Prawda i przyzwoitość [Ainzfern].rtf

(59 KB) Pobierz

 

 

PRAWDA I PRZYZWOITOŚĆ

 

AINZFERN

 

CZĘŚĆ I

 

Relacje między Cheyem i Tahną umacniają się. Chey Neeson dowiaduje się kilku nowych prawd o sobie, swoim kochanku i niektóre jego poglądy ulegają zmianie.

 

 

Za jeden z naszych najczęstszych błędów możemy uznać to, że zapominamy, iż ograniczenie naszej percepcji stanowi granicę wszystkiego co dostrzegamy.-C.W.Leadbeatera.

 

 

Cheya Neesona, senatora, Ministra Handlu i Spraw Zagranicznych Federacji obudziło światło wpadające przez okno do apartamentu . Przeciągnął się leniwie w miękkiej pościeli i uśmiechnął, kiedy nagie, ciepłe ciało kochanka poruszyło się obok dając mu wygodny pretekst, żeby  przytulić się jeszcze bardziej.

 

Tahna Lam  wymamrotał coś sennie, przewrócił się kładąc mu rękę na piersiach i obejmując nogami uda.

 

Chey całkowicie robudzony pocałował go w czoło i popatrzył w senne oczy.

 

- Dzień dobry - uśmiechnął się.

 

Tahna wymruczał coś niezrozumiale, na twarzy pojawił  mu się naprawdę słodki uśmiech.

 

Chociaż minęło już trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do tego, Chey musiał przyznać, że zaraz po przebudzeniu, przed nałożeniem swojej ochronnej skorupy Tahna Lam był po prostu słodki. Oczywiście dla Cheya był ujmujący nawet wtedy kiedy zachowywał się jak najwredniejsza suka, ale rano, zrelaksowany wyglądał jak najsłodsza przytulanka. Był nim absolutnie oczarowany.

 

Minister już wiedział na pewno, że tak jak cały czas podejrzewał, złośliwość Tahny była tylko  formą obrony przed atakiem. Elity spodziewały się, że będzie  on zachowywać się  w określony sposób, więc tak robił.  Chey chcąc być całkowicie obiektywny w ocenie swojego kochanka uważał ten emocjonalny makijaż za element snobizmu Tahny i bardzo łatwo wybaczał mu to zachowanie, bo w niezamierzony przez siebie sposób Blondie był przy tym bardzo zabawny.

 

Jednak z czasem, kiedy Chey zaczął poznawać Tahnę w różnych sytuacjach i zdobył jego zaufanie, odkrył, że pod kolczastymi warstwami skrywa się kochające, ciepłe serce. Był wystarczająco uprzywilejowany, żeby czasami je zobaczyć.Oczywiście to były jego własne obserwacje i nie był tak głupi, żeby je ujawnić. Spotkałby się na pewno z gwaltownym sprzeciwem. No i na dokładkę lubił swoje jądra i chciał, żeby zostały tam gdzie były teraz.

 

Chey przytulił się do Tahny i z zadowololeniem zaczął rozmyślać o kilku ostatnich dniach.

 

Tydzień temu na oficjalne zaproszenie Syndykatu przybył kolejny raz na Amoi . Miał reprezentować Federację na corocznej konferencji handlowej odbywającej się w Patrii.Poprzednie spotkanie zakończyło się ogromnym sukcesem, było jakby hołdem dla reform społecznych Iasona Minka, które spowodowały  dynamiczny rozwoju handlu.

 

Tym razem Chey nie był tak bardzo zajęty, jego świta doskonale znała już zwyczaje Amoi i wykonywała samodzielnie większość pracy. Osobiście pełnił  tylko rolę doradcy i prowadził negocjacje z Iasonem. Przewodniczący Syndykatu domagał się tego stanowczo i dość często chciał tylko z nim prowadzić rozmowy "za zamkniętymi drzwiami". Chey podejrzewał, że powodem tego było to, że tylko przy nim Iason mógł chociaż trochę pobawić się w trakcie negocjacji. Elita był  w tym prawdziwym mistrzem i nikt nie mógł mu dorównać. Ale Neesonowi schlebiało to, ze przynajmniej jest uważany, za osobę, która może podjąć wyzwanie.

 

Jednak najważniejszą korzyścią z tej konkretnej konferencji było to, że udało mu się spędzić więcej czasu z Tahną. Oczywiście wszystkie noce w całości należały do snobistycznego Blondie i poświęcane były na miłość, ostatnia nie była wyjątkiem. Dodatkowym bonusem było też kilka wolnych popołudni spędzanych w zabawnym towarzystwie Tahny w sposób bardziej przyziemny, ale równie ważny dla ich związku.

 

Bardziej podejrzliwa część umysłu Cheya podpowiadała mu, że stało się tak za sprawą Iasona Minka. Chey zachichotał cicho wtulając twarz we włosy Tahny. Powściągliwy Przewodniczący Syndykatu miał wielką słabość do spraw sercowych.

 

Rozmyślania przerwał mu cichy głos Tahny - Bierzesz dzisiaj udział w konferencji?

 

- Tylko do południa. Jutro mamy przerwę, a potem jest tylko uroczyste zamknięcie - odpowiedział Chey odwracając się do niego - Dlaczego pytasz? Masz jakieś wielkie plany na ten dzień?

 

Tahna uśmiechnął się do niego i zmarszczył brwi - Sądzę, że wieczór  u Iasona Minka to byłby dobry pomysł.

 

- OK.... więc kim jesteś i co zrobiłeś z moim Tahną - Chey usiadł i zaczął wpatrywać się w twarz kochanka - Dobrze zrozumiałem? Sugerujesz, że mamy zjeść kolację razem z Iasonem i Rikim?

 

Tahna prychnął pogardliwie - Nie do końca, kochanie - podparł się na łokciu z zadowoleniem na twarzy - Ty masz zjeść kolację z Iasonem i jego małym przyjacielem. Ja mam wcześniejsze zobowiązania na ten wieczór.

 

Chey patrzył na niego w skupieniu - Inauguracja nowego sezonu?

 

- Tak - Tahna podniósł rękę - Kusi mnie, żeby to zostawić, ale pracowałem nad tym kilka tygodni, no i mam tam być gospodarzem...

 

Chey namyślał się przez chwilę, a potem z szelmowskim uśmiechem spojrzał na  niego.

 

Tahna wpartywał się w niego podejrzliwie, a potem oczy rozszerzyły mu się ze strachu, kiedy zrozumiał. Pokręcił gwałtownie głową - Nie - powiedział stanowczo. - Absolutnie nie.

 

- Tahna ....- Chey zlożył błagalnie dłonie.

 

- Nie, chodzi mi o to, Chey - Tahna lekko odsunął się od niego - że tak jak zawsze, będą mi towarzyszyły moje Zwierzęta. Będziesz się dusił w swojej bizantyjskie moralności przez cały wieczór, więc lepiej zrezygnuj z tego doświadczenia.

 

- To nie fair - zbeształ go Chey - Wiem jak mam się zachować, możesz mi zaufać.

 

- Od kiedy?

 

Ignorując pytanie Chey zsunął się nieco i zapytał - Nie sądzisz, że staram się tylko poznać cię w innych warunkach?

 

Tahna popatrzył pytająco.

 

Chey widząc to uśmiechnął się - Cóż, ty już poznałeś moją rodzinę...

 

- Tak - Tahna położył się ponownie i sapnął z oburzenia - I nadal sądzę, że to był błąd.

 

Chey roześmiał się głośno - Coś takiego słyszę od człowieka, który co tydzień dzwoni do mojej babci.

 

- Bądź co bądź, panie Neeson - odciął się Tahna - to jest zupełnie inna sytuacja. Moje Zwierzęta nie są moją rodziną i wolałbym, żeby moje życie zawodowe było całkowicie oddzielone od ciebie.

 

- Daj mi szansę - Chey pochylił się nad nim, rozbawiony tym, że Tahna próbuje się od niego  odsunąć. - Myślę, że nadszedł czas, żebym poznał twoje życie z innej strony.

 

- Ale po co?

 

Głos Cheya złagodniał - Żeby cię lepiej zrozumieć. Ty wiesz o mnie prawie wszystko...

 

- Ale ja nie chcę - Tahna z rozdrażnioną miną odrzucił do tyłu włosy - Jeśli na coś nalegasz, zawsze musisz wylewać z siebie retotykę jak z gejzera?

 

- Staram się być tylko otwarty i szczery.

 

- Jak i ja - Tahna wyprostował się dumnie i usiadł, ale cały efekt zniszczył fakt, że był nagi i uroczo rozczochrany po upojnej nocy. - Mówię szczerze, nie powinno cię tam być.

 

- Myślę, że powinienem - Chey uśmiechnął się porozumiewawczo - Martwisz się jak zareaguję.

 

Oczy Tahny błysnęły niebezpiecznie - Naprawdę nie wiem, czemu sobie zadajesz trud Neeson, żeby wynajdywać argumenty skoro i tak  wyraźnie widać, że odpowiadasz na nie za mnie.

 

- Tahna - Chey pochylił się do przodu, otoczył go ramionami i zaczął całować po szyi - Nie ufasz mi?

 

Na sekundę Tahna poddał się jego pieszczotom, potem sapnął skonsternowany i odepchnął go - Nie. I jeszcze raz nie. - jego wielke fioletowe oczy zwęziły się - Bo wiem, że i tak zrobisz wszystko po swojemu.

 

Chey uśmiechnął się bezczelnie - To zazwyczaj działa.

 

- Nie teraz,  nie w tym przypadku.

 

Ton głosu Cheya zmienił się na bardziej stanowczy - Wiesz co, kochanie? Myślę, że będę się tego domagał.

 

Tahna gapił się na niego oburzony - Proszę?

 

- Cóż dla mnie jest całkiem jasne, że nie mogę ci udwodnić, że poradzę sobie  z "tradycyjną" stroną życia Elit dopóki tego przy tobie nie zrobię. Więc ...- Chey rozłożył ręce, mówił spokojnie, logicznie, poważnym głosem - Udowodnię ci to.

 

Tahna skrzyżował ramiona na piersi - W przypadku gdybyś nie wiedział, zrozumiałem oczywisty podtekst twojej wypowiedzi, i to nie jest jeszcze przesądzone.

 

- Byłoby lepiej, gdybyś zwyczjanie się zgodził.

 

- Dlaczego... Ty...- Tahna zaplątał się na chwilę - Ty niepoprawny, arogancki, śmieszny...

 

- Poważnie, Blondie - Chey przerwał mu łagodnie z czułym uśmiechem - Obaj wiemy, że w końcu cię do tego namówię. Może dla odmiany, wybawisz nas od wysiłku i powiesz wcześniej "tak". Co o tym myślisz?

 

Oczy Tahny rozszerzyły się z niedowierzenia - Incredible!

 

- A co to znaczy?

 

- W oryginale brak skrupułów spowodowany przez nadmierne ego.

 

Chey uśmiechnął zupełnie bez urazy - Kochasz mnie. Przyznaj się.

 

Tahna wydał oburzone westchnienie, wstał z łóżka, włożył szlafrok i zacisnął mocno pasek nerwowym ruchem. - W takich szczególnych momentach zawsze zadaję sobie pytanie, dlaczego.

 

- Więc ... - Chey patrząc na niego z niewinnym uśmiechem usiadł i zsunął prześcieradło na kolana - obowiązuje strój formalny? - Nie udało mu się uchylić. Rzucona z zegarmistrzowską precyzją poduszka trafiła go prosto w twarz.

 

 

 

ROZDZIAŁ II

 

 

- Twoje Zwierzęta są w domu w Apatii ? - siedząc na tylnym siedzeniu limuzyny prowadzonej przez Karu, Mebla Tahny, Chey zwrócił się do siedzącego obok  wspaniale ubranego kochanka.

 

Musiał przyznać, że miał trudności w skupieniu się na odpowiedzi, Tahna wyglądał dzisiaj oszałamiająco.

 

Chey wrócił do mieszkania Blondie wczesnym popołudniem i miał możliwość poznać wreszcie jego wieloletniego Mebla - Karu, zaskakująco dojrzałego, siwiejącego mężczyznę o ciemnych oczach, obdarzonego miękkim, spokojnym głosem. Pomyślał, że ktoś taki jakby stojący na drugim końcu emocjonalnej skali bardzo pasował do Tahny. Intrygujące, ale wyglądało to tak jakby jego kochanek instynktownie kogoś takiego potrzebował.

 

Ale to co naprawdę uderzyło Cheya, kiedy wszedł do salonu to wygląd Blondie. Karu stanął na wysokości zadania przygotowując swojego Pana do imprezy. Tahna ubrany był w olśniewający czarny płaszcz z brokatowymi, kobaltowo- niebieskimi skrzydłami. Włosy umyte i wyszczotkowane, tak że aż błyszczały miał spięte srebrną zapinką i w pomysłowych falach spływające z gracją po plecach. Herb Syndykatu  użyty do zapięcia płaszcza dyskretnie wskazywał na jego status i staż pracy.

 

Ogólny efekt dosłownie podciął Cheyowi nogi. Jego elegancki garnitur z czarnego jedwabiu wyglądał  przy tym wręcz prozaicznie. Ale tak przecież miało być, to była noc Tahny.

 

Karu zjechał z głównej autostrady Tangury i skręcił w porośniętą drzewami aleję prowadzącą w stronę rezydencji Elity w Apatii. Chey poczekał, aż Tahna powoli skinął głową i spojrzał na niego swoimi ogromnymi fiołkowymi oczami - Tak -  z roztargnienieniem wygładzał płaszcz. - To ma sens, że mieszkają w rezydencji w pobliżu Midas. Poza tym - uśmiechnął się chytrze - to mój ulubiony dom i czuję się komfortowo, kiedy w nim jestem.

 

Chey zmarszczył brwi, uśmiechnął się i zapytał swobodnym tonem - Mała stabilizacja?

 

Blondie spojrzał na niego spod przymkniętych powiek - Możliwe - mruknął z ironią w głosie. Wyprostował się na siedzeniu  z satysfakcją wyglądając przez okno - Jesteśmy na miejscu.

 

Karu zgasił silnik i szybko wysiadł , żeby otworzyć drzwiczki swojemu panu.

 

- Jesteś gotowy do "radzenia sobie", jak to ładnie ująłeś?

 

Chey mrugnął do niego i skinął w kierunku wejścia do białego, marmurowego pałacu - Prowadź kochanie.

 

Tahna oburzony westchnął , przymknął zasmucone oczy, ale go posłuchał.

 

 

 

                                                   * * *

 

 

- Ach - Tahna uśmiechnął się z dumą, kiedy Karu wprowadził do holu dwóch smukłych, młodych mężczyzn.

 

- Zgodnie z obietnicą - Karu z dumą na twarzy skłonił się grzecznie  - Czekają na ciebie, przygotowani do wyjścia.

 

- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, Karu - Tahna z aprobatą uśmiechnął się do Mebla  - Postarałeś się wyjątkowo. Wyglądają pięknie.

 

Karu jeszcze raz skłonił się i z ulgą na twarzy cofnął.

 

Chey patrzył  w milczeniu,  z ostrożnym wyrazem twarzy, starając się uchwycić każdy szczegół, kiedy Tahna zbliżył się do swoich Zwierząt, dosłownie górując nad nimi wyciągnął rękę wskazując im, że mają się zbliżyć. Odwracając się do Cheya pogładził czarne włosy wyższego z nich - To jest Elle - powiedział łagodnie.

 

Elle przez chwilę patrzył Cheyowi w oczy potem  pochylił  z szacunkiem głowę i odezwał się głosem słodkim jak miód - To dla mnie zaszczyt, Panie Neeson.

 

- A to -  zanim Chey zdążył zareagować, Tahna powiedział  z ciepłym, czułym uśmiechem, kiedy dotknął delikatnie mniejsze Zwierzątko - jest Tei.

 

Tei nie powiedział nic, skłonił głowę i troszeczkę się zaczerwienił.

 

Chey uśmiechał się uprzejmie przyglądając się im z bliska.

 

Byli naprawdę atrakcyjni. Elle, starszy z pary był wyraźnie szerszy w ramionach, ale był smukły i miał długie kończyny więc jego sylwetka była dokładnie taka jaką preferowały Elity u Zwierząt . Czarne, gęste włosy łagodnymi falami opadały mu na ramiona. Pomimo doskonale proporcjonalnych i pięknych rysów twarzy dało się zauważyć jego wiek. Elle nie był już dzieckiem, ale dojrzałość, zdaniem Cheya dodawała mu tylko uroku. Takiego spokoju i powagi nie widział nigdy u innych Zwierząt, które spotykał wcześniej w Patrii.

 

A Tei... Tei wręcz promieniował słodyczą. Mniejszy niż Elle, miał delikatne brązowe włosy ułożone tak, że podkreślały jego wysokie kości policzkowe i ogromne brązowe oczy. Jego wygląd odpowiadał zachowniu, był delikatny i nieśmiały.

 

Cheya zaskoczyły także ich ubrania.Zamiast standardowego minimum materiału zapewniającego przyzwoitość Elle i Tei ubrani byli w stylowe, zmysłowe, satynowe stroje. Ubrania niczego nie odkrywaly, ale były tak skrojone, że dawały możliwość odkrycia skóry w niektórych miejscach i były elegancko udrapowane w innych.

 

- Miło was poznać - powiedział spokojnie Chey.

 

- A teraz skoro mamy za sobą obowiązek powitania Pana Neesona  - Tahna skinął znacząco na Cheya - musimy już iść. - Odwrócił się w kierunku Karu, który stał dyskretenie z tyłu i rzucił mu krótkie spojrzenie. Mebel natychmiast otworzył im drzwi.

 

Idąc za Tahną Chey kierowany ciekawością jeszcze raz spojrzał na Zwierzęta.

 

To co zobaczył było odkryciem samym w sobie.

 

Wyraz twarzy Elle, teraz kiedy Mistrz na niego nie patrzył zmienił się zupełnie. Młodzieniec patrzył wyzywająco wprost na Cheya. Jasno było widać, że Elle jest  wściekły. Wściekły na Cheya i okazuje mu to. Wrogość  w oczach Elle zauważył Tei. Mniejszy, piękny mężczyzna patrzył z niepokojem jakby oczekiwał, że Chey w każdej chwili wybuchnie.

 

Ciekawe...

 

Chey skinął im jeszcze raz i odwrócił się w kierunku Tahny, przybrał obojętną minę, aby nie okazać absolutnie żadnego znaku, że wydarzyło się coś niestosownego.. W limuzynie usiadł na tylnym siedzeniu obok Tahny, Zwierzęta zajęły miejsca  naprzeciwko nich. Chey dał im komfort odwracając się w  kierunku Blondie i pogrążając się z w rozmowie.

 

Oczywiście nie miał żadnego powodu, aby wspomnić o ich zachowaniu. Był tu obcy. Miał tylko obserwować. To wszystko co ma dzisiaj do zrobienia, pomyślał.

 

Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że odkryje sporo, zanim ta noc się skończy.

 

 

 

                                                     * * *

 

 

Kiedy Tahna i Chey stanęli na szczycie schodów prowadzących do głównej sali Muzeum Historii była już ona pełna pięknie ubranych Elit i zamożnych obywateli Midas. Chey rozejrzał się szybko i na rozstawionych tu i tam tapczanach zobaczył Zwierzęta oczekujące na swoich Panów.  Stłumił westchninie. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że dla większości Elit były to tylko piękne dodatki.

 

Tahna uniósł brodę i przez chwilę rozglądał się po sali, kiedy wystarczająca ilość gości zwróciła na niego uwagę dał Cheyowi znak głową pokazując, że mogą schodzić.

 

Chey zachichotal  wpatrując się w nieskazitelną twarz Blondie - Zaplanowane spóźnienie? - spytał przyjaźnie.

 

- Oczywiście - Tahna beztrosko wzruszył ramionami - Jaki sens ma wielkie wejście jeśli nikt nie może go zobaczyć?

 

- No cóż, chyba masz rację.

 

- Przy okazji - Tahna pochylił się w jego kierunku i powiedział półgłosem - Nie myśl, że chociaż przez chwilę, panie Neeson, będziesz pić szampana i śmiać się z ostentacyjnych szaleństw Elit.

 

- Och kochanie, zdjąłeś mi ciężar z serca. - Chey z uśmiechem przycisnął dłoń do klatki piersiowej - Zakładam, że  masz dla mnie jakąś rolę do odegrania ?

 

Tahna powoli prowadził go  schodami  na salę - No jak sam widzisz Chey, mamy królewskie wejście,więc absolutnie załużyłeś sobie na ten wieczór.

 

- Och?

 

- Hmm - Tahna spojrzał na niego spod przymkniętych powiek - Nie zrozum mnie źle, ale jesteś senatorem i ministrem - uśmiechał się bezczelnie - ale chciałbym, żeby ten tłum dwulicowych sępów oniemiał z powodu twojego uroku. Chcę, żeby z frustracji rozbolały ich wątroby, kiedy będą próbowali rozgryźć czy twoja obecność oznacza moje polityczne machinacje.

 

- Przecież nic takiego nie chcesz zrobić Tahna - zwrócił mu uwagę Chey.

 

- Racja - Tahna roześmiał się - Ale oni o tym nie wiedzą.

 

Chey spojrzał na niego - Wredna z ciebie suka, prawda?

 

- Jestem pewien, że to jeden z powodów, dla których mnie uwielbiasz - Tahna skrzywił się z niesmakiem - Poza tym - dodał, kiedy zatrzymali się na dole schodów - Oni zawsze bezwstydnie o mnie plotkują. Więc ... dlaczego nie dać im czegoś o czym mogliby szeptać?

 

- To mi się podoba - Chey grzecznie ujął Tahnę za łokieć - Dodam trochę paliwa do tej mieszanki? - zasugerował .-  Jak bardzo mam być uprzejmy ?

 

Uśmiechając się łaskawie i nieco wyniośle do najbliższej grupy Elit i ich orszaku Tahna posłał Cheyowi zadowolone spojrzenie - Śmiało mogę ci powiedzieć "bardzo" - wymruczał cicho - Podejrzewam, że ten wieczór może okazać się bardzo zabawny - kolejny uśmiech pełen blasku do następnej grupy przed nimi - Dobry wieczór panowie - Tahna  z uniesioną dumnie brodą witał swoich gości - Co ... za przyjemność widzieć was wszystkich tutaj.

 

Chey  na chwilę przestał  się przysłuchiwać wymianie pozdrowień między Tahną i jego kolegami, zignorował ich ciekawskie spojrzenia, którymi go obrzucali i zaczął wzrokiem błądzić po sali. Dostrzegł Elle i Tei siedzących na tapczanie na tyle blisko, aby być na każde skinienie swojego pana. Chey zmarszczył brwi usiłując zrozumieć co widzi.

 

Tei wyglądał na spiętego, spojrzał  do góry  i napotkał zaniepokojony wzrok Elle, który pochylił się do niego, mocniej ścisnął mu dłoń i wyszeptał kilka słów. Cokolwiek powiedział odniosło to efekt, delikatne Zwierzątko nabrało głęboko powietrza i kiwnęło głową , napięcie  ustąpiło. Spojrzał na Elle wzrokiem pełnym adoracji. Postawa Elle zmieniła się natychmiast, jego oczy zaświeciły się pełne miłości.

 

Chey musiał przyznać, że było to bardzo subtelne. Prawdopodobnie dla kogoś do tego nieprzyzwyczajonego, Elity lub obywatela wyższej kasty Amoi, zupełnie niezauważalne. Ale Chey Neeson, urodzony i wychowany w świecie, w którym takie spojrzenia były czymś normalnym rozpoznał je natychmaist.

 

Przecież przez całe swoje życie widywał takie spojrzenia u swoich rodziców .

 

Stłumił chichot, on iTahna też na siebie tak patrzyli, kiedy byli sami.

 

W tym momencie Elle i Tei spojrzeli na niego i ich twarze natychmiast przyjęły bezmyślny, ponury wyraz. Chey mógł zobaczyć w nich teraz tylko dobrze wyszkolone Zwierzęta, ale kiedy się odwracał w czarnych oczach Elle pojawił się błysk czystej niechęci. Chey nie mógł mu pomóc,ale  poczuł ulgę kiedy zobaczył jak mocno ścis...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin