Greene Jennifer - Na dobre i złe.pdf

(527 KB) Pobierz
Greene Jennifer - Na dobre i złe - Gwiazdka miłości
Na dobre i złe
Jennifer Greene
Gwiazdka miłości
112326394.256.png 112326394.267.png 112326394.278.png 112326394.289.png 112326394.001.png 112326394.012.png 112326394.023.png 112326394.034.png 112326394.045.png 112326394.056.png 112326394.067.png 112326394.078.png 112326394.089.png 112326394.100.png 112326394.111.png 112326394.122.png 112326394.133.png 112326394.144.png 112326394.155.png 112326394.166.png 112326394.177.png 112326394.188.png 112326394.199.png 112326394.210.png 112326394.221.png 112326394.227.png 112326394.228.png 112326394.229.png 112326394.230.png 112326394.231.png 112326394.232.png 112326394.233.png 112326394.234.png 112326394.235.png 112326394.236.png 112326394.237.png 112326394.238.png 112326394.239.png 112326394.240.png 112326394.241.png 112326394.242.png 112326394.243.png 112326394.244.png 112326394.245.png 112326394.246.png 112326394.247.png 112326394.248.png 112326394.249.png 112326394.250.png 112326394.251.png 112326394.252.png 112326394.253.png 112326394.254.png 112326394.255.png 112326394.257.png 112326394.258.png 112326394.259.png 112326394.260.png 112326394.261.png 112326394.262.png 112326394.263.png 112326394.264.png 112326394.265.png 112326394.266.png 112326394.268.png 112326394.269.png 112326394.270.png 112326394.271.png 112326394.272.png 112326394.273.png 112326394.274.png 112326394.275.png 112326394.276.png 112326394.277.png 112326394.279.png 112326394.280.png 112326394.281.png 112326394.282.png 112326394.283.png 112326394.284.png 112326394.285.png 112326394.286.png 112326394.287.png 112326394.288.png 112326394.290.png 112326394.291.png 112326394.292.png 112326394.293.png 112326394.294.png 112326394.295.png 112326394.296.png 112326394.297.png 112326394.298.png 112326394.299.png 112326394.002.png 112326394.003.png 112326394.004.png 112326394.005.png 112326394.006.png 112326394.007.png 112326394.008.png 112326394.009.png 112326394.010.png 112326394.011.png 112326394.013.png 112326394.014.png 112326394.015.png 112326394.016.png 112326394.017.png 112326394.018.png 112326394.019.png 112326394.020.png 112326394.021.png 112326394.022.png 112326394.024.png 112326394.025.png 112326394.026.png 112326394.027.png 112326394.028.png 112326394.029.png 112326394.030.png 112326394.031.png 112326394.032.png 112326394.033.png 112326394.035.png 112326394.036.png 112326394.037.png 112326394.038.png 112326394.039.png 112326394.040.png 112326394.041.png 112326394.042.png 112326394.043.png 112326394.044.png 112326394.046.png 112326394.047.png 112326394.048.png 112326394.049.png 112326394.050.png 112326394.051.png 112326394.052.png 112326394.053.png 112326394.054.png 112326394.055.png 112326394.057.png 112326394.058.png 112326394.059.png 112326394.060.png 112326394.061.png 112326394.062.png 112326394.063.png 112326394.064.png 112326394.065.png 112326394.066.png 112326394.068.png 112326394.069.png 112326394.070.png 112326394.071.png 112326394.072.png 112326394.073.png 112326394.074.png 112326394.075.png 112326394.076.png 112326394.077.png 112326394.079.png 112326394.080.png 112326394.081.png 112326394.082.png 112326394.083.png 112326394.084.png 112326394.085.png 112326394.086.png 112326394.087.png 112326394.088.png 112326394.090.png 112326394.091.png 112326394.092.png 112326394.093.png 112326394.094.png 112326394.095.png 112326394.096.png 112326394.097.png 112326394.098.png 112326394.099.png 112326394.101.png 112326394.102.png 112326394.103.png 112326394.104.png 112326394.105.png 112326394.106.png 112326394.107.png 112326394.108.png 112326394.109.png 112326394.110.png 112326394.112.png 112326394.113.png 112326394.114.png 112326394.115.png 112326394.116.png 112326394.117.png 112326394.118.png 112326394.119.png 112326394.120.png 112326394.121.png 112326394.123.png 112326394.124.png 112326394.125.png 112326394.126.png 112326394.127.png 112326394.128.png 112326394.129.png 112326394.130.png 112326394.131.png 112326394.132.png 112326394.134.png 112326394.135.png 112326394.136.png 112326394.137.png 112326394.138.png 112326394.139.png 112326394.140.png 112326394.141.png 112326394.142.png 112326394.143.png 112326394.145.png 112326394.146.png 112326394.147.png 112326394.148.png 112326394.149.png 112326394.150.png 112326394.151.png 112326394.152.png 112326394.153.png 112326394.154.png 112326394.156.png 112326394.157.png 112326394.158.png 112326394.159.png 112326394.160.png 112326394.161.png 112326394.162.png 112326394.163.png 112326394.164.png 112326394.165.png 112326394.167.png 112326394.168.png 112326394.169.png 112326394.170.png 112326394.171.png 112326394.172.png 112326394.173.png 112326394.174.png 112326394.175.png 112326394.176.png 112326394.178.png 112326394.179.png 112326394.180.png 112326394.181.png 112326394.182.png 112326394.183.png 112326394.184.png 112326394.185.png 112326394.186.png 112326394.187.png 112326394.189.png 112326394.190.png 112326394.191.png 112326394.192.png 112326394.193.png 112326394.194.png 112326394.195.png 112326394.196.png 112326394.197.png 112326394.198.png 112326394.200.png 112326394.201.png 112326394.202.png 112326394.203.png 112326394.204.png 112326394.205.png 112326394.206.png 112326394.207.png 112326394.208.png
Rozdział 1
Laura Stanley właśnie wycierała ręce w ścierkę,
kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Było już po jede-
nastej i o tej porze nie spodziewała się nikogo. Nie
nakładając nawet kapci, czym prędzej pobiegła przez
hol do drzwi wejściowych. Gdy zobaczyła stojącego
w progu mężczyznę, zaniemówiła z wrażenia.
- Święty Mikołaj! Co ty tu robisz? W Wigilię po-
winieneś chyba roznosić prezenty.
- Właśnie to robię.
Laura obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
- Nie wiem, czy powinnam cię wpuścić. Masz jakiś
dokument stwierdzający, że jesteś prawdziwym Miko-
łajem? Wydajesz mi się raczej podejrzany. Nie widać
również twojego renifera...
Laura spojrzała ponad ramieniem niespodziewanego
gościa. Czarny, sportowy samochód zaparkowany na
jej podjeździe zdecydowanie nie pasował do wizerunku
Mikołaja. Wprawdzie mężczyzna miał na głowie czer-
woną czapkę z białym pomponem, a na ramieniu ol-
brzymi worek, ale i tak nie wzbudzał zaufania. Ele-
gancka skórzana kurtka w ogóle nie kojarzyła się ze
strojem Świętego Mikołaja, a jej smukły, wysportowa-
ny właściciel nie miał nawet rumieńców na policzkach,
nie mówiąc już o białej brodzie. Co więcej, jego włosy
112326394.209.png 112326394.211.png 112326394.212.png 112326394.213.png
były zupełnie czarne, a ciemne oczy błyszczały taje-
mniczo.
- Sama nie wiem - powiedziała Laura niezdecydo-
wanym głosem.
- Ależ z pani trudna klientka. Proszę posłuchać,
mam prezenty. - Nieznajomy potrząsnął workiem. -
Musi mnie pani wpuścić, inaczej nie będę mógł ich
wręczyć.
- Myśli pan, że można przekupić mnie prezentami?
- Ależ nie. Tylko aby pani udowodnić, że jestem
prawdziwym Mikołajem, muszę je wyjąć. Nie chcę ich
kłaść na śniegu. Gdyby więc pani mogła mnie na chwi-
lę wpuścić...
Laura nie cierpiała takich rozmów, ale nie mogła
już dłużej stać w otwartych drzwiach. Na zewnątrz
wiał silny wiatr, unosząc tumany śniegu. W tym roku
w Madison, w stanie Wisconsin, nie można było na-
rzekać na słabą zimę. Przed domem piętrzyły się śnież-
ne zaspy. Laura skuliła się z zimna i z ociąganiem,
wpuściła nieznajomego do środka.
Mężczyzna prześlizgnął się obok niej i położył wo-
rek na fotelu obciągniętym kretonowym pokrowcem.
Laura zamknęła drzwi na zasuwkę, nie spuszczając go
z oka. Zdjął czapkę i rozpiął skórzaną kurtkę, po czym
rozprostował plecy i rozejrzał się bez pośpiechu.
Niewielki salonik rozświetlały świece i choinkowe
lampki. Gałązki drzewka, pod którym poukładano pre-
zenty, aż uginały się pod ciężarem różnokolorowych
bombek. Zapachowe świece wydzielały aromat cyna-
monu i jagody wawrzynu, a liczne świąteczne deko-
rację zajmowały niemal każde wolne miejsce w poko-
112326394.214.png 112326394.215.png 112326394.216.png 112326394.217.png
ju. Refleksy czerwonych i zielonych lampek kontra-
stowały z niebieskim wystrojem wnętrza.
To przesadnie przyozdobione pomieszczenie zda-
wało się nie robić na gościu większego wrażenia. Za-
bawne, choć nie widział go nigdy w okresie przed-
świątecznym, zachowywał się tak, jak gdyby spodzie-
wał się takim właśnie je zastać. Wyprostował przycze-
pionego na czubku choinki aniołka, spojrzał przez ok-
no domku z piernika imbirowego i dotknął figurki
nadtłuczonego Mikołaja.
Następnie skierował się w stronę holu i zatrzymał
pod wiszącą na mosiężnym świeczniku jemiołą. Laura
poczuła, że serce bije jej coraz szybciej. Mężczyzna
pokiwał palcem i powiedział:
- Proszę tu podejść.
Laura wskazała na siebie.
- Mówi pan do mnie?
- Czy w tym domu jest jeszcze jakaś inna brunetka
z kręconymi włosami o imieniu Laura? Waga około
sześćdziesięciu kilogramów, brązowe oczy?
- Zgadza się. To ja... choć ważę pewnie ponad
sześćdziesiąt.
Mężczyzna znowu pokiwał palcem.
- Nie szkodzi. Reszta przecież się zgadza. Proszę
tu podejść, a pokażę pani, że wszystko, co mówiłem,
jest prawdą.
Zbliżała się wolno i ostrożnie. Ten mężczyzna nie
pasował do jej domu. Na nosie Laury pozostały jeszcze
resztki mąki, ponieważ dopiero co skończyła pieczenie
świątecznych ciast. Ubranie, które miała na sobie -
czerwona koszulka, dżinsy i skarpetki z wizerunkiem
112326394.218.png 112326394.219.png 112326394.220.png 112326394.222.png
Myszki Miki, - było mocno znoszone i wyglądało,
jakby je kupiono na wyprzedaży.
Tymczasem biała wykrochmalona koszula mężczy-
zny była ze znakomitego materiału, a zegarek, błysz-
czący na jego ręku, kosztował pewnie fortunę. Jednak
to nie tylko oznaki zamożności sprawiały, że jego obe-
cność tak onieśmielała Laurę. Nawet gdy się nie po-
ruszał, biła od niego zniewalająca siła - uosabiał wi-
talność i energię. Miał wyraziste cysy: wydatne kości
policzkowe i zdecydowanie zarysowaną szczękę.
Ciemne włosy kontrastowały z jasną skórą, a oczy
o przenikliwym spojrzeniu zdawały się rejestrować
wszystko wokół. Nie była to twarz ładnego chłopca,
ale interesującego dojrzałego mężczyzny, z pewnością
warta zapamiętania.
Laurze zawsze bardziej podobali się mężczyźni
mniej demoniczni, o łagodniejszych rysach. Cóż z te-
go, że czarne oczy jej gościa były tak uwodzicielskie.
W wieku trzydziestu jeden lat nie można dać się zwieść
czemuś tak ulotnemu jak urokliwe męskie spojrzenie.
Byłaby szalona, gdyby odważyła się myśleć o znajo-
mości z kimś takim.
A Laura nie była szalona. Kiedy stanęła przed męż-
czyzną, założyła ręce na piersi obronnym gestem.
On ujął ją pod brodę tak, że musiała spojrzeć mu
w oczy, a następnie pochylił się nad nią.
Pierwszy pocałunek był zimny. Przejmująco zimny.
Usta mężczyzny były lodowate jak śnieżne bryły przed
domem, jak powiew wiatru za szybą. Okazały się w do-
tyku zadziwiająco miękkie, zważywszy na ostre linie
jego twarzy. Niczym bożonarodzeniowy prezent z nie-
112326394.223.png 112326394.224.png 112326394.225.png 112326394.226.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin