Hauptmann, Gerhart-Przygoda mojej młodości.pdf

(196237 KB) Pobierz
392122409 UNPDF
PRZYGODA
MOJEJ
MŁODOŚCI
392122409.002.png
Księga pierwsza
392122409.003.png
392122409.004.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Powiadają, że początek i koniec życia są dla człowieka mroczną
tajemnicą. Nikt nie może datować narodzin swojej świadomości
w dniu przyjścia na świat. Moją świadomość też przebudzono dopie-
ro, gdy miałem ponad rok. Do dziś pamiętam tamtą chwilę.
Nie mogłem ani siedzieć, ani leżeć, bo, jak mi później opowiada-
no, moje plecy i siedzenie zbite były na kwaśne jabłko. Moją pierw-
szą myślą i przebłyskiem ducha było pytanie: „Kim ja będę, skoro
nawet siedząc i leżąc odczuwam taki ból?"
Owo przebudzenie zawdzięczałem swojej niani. Nie mogę sobie
jednak przypomnieć samej procedury bicia.
Ból obudził więc mojego ducha, a cierpienie obdarzyło mnie świa-
domością.
Siedziałem na ręku niani i krzyczałem wniebogłosy, bezgranicz-
nie czymś oburzony. Poczciwa kobieta niosła mnie przez ciemny ko-
rytarz, prowadzący na podwórze naszego majątku. Tam powitał mnie
donośny głos, który sprawił, że zamilkłem. Było to moje pierwsze
spotkanie z pruskim podoficerem i jednocześnie druga faza budze-
nia się mojej świadomości.
Całe podwórze było pełne wojska.
Pewnego dnia siedziałem, przytrzymywany przez nianię, na para-
pecie otwartego okna i spoglądałem z góry na dziedziniec. Przy wtórze
kapeli regimentu ujeżdżano tam młode konie. Stawały dęba, wierz-
gały, a nieustający rytm wybijany przez doboszy doprowadzał je do
szału.
Później dowiedziałem się, że było to na krótko przed bitwą pod
Königgrätz*.
Podobno zetknięcie się dziecięcych zmysłów i różnych obiektów
powoduje, iż dzieci sięgają po wszystkie możliwe rzeczy. Ma to miej-
sce mniej więcej w ciągu pierwszych trzech lat życia.
Uświadomiłem to sobie zaskakująco szybko, bo w wieku czterech
lat.
Pewnego dnia na głównej ulicy naszej wsi pojawili się obcy żoł-
nierze, Austriacy. Zrozumiałem, że byli to jeńcy i ranni. Szyja jed-
nego z nich przewiązana była białą zakrwawioną chustką. Uznałem,
że jego głowa została odcięta od tułowia, a chustka po prostu łączy
392122409.005.png
obie części. Inny jeniec nazywał się Boaba. Był Czechem i nie mówił
po niemiecku.
Z tego czasu pochodzą też moje pierwsze wspomnienia związane
z moimi dwoma braćmi. Ranni wrogowie w lazarecie zasypywani by-
li przez nich dobrymi uczynkami. Starszy, Georg, od rana do wieczo-
ra pisywał dla nich listy. Codziennie wraz z młodszym bratem, Car-
lem, plądrował spiżarnię mamy, a łup rozdawał rannym żołnierzom.
Ja i mój brat Carl mieliśmy wspólną sypialnię. Był ode mnie o czte-
ry i pół roku starszy, a w tym wieku to duża różnica. Już wtedy, nic
0 tym nie wiedząc, miał we mnie swojego cichego obserwatora. A ja
dziwiłem się, cieszyłem, czasami zaś naśmiewałem się z niego. Dziś
trudno mi pojąć takie zachowanie w tak młodym wieku.
Carl był wielkim entuzjastą. Uważałem to za swego rodzaju sła-
bość. Czasami, a było to również w roku sześćdziesiątym szóstym,
informowano nas o nocnych przemarszach wojsk. Wieczorami Carl
stawiał wtedy pod łóżkiem ogromny kosz pełen kwiatów, by potem
sypać je z okna na maszerujących żołnierzy. Pamiętam, jak kiedyś,
usłyszawszy głuchy odgłos rytmicznych kroków, zaspany sięgnął po
kosz i z zamkniętymi oczyma podbiegł do okna, wysypał kwiaty i nie
przebudziwszy się chwiejnie wrócił do łóżka. Nie przestraszyłem się,
lecz chichotałem, bo całe zdarzenie uznałem za bardzo zabawne.
Oczywiście mniej więcej w tym samym czasie dobrze zdawałem
już sobie sprawę z istnienia moich rodziców, więzów, jakie mnie
z nimi łączyły, wiedziałam, jak nazywa się mój dom rodzinny i miej-
scowość, w której mieszkaliśmy. Na pytanie, w jaki sposób uświa-
domiłem sobie te wszystkie drobne niuanse stosunków łączących
mnie z otoczeniem, ani wówczas, ani nawet dzisiaj nie potrafiłbym
udzielić odpowiedzi. Ta matka, ten ojciec, ten dom i najbliższa oko-
lica, ta malutka mieścina, zwana Ober-Salzbrunn - Szczawno Zdrój,
miały w sobie coś ponadczasowego. I to właśnie matka, ojciec, dom
1 jego otoczenie byli moim mikroświatem; poza nim nie istniało nic
innego.
Sieroty żyją bez matki, bez niej rosną i rozwijają się. Nigdy nie
mogłem tego pojąć, a sprawiała to duchowa jedność, jaka łączyła
mnie z moją matką. To właśnie dzięki jej sercu, jej miłości przebrną-
łem przez pierwsze decenium mojego życia. Ojciec był wszechmo-
gącym bogiem, chroniącym nas oboje. Nic na świecie nie ośmieliło
mu się kiedykolwiek sprzeciwić. Jakże dumny, jak wdzięczny by-
łem, pławiąc się w szczęśliwym poczuciu tak błogiego bezpieczeń-
stwa. Brakowało tu jednak wewnętrznego porozumienia silnego, nie-
rozerwalnego związku.
392122409.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin