06 Taltos.pdf

(2751 KB) Pobierz
Anne Rice TALTOS
ANNE RICE
TALTOS
Tłumaczyła Małgorzata Kicana
131726922.002.png
Ogród miłości
O, jakże się zadziwiłem
Wchodząc do Ogrodu Miłości;
Kaplicę zbudowano tam, gdzie niegdyś
W zieleni igrałem beztroski.
Jej wrota mocno zamknięte.
„Nie będziesz!” wypisane na wrotach.
Spojrzałem na Ogród, który zawsze
Barwami tyloma migotał.
Tam, gdzie niegdyś szło się po kwiatach,
Teraz ciężkie kamienie nad grobami.
Kapłani w czarnych szatach szli, by radość oplatać
I tęsknotę moją cierniami.
William Blake, Pieśni doświadczenia
(Przełożył Zygmunt Kubiak)
131726922.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Śnieg sypał przez cały dzień. Mrok zapadał szybko i nieubłaganie, podczas gdy on stał
w oknie i przyglądał się maleńkim postaciom w Central Parku. Idealnie zakreślone kręgi
światła padały na śnieg pod każdą latarnią. Łyżwiarze ślizgali się po zamarzniętym jeziorku,
lecz nie mógł dostrzec żadnych szczegółów. Samochody przepychały się ospale przez ciemne
ulice.
Po obu stronach tłoczyły się wieżowce śródmieścia, lecz nic nie stało między nim a
parkiem, to znaczy nic poza dżunglą niższych budynków o spiczastych dachach bądź też
takich, na których urządzono ogródki lub na których czaiły się ogromne czarne bryły jakichś
sprzętów.
Uwielbiał ten widok. I ciągle go zaskakiwały określenia innych, ukazujące jego
niezwykłość: robotnicy, którzy przychodzili naprawić coś w biurze, mawiali, iż nigdy jeszcze
nie widzieli Nowego Jorku z takiej perspektywy. Smutne, że nie ma tu marmurowej wieży dla
każdego, że nie ma całego ciągu wież, na które wszyscy ludzie mogliby wchodzić i spoglądać
na świat z różnych wysokości.
Zapamiętaj: zbudować serię wież, które nie miałyby innej funkcji, jak tylko służyć
ludziom jako podniebne parki. Budulcem byłby jego ulubiony marmur. Może zabierze się do
tego jeszcze w tym roku? Bardzo możliwe. I biblioteki. Chciał założyć ich jeszcze więcej, a to
oznaczało konieczność podróżowania. Ale zrobi to wszystko, tak, i to już wkrótce. W końcu
parki były prawie na ukończeniu, a w siedmiu miastach otwarto już małe szkoły. Karuzele
działały już w dwudziestu różnych miejscach. I choć zwierzątka wykonano ze sztucznych
materiałów, to każde było kunsztowną i niezniszczalną reprodukcją słynnego, europejskiego,
ręcznie rzeźbionego dzieła. Ludziom szalenie się te karuzele podobały. Ale nadszedł czas, aby
zacząć snuć nowe plany. Zima zastała go pogrążonego w marzeniach...
W ciągu ubiegłego stulecia nadal materialną formę setkom takich pomysłów. Lecz i te
małe tegoroczne triumfy miały swój pocieszający urok. Nie szukając daleko: wewnątrz tego
budynku umieścił antyczną karuzelę, której figurki były replikami prawdziwych starych koni,
lwów i innych zwierząt. Jeden z poziomów piwnicy był już po brzegi wypełniony i został
zamieniony w muzeum klasycznych automobili. Publika waliła drzwiami i oknami, żeby
zobaczyć model T, stutze bearcaty oraz MGTD ze szprychowanymi kołami.
Rzecz jasna, były też muzea lalek - w ogromnych, dobrze oświetlonych pokojach na
dwóch piętrach ponad parterem - wystawa firmowa wypełniona lalkami, które zgromadził w
131726922.004.png
różnych częściach świata. I jego prywatne muzeum, udostępniane zwiedzającym tylko od
czasu do czasu, w którym znajdowały się lalki darzone przez niego wyjątkowym
sentymentem.
Co jakiś czas wślizgiwał się do pomieszczeń na dole, żeby obserwować ludzi,
przechadzać się wśród tłumów, zawsze zauważany, lecz przynajmniej nie rozpoznawany.
Istota, która mierzy przeszło siedem stóp wzrostu, nie uniknie ciekawskich spojrzeń
ludzi. Tak było zawsze. Ale w ciągu ostatnich dwustu lat stało się coś wyjątkowo zabawnego.
Ludzie osiągali coraz większy wzrost! I teraz, cud nad cudy, mimo swych rozmiarów, wcale
aż tak znacząco nad nimi nie górował. Oczywiście, oglądali się za nim, ale już się go nie bali.
Niewiarygodne było też to, że od czasu do czasu do budynku wchodził samiec
gatunku ludzkiego, który był nawet wyższy od niego. Oczywiście pracownicy zawsze go o
tym powiadamiali. To, że chciał, by donosili mu o każdym takim przypadku, uznali za jedną z
jego śmiesznych słabostek. Uważali, że to zabawne.
Wcale mu to nie przeszkadzało. Lubił, kiedy ludzie się uśmiechają i śmieją.
- Panie Ash, mamy tu na dole takiego jednego, bardzo wysokiego. Zobaczy go na pan
w piątej kamerze.
Odwracał się do rzędu małych lśniących monitorów i szybko wychwytywał tego
osobnika. Zwyczajny człowiek. Najczęściej wiedział o tym z całą pewnością już od
pierwszego wejrzenia. Rzadko kiedy nie był o tym przekonany. Wtedy zjeżdżał na dół cichą,
zaskakująco szybką windą i spacerował w pobliżu takiego „kogoś” dostatecznie długo, żeby
na podstawie wielu szczegółów przekonać się, że to tylko człowiek.
Inne marzenia: małe budynki, w których dzieci mogłyby się bawić, zbudowane z
najlepszego plastiku, obficie wykończone bogatymi i intrygującymi szczegółami. Widział
małe katedry, zamki, pałace - doskonałe repliki większych skarbów architektury -
wyprodukowane z zawrotną szybkością i przy „wydajnym wykorzystaniu środków”, jak
powiedziałaby jego rada nadzorcza. Różniłyby się rozmiarami: od domków dla lalek, po
takie, do których dzieci same mogłyby wchodzić. I konie z karuzel na sprzedaż, zrobione z
drewna nasączonego żywicą, żeby prawie każdego było na nie stać. Całe setki można by dać
szkołom, szpitalom i innym instytucjom. I była jeszcze jedna, wieczna obsesja - przepiękne
lalki dla biednych dzieci, lalki, które by się nie niszczyły i które łatwo byłoby myć - ale nad
tym pracował już mniej więcej od początku nowego stulecia.
W ciągu ostatnich pięciu lat produkował coraz tańsze lalki, lepsze od poprzednich,
zrobione z nowych materiałów, lalki, które były zarówno wytrzymałe, jak i śliczne; a jednak
nadal kosztowały zbyt wiele, pozostając niedostępne dla biednych dzieci. W tym roku
131726922.005.png
wypróbuje coś zupełnie innego... Miał już plany na desce kreślarskiej, kilka obiecujących
prototypów. Może...
Na myśl o tych licznych projektach przeszyło go pocieszające ciepło, gdyż
wprowadzenie ich w życie zajmie mu setki lat. Dawno temu, w starożytnych czasach, jak je
teraz nazywano, marzył o monumentach. O wspaniałych okręgach z kamieni, które wszyscy
mogliby zobaczyć, o gigantach tańczących wśród traw na równinach. Nawet skromne
rozmiarami wieże fascynowały go przez dziesiątki lat, a dawno temu przez stulecia cieszyły
go ozdobne litery w pięknych książkach.
Ale w tych zabawkach współczesnego świata, w tych lalkach, tych malutkich
postaciach ludzi, nawet nie dzieci, bo lalki właściwie nigdy ich nie przypominają, znalazł
przedziwną i wyzywającą obsesję.
Monumenty są dla tych, którzy podróżują, żeby je zobaczyć. A lalki i zabawki, które
udoskonalał i wytwarzał, docierały do każdego zakątka ziemi. W rzeczy samej, maszyny
produkują teraz różnego rodzaju nowe i piękne przedmioty, dostępne dla ludzi z wszystkich
stron świata - bogatych, biednych, tych, którzy potrzebują pocieszenia, podpory lub
schronienia, i tych, którzy są na zawsze zamknięci w sanatoriach i azylach.
Firma była jego odkupieniem; nawet najbardziej szalone i zwariowane pomysły
zostały przetworzone na sukcesy produkcyjne. Właściwie nie rozumiał, dlaczego inne firmy
produkujące zabawki wprowadzają tak mało innowacji, dlaczego podobne do siebie jak
krople wody lalki o nudnych twarzyczkach zalegają na półkach ogromnych magazynów,
dlaczego przy tej łatwości produkcji nie stworzono całej gamy oryginalności i różnorodności.
W odróżnieniu od jego pozbawionych radości kolegów, on z każdym swym triumfem
podejmował większe ryzyko.
Nie znajdował przyjemności w wypychaniu konkurencji z rynku. Nie,
współzawodnictwo nadal było czymś, co potrafił objąć jedynie umysłem. Skrycie wierzył, że
w dzisiejszym świecie liczba potencjalnych kupujących jest nieograniczona. Istnieje miejsce
dla każdego, kto chce wejść na rynek z czymś godnym uwagi. W tych ścianach, w strzelistej i
niebezpiecznej wieży ze stali i szkła, cieszył się swoimi triumfami w stanie niezwykłego
uniesienia, którego nie mógł z nikim dzielić.
Z nikim. Mógł je dzielić jedynie z lalkami, które stały na szklanych półeczkach
zawieszonych na ścianach z kolorowego marmuru, z lalkami, które stały na postumentach w
kątach sal, z lalkami, które tłoczyły się na szerokim drewnianym biurku. Jego Bru, jego
księżniczka, jego francuska ślicznotka miała już ponad sto lat; była jego najwierniejszym
świadkiem. Nie było dnia, by nie zszedł na drugie piętro budynku i nie odwiedził Bru -
131726922.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin