Tomasz Pi�tek HEROINA Wersja elektroniczna - Juliusz Koczaski * * * Projekt ok�adki i stron tytu�owych KAMIL TARGOSZ Na ok�adce wykorzystano obraz MIROS�AWA SIKORSKIEGO Copyright � by TOMASZ PI�TEK, 2002 Redakcja i korekta MAREK GUMKOWSKI, MONIKA SZNAJDERMAN Projekt typograSczny i sk�ad komputerowy ROBERT OLE� - DESIGN PLUS 31-029 Krak�w, ul. Morsztynowska 4, tel./fax 012 432 o8 52 Druk i oprawa OPOLGRAFSA 45-085 Opole, ul. Niedzia�kowakiego 8/12, tel. 077 454 52 44 ISBN 83-87391-90-5 WYDAWNICTWO CZARNE S.C. 38-307 S�kowa, Wdowiec li tel./fax 018 351 oo 70 e-mail: redakcja@czanie.com.pl www.czame.com.pl dzia� sprzeda�y: MTM Firma, ul. Zwrotnicza 6,01-219 Warszawa tel./fax oaa 632 83 74 e-mail: mtm-motyl@wp.pl Wolowiec 2004 Wydanie n Ark. wyd. 4,5; ark. druk. 7,25 * * * NAJPI�KNIEJSZE JEST TO, �e gdziekolwiek bym poszed�, wsz�dzie pojawiaj� si� kryj�wki. Co dziesi�� metr�w jest jaka� brama. Albo opuszczony gara�. Albo w�ska zaro�ni�ta �cie�ka mi�dzy dwoma parkanami. Albo parking niestrze�ony, gdzie jestem zupe�nie niewidoczny, kucaj�c mi�dzy samochodami. Kiedy� tych wszystkich miejsc prawie w og�le nie zauwa�a�em. Wydawa�y mi si� niczyje. Teraz wiem ju�, �e s� moje. W ka�dym z nich czuj� si� tak dobrze, jak gdybym mia� tam zosta� na zawsze. Czasem niekt�re kryj�wki znikaj�. Czasem rozgrzebana przez koparki polana, poro�ni�ta szarymi, dobrymi do kamufla�u badylami, nagle zostaje zaj�ta przez kanciasty szklany budynek, kt�ry nie tylko nie ukrywa mojej postaci, ale dodatkowo jeszcze j� odbija. Ale gdy jedna taka kryj�wka znika, zaraz pojawia si� dziesi�� nast�pnych. Kiedy� lubi�em te� restauracje. Wydawa�o mi si�, �e tam w�a�nie mog� mie� najwi�kszy spok�j. My�la�em tak, dop�ki nie odkry�em, jak niesamowite s� restauracyjne kible. W kiblu jeste� naprawd� sam, jak w kosmosie. A restauracyjne kible cz�sto s� jeszcze do tego wyt�umione. Mo�na w nich siedzie� d�ugo, pod warunkiem �e wcze�niej zam�wi�o si� jakie� du�e danie, kt�rego zreszt� nie trzeba je��. Sedes wydaje z siebie zach�caj�ce szmery, gdy pochylam si� nad kolanami, na kt�rych le�y folia aluminiowa. Z twarzy wystaje mi ma�a srebrna rurka. Nad foli� aluminiow� wci�� unosi si� szarawy dym. Wype�nia ju� moje p�uca. Ale nadal go wci�gam przez rurk�, nie pozwalam mu uciec. Utrata porcji dymu to jak utrata r�ki albo nogi, albo co� jeszcze gorszego. R�nica mi�dzy absolutnym a prawie absolutnym szcz�ciem jest naprawd� ogromna. Kiedy ca�y dym jest ju� w �rodku, przestaj� oddycha� i wtedy robi si� naprawd� przyjemnie. Jak gdyby stoj�ca w mojej g�owie fili�anka z gor�c� czekolad� nagle przewraca�a si�, �eby zala� mi cia�o od wewn�trz. Po kilku niesamowitych sekundach g��bokiej, gumiastej rozkoszy przypominam sobie, gdzie jestem, i przez chwil� my�l�, co robi�. Mog� znowu zamkn�� oczy i zanurkowa� w to, co jest tak dobre, �e a� ciemne. Ale wtedy nie b�d� wiedzia�, kiedy si� obudz�, a nie chc� ugrz�zn�� w tym kiblu na zawsze. Mog� te� wsta� i poszuka� jakiego� cz�owieka, �eby popa�� w jak�� interakcj�, rozmawia�, zachwyca� si�. To rozcie�czy�oby moj� przyjemno��, ale pozwoli�oby zachowa� przytomno��. A przy okazji mo�e i temu cz�owiekowi udzieli�oby si� troch� mojej rozkoszy, przez co og�lna szcz�liwo�� we wszech�wiecie jeszcze bardziej by si� zwi�kszy�a. Jest mi teraz tak dobrze i jestem teraz taki dobry, �e wybieram t� drug� mo�liwo��. Wstaj� i wychodz� na zewn�trz, na korytarzyk prowadz�cy do sali dla go�ci, gdzie nie mog� si� powstrzyma� i przysypiam na kilka minut. A gdy si� budz�, pierwszym cz�owiekiem, kt�rego spotykam, jest m�oda farbowana brunetka, kt�ra przyciska mnie do �ciany, mocno, tak, �ebym nie sp�ywa� po murze jak marmolada na pod�og�. Pyta mnie, jak si� czuj�. Szukam s�owa, kt�rym m�g�bym jej odpowiedzie�, przynajmniej w przybli�eniu. Chcia�em powiedzie�: �Doskonale", ale chyba m�wi�: �Kaloryfer". Potem, ju� na sali, podchodz� do jednego z restauracyjnych facet�w, ale rozp�ywa si� jak batonik w palcach. Kiedy z pomoc� innego faceta opuszczam lokal, postanawiam, �e jednak sobie przysn�. otwieram oczy, ale jeszcze nie oddycham. Podaj� foli� olbrzymowi o p�askim z�amanym nosie, kt�ry ju� tylko mruczy. Jestem w piwnicy, w podziemiach bardzo starego domu. W k�cie ciemnego pomieszczenia siedzi blondynek o bladej twarzy, pokrytej szarymi od ropy pryszczami. Ma pi�kny, wysoki g�os, jak anio� albo kto� wykastrowany. Kiedy my palimy, on opowiada nam o tym, jak przeci�to mu d�o� u nasady kciuka. Sta�o to si� zaraz po tym, jak jego znajomi znikn�li, a on odziedziczy� po nich zapasy. Chcia� wtedy zahandlowa� na swojej ulicy, na kt�rej mieszka�o wielu takich heroinowych ch�opc�w. Ale gdy tylko spr�bowa�, nieznani ludzie z�apali go, przeci�li d�o�, a potem wrzucili go w krzaki r�y przy �mietniku, gdzie dodatkowo si� pokaleczy�. Jeden z tych ludzi pr�bowa� go wypytywa� czy przes�uchiwa�, ale blondynek by� zbyt nieprzytomny, �eby co� odpowiedzie�. Pami�ta� tylko czo�o i g�ow� bez w�os�w. Znalaz�a go wtedy matka. Zabra�a mu klucze i zakaza�a wychodzi� z domu. Powiedzia�a, �e je�li wyjdzie, to ona ju� go wi�cej nie wpu�ci do �rodka. Blondynek wzi�� wtedy wisz�cy w kuchni nad zlewem klucz od piwnicy, zszed� tutaj i od tej pory st�d nie wyszed�, bo tu ma zapasy. Jak matka zorientowa�a si�, �e on ca�y czas siedzi w piwnicy, to przesta�a do niej schodzi�, bo zacz�a si� ba�. Dlatego teraz jedynym problemem jest jedzenie. Oczywi�cie, blondynek nie je. Czasem jednak potrzebuje przyj�� co� p�p�ynnego, �eby z�agodzi� ��ciowe wymioty. Nie ma jednak klucza od domofonu. Nie mo�e wi�c wyj�� na ulic�, �eby kupi� sobie jogurt, bo ju� nie m�g�by wr�ci�. Poza tym boi si�, bo od kilku miesi�cy nie by� na ulicy i w og�le pod go�ym niebem. Zanim to wszystko si� sta�o, blondynek mieszka� przez rok w g�rskim o�rodku odwykowym, gdzie zosta� alpinist�. To na pewien czas pchn�o jego dzia�alno�� na zupe�nie nowe tory, kiedy ju� wr�ci� do miasta. Zacz�� wdrapywa� si� po �cianach biurowc�w, aby wyjmowa� z nich drukarki, komputery i inne r�wnie atrakcyjne przedmioty. Pewnej nocy utkn�� ujarany na betonowej �cianie, nios�c na plecach faks, kt�ry zapomnia� od��czy� od gniazdka. Na �cianie faks o�y� i zacz�� wypuszcza� z siebie r�ne komunikaty na papierze rolkowym. Blondynek wtula� si� w beton, a z plec�w zwiesza�a mu si� rosn�ca bia�a wst�ga, kt�ra w ko�cu dotkn�a ziemi sze�� pi�ter ni�ej. Ewentualny przechodzie� m�g�by przeczyta� najni�ej wisz�cy faks, pewnie dotycz�cy przep�ywu �rodk�w finansowych albo jakich� innych takich rzeczy. Gdy olbrzym i ja opuszczamy piwnic�, na podw�rku jest jeszcze jasno. Za murkiem co� zaczyna ostrzegawczo pocharkiwa� i spluwa�, a olbrzym szybko �egna si� ze mn�, wsiada do samochodu i odje�d�a, bo ma zaj�cie. Od pewnego czasu maluje �ciany swojego mieszkania na niebiesko i nie mo�e przesta�. Opuszczony, ale szcz�liwy, wchodz� do baru na ulicy i zamawiam col�. Staram si� zachowywa� szorstko, aby jako� skontrowa� nieodpart� s�odycz, kt�ra mimo pr�b kamufla�u ci�gle ze mnie wy�azi. Ludzie w barze patrz� podejrzliwie, jak gdyby czuli, �e to tutaj bije podziemne �r�d�o ciep�a, kt�re ich rozgrzewa. Pij� col�, zasypiam i �ni mi si� co� bardzo czarnego. A kiedy si� budz�, wyruszam z baru na poszukiwanie tych specyficznych, wyj�tkowych nieprzygod. Nieprzygodajest na przyk�ad wtedy, gdy si� idzie wzd�u� d�ugiego, be�owego muru, kt�ry jest coraz bardziej przyjemny. Brn� przez ulice. Nagle przede mn� majaczy niewyra�ny, ale znajomy kszta�t: dziewczyna w zielonym swetrze. Co� mi m�wi, �e ona ma do mnie jakie� prawa. Jest jeszcze daleko, w towarzystwie jednej ze swych ciemnow�osych kole�anek. M�j nieodwo�alnie spokojny umys� pr�buje na sil� naszkicowa� co� w rodzaju paniki. Ale niepotrzebnie: mi�dzy murem domu a �mietnikiem z szarych cegie� pojawia si� ma�a szara wn�ka. Wskakuj� tam tak p�ynnie, jak gdyby co� mnie wci�gn�o. Dziewczyna mog�a jednak mnie zauwa�y�, wi�c na wszelki wypadek odwracam si� twarz� do muru. By� mo�e dziewczyna podesz�a do mnie i w�a�nie do mnie przemawia, ale ja nie mog� s�ysze� tego ani widzie�, bo w�a�nie staje si� to nieuniknione, co musia�o si� sta�: ��cz� si� z murem, jak gdybym si� z nim miesza�. Kiedy wracam do siebie, w mojej wn�ce jest tylko du�y bia�y kot o pysku podejrzanie przypominaj�cym zaj�- ca. Kot gapi si� na mnie uwa�nie. Kiedy minimalnie ru- szam g�ow�, zwierz� znika mi�dzy dwoma kawa�kami dykty. Rosn�cy przy wyj�ciu z wn�ki krzew, oblepiony wilgotnymi fusami po herbacie, trz�sie si�, najwyra�niej tr�cony przez kota lub jeszcze przeze mnie, kiedy si� tu chowa�em. Odwa�am si� wychyli� i wtedy widz� dziewczyn� od ty�u, nadal z kole�ank�. Przesz�a, ale chyba mnie nie widzia�a. Gdyby mnie zobaczy�a, sta�aby tu jeszcze i krzycza�a. Oczywi�cie, je�li jestem dla niej tak wa�ny, jak m�wi. Tego dnia zasypiam jeszcze w kilku pubach, w cichym kiblu na stacji metra, wieczorem w bramie, gdzie kul� si� niczym brat bli�niak p�katego metalowego krasnala (znajduje si� na ziemi przy wej�ciu do bramy i chyba ma co� wsp�lnego z rynn�). Na jednym z podw�rek, pod figur� Matki Boskiej w niebieskiej, wygwie�d�onej szacie, opieram g�ow� tu� obok jej pantofla, kt�rym podobno mia�a komu� zmia�d�y� g�ow�. Nikt mnie nie budzi, bo prawdopodobnie wygl�dam na pogr��onego w g��bokiej modlitwie. A ja tylko przypominam sobie, co si� dzisiaj dzia�o, ca�y ten cudowny dzie�. Dzie� zacz�� si� rano, gdzie� oko�o dziesi�tej, w ��ku, na kt�rym le�a�em jak wielka, s�odka ka�u�a. Obudzi�o mnie co� jakby chomik w brzuchu. �askocz�ce, gryz�ce i ruchliwe g�wno, kt�re we mnie siedzia�o i szuka�o wyj�cia, ale wyj�cia nie by�o. Otworzy�em oczy, jednak nadal wida� by�o tylko bardzo niejasne rzeczy. Za oknem �wieci�o, ale zas�ony by�y prawid�owo zasuni�te. Poszed�em w ko�cu do kibla, ale nawet odlanie si� by�o jeszcze niemo�liwe, jakby pozarasta�y mi wszystkie otwory w ciele. Trzeba by�o poczeka� albo znieczuli� w sobie g�wno. To ...
batka