Znalazłem w necie.pdf

(173 KB) Pobierz
Znalazłem w necie
Znalazłem w necie
Wyjeżdżałem na okres wakacji do pracy w gospodarstwie rolnym, daleko na
północ Polski. Czemu tam, nie wiem. Po prosu lubię nowe wyzwania i chciałem
sprawdzić, jak wygląda „prawdziwa wieś”, gdyż ja, krakowianin od urodzenia,
nie miałem o tym kompletnego pojęcia. Ogłoszenie znalazłem w necie i od razu
się zgłosiłem.
Jestem zwykłym prostym 23-latkiem, wysokim i bardzo szczupłym. Starałem
się chodzić na siłownię, ale muszę przyznać, że było to nieregularnie i
chaotyczne. Nie jestem przystojny. Może dlatego pomimo swoich lat wciąż
jestem prawiczkiem... nie tylko prawiczkiem. Wiedziałem na pewno, że jestem
prawiczkiem-biseksem.
Dojechałem pociągiem do wskazanej stacji, potem musiałem się jeszcze dwa
razy przesiadać na autobus, aby dojechać pod właściwy adres. Po prawie
całodziennej podróży dotarłem do gospodarstwa, w którym miałem pracować.
– Dzień dobry, jestem Adam, nie wiem, czy dobrze trafiłem, ale miałem tu
zacząć pracę – powiedziałem grzecznie.
– Witam, jestem tu gospodarzem. Dobrze trafiłeś – przywitał mnie pan Paweł,
lat około pięćdziesiąt, z lekką siwizną na skroniach. – Zapraszam do środka.
Wziąłem swój plecak i wszedłem, ściągając buty w przedpokoju, jak mnie
mama nauczyła.
– Nie ściągaj, nie trzeba! Pozwól, że przedstawię cię mojej rodzinie: moja
żona... moja córka. Nie ma jeszcze Miłosza, naszego syna. Ale pewnie szybko
się dogadacie. Jest chyba w twoim wieku.
Przywitałem się ze wszystkimi i rozpocząłem rozmowę z pracodawcą, pytając,
czym miałbym się tu zajmować. Ten wszystko mi odpowiedział, ale dodał, że
lepiej będzie, jak oprowadzi mnie po gospodarstwie i pokaże, co i jak.
Wyszliśmy na dwór i rozpoczął prezentację swojego majątku: stodoła z sianem,
obora z krowami, chlewnia ze świniami, w oddali pokazał rozciągające się
pastwisko i pola uprawne. Wtedy zauważyłem coś interesującego. Na końcu
gospodarskich zabudowań stało coś w rodzaju szopy (na zewnątrz same deski).
Była to szatnia jak z prawdziwego zdarzenia, razem z prysznicem i wc.
Gospodarz wytłumaczył mi, że żona nie znosi, jak ktoś prosto z chlewni
przychodzi śmierdzący i brudny do domu. Dlatego po pracy tu się przebierają i
korzystają z prysznica.
W tym samym czasie z pola wrócił Miłosz. Był wysokim chłopakiem, dobrze
zbudowanym, o zielonych oczach i dłuższych włosach. Przywitał się ze mną jak
gdyby nigdy nic:
– Cześć, Miłosz jestem.
– Cześć, Adam, będę tu pracował przez wakacje, ale wiesz... nie mam w tym
żadnego doświadczenia.
– Nie przejmuj się, wszystkiego się można nauczyć. Nie jesteś tu pierwszym
1
mieszczuchem.
Nie przejąłem się tym zbytnio, że nazwał mnie mieszczuchem.
– Tato, skończyłem tam... Czy coś jeszcze trzeba zrobić?
– Nie, nie trzeba. Potem tylko pozamykaj zwierzęta.
– Wiadomo – odpowiedział, a następnie zwrócił się do mnie: – Widzę, że ojciec
cię już wprowadził z grubsza, co i jak.
– Myślę, że tak – stwierdziłem.
– Miłosz, to zaprowadź Adama do jego pokoju – powiedział ojciec, a Miłosz
tylko skinął głową. Wróciliśmy do domu. Miłosz pokazał mi pokój, w którym
będę spał. Był to mały pokoik na poddaszu, ze starym szerokim tapczanem, przy
oknie stolik ze starym telewizorem, w rogu nieduża szafa na ubrania.
– Jak się urządzisz, zejdź na kolację – powiedział.
Po rozpakowaniu się poszedłem na kolację, na której byli wszyscy mieszkańcy
domu. Rozmawialiśmy do późna, aż gospodarz przypomniał nam, która
godzina, a pobudka – o piątej rano!
– Budzić cię czy sam wstaniesz? – zapytał Miłosz.
– Nastawię budzik w komórce, nie ma sprawy.
Punktualnie o 5:00 byłem na nogach. Miłosz już na mnie czekał. Poszliśmy do
„przebieralni”. Tu pokazał mi moje „robocze” rzeczy. Ubrałem się – i do
roboty!
Ten pierwszy dzień był dla mnie koszmarny. Cały czas musiałem o wszystko
pytać pana Pawła, bo Miłosz poszedł gdzieś tam do swoich zajęć, aż w końcu
zrobiło mi się głupio. Gospodarz jednak cierpliwie mi tłumaczył, ile i czego
należy zmieszać, żeby pasza dla świń była jak należy, a nawet jak uruchomić
poidło dla zwierząt... Po całym dniu pracy byłem taki zmęczony, że nie miałem
na nic sił. Dosłownie. Po prysznicu i przebraniu się zjadłem malutką kolację,
poszedłem na górę i natychmiast zasnąłem.
Rano myślałem, że nie wstanę z łóżka, tak mnie wszystkie kości bolały, ale
lubię wyzwania i przemogłem się. Po zwykłych porannych czynnościach typu
nakarmienie zwierząt, miałem się zająć wyrzuceniem obornika. Pan Paweł z
wesołym uśmiechem pokazał mi, jak mam trzymać widły, żeby sobie nie
odparzyć rąk. Ręce rękami, ale wiedziałem, że po tej robocie będę śmierdział
jak skunks! Ucieszyłem się, gdy się okazało, że będę to robił z Miłoszem.
– Nie przejmuj się. Każdy, kto tu przyjeżdża do roboty ma na początku te same
problemy, a potem się przyzwyczaja. Nawet do tego smrodu. Po chwili już go
sam nie czujesz. Dasz sobie radę – powiedział śmiejąc się.
Czas płynął szybko, a my wynosiliśmy na widłach ten cholerny obornik, gadając
jednocześnie o wszystkim i o niczym. Nawet o tym, że w sobotę, jak będę miał
trochę siły, to możemy pójść tu na taką pseudo-dyskotekę. I nie o same tańce
chodzi, ale o to, żeby „kija zamoczyć”. Są tu "chętne", że dają.
– Jak nie masz gumy, to ci pożyczę – powiedział z przymrużeniem oka, a mnie
pot dwa razy szybciej spłynął po plecach.
– Wytrzymam ten miesiąc jakoś... – wystękałem, a on kpiąco pokiwał głową.
2
– Nie wytrzymasz – powiedział. – Ja, jak się przy robocie ujebię, to muszę kija
zmoczyć, wtedy mi siły wracają.
– Ja się tak jeszcze nigdy robotą nie ujebałem – odpowiedziałem cicho – to nie
wiem...
– To sam się przekonasz.
I dowiedziałem się, że Miłosz nie ma w tej chwili dziewczyny, ale miał jedną, z
którą chodził dwa lata, ale jakoś samo się rozsypało. Z tego wywnioskowałem,
że on już dawno nie jest prawiczkiem.
W południe słońce już tak paliło, że nie dawało się wytrzymać. Miłosz zdjął
górną część swego roboczego stroju. Wtedy moim oczom ukazał się widok
wspaniałego kaloryfera i pięknych mięśni, których dodatkowym atutem było
lekkie owłosienie połączone ze spływającym z niego potem. Niesamowity
widok.
– O ku... Ale masz klatę... Jak ty to zrobiłeś? – spytałem z podziwem.
– Ja? To wieś sama robi, praca, tu nie jest ci potrzebna żadna siłka. Ty też się tu
„podciągniesz” przez ten miesiąc, zobaczysz. Ściągnij koszulę, przynajmniej
trochę się opalisz – odpowiedział zdecydowanie, bez żadnego zakłopotania, że
jakiś facet napala się na jego klatę.
Nie odpowiedziałem, tylko zastosowałem się do jego sugestii. Szczerze mówiąc,
nie mogłem już wytrzymać w tym żarze.
– Też się nie masz co wstydzić – powiedział obrzucając mnie uważnym
spojrzeniem. – Jesteś szczupły, ale dobrze umięśniony. Jednak widać, że
powinieneś popracować nad sobą.
Robiliśmy dalej, z małymi przerwami i rozmawialiśmy o naszym życiu. Moim
na południu i jego na północy, a ja przy każdej okazji obserwowałem grę jego
mięśni, tego ciała i tej sylwetki. Przez resztę dnia myślałem tylko o tym, jak on
pięknie wygląda w tym upale, gdy lśni zroszony potem. Miłosz zaczął mi się
podobać... Wiedziałem, że nie mam u niego szans (wiadomo – heteryk), ale
mimo to nie dawało mi to spokoju. Żeby tak zobaczyć go nago...
Pod koniec roboty Miłosz zniknął, wywołany przez ojca. Dokończyłem już
wszystko sam i mogłem się umyć. Poszedłem do naszej „przebieralni”,
rozebrałem się i odkręciłem wodę. Gdy rozleniwiony stałem pod prysznicem,
wszedł Miłosz.
– O sorry... Tu masz zasłonkę, mogłeś się zasłonić, nie wiedziałem... –
powiedział i wycofał się szybko.
– Wejdź, wejdź... Nic się nie stało – rzekłem z nadzieją, że on też tej zasłonki
nie zasłoni, gdy stanie obok, pod drugim sitkiem. Nie wstydziłem się swojej
nagości. Jako facet mam co trzeba, a że jestem chudy... Nie zaprzeczę, że
chciałem go sobą sprowokować!
– Nie, nie, to ja jeszcze zaglądnę do obory... – powiedział, a mnie zdawało się,
ze ledwo wykrztusił z siebie te słowa. Wyszedł, odprowadzany moim wzrokiem,
ale doskonale widziałem jego spojrzenie wbite w mojego penisa. No, jak
wspomniałem, z całego mojego ciała – tu mam największy atut...
3
Gdy ja skończyłem, Miłosz zajął moje miejsce pod natryskiem. Nie miałem
odwagi podglądać go. Gdyby to ktoś z zewnątrz zobaczył...
Przy kolacji rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele, chociaż w głębi duszy
chciałem od niego czegoś więcej.
Pierwszy tydzień mojej pracy dobiegał końca. Sobota. Nareszcie! Po południu
Miłosz powiedział, że fatalnie się składa, bo nigdzie w okolicy nie ma żadnej
imprezy. I mrugnął do mnie. Domyśliłem się, o co chodzi. Trudno. Ale było mi
to na rękę.
W niedzielę wraz z nim wybrałem się nad jezioro. Miał tam się spotkać ze
swoimi kumplami. Fajna paczka, sześć osób, dobrze nam się rozmawiało,
czułem, że mnie polubili. Gdy Michał zaproponował kąpiel, wszyscy
przytaknęli, a ja ucieszyłem się, że wreszcie zobaczę, co Miłosz ma w
spodniach. Każdy w pośpiechu zrzucał z siebie i tak już skąpe ciuszki.
Ukradkiem patrzyłem na Miłosza. Przez jego obcisłe bokserki widać było
penisa, takiego zwyczajnego, normalnego, ani dużego, ani małego. Rzuciłem też
okiem na innych. Zauważyłem, że tylko Michał ma w gatkach coś więcej. I –
ja... I zobaczyłem, jakim wzrokiem Miłosz patrzył na mnie... Ciepło mi się
zrobiło. Bałem się, żeby mi mały nie stanął, ale woda mnie ostudziła. Chłopaki
krzyczeli, pływali, hałasowali, naprawdę było super! I leżeliśmy na brzegu,
wystawiając się do słońca.
Potem dołączyła do nas Kasia, podobno wracała prosto z kościoła. Podeszła,
usiadła, zaczęła rozmawiać. Miłosz poznał nas ze sobą, a ja widziałem, że
wpadłem jej w oko. Dokładniej mówiąc nie ja, bo wcale nie jestem przystojny,
ale... chyba to, co miałem w slipach. Czy do wody, czy z wody, czy na brzeg,
Kacha cały czas mi się przygląda!
Spotkanie zakończyło się przed porą obiadową, chłopaki się rozeszli, ale Michał
kilka razy podkreślił, że za tydzień robimy ognisko, i browary, i że wszyscy
mamy być.
W drodze powrotnej od Miłosza wiedziałem już o Kasi prawie wszystko. Sam
zaczął temat, pytając, czy widziałem, jak mnie obserwowała. Przytaknąłem.
– Pewnie byłaby chętna – powiedział znacząco. – Jest od nas tylko rok starsza...
– To trzeba było zostać – odpowiedziałem.
– Chętna na ciebie, nie na mnie – roześmiał się głośno.
Nowy tydzień, te same obowiązki i to samo zmęczenie. Jednak ten i następne
tygodnie nieoczekiwanie upływały mi pod znakiem wieczornych spotkań z
Kasią. Niby przypadkowo tylko "tędy przechodziła" i pytała, czy wieczorem, po
pracy przyjdę popływać nad jezioro. Przychodziłem. Ona też... Kiedyś weszła
do wody razem ze mną. Miała zwykły, bardzo skromny strój kąpielowy, a ja
stwierdziłem, że ma bardzo zgrabną figurę. Potem, nie wiadomo skąd i jak,
doszło do tego, że zaczęliśmy się całować i coraz odważniej dotykać, a wreszcie
pieścić. Ona to zaczęła, nie ja. Gdy przytulała do twarzy mojego penisa,
wiedziałem, że te role muszą się odwrócić, że jako chłopak, to ja muszę przejąć
inicjatywę. Zacząłem całować jej łono. Wiedziałem już, że teraz muszę „to”
4
zrobić, że ona tego ode mnie oczkuje, że muszę się zachować jak facet!
Powiedziałem jej, że nie mam gumki, a ona, że niedawno miała okres i że „jest
bezpiecznie”. Kładłem się na niej drżąc ze strachu i z podniecenia. Z trudem nad
sobą panowałem. Przecież jej nie powiem, że robię to pierwszy raz! Udało się.
Gdy w nią wszedłem, było mi jak w niebie, tak dobrze i tak inaczej, że się tego
nie da powiedzieć. Gdy już dyszała w spazmach ekstazy, gdy zrozumiałem, co
się z nią dzieje, strzeliłem tak, że cały świat ze mną odleciał, i padłem bez sił.
Pamiętałem, żeby z niej wyskoczyć, i wyskoczyłem, ale nie byłem pewien, czy
ten pierwszy rzut nie poleciał w nią. Nawet gdyby tak było, nie martwiłem się,
przecież była „bezpieczna”... I kto by pomyślał – straciłem dziewictwo z
dziewczyną, która przede mną miała już co najmniej kilku chłopaków. Ale nie
żałowałem. Mówiła, że było jej dobrze. Mnie też. Naprawdę. Nie przyznałem
się, że był to mój pierwszy raz.
Po tygodniu wiedziała o nas chyba cała wioska. Miłosz jakby mniej się do mnie
odzywał, czasem jakby złośliwie dopytywał się, czy Kacha dobrze daje, na co
mu złośliwie odpowiadałem, że jak chce, to pójdziemy razem i potem zmienimy
się. Odpowiadał:
– Masz gumę?
– Nie mam.
– Toś głupi.
A ja, chociaż byłem szczęśliwy, że już nie jestem prawiczkiem, wciąż byłem
zafascynowany Miłoszem, może nawet bardziej nim niż nią. Spotykaliśmy się
jeszcze, ale nie doszło już do seksu. Mówiłem, że bez gumy nie, a tu nie ma
gdzie kupić. Rozumiała to. Robiłem jej minetę, a ona mi loda. Wracałem
odprężony i zadowolony, ale gdy tylko po pracy przekraczałem próg „polowej
przebieralni” z natryskiem, moje myśli zaczynały krążyć wokół Miłosza. Było
tyle okazji, żebyśmy mogli razem z niej skorzystać, ale Miłosz wyraźnie unikał
takich sytuacji. Lecz ile razy sam stawałem tam nagi, jakbym gdzieś
podświadomie na sobie czuł jego wzrok.
Tego wieczoru pan Paweł postawił do kolacji wino. To znaczy, powiedział, że
to jest wino, ale po pierwszym łyku wiedziałem, że to jest mocny domowy
bimber, jakaś śliwowica czy coś podobnego. Nie mam za mocnej głowy, więc
się pilnowałem, żeby za dużo nie wypić, a mimo to do swojego pokoju szedłem
na lekko chwiejnych nogach.
Było mi gorąco. Nie tylko dlatego, że noc była upalna. Prawie zasypiałem, gdy
usłyszałem otwierające się drzwi mojego pokoju. Szybko zamknąłem oczy. Kto
to? Po co? Czy gospodarz chce sprawdzić, jak się czuję, czy nic mi nie jest?
Udawałem, że twardo śpię, ale spod przymkniętych powiek obserwowałem, kto
to. To był Miłosz... Stanął nade mną i przez chwilę przypatrywał mi się. Potem
usiadł przy łóżku i zaczął lekko odsłaniać koc. Nadal symulowałem głęboki sen.
Po chwili zaczął dotykać mnie po torsie, ale gdy pochylił się i pocałował moje
sutki, zdrętwiałem. O co mu chodzi? Gdy dotknął moich bokserek, a dokładniej
penisa, nie wytrzymałem i poruszyłem się gwałtownie, nadal udając sen. Miłosz
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin