Tytuł oryginału szwedzkiego Hur ska det ga for Pelle Svanslós? Original publisher: Bonnier Carlsen, Stockholm Copyright © Albert Bonniers Fórlag 1943 Pubłished by ągreement with TransBooks AB, Stockholm © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia", Warszawa 1998 © Copyright for the Polish translation by Anna Gondek Opracowanie typograficzne okładki i strony tytułowej Maria Turbaczewska Redaktor Jerzy W. Martin Redaktor techniczny Maria Bochacz Korektor Roma Sachnowska ISBN 83-10-10141-4 PRINTED IN POLAND Wydawnictwo „Nasza Księgarnia", Warszawa 1998 r. Skład i łamanie - Studio Komputerowe NK. Druk - Łódzkie Zakłady Graficzne, Łódź. Rozdział pierwszy Obcy kot W mieście pojawił się obcy kot. Wyglądał dość niezwykle, bo ubrany był w sweter i czapkę z daszkiem, co się bardzo rzadko wśród kotów zdarza. Większość z nich nosi co najwyżej kokardkę. Koty mają przecież takie wspaniałe futra, że nie potrzebują żadnych innych ubrań. Nic więc dziwnego, że ten obcy wywołał w mieście pewną irytację. Na rogach ulic zbierały się koty grupkami i obgadywały przybysza. - Głupio wygląda - stwierdził Mons. - Zastanawiam się, czy to nie jest taki cudaczny koci bikiniarz*. - Wygląda jak cudak — powiedział Bill. - Cudacznie wygląda — zgodził się Buli. - Bikiniarskie bubki noszą przecież dziwaczne ubrania - ciągnął Mons. — No i zadzierają nosa, tak jak ten, więc to jest na pewno taki koci dziwoląg. - Mnie się wydaje wytworny — sprzeciwiła się Miłka z Arkadii. - Tak szykownie trzyma ogon, kiedy idzie. - W tym mieście tylko ja trzymam ogon szykownie -powiedział Mons ze złością. - Ja i nikt inny. - No, w każdym razie trzymasz go szykowniej niż Filo-nek Bezogonek — zauważył Ryszard z Ryszardówki. Teraz już wszyscy się śmiali i nawet Mons miał zadowoloną * młodzieniec ubrany jaskrawo i przesadnie modnie 3 minę, bo zawsze mu się podobało, gdy ośmieszano Filon-ka Bezogonka. - Tak się składa, że jakiś czas temu byłam zaproszona do Sztokholmu — wtrąciła Miłka z Arkadii - i tam widziałam takiego kociego bikinarza, ale on wcale nie wyglądał tak jak ten. - Prawdopodobnie nie wyglądał aż tak głupio - pry-chnął Mons. - W każdym razie ja uważam, że sprawę należy zbadać. Inaczej to się stanie nie do zniesienia. - Czy to nie on idzie tam, koło sklepu mleczarskiego? - zapytał Ryszard z Ryszardówki. Tak, to był właśnie on. Obcy kot szybkim krokiem szedł w ich kierunku. - Widzicie, jak szykownie trzyma ogon - zachwycała się Miłka. - Czy mamy fukać? - zapytał Bill. - Albo prychać? - dodał Buli. - Macie być cicho - zarządził Mons. - Ja się tym zajmę. Bill i Buli oblizali sobie nosy. Teraz obcy kot był już zupełnie blisko nich. - Cześć! — zawołał wesoło. - Mamy też powiedzieć „cześć"? - wyszeptali naraz Bill i Buli. - Cicho - szepnął w odpowiedzi Mons. Głośno zaś zwrócił się do przybysza: - Nie ma zwyczaju w tym mieście wołać „cześć", zanim ktoś się przedstawi. Mam na imię Mons. Jestem tu najznakomitszy. - Ja się nazywam Frósó - powiedział obcy. - Frósó - powtórzył Mons. - To brzmi głupio. 4 - Właściwie nazywam się Frasek - wyjaśnił przybysz - ale pochodzę z Frósó w Jamtlandii* i dlatego wołano na mnie Frasek z Frósó, a potem zostało już tylko Frósó. No, to się już przedstawiłem, więc teraz mogę powiedzieć „cześć". - Popatrz, jak on szykownie trzyma ogon — szepnęła Miłka do Ryszarda. * górzysta kraina geograficzna w północno-zachodniej Szwecji. Frósó to malownicza wyspa na największym jeziorze Jamtlandii 5 - Sprawa teraz jest taka - powiedział Mons - że w tym mieście nie mamy zwyczaju robić z siebie takich przebierańców jak ty. Na przykład, co to jest, co masz na głowie? - O, to jest czapka narciarska — wyjaśnił Frasek z Frósó. - Czapka narciarska, nic innego - potwierdził Bill. - Zawsze tak mówiliśmy - przytaknął Buli. - Dlaczego nosisz czapkę narciarską? — zapytał Mons. - I sweter? A poza tym, jak się tu dostałeś? - Przyjechałem pociągiem - powiedział Frasek z Frósó - bo uznałem, że należy ruszyć się z domu i trochę się przewietrzyć. A jeśli chodzi o czapkę narciarską i sweter, to tak mamy zwyczaj się ubierać u nas, w Jamtlandii. I wszyscy jeździmy na nartach - i ludzie, i koty. Ja tam jestem kocim mistrzem na 365 metrów stylem dowolnym. I dlatego nazywają mnie tylko Frósó. Patrzcie, tam idzie Fróso, mówią koty w Ostersund, kiedy pojawiam się w mieście. - I wtedy oczywiście stajesz się zarozumiały — powiedział Mons ponuro. - O nie - zaprzeczył Frósó - choć naturalnie jestem zadowolony, bo zawsze jest przyjemnie być kimś znanym. - Szykownie trzymasz ogon - wtrąciła Miłka nieśmiało. - A wy tu, na południu, nie mielibyście ochoty nauczyć się jeździć na nartach? — zapytał Frasek z Frósó. — Leży przecież jeszcze trochę śniegu. - Co za bzdury - prychnął Mons. - Po co jeździć na nartach, upadać na nos i obijać boki, kiedy ma się łapy do chodzenia? 6 - Ale zimowe sporty są wspaniałe — upierał się Frósó. - Dodają zdrowia i siły, tak że można łowić myszy dwa razy większe niż zwykle. - Większych myszy niż ja łapię, łapać się nie da — oznajmił Mons. - Więc mnie żaden zimowy sport nie jest potrzebny. Ani żadna czapka narciarska. - Wydaje mi się, chłopaki, żeście oklapli — nie dawał za wygraną Frósó. - Naprawdę pysznie jest jeździć na nartach i ja mam wielką ochotę pokazać wam, jak się to robi. Nie macie tu w pobliżu miasta jakiejś dobrej górki? - W pobliżu miasta — powiedział Mons pogardliwie. — W samym środku miasta mamy Wzgórze Zamkowe i to jest najbardziej strome zbocze, jakie może być. Więc nie myśl sobie, że my tu nie mamy gór. Gdy tylko Mons to powiedział, dostrzegł Filonka Bez-ogonka, który wychodził zza rogu ulicy Cmentarnej. W tej samej chwili Mons wpadł na jeden ze swoich świetnych pomysłów. Rozdział drugi Frasek z Frósó Jak wiesz, Mons i Filonek nie byli zbyt dobrymi przyjaciółmi. Niedawno bawili obaj na Gotlandii, gdzie Mons usiłował sprawić Filonkowi mnóstwo różnych przykrości, ale zamiast tego sam wpadł w tarapaty i został zamknięty w wieży. Udało mu się co prawda znaleźć niewielką szczelinę, przez którą z trudem, ale jednak się przecisnął, i teraz był znów w domu, a jego oczy błyszczały złośliwością, kiedy planował, jak by tu się zemścić na Filonku. - Właściwie, jak się tak nad tym dobrze zastanowić — zwrócił się Mons do Fraska z Frósó — to myślę, że chcielibyśmy jednak popróbować tego tam sportu zimowego. Więc dobrze się składa, że mamy tu w mieście takie świetne zbocze, i będziesz mógł nam pokazać, jak sam jeździsz, no i nas też trochę nauczyć. - Wspaniale - zachwyciła się Miłka z Arkadii. - Widzieliście, jak on szykownie trzyma ogon? - Popatrzcie raczej na tego, co tam nadchodzi - powiedział Mons głośno i dobitnie. - On by też nosił ogon z szykiem, gdyby go w ogóle miał! Wszyscy patrzyli na Filonka Bezogonka. Biedny Filonek czuł się nieszczęśliwy i wydawało się, że chce przejść na drugą stronę ulicy. - Nie, chodź tutaj! - wołał Mons. - Tu jest nowy, sympatyczny kot, który chciałby cię poznać. Filonek podszedł bliżej. 8 _ Dzień dobry - ukłonił się. — Ach, to ty też tu jesteś, Miłko! - Teraz nie chodzi o Miłkę — powiedział Mons — tylko o Fraska z Frósó. Ale mówi się na niego tylko Frósó, bo on mieszka na tej wyspie. - Wobec tego ja się będę nazywał Ulica Cmentarna -powiedział Filonek. - Bo ja tam mieszkam. - Czy jesteś sportowcem? — zapytał Frósó. - Nie, przynajmniej nic o tym nie wiem - odparł Filonek. - Sprawa w każdym razie wygląda tak - powiedział Mons - że Frasek z Frósó obiecał pokazać nam, jak się zjeżdża na nartach ze Wzgórza Zamkowego, i ciekawi jesteśmy, czy masz ochotę się przyłączyć. - To mogłoby nawet być przyjemne — powiedział Filonek - tylko żebyście się ze mną nie drażnili. - Drażnić się? — zdziwił się Mons. — Dlaczego mielibyśmy się drażnić? Ja przynajmniej nie mam zamiaru się drażnić, i ty chyba też nie, Frósó? - O nie - zapewnił Frósó. - U nas w Jamtlandii nigdy się nie drażnimy, bo mamy w głowie inne sprawy. Narciarstwo i myszy, i tak dalej. - Widziałeś, jak on szykownie trzyma ogon? - odezwała się Miłka z Arkadii. - Co mówisz? - nie dosłyszał Filonek. - O, nic ważnego - powiedziała Miłka. - A teraz uważam, że należy natychmiast udać się na Wzgórze Zamkowe - zarządził Mons. - Bo nigdy nie wiadomo, jak długo ten śnieg poleży. - Znakomicie - ucieszył się Frósó - tylko spróbujemy zdobyć gdzieś narty. 9 - Na ulicy Zamkowej, w starej szopie, leży mnóstwo rupieci - zaproponował Filonek. - Może tam znajdziemy coś zdatnego do użycia. - Znakomicie - powtórzył Frósó jeszcze raz. — Widzę, że ten Filonek jest całkiem niegłupi. - Może nie taki głupi, na jakiego wygląda — powiedział Mons. W starej szopie na Zamkowej było niemało rupieci. Poza tym była tam mysz, która wystawiła z dziury nos. Wszystkie koty natychmiast się na nią rzuciły, wszystkie oprócz Billa i Bulla, którzy nie zdążyli się zorientować, o co chodzi. Jednak mysz była szybsza i zniknęła w swojej norze nawet bez najmniejszego zadrapania na nosie. Mons zaczął z ogromnym przejęciem wylizywać sobie futro. - Chciałeś ją złowić? — zapytał Frósó. - Ja? Nie — zaprzeczył Mons. — Dobrze znam tę starą mysz. Ma dwadzieścia siedem lat i jest strasznie żylasta. - Dokładnie moje zdanie - powiedział Bill. - Żylasta — przytaknął Buli. Frasek z Frósó szukał wśród odpadków, aż w końcu znalazł kilka deseczek i sporo starych sznurków. - Nadzwyczajne narty z tego nie będą - powiedział -ale w każdym razie lepsze to niż nic. A głównie chodzi o to, żeby był śnieg i żeby znać sztukę zjeżdżania. I wszystkie koty wyruszyły na Wzgórze Zamkowe. Wysoko na szczycie stał czerwony zamek ze swymi okrągłymi wieżami i dzwonnica z dzwonem, który dzwoni każdego ranka, kiedy się wstaje, i wieczoru, gdy się idzie spać. I ca- 10 je Wzgórze Zamkowe było białe od śniegu, a mnóstwo dzieci zjeżdżało na sankach i nartach. - Proponuję, żeby trzymać się trochę na uboczu, z drugiej strony - powiedział Mons. Inni ...
izebel