Prawdziwa historia Edwarda 6.Zemsta i Bunt.doc

(33 KB) Pobierz

6.Zemsta i Bunt

 

Wróciłem do domu później niż zwykle.Esme bardzo się o mnie martwiła. Przez cały czas zastanawiała się cosię ze mną dzieje. Carlisle też nie był tym "wybrykiem" zachwycony. Jaknic czekał mnie kolejny wywód. O nie. Rosalie Hale nadal tu była -dlaczego ona. Nie tylko ja jej nie lubiłem, ona też za nami nieprzepadała.
- Edwardzie gdzieś ty się podziewał - w głosie Esme było coś z rozpaczy. - Martwiłam się o Ciebie.
- Niepotrzebnie.
- Jak mogłeś tak po prostu sobie pójść, Esme odchodziła od zmysłów. - Carlisle też się martwił.
Nieodpowiedziałem. Było we mnie za dużo wrogości. Jak to teraz będziewyglądać?! Nagle Rosalie ma po prostu iść do swojej rodziny jak gdybynigdy nic i powiedzieć "Cześć mamo, cześć tato zostałam wampirem i niemogę dłużej z wami zostać. Wybaczcie odchodzę" czy może jednak zniknienagle bez słowa, a my z nią?! Chyba, że postanowi nas opuścić i radzićsobie sama, tyle że Carlisle nie puści jej samej dopóki nie będzie natyle silna by się odpowiednio kontrolować. Nie tak nie może być.
- Idę do siebie.
Obojezostali na dole nie wiedząc co powiedzieć. W głowie Carlisle'a kłębiłosię wiele myśli. Esme po prostu się o mnie martwiła. Z tego cowyłapałem z myśli Rosalie zanim postanowiłem się całkowicie wyłączyćbyło to, że rozważała jednak pozostanie z nami. Resztę nocy przeleżałemna sofie zastanawiając się nad minionym dniem. Jak wytłumaczyć jejzniknięcie. To nie jest tylko jej problem, ale całej naszej czwórki. Inajprawdopodobniej czeka nas kolejna przeprowadzka chyba, że... Nie niebędę jeszcze tego brał pod uwagę. Nie mogę im tego zrobić. Noc minęłami niezwykle szybko. Niestety nastał kolejny dzień i do tego słoneczny,po prostu bomba! Co ja mam robić przez cały czas. W końcu górę wzięłamyśl o długim "spacerze". Właśnie takie długie wypady z domu sprawiały,że nie czułem się takim potworem jakim byłem. Przebywanie w jednym domuz Rosalie nie należało do najprzyjemniejszych. Ciągle wypominała sobieten wypad do swojej przyjaciółki Very i to, że nie zadzwoniła po ojcalecz z drugiej strony była szczęśliwa, że nie musiała wyjść za tegodrania. Mimo tego zostanie wampirem to nie było to o czym marzyła,chciała zostać modelką, chciała być bogata, mieć wielki dom i rodzinę,a zostanie potworem uniemożliwiło jej niektóre z tych postanowień.Siedząc na starym dębie, daleko od siedzib ludzkich, moje myśli, myśliludzi, przestawały istnieć. Wokół była całkowita pustka... Tak tego mibrakowało - wyciszenia...

***

Mijałykolejne tygodnie. Rosalie chodziła po domu jak bomba zegarowa, którawybuchała za każdym razem gdy była za blisko mnie. Nadal nie wybaczyłami słów, którymi powitałem ją w naszej rodzinie.Nikt oczywiście niesłyszał jej przekleństw gdyż specjalnie wykrzykiwała je w swojejgłowie. Oprócz tego jej kolejnym problemem był Royce. Nadal nie mogłaodpuścić mu tego co z nią zrobił, Chciała się zemścić. Postanowiłazatem, że jednak podzieli się z nami swoim planem.
- Carlisle...
- Tak Rose. O co chodzi? - Carlisle był zdziwiony jej zachowaniem, gdyż od kilku tygodni nie odzywała się do nikogo.
- Chodzi o Royce'a - muszę zabić drania.
- Ale... może jednak... Wiesz, że możemy to zrobić w inny sposób.
- Nie. Musi cierpieć. Skoro ja mogłam to on tez może. Jeśli mi nie pomożesz i tak to zrobię tylko bez niczyjej pomocy.
- No dobrze. kiedy chcesz to zrobić?
- Jutro popołudniu Royce będzie w banku - tam go dopadnę.
- Kto będzie Ci potrzebny? Oboje z Edwardem na pewno Ci pomożemy.
- Wystarczy, że pojedziesz Ty i Esme.
"A Ty nawet nie próbuj jechać z nami" - oj tak, Rose nie chciała mojego towarzystwa, tak jak ja nie potrzebowałem jej.
- Wybacz mi Rose ale nie mam zamiaru się w to angażować. - Esme nie była zachwycona tym pomysłem.
- A Edward? Przydałby mi się do pomocy.
Z gardła Rosalie wydobyło się stłumione warknięcie.
- Nie mam zamiaru jej pomagać.
- Edward...
Nieusłyszałem dalszej części wypowiedzi Carlisle'a, gdyż targające mnąemocje dały mi się za mocno we znaki. Wybiegłem z domu szybciej niżkiedykolwiek. Zazwyczaj tłumiłem w sobie wszystkie emocje. Choć znówdokuczał mi głód zignorowałem go. Nie wiedziałem gdzie się udać. Las czymiasto? Wybrałem jednak las, bo w takim stanie nie byłem pewny czywytrzymam pomiędzy ludźmi. Rozłożyłem się na trawie, gdzieś w środkulasu nie zastanawiając się nad upływającym czasem. Słońce zaczęło jużzachodzić kiedy gdzieś niedaleko pojawiło się stado łosi. Odruchowozerwałem się na nogi i bez problemu znalazłem moją "kolację".
Wróciłemdo domu nie pokazując się reszcie domowników. Wystarczyło mi otwarteokno w pokoju. Kipiąca zemsta wampirzyca chodziła po domu ciesząc sięze swojego nadchodzącego zwycięstwa. Postanowiła jednak, że najpierwzajmie się jego kolegami, a jeszcze tego samego dnia dorwie Royce'a.
Wrócilipóźnym wieczorem. Rosalie była z siebie bardzo dumna. Rano zabiłapięciu kolegów Royce'a, a popołudniu zajęła się samym Royce'm. Bardzoczęsto wspominała jego zdezorientowaną minę gdy weszła do jego biura wsukni ślubnej. Biedni chłopcy... zginęli tak okrutną śmiercią z rąkrozwścieczonej wampirzycy - chociaż nie, zapłacili za swoje wybryki.Niestety Rose nie mogła sobie odpuścić i za każdym razem gdy była zbytblisko mnie wypominała mi, że nie mogłem brać udziału w jejprzedstawieniu.
Jej radość trwała tygodniami. Nie mogłem jużznieść jej kpiarskich uśmieszków. Nie uspakajała mnie nawet muzyka. Dogłowy powrócił pomysł z przed wielu tygodni. Odejście z domu  - to byłochyba jedyne słuszne wyjście. Idąc do gabinetu Carlisle'a mijałemzdziwiona Rosalie - od dawna nie opuszczałem pokoju w ten sposób,zazwyczaj wystarczało mi okno.
- Carlisle...
- Tak, co się stało?
- Odchodzę.
Esme znieruchomiała - "Nie Edwardzie, nie... Proszę..." - tyle miała mi do przekazania.
- To jedyne słuszne rozwiązanie. Nie wiem czy jeszcze wrócę, więc chciałem się pożegnać.
W tym momencie Esme rzuciła mi się na szyję i wyszeptała:
- Nie proszę, nie rób tego...
- To już postanowione. Żegnajcie.
Zdjąłemjej ręce z mojej szyi i wyszedłem z pokoju zostawiając ją samą.Wróciłem do pokoju, by w pośpiechu spakować swoje rzeczy do wielkiegoplecaka. Schodząc po schodach spotkałem Carlisle'a.
- Edwardzie...
- Nic tego  nie zmieni.
- Weź tylko to.
I włożył mi w rękę kopertę z gotówką - "To tak na drogę..."
- Dziękuję... dziękuję za wszystko.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, a potem wyszedłem z domu w panującą wokół ciemność.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin