Graham Lynne - Magnat z Kastylii.pdf

(714 KB) Pobierz
287730706 UNPDF
287730706.004.png
Lynne Graham
Magnat z Kastylii
287730706.005.png 287730706.006.png 287730706.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Leandro Carrera Marquez, diuk de Sandoval, obudził się, gdy
kamerdyner odsłonił okna w sypialni.
Ten dzień nie różnił się znacząco od wszystkich poprzednich. W łazience
czekały na księcia de Sandoval czyściutkie ręczniki, w garderobie wisiały szyte
na miarę garnitury i jedwabne koszule z monogramem.
Elegancki i świeży jak poranek Leandro zszedł na dół po ogromnych
marmurowych schodach rodzinnego zamku. Jak co dzień. Jak wszyscy jego
przodkowie. I tak jak oni był śmiertelnie znudzony. Wstydził się tego uczucia.
Przecież los obdarzył go tym wszystkim, o czym ludzie zawsze marzyli:
zdrowiem, bogactwem i powodzeniem.
Na ścianach zamku wisiały portrety antenatów; sam kwiat kastylijskiej
arystokracji. Byli tam wszyscy w komplecie, począwszy od pierwszego diuka,
sławnego żołnierza z czasów Krzysztofa Kolumba, aż po ojca Leandra,
znanego bankiera, który zmarł, gdy jego syn miał zaledwie pięć lat.
- Życzę dobrego dnia, ekscelencjo - pozdrowił go ceremonialnie Basilio,
majordomus.
Jak co dnia, jak od pięciu wieków wita się tu każdego kolejnego księcia.
Basilio odprowadził chlebodawcę do pokoju śniadaniowego. Na stole
czekały poranne gazety. Diuk de Sandoval nie musiał o nic prosić. Każde jego
życzenie, każda zachcianka były uprzedzane przez troskliwych służących.
Także kompletna cisza podczas posiłku była przewidywalna, ponieważ
Leandro właśnie tak lubił spożywać śniadanie: w ciszy, z poranną gazetą w
ręku.
Przyniesiono telefon. Dzwoniła księżna wdowa, matka Leandra.
Zapraszała syna na wspólny lunch do swego domu w Sewilli. Leandro nie był
287730706.001.png
zadowolony. Spotkanie z matką wymagało przełożenia kilku ważnych spotkań,
ale rzadko widywał się z rodziną, więc przyjął zaproszenie, chociaż bez
entuzjazmu.
Powoli popijał kawę. Jego spojrzenie spoczęło na portrecie Aloise,
niedawno zmarłej żony. Pewnie nikt oprócz niego nie pamiętał, że za dwa dni
minie pełny rok od jej śmierci.
Znali się z Aloise od dziecka, a jej śmierć spowodowała pustkę w
uporządkowanym życiu Leandra. Pustkę tym większą, że czuł się - przy-
najmniej częściowo - odpowiedzialny za wypadek, w którym zginęła jego
żona.
Leandro nie był sentymentalny. Zamierzał spędzić ten dzień z dala od
rodzinnego domu. Najlepiej w pracy.
Cały ranek spędził w swym gabinecie w Carrera Bank. Ten bank od
pokoleń zajmował się finansami ciągle tych samych rodzin, a Leandro, jako
odnoszący wielkie sukcesy finansista, był tam niezastąpiony. Obdarzony
analitycznym umysłem i umiejętnością przewidywania od dziecka uważany był
za geniusza, zwłaszcza w dziedzinie finansów. Żonglowanie wielocyfrowymi
liczbami sprawiało mu niewysłowioną przyjemność. Liczby łatwo zrozumieć.
Ludzi nie.
Na lunch przybyła także siostra matki, Isabella, oraz dwie siostry
Leandra: starsza od niego Estefania i o kilka lat młodsza Julieta.
- Uznałam, że nadszedł czas, by z tobą porozmawiać - zaczęła matka, gdy
tylko podano przekąski.
- Na jaki temat? - spytał nieco zdziwiony Leandro.
- Jutro minie rok od śmierci twojej żony - wtrąciła się Estefania.
- Sądzisz, że trzeba mi o tym przypominać? - Leandro skrzywił się z
niesmakiem.
287730706.002.png
- Wystarczająco długo jesteś wdowcem - podsumowała matka. -
Zadośćuczyniłeś konwenansom, nosząc żałobę przez cały okrągły rok. Czas
pomyśleć o ponownym małżeństwie.
- Nie ma mowy. - Leandro bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w matkę.
- Zdajemy sobie sprawę, że nikt ci nie zastąpi Aloise - wtrąciła się Julieta.
- Jednak musisz pomyśleć o zapewnieniu rodzinie dziedzica - dokończyła
matka. - Ty jesteś ostatnim dziedzicem tytułu oraz majątku. Masz już
trzydzieści trzy lata, a śmierć Aloise dobitnie uświadomiła nam wszystkim, jak
kruche może być ludzkie życie. Jaki los czeka naszą rodzinę, jeśli ciebie także
spotka coś złego? Musisz się znów ożenić i tym razem spłodzić syna, mój
drogi.
Leandro zacisnął zęby. Nikt nie musiał mu przypominać o jego
obowiązkach. Od najmłodszych lat uginał się pod ciężarem obowiązków,
nieodłącznie związanych z przywilejami płynącymi z pozycji społecznej oraz
ogromnej fortuny. Wychowano go - tak samo jak jego przodków - w
przekonaniu, że obowiązek, honor i rodzina są ważniejsze niż osobiste
szczęście. Jednak tym razem się zbuntował.
- Nic z tego - oznajmił stanowczo. - Jeszcze nie dojrzałem do kolejnego
małżeństwa.
- Dlatego właśnie przygotowałyśmy ci listę potencjalnych kandydatek na
żonę. - Doña Maria uśmiechnęła się szeroko.
Wygląda jak roześmiany krokodyl, pomyślał z odrazą Leandro.
- Cóż to za niedorzeczny pomysł - powiedział. - Jeśli kiedyś zechcę się
ożenić, sam sobie wybiorę żonę.
Mimo to ciotka Isabella przedstawiła swoją kandydatkę, osobę
pochodzącą z rodziny tak samo wpływowej i bogatej jak ród de Sandoval.
Doña Maria pospieszyła z następną propozycją: młoda wdowa, która miała już
287730706.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin