2010_3_w.pdf

(10856 KB) Pobierz
grafika.cdr
Psalm Manueli Nazaruk
Twoja moc, mi³oœæ
I niebo pe³ne anio³ów, Twych pos³añców
To tam wiecznie wielbi¹ Twoje Imiê.
Budzisz we mnie Panie radoϾ i zarazem strach,
Bo tak potê¿nym Bogiem jesteœ.
Gdy modlê siê do Ciebie, to mnie s³yszysz
Gdy œpiewam Ci pieœñ pochwaln¹, Ty siê radujesz,
Tyœ m¹ ska³¹ i opok¹ mój wieczny Bo¿e.
Dodatek dzieciêcy DP¯ 3/2010
Mo¿e wczoraj, mo¿e nie…
Za miasteczkiem, któ¿ wie gdzie…
Prosto z domku tu¿ przy lesie
Wiatr historiê tak¹ niesie.
Wysoka wyprawa
o
w
a
k
ak
- Tomuœ, Tomuœ a wiesz co bêdzie nied³ugo? – Ola wpad³a do mojego pokoju, gdy
wybiera³em strój pi³karski na dzisiejszy mecz.
- Obiad?
- Taaa, obiad. – Burknê³a. – Jaki dzieñ bêdzie nied³ugo, mia³am na myœli.
- Dzieñ? – Zapyta³em nieprzytomnie, bo od kilku minut usi³owa³em znaleŸæ drugiego
korkotrampka. Przekopywa³em po raz czwarty szafkê z butami, a zniecierpliwiona
siostra zaczê³a podskakiwaæ w miejscu.
- Czy ty mo¿esz pomyœleæ przez chwilê?!
Spojrza³em na ni¹ jak na natrêtn¹ muchê.
- No to mi powiedz, skoro tak bardzo chcesz.
- A… a wcale, ¿e nie chcê. Sam siê domyœl. Nic a nic ci nie powiem. – I za³o¿y³a
r¹czki obra¿onym gestem. Ale po dwóch minutach, kiedy nie zwraca³em na ni¹
uwagi, nie wytrzyma³a i wypali³a:
- No dzieñ dziecka bêdzie, no! Prezentowy dzieñ! – Znów zaczê³a podskakiwaæ.
- A to wiem. – I zanim zd¹¿y³a nabraæ powietrza, ¿eby siê oburzyæ, ¿e wcale nie
pamiêta³em, pokaza³em jej samotnego korka. – W tamtym roku w³aœnie na dzieñ
dziecka dosta³em te buty, œwietnie siê w nich gra w pi³kê. Ale nie mogê znaleŸæ
drugiego.
- No, a ja dosta³am moje rolki, - pokiwa³a g³ow¹ Ola i siêgnê³a za kaloryfer – ju¿ siê
prawie nie wywalam jak jeŸdzimy z kole¿ankami. – I wyci¹gnê³a stamt¹d drugiego
korka. – Masz. - Zatka³o mnie.
- Ale jak… sk¹d… - patrzy³em to na buta, to na kaloryfer, - w ¿yciu bym nie wpad³, ¿e
on tam by³.
- Siê jest czujnym, to siê wie wszystko. – Wzruszy³a ramionami.
- A wie siê te¿, ¿e szykuje siê wyprawa w dolinê?
- Jak¹ dolinê? – Zakrzyknê³a. – Nic nie wiem, sk¹d wiesz?
- No… nie wiem dok³adnie jak¹, ale pods³ucha³em jak wujkowie w zborze
rozmawiali, ¿e siê wybierzemy na dzieñ dziecka.
Ola zaczê³a przebieraæ nó¿kami i polecia³a siê zapytaæ taty.
- Tak, zgadza siê. – Us³ysza³em, wchodz¹c za ni¹ do kuchni. – W sobotê wybieramy
siê wszyscy do Doliny Piêciu Stawów. – Oznajmi³ tato. Spojrzeliœmy po sobie, a mi
nagle coœ zaœwita³o.
- Eee, to ja wiem co to jest, to ten park w Katowicach, gdzie s¹ te ma³e bajorka. Ja
tam ju¿ by³em z klas¹, ale tam nie ma co robiæ, bêdziemy chodziæ po tych wszystkich
marketach? – Rozczarowa³em siê. – Nuuuda.
Ola spogl¹da³a niespokojnie na mnie i na rodziców, a oni popatrzyli na siebie i po
chwili rozeœmiali siê.
d
- Tomciu, te stawy, o których mówisz s¹ trzy, ale my nie chcemy zabieraæ was do
sklepów, tylko pokazaæ malownicz¹ dolinê wysoko w górach. Pamiêtasz jak wysoko
byliœcie w górach?
- Pewnie – odetchn¹³em z ulg¹ – ostatnio na Klimczoku by³o dok³adnie 1117 metrów
nad poziomem morza, a góra gdzie Ola nie znalaz³a baranów, czyli Barania Góra
ma 1220 metrów.
- No to teraz wybierzemy siê na wysokoœæ prawie 1700 metrów w Tatry Wysokie.
- Czyli jedziemy do Zakopanego! – Krzykn¹³em zachwycony.
- Gdzie?! Do „Zasypanego”?! – Zdziwi³a siê Ola, która nie dos³ysza³a ca³ej naszej
rozmowy, bo w³aœnie ³apa³a Gryzonia, który chcia³ porwaæ na dwór miskê kota
Pluszaka, pe³n¹ jedzenia. – Ja uprzedzam, ja nigdzie nic nie bêdê odkopywaæ.
Ostatnio w przedszkolu robiliœmy zamki z piasku na czas i ja mam doœæ. A co tam
zakopali w tym „Zasypanym”? Te stawy?
- Dziewczyno, Zakopane to miasto w górach, zawsze coœ przekrêcisz.
- W ka¿dym razie bêdê potrzebowa³a waszej pomocy przy pakowaniu plecaków. –
Odezwa³a siê mama, zanim zd¹¿yliœmy siê z Ol¹ pok³óciæ.
Pomimo i¿ by³o to ju¿ prawie lato i grza³o s³onko, mama przygotowa³a ciep³e
ubrania i mocne buty, jakbyœmy mieli walczyæ z zamieci¹ œnie¿n¹.
- Ale ja siê w tym spocê. – Ola tr¹ci³a grub¹ kurtkê, le¿¹c¹ na ³ó¿ku.
- Bez obaw, przyda siê. – Uspokoi³a j¹ mama. – Mamy za sob¹ wiele wypraw i
doœwiadczenie podpowiada co zabraæ.
Gdy ubrania by³y ju¿ w plecaku, zosta³o najprzyjemniejsze – pakowanie prowiantu.
Batoniki, czekoladki, owoce i soczki w kartonikach sprawi³y, ¿e lepiej poradzi³em
sobie z myœl¹ o ciê¿arze na plecach.
- Ale ja siê i tak spocê. – Trwa³a przy swoim Ola i pokiwa³a zrezygnowana g³ow¹.
¯eby spokojnie móc przejœæ zaplanowan¹ przez naszych rodziców trasê,
musieliœmy wyjechaæ z domu bardzo wczeœnie. Tak wczeœnie ¿e a¿ za wczeœnie.
Nasze oczy jeszcze spa³y, gdy wsiadaliœmy do samochodu. Tylko Maciuœ broi³ w
najlepsze, no ale
o n w c z e œ n i e
c h o d z i s p a æ .
W i e r c i ³ s i ê w
swoim foteliku,
ci¹gn¹³ Olê za
w³osy, rzuca³ we
mnie smoczkiem i
w c i ¹ ¿ g u g a ³ i
guga³, a nasze
oczka nie chcia³y
p a t r z e æ p r z e d
siebie. Tak trudno
b y ³ o n i e s p a æ ,
k i e d y n a w e t
s³oneczko jeszcze
spa³o...
Gdy dojechaliœmy do parkingu, gdzie mieliœmy siê spotkaæ z reszt¹
wycieczki, okaza³o siê ¿e ju¿ wszyscy stawili siê w komplecie i ka¿dy by³
zaopatrzony w solidny plecak, wiêc nie byliœmy sami
- Ty, jakie one ogromniaste… - Ola a¿ sapnê³a z wra¿enia, spogl¹daj¹c na góry. – I
jakieœ takie… ³yse, znaczy nie rosn¹ na nich ¿adne roœlinki.
- Noo, - przytakn¹³em, zak³adaj¹c plecak, - ciekawe jak mama da sobie radê z
Maciusiem na tej trasie…
Ale wkrótce moje obawy siê rozwia³y; zosta³y utworzone dwie grupy - jedna
to turyœci w twardym obuwiu, a druga to turyœci spacerowi w laczkach. Nawet
zacz¹³em trochê ¿a³owaæ, ¿e mia³em na nogach porz¹dne buty, bo turyœci laczkowi
zapakowali siê na furmankê i dwa koniki poci¹gnê³y ich w stronê Morskiego Oka, a
nam przysz³o pieszo dreptaæ w górê, no i gdzie tu sprawiedliwoœæ?
Pierwszy odcinek trasy nie by³ bardzo trudny. Wygodna, asfaltowa droga
zaprowadzi³a nas do Wodogrzmotów Mickiewicza.
- ¯e jakie grzmoty? – Ola nie dos³ysza³a, bo sz³a z ty³u.
- Wodogrzmoty, czyli ten wodospad, którym na dno Doliny Roztoki opadaj¹
w trzech kaskadach wody Roztoczañskiego Potoku.
- A sk¹d to-to p³ynie? – Chcia³a wiedzieæ moja siostra.
- Potok ten, momentami ca³kiem spora rzeka, odprowadza wody z Wielkiego Stawu,
jednego z jezior znajduj¹cych siê w Dolinie Piêciu Stawów Polskich. Zobaczymy go
dzisiaj. – Doda³ tato.
- A czemu Mickiewicza? – Zainteresowa³em siê, ogl¹daj¹c szumi¹cy wodospad.
– W 1891 roku do Polski sprowadzono zw³oki Adama Mickiewicza, poety, o którym
jeszcze bêdziecie siê du¿o uczyæ w szkole. – Wyjaœni³ tata. - Mickiewicz wprawdzie
nigdy w Tatrach nie by³ i dlatego górale chcieli w ten sposób trwale powi¹zaæ jego
imiê z górami. No, a teraz zacznie siê prawdziwy szlak. – I wkroczyliœmy na strom¹
œcie¿kê, któr¹ mieliœmy siê wspinaæ a¿ do Doliny Piêciu Stawów.
Wspinaliœmy siê dzielnie zewsz¹d otoczeni górami, które widzieliœmy tylko
momentami, bo szlak prowadzi³ przez piêkny œwierkowy las.
- Ale te choinki wysoookie i takie proste! – Ola zadziera³a g³ówkê, maszeruj¹c równo
ze mn¹.
- Górale nazywaj¹ je smrekami, niektóre s¹ bardzo stare, maj¹ po 300 – 400 lat. –
Wyjaœni³ nasz wujek przewodnik. – Spójrzcie w lewo, ta góra to Czuba, a po prawej
mamy Wo³oszyn. Obie s¹ ostoj¹ dzikich
zwierz¹t, szczególnie niedŸwiedzi, które
w³aœnie tutaj maj¹ swoje gawry, czyli
legowiska. - Doda³.
- Oj… tu s¹ niedŸwiedzie? – Pisnê³a Ola i
z³apa³a mnie za rêkê, rozgl¹daj¹c siê
strachliwie.
- Nie widzia³aœ tablicy informacyjnej? Tam
by³o napisane, ¿e gdy siê spotka misia, to nie
wolno z dzikim wrzaskiem uciekaæ ile si³ w
nogach, tylko spokojnie, o ile to mo¿liwe,
odejœæ. – Wyrecytowa³em.
- Spokojnie! Jak taki bestyj ci siê patrzy w
oczy i mo¿e jeszcze niucha po plecaku! – Oburzy³a siê.
- W ka¿dym razie na pewno nie wolno rzucaæ mu naszego jedzenia, bo mo¿e mu
zasmakowaæ i wtedy upomni siê o wiêcej,… a biega szybciej od nas. – Wyjaœni³ tato.
Wœród uczestników wycieczki rozleg³ siê szmer i wszyscy rozejrzeli siê
wokó³, czy jakiœ miœ nie wychynie zza drzewa.
- ¯yj¹ tu tak¿e jelenie i rysie, ale one raczej unikaj¹ szlaków turystycznych. –
Powiedzia³ wujek Henryk, maszeruj¹cy teraz obok nas. - Do Doliny Piêciu Stawów
mamy ok. 6 km marszu i bêdzie nam towarzyszy³ wspomniany ju¿ Roztoczañski
Potok, który bêdziemy kilkakrotnie przekraczaæ po turystycznych mostkach.
W miarê up³ywaj¹cego czasu i rosn¹cego, b¹dŸ co b¹dŸ, naszego zmêczenia,
coraz bardziej ods³ania³y nam siê góry.
- Spójrzcie, – wujek wskaza³ na lewo – to Orla Ska³a, a po prawej Wo³oszyñskie
Turnie z licznymi ¿lebami. Zim¹ i wczesn¹ wiosn¹ czêsto schodz¹ têdy
lawiny - pamiêtacie te olbrzymie g³azy, skalny piarg, czyli rumowisko skalne i resztki
drzew, które widzieliœmy ju¿ kilka razy? To w³aœnie pozosta³oœci po takich lawinach.
A ten g³az, który mijamy teraz to Dziadula; przypomina siedz¹c¹ ¿ebraczkê.
- O, jakoœ inaczej szumi teraz woda – zauwa¿y³a Basia, która te¿ z nami sz³a.
- To ju¿ nie potok, ale kilka ma³ych wodospadów; nazywaj¹ siê Siklawice
Buczynowe, bo opada nimi woda z piêknej i bardzo surowej krajobrazowo
Buczynowej Dolinki.
- Siklawice, hi hi! – Dziewczynki zachichota³y. – Œmieszne tu te nazwy wodospadów.
- No, szkoda, ¿e siê nie mówi Siklawica Niagara, albo Wodogrzmot Niagara. By³oby
ciekawiej. – Stwierdzi³em.
- A tam wysoko jest fragment Orlej Perci, czyli najbardziej wysokogórskiego
szlaku turystycznego w polskich Tatrach. – Tato wskaza³ skaliste wierzcho³ki na tle
b³êkitnego nieba.
- Oj, za wysoko. – Jêknê³a Ola, zadzieraj¹c g³ówkê. – Bym tam nie wylaz³a.
Widzimy ca³¹ grañ a¿ do Koziego Wierchu i po chwili ju¿ wiemy, ¿e s¹ tam takie
szczyty jak Orla Baszta, czy Wielka Buczynowa Turnia i jest te¿ kawa³eczek
stromego trawnika nazwany Poœciel¹ Jasiñskiego, bo "mieszka³" na niej kilka dni
zbójnik tatrzañski o tym imieniu, by³o to bardzo dawno temu... ale to prawda!
- A czemu tu tyle nazw od
or³ów? Orla Ska³a, Orla Peræ
i Orla Baszta? Na ka¿dej
m i e s z k a o r z e ³ ? –
Dopytywa³a siê Basia.
- E, chyba dlatego, ¿e to
takie wysokie, ¿e jak ktoœ nie
j e s t o r z e ³ , t o s i ê n i e
wyskrobie – musi mieæ
s k r z y d ³ a . – W y j a œ n i ³ a
szeptem Ola.
- Acha. – Pokiwa³a g³ow¹
Basia i nagle wyszliœmy z
lasu.
- Tomuœ, Tomuœ patrz! Ale
krzaki! I jak ich du¿o!
Obrastaj¹ kawa³ ziemi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin