Pod wpływem słońca i księżyca
PROLOG
Joy z determinacją podniosła rękę, żeby zapukać do drzwi mieszkania Nicka Tremaina. Nie zapukała jednak. W ostatniej chwili cofnęła dłoń i zaczęła się nieco nerwowo wachlować. Zrobiło jej się wyjątkowo gorąco, ale wcale nie z powodu temperatury, ponieważ na Long Island o dziewiątej rano nigdy nie panuje upał, nawet w środku lipca.
Wiedziała, że nie powinna tu przyjeżdżać i wtrącać się w nie swoje sprawy, jednak w niczym nie zmieniało to faktu, że i tak zamierzała to zrobić. Zebrała się na odwagę, po czym błyskawicznym ruchem... odwróciła się na pięcie i oddaliła od drzwi o kilka kroków.
Podczas jazdy z Greenport udało jej się ułożyć wyjątkowo przekonującą przemowę, która z całą pewnością powinna przynieść oczekiwane rezultaty. Była szczególnie zadowolona z pierwszego zdania, niestety, w tym momencie nie potrafiła go sobie przypomnieć za żadne skarby świata. Miała w głowie zupełną pustkę.
Cześć, Nick - wygłosiła na próbę, starając się nadać swojemu głosowi w miarę beztroski ton.
Cześć, Joy - odparł wysoki brunet, który włas'nie otworzył drzwi.
Odwróciła się natychmiast, kompletnie zbita z tropu.
Cześć, Nick - powtórzyła z rozpędu.
15 POD WPŁYWEM SŁOŃCA I KSIĘŻYCA
Cześć, Joy - odpowiedział uprzejmie. - Mam dziwne wrażenie, że już to słyszałem - dodał i zamknął drzwi na klucz.
Joy zdążyła już ochłonąć z pierwszego zaskoczenia i pośpiesznie przywołała na twarz serdeczny us'miech.
Wybierasz się dokądś? - zagadnęła niewinnie, spoglądając na jego białą bawełnianą koszulkę, dżinsowe szorty z wystrzępionymi nogawkami oraz mocno znoszone sportowe obuwie.
Teraz z kolei on obrzucił ją przelotnym spojrzeniem, lecz wydawało się, jakby jego wzrok przez moment zatrzymał się na jej gołych nogach.
Na spacer po plaży.
Świetnie.
Rozumiem, że zamierzasz mi towarzyszyć? - spytał bez większego entuzjazmu, ruszając ku schodom.
Aha - przytaknęła, starając się dotrzymać mu kroku, co nie było łatwe.
Diana cię przysłała?
Nie.
Ale wie, że tu jesteś?
Energicznie potrząsnęła głową.
Nie. Przyjechałam z własnej inicjatywy.
Nick sposępniał.
Postawmy sprawę jasno. Nie zamierzam o tym z tobą rozmawiać.
Nie musisz. Wystarczy, że wysłuchasz, co mam do powiedzenia.
I tak wiem, czego ode mnie chcesz, więc daruj sobie.
Joy mimo wszystko postanowiła spróbować.
Nie mogę pojąć, jak dwie dorosłe osoby mogą się zachowywać w tak dziecinny sposób. Wiem, że się kochacie, nie rozumiem więc, jak mogliście się zaręczyć i zerwać ze sobą tego samego dnia! To chyba jakieś nieporozumienie, powinniście się pogodzić.
Obserwowała go bacznie, czekając na jakąś reakcję, lecz Nick jedynie obrzucił ją nic nie mówiącym spojrzeniem. Wszyscy w rodzinie powtarzali jej, że jest uparta niczym dziki osioł, ale chyba po raz pierwszy trafiła na lepszego od siebie. Wygadało na to, że Nick zaciął się w swoim uporze na dobre.
Bez słowa otworzył przed nią drzwi wejściowe i wyszli na ulicę. Poprowadził ją sobie znanym skrótem i już po chwili znaleźli się na prawie pustej plaży, gdzie zaledwie parę osób uprawiało jogging. Był wtorek rano, wszyscy siedzieli w pracy, tłumy pojawią się tu dopiero podczas weekendu.
Nick cały czas milczał uparcie i Joy zaczęła tracić cierpliwość. Gadał dziad do obrazu...
Nic nie mówisz - wytknęła, podnosząc nieco głos, aby ją usłyszał, gdyż wyprzedził ją o kilka kroków.
Nie mogła go dogonić, piasek nasypywał jej się do sandałów, przy każdym kroku zapadała się po kostki.
Przystanął i odwrócił się do niej.
Uprzedzałem, że nie chcę o tym rozmawiać. - Popatrzył z lekkim rozbawieniem, jak Joy co chwila wytrząsa piasek z butów. - Czemu ich po prostu nie zdejmiesz?
A poczekasz na mnie? - spytała podejrzliwie, przyszło jej bowiem do głowy, że on skorzysta z okazji i ucieknie, żeby się od niej uwolnić.
Zupełnie nieoczekiwanie uśmiechnął się do niej po raz pierwszy tego dnia.
Tak. Poczekam na ciebie.
Schyliła się, lecz nie mogła rozsupłać mocno związanych tasiemek. To były zupełnie nowe sandały, dos'ć śliski materiał nie chciał się dobrze trzymać, zawiązała go więc rano w pośpiechu na podwójne kokardy, których teraz za nic nie mogła rozplątać. Wyprostowała się i otarła wilgotne dłonie o szorty.
Nick przez chwilę obserwował jej wysiłki, wreszcie podszedł, sięgając po coś do kieszeni. Przykląkł na piasku.
Postaw nogę tutaj. - Poklepał swoje nagie opalone udo. - Zobaczymy, co da się zrobić.
Ostrze małego scyzoryka błysnęło w promieniach słońca.
Nie chcę, żebyś cokolwiek ucinał - zaprotestowała natychmiast. - Owszem, może nie są najwygodniejsze, ale po pierwsze, dopiero je kupiłam, a po drugie, bardzo mi się takie podobają.
Taak... Mnie też się podobają - mruknął dwuznacznym tonem, z aprobatą zerkając na jej nogi. - No, dawaj to tutaj. Nic się nie bój, tylko podważę ten supeł.
Joy domyślała się, że Nick flirtuje z nią tylko dla żartu, niemniej jednak zarumieniła się, gdy opierała stopę na jego udzie. Zachwiała się lekko i by utrzymać równowagę, musiała przytrzymać się jego ramienia. Niechcący przy tym dotknęła jego lśniących czarnych włosów, nieco za długich z tyłu. Nieoczekiwanie przeszył ją rozkoszny zmysłowy dreszcz.
Nick podniósł na nią badawczy wzrok, a wtedy z zakłopotaniem odwróciła głowę w bok. Machinalnie poprawiła włosy, które w promieniach słońca wydawały się jeszcze bardziej rude niż zazwyczaj. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego gestu, gdyż jej uwaga dziwnym trafem koncentrowała się na dotyku dłoni Nicka, obejmującej jej kostkę. Dziwne, przecież nie powinna w ten sposób reagować na chłopaka swojej siostry.
Teraz druga - zakomenderował, zdejmując jej rozwiązany sandał.
Posłusznie zmieniła nogę, mys'ląc przy tym o Dianie i Nicku. Wydawali się wprost stworzeni dla siebie. Stanowili idealną parę - oboje szalenie atrakcyjni, o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach. On zabójczo przystojny, ona niewiarygodnie wprost piękna.
Po chwili zdjął jej drugi sandał i podniósł się z klęczek, zaś Joy puściła jego ramię.
Skąd masz tę małą bliznę pod brodą? - zainteresował
się.
Spadłam z drzewa, jak miałam osiem lat.
Z drzewa? Dziewczynka? Musiał być z ciebie niezły urwis.
Uhm - przytaknęła. - Mama zawsze powtarzała, że jak wychodziłam z domu, to nigdy nie była pewna, czy wrócę, w jednym kawałku. Diana wypomina mi, że musiała mnie w kółko pilnować.
Jakbym słyszał mojego brata. On też wiecznie musiał mieć na mnie oko. Mam szczęście, że to nie ja jestem starszy.
Tak, to dobry układ - zgodziła się z uśmiechem.
Przelotnie przypomniała sobie spotkanego zaledwie raz
trzydziestopięcioletniego Kevina, bardzo zdolnego prawnika, sympatycznego i przystojnego, lecz pozbawionego zabójczego wdzięku Nicka. Bracia byli do siebie równie niepodobni, jak Joy i Diana. W obu przypadkach nikt nie chciał wierzyć, że ma do czynienia z rodzeństwem.
Zawsze jednak czułam się nieprzyjemnie, gdy Diana dostawała burę, ilekroć mimo jej opieki cos sobie zrobiłam - dodała. - Ciągle chodziłam podrapana... - Pomyślała o niewielkiej bliźnie na lewym udzie, pamiątce po nauce jazdy na łyżwach.
Posłał jej łobuzerski us'miech.
Założymy się, które z nas ma więcej śladów po różnych przygodach? Ja ci pokażę moje, a ty mi twoje.
Z niecierpliwością potrząsnęła głową.
Przestań, myślisz, że nie widzę, co robisz? Próbujesz odwrócić moją uwagę od tematu. Przyjechałam tu tylko po to, żeby porozmawiać o tobie i o Dianie. Nie możecie dłużej trwać w takim zawieszeniu.
Bardziej mnie interesuje, o czym piszesz nastąpny artykuł do twojej kolumny.
Parokrotnie już dyskutowali o jej cotygodniowych felietonach, którymi dorabiała do pensji fotoreporterki. Musiała przyznać, że Nick czytywał je regularnie, a ponadto zgłaszał różne ciekawe uwagi.
Westchnęła z rozdrażnieniem.
Proszę... To naprawdę poważna sprawa. Rozmawiamy o waszej przyszłości!
To naprawdę nieuczciwe - oznajmił nagle.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
Ale co?
Sposób, w jaki mówisz „proszę". Jaki facet mógłby się oprzeć tak żarliwemu błaganiu pięknej kobiety?
Przestań wreszcie! - zażądała i teraz z kolei on westchnął ciężko.
Może się przejdziemy? - zaproponował.
Nie! Będziemy tu stali tak długo, aż wreszcie wyjaśnimy całą sprawę - oświadczyła twardo Joy. - Uważam, że powinniście porozmawiać. Moja siostra chyba rzeczywiście trochę przesadza, żądając, żebyś zupełnie zerwał z wyjazdami i z pracą fotoreportera na rzecz fotografii reklamowej. Z drugiej strony trudno jej się dziwić, że wolałaby mieć cię przy sobie. Ale przecież nie musisz zaraz wszystkiego rzucać, wystarczy, że zaczniesz prowadzić trochę bardziej ustabilizowane życie, a wtedy Diana z pewnością ograniczy swoje wymagania. Wyczerpująca praca to jeszcze nie powód do zrywania zaręczyn!
Cóż, może Dianie i mnie tylko się wydawało, że do siebie pasujemy? - odparł Nick, który po trzech dniach rozterki doszedł do ostatecznego wniosku, że podjął słuszną decyzję. Nie wynikała ona jednak z przyczyn natury zawodowej...
Ależ to nonsens! Oczywiście, że do siebie pasujecie - przekonywała z zapałem. - Mówię ci, wystarczy, że z nią pogadasz i okażesz dobrą wolę, a ona ze swojej strony też ustąpi.
Nick spokojnie skrzyżował ręce, przyglądając się uważnie stojącej przed nim rudej dziewczynie o zielonych oczach.
Wiesz, co sobie niedawno uświadomiłem?
Co?
Że częściej rozmawiam z tobą niż z twoją siostrą.
Kiedy ludzie się kochają, nie potrzebują słów - zarepli- kowała natychmiast.
Joy, naprawdę wolałbym, żebyś przestała ciągnąć ten temat.
Nic z tego, to trzeba załatwić - odparła z uporem. - Sądzę...
Wyciągnął rękę, by położyć dłoń na jej ustach, lecz ona gniewnie potrząsnęła głową, a wtedy miedziane loki zaplątały się między jego palce. Trwali tak przez chwilą, w milczeniu patrząc sobie w oczy, lecz zaraz potem Joy zacząła znowu:
Otóż, moim zdaniem...
Nie dokończyła, ponieważ Nick nagle ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował rozchylone usta. Zupełnie nie zastanawiał się nad tym, co robi, po prostu działał instynktownie. Po chwili jego ręce przesunęły się na plecy Joy, zamykając ją w ciasnym objęciu.
Początkowo czuł jej wahanie, lecz trwało ono zaledwie przez mgnienie oka, ponieważ niemal natychmiast poczuł, jak Joy wspina się na palce, otacza go ramionami i oddaje pocałunek.
Nie miał pojęcia, jak długo to trwało, jeśli o niego chodziło, to mogłoby trwać w nieskończoność. Nie myślał kompletnie o niczym, zdał się wyłącznie na odczucia. Wiedział tylko jedno - było fantastycznie.
Pełen aprobaty gwizd przechodzących nastolatków sprawił, że oprzytomnieli i odskoczyli od siebie jak oparzeni.
O matko, i co teraz, pomys'lała w nagłej panice Joy.
Przepraszam - wymruczał Nick. - Nie wiem, co mnie naszło.
To... tego... no... - wyjąkała bezradnie. - Słońce... Ludzie czasem robią głupie rzeczy z powodu upału.
Zawsze mi się wydawało, że takie rzeczy robią zazwyczaj pod wpływem księżyca, a tu proszę...
Tak, właśnie, księżyca. Ale słońca też - tłumaczyła niezręcznie, cały czas wbijając wzrok w piasek pod stopami.
' To, co między nimi zaszło, uświadomiło jej, że durzyła się w ukochanym swojej siostry od samego początku, tylko starannie spychała to głęboko w podświadomość. Wystarczył jeden jego pocałunek, by ziemia usunęła się jej spod nóg, a po takim doświadczeniu Joy nie mogła już dłużej oszukiwać samej siebie.
To ja już pójdę. Pogadaliśmy i... i w ogóle.
Czy naprawdę jestem tak czerwona, jak mi się wydaje, czy może jeszcze bardziej? - jęknęła w duchu.
Tak, pogadaliśmy - przytaknął dziwnie potulnie.
Joy uszła zaledwie kilka kroków, gdy zawołał za nią.
Hej, zostawiłaś sandały!
Zawróciła. Pochylili się i sięgnęli po nie w tym samym momencie, a wtedy ich dłonie dotknęły się, a spojrzenia spotkały. Joy cofnęła się gwałtownie. Gdy Nick podniósł sandały i podał jej, złapała je pos'piesznie, pragnąc jak najszybciej odejść. Uznała jednak, że dla dobra Diany musi podjąć ostatnią próbę.
Przestań tak się przejmować swoją urażoną męską dumą, bo przecież w rzeczywistości o to właśnie chodzi. Bądź rozsądny i ożeń się z moją siostrą! - wygłosiła jednym tchem, odwróciła się na pięcie i szybko odeszła.
Gdy po przejściu pewnego dystansu zerknęła przez ramię, ujrzała, iż Nick stoi wciąż w tym samym miejscu i odprowadza ją nieodgadnionym wzrokiem.
27 POD WPŁYWEM SŁOŃCA I KSIĘŻYCA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie, Maxie, nie ma mowy. Nie zamierzam tarzać się razem z tobą w tej kupie liści. - Joy z niejaką dezaprobatą spojrzała na rozbawionego kundla, który tak długo piszczał pod drzwiami, że w końcu musiała z nim wyjs'ć, choć strasznie jej się nie chciało czegokolwiek robić w tę miłą, leniwą niedzielę...
Maxie, zimno mi. Załatw swoje pilne sprawy i wracajmy do domu. - Bezskutecznie pociągnęła za smycz, próbując zaprowadzić psa pod drzewo. Oczywiście on szarpnął w swoją stronę, a ponieważ był naprawdę duży i bardzo silny, z łatwos'cią postawił na swoim i po chwili z lubos'cią wskoczył w największą w całym ogrodzie stertę liści.
Joy westchnęła z rezygnacją. Znów trzeba będzie wszystko grabić. Co prawda w okresie zimowym nie miały gos'ci, ale to jeszcze nie powód, żeby nie sprzątać. Mieszkały we trzy - matka i dwie córki - w przestronnym starym domu w Greenport, zamienionym po s'mierci pana Mackeya, głowy rodziny, w letni pensjonat, co pozwalało zarobić na utrzymanie dużego budynku z ogrodem.
Moment zamyślenia i nieuwagi wystarczył, by przy kolejnym szalonym skoku psa Joy poślizgnęła się na porozrzucanych wilgotnych liściach i upadła prosto w rozgrzebaną stertę.
No, i postawiłeś na swoim - zaśmiała się i chwyciwszy garść liści, beztrosko rzuciła je w powietrze, zaś Maxie z radosnym szczekaniem próbował je złapać.
Czy ja też mogę się pobawić? - odezwał się jakiś głos.
Kiedy Joy spojrzała w bok, jej serce zamarło na moment,
lecz chyba tylko po to, by zaraz zacząć bić dwa razy szybciej. Nick!
Kompletnie zaskoczona jego obecnos'cią, spróbowała się niezdarnie podnieść, lecz on już stał przed nią i wyciągał ręce, by pomóc jej wstać. W tym momencie Maxie, jak zwykle impulsywny i niepoprawny, postanowił kontynuować zabawę, w której zaczynało uczestniczyć coraz więcej osób. Z radosnym ujadaniem skoczył od tyłu na Nicka, z impetem opierając potężne łapy na jego plecach.
Sekundę później Nick wylądował na Joy.
Uniósł się nieco, opierając się na łokciach i spojrzał na nią z góry.
Cześć, Joy.
W odpowiedzi zaledwie zdołała wyszeptać jego imię. Ich twarze dzieliły tylko centymetry, nic wiąc dziwnego, że nie mogła pozbierać myśli i że serce waliło jej w piersi jak szalone...
Uśmiechnął się zabójczo.
Hm, wygląda na to, że kontynuujemy to, co przerwaliśmy ostatnim razem.
Och, czy musiał jej o tym przypominać ? I bez tego miała wrażenie, że cała jej twarz płonie.
Eee... Chyba lepiej wstańmy.
Nick podniósł się zwinnie, po czym złapał Joy za ręce i poderwał ją do góry, stawiając na nogi.
Co ty tu właściwie robisz? - spytała ze zdumieniem.
Nie widzieli się od ponad czterech miesięcy, ponieważ dwa dni po ich spotkaniu na plaży Nick dostał ofertę pracy za granicą i niemal natychmiast wyjechał.
A gdzie mam być, skoro mój brat żeni się z twoją siostrą? Mam nadzieję, że nie zmienili zdania? - zagadnął z lekkim roztargnieniem, zajęty otrzepywaniem jej z liści.
Nie, skądże, ślub za trzy tygodnie - odparła.
Drżała na całym ciele, ale jednak nie z zimna. W końcu
miała na sobie gruby sweter i... Właśnie, co ona miała na sobie! Że też nie mogła włożyć nic innego, tylko jakąś starą obszerną kapotę i ten idiotyczny włóczkowy kapelusik, naciągnięty głęboko na czoło i uszy!
Nic nie rozumiem. Nie zawiadomiłeś o powrocie, Diana i Kevin sądzili, że nie przyjedziesz. Powinieneś być teraz w Europie - wytknęła z urazą.
Przecież gdyby poinformował, że wraca, nie pokazałaby mu się w czymś, co czyniło ją dwa razy grubszą! No i nie w tym idiotycznym kapelutku!
Nick nie odrywał od niej zachwyconego spojrzenia. Miała jakieś urocze nakrycie głowy, które nadawało jej wygląd przekornej małej dziewczynki. Jej drobna twarz o wielkich oczach wydała mu się jeszcze słodsza, niż zapamiętał.
Byłem tam wczoraj. - Beztrosko wzruszył ramionami. - Dzisiaj jestem tutaj. Nie mogłem przegapić wesela własnego brata.
W rzeczywistości planował przyjechać dopiero po wszystkim, by nie stawiać nikogo w niezręcznej sytuacji. Obecność eks-narzeczonego panny młodej zawsze może być trochę kłopotliwa...
Joy przypatrywała mu się podejrzliwie, marszcząc brwi.
A skąd ten mars na twym czole? - zagadnął żartobliwie, zdejmując jeszcze jeden liść, tym razem z jej kapelusza.
Przyjechałeś, żeby namotać, co?
Nie. Słowo harcerza. - Podniósł rękę.
Mówił szczerze, obawy Joy były kompletnie nieuzasadnione. Nie przyjechał odbić Diany. Przez tych kilka miesięcy wcale o niej nie myślał, gdyż jego wspomnienia nieustannie powracały do kobiety, którą właśnie miał przed sobą. Nareszcie.
Słuchaj, czy zamierzasz mnie trzymać na tym wietrze tak długo, aż zamarznę? - Uniósł kołnierz skórzanej k...
angela17111