�co du�y, by opromieni� 
s�aw� imi� naszej budy. To w�a�nie ich podobizny
malowane przez artyst� malarza, r�wnie� ucznia naszej szko�y, zdobi�y gabinet Dyra.
Wyliczanie wszystkich zaj�oby zbyt du�o czasu, wspomn� wi�c tylko o jednym obrazie, kt�ry najbardziej 
przemawia� nam do wyobra�ni. Obraz ten wisia� nad
biurkiem Dyra i przedstawia� s�awnego podr�nika po Oceanie Spokojnym, uczestnika powstania 
listopadowego, kapitana J�zefa Pucia, kt�ry zosta� zjedzony
przez krajowc�w na wyspach Fid�i. Na szcz�cie zdo�a� przedtem wprowadzi� szereg cennych poprawek do map 
wysp po�udniowych i uzyska� s�aw� naukow�.
Artysta przedstawi� kapitana Pucia na brzegu morza � pod palm�, w czarnym cylindrze, z fajk� w z�bach i z 
wielk� lornet� w d�oni � lustruj�cego zaro�la
wyspy. By�o w nim co� z Nelsona i Cooka zarazem.
Tradycj� szko�y podtrzymywali dzielni wychowankowie ostatnich pokole�. M�wi�y o tym ostatnie portrety. By� 
w�r�d nich prawdziwy genera�, jeden ze zdobywc�w
Wa�u Pomorskiego, oraz autentyczny wiceminister. Galeri� zamyka� portret geologa R�czki, kt�ry jako cz�onek 
naukowej ekipy wyr�ni� si� zaszczytnie przy
odkryciu bogatych z�� siarki ko�o Tarnobrzega.
Wszystkich ich trzech widzieli�my raz w naszej budzie przy okazji jubileuszu szko�y.
Pr�cz portret�w w gabinecie Dyra przechowywane by�y w szklanej gablocie pami�tki po s�awnych uczniach. 
Wi�kszo�� starych eksponat�w zagin�a, ale niekt�re
z niema�ym trudem i z nara�eniem �ycia ukryte przez zas�u�onego wo�nego szko�y, nie�yj�cego ju� pana 
Wi�ckowskiego, ocala�y. Do najcenniejszych nale�a�a
lorneta i fajka kapitana Pucia, orze�ek genera�a, pami�tkowy kr��ek siarki z pierwszego wytopu z wyskroban� 
dedykacj� dla szko�y, ofiarowany przez geologa
R�czk�, zeszyt szkolny wiceministra (niestety, nie otwierano go nigdy, co wywo�ywa�o plotki, i� w zeszycie jest 
za du�o czerwonego atramentu) oraz wieszak
metalowy zrobiony swojego czasu na zaj�ciach praktycznych przez genera�a. Podobno genera� pragn�� 
ofiarowa� tak�e proc�, kt�r� wykona� nielegalnie jako
tak zwan� �fuch� podczas zaj�� i z kt�rej by� bardziej dumny, ale Dyr wola� jednak wieszak.
Kr�tko m�wi�c, od pierwszej klasy wzrastali�my w zag�szczonej atmosferze chwa�y czy te�, je�li wolicie, w 
blasku chwa�y. Tak przynajmniej twierdzi� Dyr
przy r�nych okazjach, a zw�aszcza na akademiach ku czci. My jednak byli�my nieco innego zdania. Rych�o 
poczuli�my, �e wzrastamy w cieniu chwa�y. Wierzcie
mi, �e chwa�a rzuca tak�e pewien przyjemny cie�. Cie� by� do�� g��boki i mo�na si� w nim by�o ca�kiem 
przyzwoicie przyczai�. Wykorzystywali�my zr�cznie
t� sytuacj�. Udawa�o si�.
Pozycja szko�y by�a tak mocna, �e wydawa�o si� nie do pomy�lenia, by jakie� tam mikrusy mog�y j� zachwia�. 
W tej og�lnej aurze wielko�ci po prostu jako�
nie zwracano na nas uwagi.
Trzeba przyzna�, �e zadanie mieli�my u�atwione z powodu naszej wychowawczyni, pani Lilkowskiej. Pani 
Lilkowska � istota w�t�a, wra�liwa i pe�na wiary w
m�odzie� � by�a przez jaki� czas drugim obok pani Kalino gogiem w sp�dnicy w naszej czysto m�skiej szkole. 
Przysz�a do nas prosto z liceum pedagogicznego.
Ot�, gdy tylko poznali�my, �e mamy do czynienia nie z gogiem, ale z anio�em, kt�ry z niewiadomych 
powod�w zst�pi� w pad� naszej klasy, wykorzystywali�my
niecnie ten fakt i zacz�li�my w spos�b niegodny wystawia� na pr�by cierpliwo�� anio�a.
Gdyby� Dyr wiedzia�, w czyje r�ce wydaje niewinn� kobiet�! Do dzi� nie mog� my�le� bez wstr�tu o naszym 
okrucie�stwie. Ta wina nie zostanie nam chyba nigdy
wybaczona, tym bardziej, �e nie mogli�my jej ju� nigdy naprawi�.
W po�owie roku szkolnego pani Lilkowska odesz�a od nas. Pojecha�a si� leczy� do sanatorium dla nerwowo 
chorych. By�a smutna uroczysto�� po�egnalna i pan
dyrektor wyg�osi� z tej okazji kr�tkie, ale pi�kne przem�wienie.
M�wi� o ma�ych barierach �yciowych, o kt�re rozbi� si� entuzjazm pani Lilkowskiej. S�uchali�my Dyra g��boko 
wzruszeni i przygn�bieni nieobliczalnymi skutkami
naszego �otrostwa. My�leli�my z trwog�, �e to my jeste�my tymi barierami, o kt�re rozbi� si� entuzjazm pan...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin