Thompson Vicki Lewis - Niegrzeczna dziewczynka.pdf

(621 KB) Pobierz
untitled
Vicki Lewis Thompson
Niegrzeczna dziewczynka
Rozdział pierwszy
,,Dziewczęta! Dziewczęta! Dziewczęta!’’
Elektroniczny napis rozbłysnął kaskadą czerwonego
światła. Po chwili nad wejściem do klubu pojawiła się
nowa informacja:
,,Właśnie teraz na scenie!’’
Noah Garfield przeszedł obok lokalu, nie zwalniając
kroku. Nie miał zamiaru wstępować do tego miejsca
rozpusty. Nie byłby jednak prawdziwym facetem, gdyby
w jego umyśle nie pojawiła się natychmiast wizja pięk-
nych, półnagich kobiet, prężących się w zmysłowym
tańcu. Była druga po południu, ale w Las Vegas nikt nie
patrzył na zegarek. Wszystkie rozrywki były dostępne
o dowolnej porze dnia i nocy.
Każda rzecz związana z seksem od dziesięciu lat
natychmiast przywodziła mu na myśl Keely. Sam nie
mógł uwierzyć, że minęło już tyle czasu, odkąd za-
szokowała całe Saguaro Junction w Arizonie. On i miliony
innych mężczyzn mieli okazję zobaczyć jej promienny
uśmiech i całą resztę na rozkładówce magazynu ,,Macho’’.
Jako dziewiętnastolatka postanowiła pozować dla męs-
kiego pisma w stroju Ewy. Taka właśnie była Keely
Branscom.
Noah często zastanawiał się, gdzie mogła się po-
dziewać. Może miała już męża i trójkę dzieci? Keely
jednak nie bardzo pasowała mu do takiego obrazka.
Raczej występowała w klubie podobnym do tego, który
właśnie minął. To z łatwością mógł sobie wyobrazić.
Dzisiejszy wieczór kawalerski odbędzie się zapewne
w jednym z takich miejsc. Noah nie cieszył się specjalnie
na tę myśl. W przeciwieństwie do reszty zaproszonych
mężczyzn, nie miał stałej partnerki. Oglądanie erotycz-
nego tańca będzie dla niego raczej frustrującym doświad-
czeniem.
Jego buty wybijały równy rytm na płytach chodnika.
Ostatni raz był tu pięć lat temu, gdy brał udział w rodeo.
Pamiętał, że gdzieś w tej okolicy powinien znajdować się
mały, przytulny bar. Żadnych tancerek ani głośnej muzy-
ki, po prostu miejsce, gdzie można w spokoju napić się
zimnego piwa. Ale teraz nie mógł go znaleźć.
Liczył na to, że znajomy bar będzie dla niego kryjówką,
gdy przygotowania do wesela nabiorą rozmachu. Był
zadowolony, ba, nawet zaszczycony, że Brandon poprosił
go, by został jego drużbą. Jednocześnie oznaczało to, że
został sam na placu boju. Gdy tydzień dobiegnie końca,
tylko on spośród kumpli z rodeo pozostanie kawalerem.
Czarę goryczy dopełniał fakt, że Jonas, jego młodszy
brat, właśnie się zaręczył. Spośród wszystkich kobiet na
świecie musiał wybrać właśnie B.J., siostrę Keely.
Noah też nie miał nic przeciwko małżeństwu. Tylko że
cały swój czas poświęcał pracy na ranczu, a Saguaro
Junction nie było miejscem pełnym wolnych kobiet.
 
Cóż, może teraz, kiedy Jonas się ustatkuje, Noah
będzie miał możliwość poszukania sobie żony. Jednak na
razie znajdował się w tym grzesznym mieście i czuł się
szczególnie podatny na jego uroki. Tym bardziej że w Las
Vegas można robić niemal wszystko. A to stanowczo zbyt
wiele wolności, jak na jego gust. Już po kilku godzinach
przesiąknął specyficzną atmosferą miasta. Hazard i eroty-
ka bezwstydnie kusiły i mężczyzna czuł chęć robienia
rzeczy, na które nigdy nie poważyłby się w swoim
rodzinnym mieście.
Przy Keely też się tak czuł, więc już dawno postanowił
trzymać się od niej z daleka. Gdyby jeszcze tylko mógł
wyrzucić z pamięci jej szelmowski uśmiech z rozkładówki
,,Macho’’, czułby się dużo pewniej. Lecz to miasto raczej
nie pozwalało zblednąć wspomnieniu.
Noah przystanął na skrzyżowaniu. Wokół siebie do-
strzegł tylko sklepy z alkoholem, tytoniem i pamiątkami.
Ani śladu jego baru. Pewnie splajtował, pomyślał i z wes-
tchnieniem ruszył w drogę powrotną do hotelu.
Tam, gdzie się zatrzymał, było kilka barów, lecz
wszystkie wydawały mu się zbyt hałaśliwe i nowoczesne.
Tęsknił za wytartymi stołkami i muzyką country, za
miejscem takim, jak ,,Roundup Saloon’’ w rodzinnym
Saguaro Junction.
Pomyślał, że to żałosne, by trzydziestodwuletni facet
tęsknił za domem, ale tak właśnie się czuł. Mógłby nawet
czyścić stajnie, byle u siebie. Kochał swoje ranczo, tak jak
jego ojciec i dziadek. Ta ziemia od pokoleń należała do
rodziny Garfieldów i Noah czuł się tam najlepiej.
Całkowicie pogrążył się w myślach i w ogóle nie
zwracał uwagi na innych przechodniów. Dlatego dopiero
po dłuższej chwili dotarło do niego, że rudzielec przed nim
 
wygląda jak Keely. Był przekonany, że to wyobraźnia
płata mu figle.
Nie mógł się jednak oprzeć chęci przyjrzenia się
kobiecie. Nie bał się, że zostanie przyłapany na nieeleganc-
kim gapieniu się, bo rondo jego kowbojskiego kapelusza
osłaniało oczy. Zdecydowanie przypomina Keely, pomyś-
lał. Błękitne kwiaty na jej sukience wyglądały słodko
i niewinnie, ale sama sukienka odsłaniała ramiona i kuszą-
co opinała pośladki, by rozszerzając się ku dołowi, leniwie
muskać nogi kobiety przy każdym jej kroku. Nieznajoma
miała na nogach sandałki na wysokim obcasie, odsłaniają-
ce jaskrawo pomalowane paznokcie. O tak, Keely mogła-
by tak się ubrać.
Oczywiście to nie może być Keely, upomniał się
w myślach. Mimo że wygląda jak jej sobowtór. Te same
usta, ten sam podbródek zdradzający zadziorność. Nie
mógł dostrzec jej oczu, gdyż na kształtnym nosku miała
okulary przeciwsłoneczne. Żadna z kobiet nie miała
takich oczu, jak Keely. Ci którzy mówią, że zieleń to
chłodny, uspokajający kolor, nie mają racji. Nie w przy-
padku Keely. Swoim spojrzeniem mogła spalić mężczyz-
nę. Niektórzy byli zdania, że sam diabeł rozniecił te
iskierki w jej oczach. Każdy facet, który w nie spojrzał, był
gotów zaprzedać swą duszę.
Sobowtór Keely zatrzymał się przy klubie, który Noah
minął w poszukiwaniu znajomego baru. To z pewnością
nie była Keely, ale teraz musiał się upewnić, by móc
spokojnie odejść.
Kobieta spojrzała na nazwę lokalu i zaczęła szukać
czegoś energicznie w swojej torebce. Po chwili, wyraźnie
zniecierpliwiona, przesunęła okulary na czubek głowy i od
razu znalazła to, czego szukała. W jej zgrabnej dłoni
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin