Henryk Sienkiewicz - Dwie Łąki.txt

(8 KB) Pobierz
NR ID   : b00202
Tytu�   : Dwie ��ki
Autor   : Henryk Sienkiewicz


Dwie ��ki

By�y dwie krainy, le��ce obok siebie niby dwie ��ki niezmierne, przedzielone tylko jasnym strumieniem. Brzegi tego strumienia rozchyla�y si� w jednym miejscu �agodnie na obie strony, tworz�c br�d mia�ki w kszta�cie jeziorka o wodach cichych i przezroczystych. Pod b��kitn� toni� wida� by�o dno z�ote, z kt�rego wyrasta�y �odygi lotusu, rozkwitaj�cego nad wodn� szyb� kwieciem r�owym i bia�ym; t�czowe ��tki i motyle wi�y si� wok� kwiat�w, a w�r�d palm nadbrze�nych i wy�ej, w promiennym powietrzu, dzwoni�y, jak srebrne dzwonki, ptaki.

I to by�o przej�cie z jednej krainy do drugiej.

Pierwsza zwa�a si� ��k� �ycia, druga ��k� �mierci.

Stworzy� obie najwy�szy i wszechmog�cy Brahma[1], kt�ry w krainie �ycia rozkaza� w�odarzy� dobremu Wisznu[2], a w krainie �mierci m�dremu Sziwie[3].

I rzek�:
- Czy�cie, jako rozumiecie najlepiej.

Wi�c w krainie nale��cej do Wisznu zawrza�o �ycie. Pocz�o wschodzi� i zachodzi� s�o�ce, nasta�y dnie i noce, przestworza morskie j�y si� wzdyma� i opada�; na niebie pokaza�y si� ci�arne d�d�em ob�oki, ziemia poros�a puszcz�, zaroi�o si� od ludzi, zwierz�t i ptak�w. By za� wszystkie twory �yj�ce mog�y rozradza� si� i mno�y�, stworzy� dobry b�g Mi�o��, kt�rej nakaza�, aby zarazem by�a szcz�ciem.

A wtedy Brahma zawo�a� go przed swoje oblicze i rzek�:
- Nic doskonalszego nie zdo�asz wymy�li� na ziemi, �e za� ja uczyni�em niebo ju� pierwej, przeto odpocznij i niech te istoty, kt�re nazwa�e� lud�mi, snuj� dalej bez �adnej pomocy ni� �ycia.

Wisznu us�ucha� rozkazu Brahmy, i ludzie pocz�li odt�d sami my�le� o sobie. Z ich dobrych pomys��w zrodzi�a si� rado��, a ze z�ych smutki, wi�c ze zdziwieniem spostrzegli, �e �ycie nie jest nieustannym weselem, ale �e ow� ni�, o kt�rej m�wi� Brahma, prz�d� jakby dwie prz�dki, z kt�rych jedna ma u�miech na twarzy, a druga �zy w oczach.

Udali si� tedy przed tron Wisznu i pocz�li si� skar�y�:
- Panie, ci�kie jest �ycie w smutku.

A on rzek�:
- Niechaj was pociesza Mi�o��.
Us�yszawszy to odeszli uspokojeni, albowiem Mi�o�� rozprasza�a istotnie ich smutki,kt�re wobec szcz�cia, jakie ona daje, wydawa�y si� tak b�ahe, �e nie warto by�o na nie zwa�a�.

Ale Mi�o�� jest zarazem wielk� rodzicielk� �ycia, wi�c jakkolwiek ogromna by�a ta kraina, w kt�rej w�odarzy� Wisznu, wkr�tce dla t�um�w ludzkich nie starczy�o ni jag�d le�nych, ni miodu skalnych pszcz�, ni owoc�w na drzewach. W�wczas ci, kt�rzy byli najrozumniejsi, wzi�li si� do karczowania las�w, do uprawy p�l, do siejby zbo�a i do zbierania plon�w.

I w ten spos�b powsta�a na ziemi Praca. Wkr�tce wszyscy musieli si� do niej zabra�, tak �e sta�a si� ona nie tylko podstaw� �ycia, ale niemal �yciem samym.

Ale z pracy zrodzi� si� Trud, a z trudu Zm�czenie.

Gromady ludzi stan�y zn�w przed tronem Wisznu.
- Panie! - wo�a�y wyci�gaj�c r�ce - trud os�abi� nam cia�a, zm�czenie rozsiad�o si� w naszych ko�ciach i chcieliby�my odpocz��, a �ycie przymusza nas wci�� do pracy!

Na to Wisznu rzek�:
- Wielki Brahma nie zezwoli� mi rozwija� dalej �ycia, ale wolno mi stworzy� co�
takiego, co b�dzie jego przerw� a przeto i wypoczynkiem. - I stworzy� Sen. Ludzie z rado�ci� przyj�li ten nowy dar i wkr�tce uznali go za jeden z najwi�kszych, jakie otrzymali z r�k boga.

We �nie koi�y si� troski i zawody, we �nie krzepi�y si� si�y zm�czonych, sen osusza�, jak dobra matka, �zy smutku i otacza� g�owy �pi�cych jakby cich� mg�� zapomnienia. Wi�c ludzie wychwalali sen m�wi�c:
- B�d� b�ogos�awion, albowiem lepszy� jest od �ycia na jawie.
I jedno tylko mieli mu do zarzucenia, �e nie trwa wiecznie, �e nast�puje przebudzenie, a po przebudzeniu praca i nowe trudy i zm�czenie.

My�l ta pocz�a ich trapi� tak ci�ko, �e po raz trzeci udali si� do Wisznu.
- Panie - m�wili - da�e� nam dobro wielkie i niewys�owione, ale niezupe�ne. Spraw, aby sen by� wieczny.
Wisznu za� zmarszczy� swoje boskie brwi, jakby zgniewan ich natr�ctwem, i odpowiedzia�:
- Tego ja wam ju� da� nie mog�, ale id�cie do rzecznej przeprawy, a po drugiej stronie znajdziecie to, czego szukacie.

Ludzie us�uchali g�osu b�stwa i zast�py ich poci�gn�y zaraz nad jeziorko, a stan�wszy nad nim pocz�li spogl�da� na drug� stron�.

Za cich� i jasn�, haftowan� kwieciem toni�, ci�gn�a si� ��ka �mierci, czyli Kraina Sziwy.

Nie wschodzi�o i nie zachodzi�o w niej s�o�ce, nie by�o dnia i nocy, ale ca�e przestworze nasyca�a liliowa, jednostajna jasno��.

�aden przedmiot nie rzuca� tam cienia, bo owa jasno�� przenika�a wsz�dy, tak i� zdawa�a si� tworzy� istotn� tre�� wszechrzeczy.

Kraina nie by�a pustynna: jak okiem si�gn��, widnia�y w niej doliny i wzg�rza poros�e �licznymi k�pami drzew, wok� kt�rych wi�y si� pn�cze, zwoje bluszczu i winogradu zwiesza�y si� ze ska�. Ale i ska�y, i pnie drzew, i smuk�e �odygi ro�lin by�y niemal przezroczyste, jakby ze zg�szczonego �wiat�a uczynione.

Li�cie bluszczu mia�y leciuchne, r�ane blaski zorzy porannej, a wszystko by�o cudne, ukojone jakim� nieznanym na ��ce �ycia ukojeniem, przeczyste, niby pogr��one w �wietlistej zadumie, niby senne i u�pione snem b�ogim, nieprzespanym.

W jasnym powietrzu nie by�o najmniejszego powiewu, nie rusza� si� �aden kwiat, nie zadrga� �aden listek.

Ludzie, kt�rzy przyszli na brzeg gwarno i z g�o�n� rozmow�, uciszyli si� na widok tych liliowych, nieruchomych przestwor�w i tylko szeptem pocz�li powtarza�:
- Jaka tam cisza i jak wszystko spoczywa w �wietle!
- O tak, tam spok�j i wieczny sen...
Wi�c niekt�rzy, najbardziej zm�czeni, rzekli po chwili:
- P�jd�my szuka� wiecznego snu.
I weszli w wod�. Graj�ca t�cz� to� rozst�pi�a si� zaraz przed nimi, jakby chc�c im przej�cie u�atwi�. Ci, kt�rzy pozostali na brzegu, chwyceni nag�� t�sknot� pocz�li na nich wo�a� - lecz �aden z nich nie odwr�ci� g�owy - i szli dalej lekko i ochoczo, widocznie coraz bardziej urokiem cudnej krainy przyci�gani.

T�um, patrz�cy z brzegu �ycia, zauwa�y� te�, �e cia�a ich w miar� jak si� oddalali stawa�y si� rozwidnione, przejrzyste, coraz l�ejsze, coraz bardziej �wietlane, coraz promienniejsze i jakby topniej�ce w tej powszechnej jasno�ci, kt�ra nape�nia�a ��k� �mierci.

A gdy przeszli, uk�adali si� do spoczynku w�r�d tamtych kwiat�w i drzew lub u podn�a ska�. Oczy ich by�y zamkni�te, ale twarze mia�y wyraz nie tylko niewys�owionego spokoju, lecz i takiego szcz�cia, jakiego na ��ce �ycia nie dawa�a nawet Mi�o��.

Co widz�c pozostali przy �yciu m�wili do siebie wzajem:
- S�odsza i lepsza jest kraina Sziwy...
I pocz�li przechodzi� coraz liczniej na drug� stron�. Sz�y jakby uroczyste korowody starc�w i ludzi dojrza�ego wieku, i m��w z �onami, i matek, prowadz�cych za r�ce dzieci male�kie, i m�odzie�c�w, i dziewcz�t, a potem tysi�ce i miliony ludzi j�y si� t�oczy� u Cichego Przej�cia, a� wreszcie ��ka �ycia wyludni�a si� prawie zupe�nie. W�wczas Wisznu, kt�rego zadaniem by�o strzec �ycia, przerazi� si� w�asn�, udzielon� w gniewie rad� i nie wiedz�c, co pocz��, uda� si� do najwy�szego Brahmy.
- Stworzycielu - rzek� - ratuj �ycie! Oto dziedzin� �mierci uczyni�e� tak jasn�, tak pi�kn� i szcz�sn�, �e wszyscy opuszczaj� moje kr�lestwo.
- Zali nie pozosta� ci nikt? - zapyta� Brahma.
- Jeden tylko m�odzieniec i jedna dziewczyna, panie, kt�rzy kochaj�c si� niezmiernie, woleli wyrzec si� wiecznego ukojenia ni� zamkn�� oczy i nie patrze� na siebie wi�cej.
- Czego wi�c ��dasz?
- Uczy� krain� �mierci mniej pi�kn� i szcz�liw�, bo inaczej i tych dwoje opu�ci mnie za innymi, gdy minie wiosna ich mi�o�ci.

Na to Brahma zamy�li� si� przez chwil�, po czym rzek�:
- Nie! Nie ujm� pi�kno�ci i szcz�cia krainie �mierci, ale uczyni� co innego, by ratowa� �ycie. Odt�d ludzie musz� przechodzi� na drug� stron�, ale nie b�d� ju� przechodzili ch�tnie.
To rzek�szy utka� z ciemno�ci grub�, nieprzeniknion� zas�on�, a potem stworzy� dwie straszne istoty, z kt�rych jedna zwa�a si� Bole��, a druga Trwoga, i kaza� im t� zas�on� zawiesi� u przej�cia.

I od tej chwili ��ka Wisznu zaroi�a si� znowu �yciem, bo jakkolwiek kraina �mierci pozosta�a tak samo jasna, cicha i szcz�liwa jak poprzednio, ludzie bali si� Przej�cia.

Przypisy

[1] Brahma - b�stwo indyjskie, w buddyzmie najwy�szy z bog�w
[2] Wisznu - B�stwo indyjskie, ten, kt�ry daje �ycie
[3] Sziwa - b�stwo indyjskie, b�g stworzenia i zniszczenia
Zgłoś jeśli naruszono regulamin