Stanisław Wyspiański
WESELE
OSOBY 3
AKT I 4
AKT II 60
AKT III 118
OSOBY
Gospodarz — Gospodyni
Pan Młody — Panna Młoda
Marysia — Wojtek
Ojciec — Dziad
Jasiek — Kasper
Poeta — Dziennikarz
Nos — Ksiądz
Maryna — Zosia
Radczyni — Haneczka
Czepiec — Czepcowa
Klimina — Kasia
Staszek — Kuba
Żyd — Rachel
Muzykant — Isia
Osoby dramatu:
Chochoł
Widmo
Stańczyk
Hetman
Rycerz Czarny
Upiór
Wernyhora
DEKORACJA:
Noc listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem półbłękitu obejmująca i sprzęty, i ludzi, którzy się przez nią przesuną.
Przez drzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i przygłuszający wszystką nutę jeden melodyjny szum i rumot tupotających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki...
I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę... wirujący dookoła; w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów i kabatów, nasza dzisiejsza wiejska Polska.
A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżka gospodarstwa i kołyska, i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; - za oknem ciemno, mrok - za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew, otulony w słomę, w zimową ochronę okryty.
Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna drużba wstała, w nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu proste drewniane stołki kuchenne z białego drzewa; przy tym na izbie biurko, zarzucone mnóstwem papierów; ponad biurkiem fotografia Matejkowskiego "Wernyhory" i litograficzne odbicie Matejkowskich "Racławic". Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny świecącymi resztami brązów, na którym zegar stary, alabastrowymi kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy młodej w lokach i na ciemnej sukni.
U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary grat, fotel z wysokim oparciem. Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej szacie, w koralach i koronie polskiej Królowej, z Dzieciątkiem, które rączkę ku błogosławieniu wzniosło. Strop drewniany w długie belki proste z wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania.
RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSETNYM
Scena I
CZEPIEC, DZIENNIKARZ.
CZEPIEC
Cóż tam, panie, w polityce?
Chińcyki trzymają się mocno!?
DZIENNIKARZ
A, mój miły gospodarzu,
mam przez cały dzień dosyć Chińczyków.
Pan polityk!
Otóż właśnie polityków
mam dość, po uszy, dzień cały.
Kiedy to ciekawe sprawy.
A to czytaj, kto ciekawy;
wiecie choć, gdzie Chiny leżą?,
No daleko, kajsi gdzieś daleko;
a panowie to nijak nie wiedzą,
że chłop chłopskim rozumem trafi,
choćby było i daleko.
A i my tu cytomy gazety
i syćko wiemy.
A po co - ?
Sami się do światu garniemy.
Ja myślę, że na waszej parafii
świat dla was aż dosyć szeroki.
A tu ano i u nas bywają,
co byli aże dwa roki
w Japonii; jak była wojna.
Ale tu wieś spokojna. -
Niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna.
Pon się boją we wsi ruchu.
Pon nos obśmiwajom w duchu. -
A jak my, to my się rwiemy
ino do jakiej bijacki.
Z takich, jak my, był Głowacki.
A, jak myślę, ze panowie
duza by juz mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!
Scena II
DZIENNIKARZ, ZOSIA
Pani to taki kozaczek;
jak zesiądzie z konika, jest smutny.
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny.
To nie komplement, to czuję
i tego bynajmniej nie tłumię.
Dobrze, że przynajmniej pan umie
zmiarkować, kiedy uczucie,
a kiedy salonowa zabawka -
ale w tym razie...
To sprawka
pani wdzięku, pani jest bardzo miła,
pani tak główkę schyliła...
Prawda? Tak jakbym się dziwiła,
że mnie tyle honoru spotyka;
pan redaktor dużego dziennika
przypatruje się i oczy przymyka
na mnie, jako na obrazek.
A obrazek malowany, bez skazek,
farby świeże, naturalne,
rysunek ogromnie prawdziwy,
wszystko aż do ram idealne.
Widzę, znawca osobliwy.
I czemuż pani się gniewa?
Że pan jak Lohengrin śpiewa
nade mną jak nad łabędziem,
że my dla siebie nie będziem,
i po cóż tyle śpiewności?
Oto tak, tak z rozlewności
towarzyskiej.
Scena III
RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA
HANECZKA
Ach, cioteczko, ciotusieńko!
RADCZYNI
Co, serdeńko?
Tamci tańczą, my stoimy;
chcemy tańczyć także i my.
Może któryś z panów zechce?
Z nikim z panów tańczyć nie chcę.
Potańcujcie trochę same.
My byśmy chciały z drużbami,
z tymi, co pawimi piórami
zamiatają pułap izby.
Poszłybyście tam do ciżby?
To tak miło, miło w ścisku.
Oni się tam gniotą, tłoczą
i ni stąd, ni zowąd naraz
trzask, prask, biją się po pysku;
to nie dla was.
My wrócimy zaraz.
Cóżeś ty dziś tak wesoła?
Odgarnij se włosy z czoła.
Raz dokoła, raz dokoła!
Ciotusieńka zła okropnie,
zła okrutnie - a przelotnie -
zaraz buzię pocałuję.
Hanka zawsze swego dopnie.
Niech się panna wytańcuje.
Scena IV
RADCZYNI, KLIMINA
KLIMINA
Pochwalony, dobry wieczór państwu.
Pochwalony - gospodyni...
Tu wsiosko od maleńkości, Klimina,
po wójcie wdowa.
Radczyni
jestem z Krakowa.
Macie syna.
Tańcuje tam.
Niech się bawi;
som ta dziwki, niech nie stoją.
Jakoś mu nie idzie sporo,
bo się ino pogapuje.
Panowie dziwek się boją;
zaraz która co przyniesie,
ino roz sie przetańcuje.
Wyście sobie, a my sobie.
Każden sobie rzepkę skrobie.
Myślałam, pomówię z matusią,
toby wnuczka kołysała - ?
A toście wy skora, kumosiu;
ledwo że wkoło spojrzała,
już by mi synów swatała - ?
Hej, jo sie bawiła wprzódzi,
teroz bym lo inszych chciała.
Coraz więcej potrza ludzi.
Żeniłabym, wydawała!
Scena V
ZOSIA, KASPER
Drużba tańczy, proszę ze mną.
KASPER
Panienka obcesem wpada.
A w kółeczko...
Dookoła.
Panienka se ta wesoła.
Ano Kaśka będzie rada,
jak przestoi.
Kaśka, jaka?
Ano ta, co w kącie taka...
Druhna?
Juści, druhna pirso,
co mi ją na żone rają.
Raz dokoła, raz dokoła...
Panienka się nie zgniewają,
że ją lepiej gabne w pasie,
ano Kaśka w sobie syrso.
Pewno drużba kocha Kasie ? ?
Scena VI
HANECZKA, JASIEK
Jakby Jasiek chciał tańcować,
tobym z Jaśkiem tańcowała - ?
JASIEK
A mogę sie ofiarować,
by ino panienka chciała - ?
Proszę, proszę, chwilkę w koło,
jak wesoło, to wesoło.
Jasiek dzisiaj pierwszy drużba.
Najmilso mi tako służba.
Scena VII
Cóż ta, gosposiu, na roli?
Czyście sobie już posiali?
Tym ta casem sie nie siwo.
A mieliście dobre żniwo - ?
Dz...
Marenejra