Farrell Marjorie - Łowca serc.pdf

(1188 KB) Pobierz
19405512 UNPDF
19405512.001.png
Marjorie Farrell
Łowca serc
1
Wrzesień 1815
- Nie mogę uwierzyć, że jednak się na to zdecydo­
wałaś.
Anne Heriot wpisała kolejną pozycję do księgi ra­
chunkowej i podniosła wzrok na przyjaciółkę.
- A co cię tak obrusza, Saro?
-Dobrze wiesz. Twoja determinacja, żeby się po­
święcić i spełnić życzenie ojca.
Anne odłożyła pióro, starannie osuszyła stronicę
i zamknęła księgę.
- Zapewniam cię, że nie mam inklinacji do męczeń­
stwa. Zresztą znasz mnie od lat. Proszę, wypij ze mną
filiżankę herbaty.
Panna Wheeler usiadła w jednym z wygodnych fo­
teli stojących przy kominku.
- Nalejesz, Saro? Pobrudziłam palce atramentem.
Przez chwilę w milczeniu popijały aromatyczny na­
pój. Ciszę przerwała Anne.
- Sądzisz, że jadę do Londynu tylko ze względu na
ojca?
- A z jakiego innego powodu? Przecież sama wcale
tego nie pragniesz.
- Owszem.
- Chcesz sprzedać się temu, kto da więcej?
- Ach, już rozumiem, dlaczego jesteś zdenerwowa­
na. Mylisz się jednak. Ja nie sprzedaję, tylko kupuję.
5
- Jak możesz żartować na ten temat? Jak możesz
w ogóle rozważać taki pomysł? Małżeństwo to nie
transakcja handlowa. Nie mówimy o kupowaniu fa­
bryki, lecz męża!
- Ale małżeństwo właśnie tym jest, moja droga. Wy­
mianą. „Pańska córka za mojego syna, a że nasze po­
siadłości leżą obok siebie, tym lepiej".
- Tak jest tylko wśród arystokracji.
- Och, przestań, Saro. Nawet farmer szuka dla cór­
ki dobrej partii. I zawsze chodzi o pieniądze, czy po­
sagiem jest pięć owiec czy pięć tysięcy funtów.
- W małżeństwie chodzi o miłość!
- Cóż, to jedna z wielu rzeczy, które nas różnią -
stwierdziła Anne z czułym uśmiechem. - Ja patrzę na
świat praktycznie, a ty....
- Przez różowe okulary! Wcale nie!
- Oczywiście, że nie. Ale jesteś romantyczką.
- Każdy jest romantykiem w porównaniu z tobą!
Anne się roześmiała. Tyle już razy toczyły podob­
ne spory, lecz zwykle dotyczyły one powieściowych
bohaterek, takich jak Marianne z „Rozważnej i ro­
mantycznej" Jane Austen.
- Powiedziałabym, że moim sercem zawsze rządzi
umysł, co nie oznacza, że nie mam serca.
- Oczywiście, że je masz, zwłaszcza dla przyjaciół.
Dlaczego więc nie pokochasz kogoś z Yorkshire?
- Bardziej odpowiedniego dla córki bogatego fabry­
kanta niż hrabia albo markiz, tak?
- Wiesz, że nie to chciałam powiedzieć. Kogoś, ko­
mu będzie zależało na tobie, a nie na twojej fortunie.
- A któż by to mógł być? Sir Francis Cooper?
- Nie, chociaż jego majątek jest prawie równy two­
jemu. On...
- Ma pięćdziesiąt siedem lat, podagrę i za bardzo ce-
6
ni rodowe nazwisko, żeby je skalać niewłaściwym mał­
żeństwem.
- Może sir Francis rzeczywiście nie jest najlepszym
kandydatem - przyznała Sara. - A syn sędziego?
- Adam Wentworth? Jest trzy lata młodszy ode
mnie, zwariowany na punkcie koni oraz polowań i ma
pusto w głowie.
- A twój kuzyn?
- Jak wiesz, ojciec powiedział, że gdybym lubiła Jo­
sepha, nawet by nie pomyślał o wysłaniu mnie do Lon­
dynu. Ale ja go nie lubię! Ty również, Saro.
- To prawda. Twój ojciec był człowiekiem zamknię­
tym w sobie, a Trantora nazwałabym wręcz kostycznym.
- Może niezupełnie, ale z pewnością nie jest wylew­
ny. - Anne zamoczyła kruche ciasteczko w herbacie
i z uśmiechem obserwowała, jak się rozpuszcza. - Jeśli
wyjdę za hrabiego, raczej nie będę mogła tego robić.
- Jeśli wyjdziesz za hrabiego, nigdy się nie dowiesz,
co to jest prawdziwe uczucie.
- Jeśli poślubię hrabiego, wicehrabiego, barona,
markiza albo nawet diuka, urodzę dzieci, które będą
wiedziały, gdzie jest ich miejsce.
- Nie sądziłam, że tak bardzo zależy ci na pozycji.
- Bo nie zależy. Ale wiem, co to znaczy nigdzie nie
przynależeć. Na zawsze pozostanę córką fabrykanta,
choć jestem bogata jak Krezus i wykształcona bardziej
niż inne osoby z mojej klasy.
- Jesteś lepiej wykształcona niż większość młodych
dam!
- W tym rzecz. Jestem za bystra i za bogata dla męż­
czyzn z mojej sfery, a dla arystokratów zawsze będę
nuworyszką.
- Mimo to chcesz spędzić wśród nich rok?
- Tylko część małego sezonu, żeby rozeznać się
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin