Zahn Timothy - Ręka Thrawna 2 - Wizja przyszłości.pdf

(1868 KB) Pobierz
794487007.001.png
GWIEZDNE
WOJNY
RĘKA THRAWNA II
Wizja przyszłości
TIMOTHY ZAHN
Przekład
JAROSŁAW KOTARSKI
Tytuł oryginału
VISION OF THE FUTURE
794487007.002.png 794487007.003.png
Wszystkim gwiazdkom i Dzikim Kadrom,
Jadeitowym Nudziarzom z Klubów
i moim bothańskim szpiegom,
a zwłaszcza TISH PAHL,
Ministrowi Formacji zarówno In-, jak i Dezin-
ROZDZIAŁ
1
„Chimera", niszczyciel klasy Imperial, unosił się w czarnej pustce przestrzeni ponad
gazowym gigantem o nazwie Pestiin. Pellaeon przyglądał się powierzchni planety, gdy na
mostku zjawił się kapitan Ardiff.
- Major Harch melduje, panie admirale, że wszystkie uszkodzenia powstałe podczas
pirackiego ataku zostały naprawione - oznajmił. - Okręt jest w pełni gotów do walki.
- Dziękuję, kapitanie - odparł Pellaeon, kryjąc uśmiech: Ardiff w ciągu trzydziestu
godzin, które minęły od ataku, przeanalizował kolejne koncepcje, od przekonania, że to
sprawka generała Garma Bel Iblisa i Nowej Republiki przez podejrzenie, iż spowodowały go
elementy dysydenckie w Imperium, ewentualnie dysydenci z Nowej Republiki, do pewności,
że jednak był on dziełem piratów.
Kapitanowi pomogły w tym naturalnie meldunki techników badających szczątki
zniszczonego w starciu krążownika klasy Kaloth, ale tego Pellaeon wolał głośno nie
przypominać:
- Są jakieś wieści od patroli? - spytał.
- Niepomyślne, sir. W całym systemie brak śladów aktywności. Prom wyposażony w
osłony antysensoryczne, wysłany na pański rozkaz śladem napastników, także nie wykrył
kolejnego wektora ich skoku.
Pellaeon bez słowa skinął głową - tego należało się spodziewać. Każdy, kogo było stać
na ciężki krążownik, musiał znać sposoby ukrywania go.
- Należało spróbować - ocenił spokojnie. - Proszę kazać załodze sprawdzić jeszcze
jeden system, a jeśli i tam nie znajdą żadnych śladów, niech wracają. Dalsze poszukiwania nie
mają sensu, bo bez przekaźników stracimy z nimi łączność.
- Według rozkazu, panie admirale.
Pellaeon wyczuł wahanie podkomendnego.
- Jakieś pytania, panie kapitanie? - spytał zachęcająco.
- Chodzi mi o ciszę łącznościową, sir. Nie lubię tracić kontaktu z resztą galaktyki: to
tak jak być ślepym i głuchym. Przyznaję, że mnie to denerwuje, panie admirale.
- Ja również nie jestem zachwycony, ale to jedyny sposób zachowania tajemnicy.
Łączność możemy utrzymywać tylko dzięki imperialnym stacjom przekaźnikowym lub
wcinając się do HoloNetu. W obu przypadkach ledwie to zrobimy, wszyscy od Coruscant po
Bastion dowiedzą się, że tu jesteśmy. A wtedy zjawi się tu znacznie więcej chętnych, by do
nas postrzelać niż jedna banda piratów, może mi pan wierzyć, kapitanie.
Pellaeon nie dodał głośno, że równocześnie oznaczałoby to koniec szans na spokojne
spotkanie z Bel Iblisem, zakładając naturalnie, iż ten ostami ma na nie ochotę.
- Rozumiem, sir, ale niepokoi mnie coś innego. Założyliśmy, że był to odosobniony
atak na imperialny okręt...
- Sugeruje pan, że mógł stanowić część skoordynowanego ataku na Imperium?
- Dlaczego nie? Jestem skłonny uznać, że to nie Nowa Republika wynajęła piratów, ale
dlaczego oni sami nie mieliby rozpocząć kampanii przeciwko nam, sir? Imperium zawsze
ostro zwalczało piractwo, więc tym razem mogła się zebrać liczniejsza grupa, powiedzmy z
dziesięć band, i dojść do wniosku, że czas na rewanż.
Pellaeon pogładził się z namysłem po policzku - na pierwszy rzut oka sugestia
wydawała się absurdalna: nawet teraz, bliskie upadku Imperium było nieporównywalnie
silniejsze od jakiejkolwiek koalicji pirackiej, chociaż piraci mogli inaczej oceniać sytuację.
Historia galaktyki pełna była głupich prób zakończonych klęskami.
- Nadal nie wyjaśnia to, skąd wiedzieli, że tu jesteśmy - zauważył.
- W dalszym ciągu nie wiemy, co się stało z pułkownikiem Vermelem, panie admirale
- przypomniał Ardiff. - Może to właśnie piraci go porwali. Mógł im powiedzieć o miejscu i
czasie spotkania.
- Nie dobrowolnie, ale mógł - przyznał ponuro Pellaeon. - Jeżeli wymusili na nim
zeznania w sposób, jaki obaj podejrzewamy, to przyozdobię nimi księżyc Bastionu.
- Rozumiem pańskie uczucia, sir. Ale pozostaje jedna kwestia: jak długo mamy zamiar
tu pozostać?
To było rzeczywiście istotne pytanie. Na ile nadzieja na zakończenie wojny z Nową
Republiką i powstrzymanie powolnego dogasania Imperium, gdy miało jeszcze resztki dumy i
skrawek terytorium, równoważyły wystawianie się na niebezpieczeństwo? Tym bardziej, że
Pellaeon doskonale zdawał sobie sprawę, iż wraz z nim zginęłyby szanse na pokój.
- Dwa tygodnie - zdecydował. - Damy Bel Iblisowi dwa tygodnie na odpowiedź.
- Pomimo możliwości, że wiadomość mogła w ogóle do niego nie dotrzeć, sir?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin