Gordon Abigail - Spotkanie na lotnisku.pdf

(650 KB) Pobierz
Kobieta z ambicjami
Abigail Gordon
Spotkanie na lotnisku
Tytuł oryginału.
In-Flight Emergency
224183576.001.png 224183576.002.png 224183576.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
O siódmej rano pewnego letniego poranka lotnisko
budziło się do pracowitego dnia. W nocy też nikt nie
próżnował, lecz od świtu jak zwykle spodziewano się
zalewu podróżnych, których przywoziły i odwoziły nie-
zliczone samochody, autobusy i taksówki.
Zjeżdżając ruchomymi schodami, Fabia czuła, jak
powoli zbliża się do tętniącego jądra lotniska. Do-
znanie to towarzyszyło jej każdego dnia, odkąd podjęła
pracę w ambulatorium usytuowanym w pobliżu hali
przylotów.
Uśmiechnęła się. Po pięciu latach pracy w luksuso-
wej prywatnej klinice szum i gwar lotniska był dla niej
przyjemną odmianą. Nareszcie czuła, że żyje.
Istotną zaletą zajęcia w ambulatorium, którego zada-
niem było niesienie pomocy medycznej podróżnym, był
absolutny brak rutyny. To właśnie ta intrygująca niepe-
wność pociągała Fabię najbardziej. Centrum było ot-
warte dla pracowników lotniska oraz podróżnych od
siódmej rano do dwudziestej drugiej. W nocy zawsze
dyżurowała jedna pielęgniarka. Personel tej placówki
składał się z kierownika, dziesięciu dyplomowanych
pielęgniarek, administratorki oraz recepcjonistki.
W ciągu zaledwie kilku tygodni Fabia miała oka-
zję zetknąć się z najprzeróżniejszymi dolegliwościami.
Zgłosiła się do niej stewardesa, która podejrzewała, że
zaatakował ją półpasiec, lecz nie miała czasu pójść do
swojego lekarza między lotami, oraz liczni rodzice
z chorymi dziećmi. Był też jeden przypadek zapalenia
wyrostka robaczkowego, który ostatecznie zbuntował
się, gdy kilkunastoletnia pasażerka wysiadła z samolotu.
Fabia natychmiast wezwała karetkę.
Miała też do czynienia z napadami lęku wywołanymi
strachem przed lataniem, zaginięciem bagażu, długim
oczekiwaniem na samolot czy choćby emocjami zwią-
zanymi z podróżowaniem. Pielęgniarki nie miały prawa
wypisywać recept. Gdy zachodziła konieczność pilnego
podania leku, przekazywały stosowny wniosek kierow-
nikowi, którego obowiązkiem było jak najszybciej do-
starczyć zamówiony specyfik.
Od czasu do czasu do ambulatorium wpadał jakiś
przystojny pilot w mundurze ze złotymi galonami, bu-
dząc ogromne zainteresowanie wśród pielęgniarek. Na
Fabii takie wizyty nie robiły żadnego wrażenia. Od
czasu śmierci Nicka przed sześcioma laty nie miała
ochoty na kontakty z płcią przeciwną. Dopiero teraz jej
ból i rozpacz zaczęły słabnąć. Nie mogła się tak łatwo od
nich uwolnić, nawet gdyby bardzo chciała, ponieważ
była przy niej Jess.
Słodka i mądra Jess była wszystkim, co jej po Nicku
pozostało. Dla niej warto było żyć. Maggie, sąsiadka
Fabii, zabierała dziewczynkę do siebie przed południem
i w trakcie ferii, a także odwoziła ją na lekcje razem ze
swoimi synami. Po południu Fabia sama odbierała ją ze
szkoły.
Młoda praktykantka, która pełniła rolę recepcjonis-
tki, uśmiechem powitała wysoką, smukłą i bardzo za-
mkniętą w sobie koleżankę. Fabia Ferguson była dla niej
ideałem kobiecej urody. Jej przybycie zwróciło uwagę
także Gilesa Graingera, szefa pielęgniarek. Sympatycz-
ny Giles był mężem lekarki i ojcem kilkunastoletnich
dzieci. Oraz człowiekiem zadowolonym z życia. Żało-
wał bardzo, że los tak okrutnie obszedł się z Fabią.
Wiedział, że jego nowa podwładna ma dziecko. Od-
niósł też- wrażenie, że w jej życiu nie ma żadnego
mężczyzny, lecz to jej sprawa, a jemu nic do tego. Mimo
to uważał, że powinna więcej korzystać z życia. Taka
atrakcyjna dziewczyna! Aż dziw, że jest sama.
Tego dnia zgłosili się do ambulatorium rodzice
z chłopcem ze spuchniętą twarzą. Kilka dni wcześniej,
grając w piłkę, zderzył się z kolegą tak nieszczęśliwie,
że ząb kolegi rozorał mu czoło. W izbie przyjęć prze-
pisano mu antybiotyk, który po kilkudziesięciu godzi-
nach trzeba było odstawić, ponieważ chłopiec źle go
znosił. Spuchł nagle w drodze na lotnisko i rodzice de-
nerwowali się, czy w takim stanie może lecieć samolo-
tem. Wybierali się na wakacje na Florydzie.
- No cóż - zaczęła, obejrzawszy chłopca. - Nie
wiem, dlaczego Jonathan spuchł. Może być wiele przy-
czyn. Na pytanie, czy podróż samolotem mu nie za-
szkodzi, odpowie państwu tylko lekarz.
Skonfundowani rodzice popatrzyli po sobie.
- Kiedy odlatuje samolot? - zapytała Fabia.
- Za cztery godziny.
- Proponuję, żeby pojechali państwo do szpitala
w śródmieściu. Jeśli poinformują państwo rejestratorkę
o godzinie odlotu, lekarz powinien przyjąć syna poza
kolejnością. Odradzam wsiadanie do samolotu bez za-
sięgania opinii specjalisty. - Uśmiechnęła się do chło-
pca, który nie sprawiał wrażenia chorego. - Syn nie
ma żadnych groźnych objawów, więc radziłabym po-
święcić te cztery godziny, żeby zapewnić sobie udane
wakacje.
Ojciec ponuro pokiwał głową, po czym cała rodzina
opuściła gabinet. Potem przyszła kobieta, która lekko
oparzyła sobie rękę gorącą kawą w jednym z barków na
lotnisku. Dobrze, że już zaniechano podawania w miejs-
cach publicznych napojów o temperaturze bliskiej wrze-
nia, pomyślała Fabia, opatrując zaczerwienioną dłoń.
Podróżna podziękowała jej i ruszyła po kolejny kubek
kawy.
Do końca zmiany Fabię odwiedziło jeszcze paru zbo-
lałych pasażerów. Na szczęście niegroźnie. Przed wyj-
ściem wpadła do sklepu dla pracowników lotniska, by
kupić coś na kolację. Gdy wróciła do ambulatorium po
resztę swoich rzeczy, przy stanowisku recepcjonistki za-
uważyła mężczyznę w mundurze pilota. Nie widziała
jego twarzy. W tej samej chwili dziewczyna zapytała:
- Czy możemy panu jakoś pomóc?
- Liczę na to. - Jego głos wydał się Fabii znajomy.
Spostrzegła również zakrwawioną chustkę na jego
dłoni.
Jakby wyczuwając za plecami czyjąś obecność, męż-
czyzna odwrócił się. W tej samej chwili Fabia zdała so-
bie sprawę, że ten dyżur nie skończy się zwyczajnie.
Gdy widziała Bryce'a Hollistera ostatni raz, nie miał
złotych naszywek na rękawach. Był w białym fartuchu,
a z kieszeni zwisał mu stetoskop.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin