Kusimy zgłębić znaczenie słowa „służyć”, by móc je realizować w naszym życiu i nie zatrzymać się tylko na słowach. Służba sama w sobie nie jest cnotą. W żadnym z katalogów cnót czy też owoców Ducha, jak je określa Nowy Testament, nie znajduje się słowo diakonia, służba. Wprost przeciwnie, mówi się nawet o służbie grzechowi (por. Rz 6, 16), albo bożkom (por. l Kor 6, 9), które z pewnością nie są dobrą służbą. Służba sama w sobie jest czymś neutralnym: wskazuje na pewien styl życia albo na sposób odnoszenia się do innych we własnej pracy, istnienie w zależności od innych. Może nawet być czymś negatywnym, jeśli jest wymuszona (niewolnictwo) albo tylko interesowna. Wszyscy dziś mówią o służbie; wszyscy uważają, że są na służbie: handlowiec obsługuje klientów; każdy kto spełnia jakąś funkcję w społeczeństwie, twierdzi, że świadczy usługi, że służy. Jest jednak oczywiste, że służba, o której mówi Ewangelia, jest zupełnie czymś innym, nawet jeśli niekoniecznie przekreśla i nie dyskwalifikuje służby tak, jak ją rozumie świat. Różnica kryje się w motywacji i w wewnętrznej postawie, z jaką służba jest spełniana. Przeczytajmy jeszcze raz opis umycia nóg, aby zobaczyć, w jakim usposobieniu Jezus spełnia ten gest i czym jest powodowany: „Jezus umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13, l). Służba nie jest cnotą, ale wypływa z cnoty, przede wszystkim z miłości; jest największym wyrazem nowego przykazania. Służba jest sposobem objawienia się agape, czyli tej miłości, „która nie szuka własnej korzyści” (por. l Kor 13, 5), ale korzyści drugich, która nie jest poszukiwaniem, ale dawaniem. Jednym słowem, jest uczestniczeniem i naśladowaniem działania Boga, który będąc „Dobrem, wszelkim Dobrem, Najwyższym Dobrem” nie może kochać i obdarowywać inaczej jak tylko darmowo, bez jakiejkolwiek własnej korzyści. Dlatego służba ewangeliczna, w przeciwieństwie do służby światowej, nie jest cechą charakterystyczną tego, który jest niższy, potrzebujący, który nie ma, ale raczej jest cechą charakterystyczną tego, który posiada, który jest postawiony wyżej, kto ma. Od tego, komu wiele dano, będzie się wiele żądać z racji jego służby (por. Łk 12, 48). Dlatego Jezus mówi, że w Kościele przede wszystkim ten, kto rządzi, powinien być „jak ten, kto służy” (Łk 22, 26), a kto jest pierwszy, powinien być „sługą wszystkich” (Mt 10, 44). Umycie nóg jest „sakramentem chrześcijańskiej władzy” (C. Spicq).
Obok darmowości służba wyraża inną wielką cechę charakterystyczną boskiej agape: pokorę. Jezusowe słowa: Musicie nawzajem umywać sobie nogi oznaczają; musicie spełniać wobec siebie posługi pokornej miłości, Miłość i pokora tworzą razem ewangeliczną służbę. Jezus powiedział kiedyś: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11, 29). Co jednak uczynił Jezus, by mógł się określić jako „pokorny”? Czyż czułby się nic nie znaczącym albo mówił o sobie w taki sposób? Przeciwnie, w samym opisie umycia nóg mówi, że jest „Mistrzem i Panem” (por. J 13, 13). Cóż więc uczynił, żeby określić się jako „pokorny”? Uniżył się, przyszedł, aby służyć! Od chwili Wcielenia nie czyni mc innego, jak tylko uniża się, uniża aż do ostateczności, gdy widzimy Go na klęczkach, gdy umywa nogi Apostołom. Jakież drżenie powinno przeniknąć Aniołów, gdy widzą takie uniżenie Syna Bożego, na którego oni nie śmią nawet spojrzeć (por. l P l, 12). Stwórca na kolanach przed stworzeniem! „Zawstydź się pyszny popiele! Bóg się uniża, a ty się wywyższasz!” - mówił do siebie samego św. Bernard. Tak rozumiana - to znaczy jako uniżenie się, aby służyć - pokora jest rzeczywiście królewską drogą do upodobnienia się do Boga i do tego, by naśladować Eucharystię w naszym życiu. Św. Franciszek woła: „Patrzcie, bracia na pokorę Boga i wylewajcie przed Nim serca wasze, uniżajcie się i wy, aby was On wywyższył. Nie zatrzymujcie więc niczego z siebie dla siebie, aby was całych przyjął Ten, który cały wam się oddaje” (św. Franciszek, List do kapituły, 28n). Owocem tej medytacji powinna być odważna rewizja naszego życia (przyzwyczajenia, zajęcia, plan pracy, rozkład i wykorzystywanie czasu), aby zobaczyć czy ono jest rzeczywiście służbą i czy w tej służbie jest miłość i pokora. Zasadniczą sprawą jest widzieć, czy my służymy braciom, czy też posługujemy się braćmi. Posługuje się braćmi i instrumentalizuje ich ten, kto może nawet dwoi się i troi dla innych, ale w tym wszystkim, co robi, nie jest bezinteresowny, szuka w jakiś sposób aprobaty, pochwały albo zaspokojenia w swoim wnętrzu poczucia, że jest na swoim miejscu, że jest dobroczyńcą. Ewangelia pod tym względem stawia wymagania skrajnie radykalne: „Niech nie wie twoja lewica, co czyni prawica” (Mt 6, 3). To wszystko, co zostało uczynione w jakiś sposób po to, „by być widzianym przez ludzi”, jest stracone. Christus non sibi placuit; „Chrystus nie szukał tego, co było dogodne dla Niego” (Rz 15, 3). Oto jest reguła służby.
W celu dokonania „rozróżnienia duchów”, a więc intencji, jakimi kierujemy się w naszej służbie, jest rzeczą pożyteczną zobaczyć, które posługi spełniamy chętnie, a od których staramy się na wszelki sposób uwolnić. Zobaczyć także, czy nasze serce gotowe jest opuścić - gdy tego od nas zażądają - posługę zaszczytną, przynoszącą chwałę dla jakieś pokornej, której nikt nie doceni. Najpewniejsze posługi to te, które spełniamy tak, że nikt, nawet ten, kto ich doświadcza, nie zdaje sobie z tego sprawy, ale wie o nich tylko Ojciec, który widzi w ukryciu. Jezus podniósł do rangi symbolu jeden z najbardziej pokornych gestów, jakie znano w Jego czasie, i które powierzano zazwyczaj do spełnienia niewolnikom; umycie nóg. Św. Paweł upomina: „Nie gońcie za wielkością, lecz niech was pociąga to, co pokorne” (Rz 12, 16). Duchowi służby sprzeciwia się żądza panowania, przyzwyczajenie do narzucania innym własnej woli i własnego sposobu widzenia i czynienia rzeczy. Jednym słowem, autorytaryzm. Często ktoś, kto jest opanowany takim nastawieniem, me zdaje sobie w najmniejszym stopniu sprawy z tego, że zadaje cierpienia, a nawet dziwi się, że inni nie okazują mu wdzięczności za jego zatroskanie i jego wysiłki, czuje się nawet ofiarą. Jezus powiedział swoim Apostołom, by byli jak „owieczki pomiędzy wilkami”, ci zaś przeciwnie, okazują się wilkami pomiędzy owieczkami. Znaczna część cierpień, które czasem nękają jakąś rodzinę lub wspólnotę, jest spowodowana istnieniem w niej jakiejś jednostki autorytarnej i despotycznej, która depcze podkutymi butami innych i która pod pretekstem „służenia” innym w rzeczywistości nimi się „posługuje". Bardzo możliwe, że tym „kimś” jesteśmy właśnie my! Jeśli mamy pod tym względem choćby małą wątpliwość, byłoby dobrze zapytać szczerze kogoś, kto żyje z nami, dać mu możliwość wypowiedzenia się bez lęku. Jeśli okaże się, że także my czynimy komuś życie trudnym przez nasz charakter, powinniśmy z pokorą zaakceptować rzeczywistość i przemyśleć naszą posługę. Duchowi służby sprzeciwia się także z innego powodu przesadne przywiązanie do własnych przyzwyczajeń i wygody. Po prostu wygodnictwo. Nie może służyć na serio innym ktoś, kto zawsze jest zatroskany o własne zadowolenie, kto uczynił bożka z własnego odpoczynku, własnego czasu wolnego, swego porządku dnia. Reguła służby pozostaje ciągle ta sama: Chrystus nie szukał tego, co dogodne dla Niego. Służba, jak to powiedzieliśmy, jest cnotą właściwą dla kogoś, kto przewodzi, jest czymś, co Jezus pozostawił pasterzom Kościoła, jako swoje najbardziej umiłowane dziedzictwo. Wszystkie charyzmaty należy ujmować w perspektywie służby; ale w sposób szczególny jest ona charyzmatem „pasterzy i nauczycieli” (Ef 4, 11), to znaczy charyzmatem władzy. Kościół jest „charyzmatyczny”, żeby służyć, ale jest także „hierarchiczny”, żeby służyć!
kherej