Wolf Joan - We mgle pozorów.pdf

(874 KB) Pobierz
Wolf Joan - We mgle pozorów
Joan Wolf
We mgle
pozorów
1
177817256.001.png
Rozdział pierwszy
B yła trzecia po południu, pięknego, ale wietrznego dnia w połowie
maja. Siedziałam jak zwykle w biurze zarządcy stajni hrabiego
Cambridge’a i rozmawiałam z jego głównym stajennym, rozpierając się
na krześle w sposób zupełnie nieprzystający damie. W pewnym
momencie usłyszałam odgłos powozu wjeżdżającego z pośpiechem na
podwórze.
Clark zerwał się na równe nogi.
- Drogi Boże, panienko, czyżby to był jego lordowska mość?
- Nie znam nikogo innego, kto mógłby tu wjechać z taką pompą -
powiedziałam bez emocji. - To musi być on.
Clark zniknął w drzwiach. Zsunęłam się jeszcze niżej na krześle i
zastanawiałam się leniwie, co mogło sprowadzać hrabiego
Cambridge’a do jego rodowej posiadłości w połowie sezonu.
Jasny promień majowego słońca wpadł ukośnie przez małe okno i
spoczął na czubku mojej głowy. Kwiecień był zimny, więc obecne
ciepło przynosiło rozkosz. Zamknęłam oczy, delektując się nim.
- Jesteś tu, Deb? - spytał znajomy głos.
Uniosłam powieki, by spojrzeć na mężczyznę, który właśnie wszedł.
Jaśnie pan George Adolphus Henry Lamberth, hrabia Cambridge,
Reeve baron Ormsby i Thornton baron Ware stał w drzwiach,
spoglądając na mnie swoimi osławionymi, ciemnymi oczami.
- Zawsze tu jestem - odpowiedziałam spokojnie. - Gdzież miałabym
być, pielić z mamą grządki w ogrodzie?
Błysnął zębami w uroczym uśmiechu.
- Jeśli tak stawiasz sprawę...
Wszedł do pokoju i usiadł na brzegu biurka.
- A ty czemu tu jesteś? - spytałam. - Przecież to pełnia londyńskiego
sezonu.
- Jutro jadę do Newmarket obejrzeć Highflyera - powiedział. - Derby
w Epsom już za kilka tygodni i chciałem się upewnić, że trening idzie
jak należy.
- Mogę pojechać z tobą? - spytałam, prostując się gwałtownie na
2
krześle.
- Wiesz, że nie mogę cię zabrać. To zbyt niestosowne, żeby młoda,
niezamężna dama przebywała cały dzień sam na sam w towarzystwie
dwudziestoczteroletniego kawalera.
- Co za bzdury - powiedziałam stanowczo. - Jesteśmy przyjaciółmi od
zawsze, Reeve. Nikt się nie zdziwi, jeśli pojadę z tobą obejrzeć konia.
- Czyżby? - parsknął. - Nie mam najlepszej reputacji, Deb, i nie
chciałbym zszargać też twojej. Przepraszam, po prostu nie mogę wziąć
cię ze sobą.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Ale tu jest tak nudno, Reeve. Miejscowe dziewczyny potrafią jedynie
rozmawiać o chłopcach i o tym, kto z kim weźmie ślub. Wystarczy,
żeby doprowadzić człowieka do szału. Gdybym nie mogła
porozmawiać sobie czasem z Clarkiem, chyba rzeczywiście bym
oszalała.
Siedząc na biurku, Reeve wyglądał jak ciemny anioł. Machał obutą
nogą i spoglądał na mnie enigmatycznie.
- Ty też powinnaś pomyśleć już o małżeństwie, Deb. Nie możesz
przecież spędzić reszty życia jako stara panna.
- Nikt nie chce się ze mną ożenić - powiedziałam, przybierając uparty
wyraz twarzy.
- Co za niedorzeczność.
- To prawda. Przede wszystkim, jestem za wysoka.
Zmarszczył czarne brwi.
- Nie jesteś za wysoka. Wstań, to ci udowodnię.
- Nie.
Chwycił mnie mocno za nadgarstki i podniósł z krzesła.
- Widzisz? - powiedział. - Czubek twojej głowy jest na wysokości
moich ust. To idealny wzrost dla kobiety.
- Reeve - fuknęłam zniecierpliwiona - masz ponad metr
dziewięćdziesiąt wzrostu. Nie wiem, czy zauważyłeś kiedykolwiek, że
większość mężczyzn nie jest aż tak wysoka. Większe powodzenie mają
dziewczyny, na które można patrzeć z góry.
Otaksował mnie szybkim spojrzeniem.
3
- Mężczyźni lubią też dziewczyny, które ubierają się bardziej kobieco -
powiedział. - W tych starych kurtkach i spódnicach do konnej jazdy
wyglądasz jak mieszkanka pobliskiego sierocińca.
Spojrzałam na niego gniewnie.
- Na Boga, przecież nie jesteś walkirią - powiedział. - Jesteś może
odrobinę za szczupła. Prawdopodobnie byłbym w stanie objąć cię w
pasie dłońmi.
- Tylko spróbuj - warknęłam. Odsunęłam się od niego i założyłam ręce
na piersi. - Dlaczego w ogóle zaczęliśmy o tym rozmawiać?
- To ty zaczęłaś.
- Nieprawda.
- Ależ tak. Narzekałaś, że wszystkie miejscowe dziewczyny polują na
męża.
Oparłam się o biurko, od którego on już odszedł, i wzruszyłam
ramionami. Nie chciałam przyznawać, że ma rację.
- To zupełnie naturalne, że dziewczyna chce wyjść za mąż -
kontynuował Reeve. - Nie rozumiem, dlaczego uważasz ten temat za
nudny.
- Te rozmowy są nie tylko nudne, ale też kompletnie bezsensowne -
powiedziałam. - Jestem zbyt wysoka, a na dodatek nie mam pieniędzy.
Nie zapominaj o tym. Panowie raczej nie są skłonni do ślubu z
dziewczyną praktycznie pozbawioną środków do życia. A właśnie w
takiej sytuacji znajdujemy się wraz z mamą. Całe szczęście, że
posiadamy dach nad głową. Nie, chyba jestem skazana na staropa-
nieństwo.
Muszę jednak przyznać, że sytuacja, w której się znajdowałam, nie
zasmucała mnie jakoś szczególnie. Może i moje długie nogi nie były
obiektem zachwytu miejscowych amantów, ale dawały mi znaczną
przewagę w siodle. Właściwie to poza Reevem trzymałam się w siodle
najlepiej z całego regionu. Z tego też powodu pozwalał mi on na
swobodne zarządzanie stajniami. Wiedział, że jego konie są w dobrych
rękach.
Reeve stwierdził chyba wreszcie, że rozmowa o małżeństwie donikąd
nie prowadzi.
4
- Wygląda na to, że Highflyer będzie faworytem na tegorocznych
derbach - powiedział z zadowoleniem. - Co o tym sądzisz?
- Myślę, że to wspaniale - odpowiedziałam. - A co na to lord Bradford?
Reeve zmarszczył brwi.
- Bernard zawsze psuje zabawę - powiedział. - Potrafi jedynie
wygłaszać nużące pogadanki na temat zgubnych skutków brania
udziału w wyścigach. Zupełnie nie rozumie, że jest to coś, czym
zajmują się wszyscy prawdziwi gentlemani. Mieszka w tej nudnej
posiadłości w Sussex i spędza czas, doglądając swoich owiec. Niech
tylko Highflyer wygra. Wtedy Bernard zobaczy, jaką wartość ma dobry
koń wyścigowy!
- Skąd masz pieniądze na trenowanie Highflyera? - spytałam
ostrożnie.
- Pożyczyłem od Bentona - odpowiedział beztrosko. - Oddam mu, jak
tylko Highflyer wygra derby.
- A co będzie, jeśli nie wygra? - spytałam, tknięta złym przeczuciem.
Rzucił mi swoje słynne gniewne spojrzenie.
- Oczywiście, że wygra. Jest najlepszym koniem biorącym udział w
tym wyścigu. Dlatego jest faworytem!
Reeve podniósł żelazny przycisk do papieru w kształcie konia i
uderzył nim w egzemplarz „Księgi stadnej”, którą wcześniej
przeglądałam razem z Clarkiem.
- Zresztą, do diabła z Bernardem. Dlaczego zawsze musi mi tak
utrudniać życie?
Na to pytanie nie umiałam odpowiedzieć.
Reeve przeczesał palcami długie, ciemne włosy.
- Uważasz, że nie powinienem był pożyczać pieniędzy od Bentona? -
spytał wyzywającym tonem.
Spojrzałam na niego z namysłem. Nawet gniewne spojrzenie nie było
w stanie zakłócić regularności rysów jego twarzy. Jedyną rzeczą, która
stanowiła dysonans w jego prawie perfekcyjnym wyglądzie, był guzek
na całkowicie kiedyś prostym nosie. Reeve złamał go w wieku
dwunastu lat. Ktoś jechał zbyt blisko niego i po przeskoku przez
ogrodzenie naparł na jego konia z taką siłą, że oboje upadli. Reeve leżał
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin