Niech�tny Szermierz David John Duncan, rocznik 1933. Kanadyjczyk szkockiego pochodzenia, geolog specjalizuj�cy si� w nafcie i, coraz bardziej, pisarz. Opowiada� w�a�ciwie nie ma w swym dorobku, a najlepiej czuje si� - co sam potwierdza - w wielotomowych sagach. Zadebiutowa� w 1987 r. ksi��k� "Shadow" (Cie�), w kt�rej przedstawia� problemy dynastyczne na planecie "lata �wietlne st�d". W "A Rose-Red City" (Miasto czerwone jak r�a) z 1987 r. Duncan przenosi swych bohater�w z dwudziestego wieku do utopii, gdzie spotka� mo�na demony, Minotaura i Ariadn�. "West of Jenuary" (Na zach�d od stycznia) to mi�dzyplanetarny romans, ale napisany w formie bardzo rozrywkowej. Nieszczeg�lnie atrakcyjny bohater od rana do wieczora, a cz�sto i p�niej, prze�ywa nie ko�cz�ce si� przygody. W "Strings" (Sznurki) naiwny bohater wpl�tany zostaje w intryg�, kt�r� lepiej rozumiej� czytelnicy ni� on sam. "Niech�tny szermierz" rozpoczyna trylogi� fantasy "Si�dmy miecz". Jej bohater, podobnie jak my, urodzi� si� na Ziemi w dwudziestym wieku, jednak niezwyk�e zrz�dzenie losu przenosi Wallie'ego, a nas wraz z nim, w zupe�nie inny �wiat. Trafia tam nie przez przypadek, lecz by wype�ni� misj�. Zastosowany przez pisarza trik pozwala znakomicie po��czy� wsp�czesne my�lenie z bajkow� opraw�. Duncan pisze ciekawie, a przy tym lekko i z dowcipem. Kolejne tomy trylogii "Si�dmy miecz" wydamy w serii "Fantastyki". POWIE�� Dave Duncan SI�DMY MIECZ * TOM I Niech�tny szermierz (The Seventh Sword Book 1 - The Reluctant Swardsman) prze�o�y� Marian Wierzcho� Walter Charles Smith, lat 36, opu�ci� nas �smego kwietnia, w szpitalu im. Sandersona, po kr�tkiej chorobie. Pozostawi� siostr�, Cecyli� Smith Paddon, w Auckland, Nowa Zelandia, i wuja, Clyde Franksa, w Pasadenie, Kalifornia. Urodzony w Weyback, Walter ucz�szcza� do szko�y �redniej w Binghamton, w stanie Nowy Jork. Na Uniwersytecie Waterloo, Ontario, otrzyma� stopie� in�yniera, nast�pnie magisterium w Harvardzie. W czasie ostatnich trzech lat by� kierownikiem filii zak�ad�w petrochemicznych AKL. Okry� �a�ob� wielu przyjaci�, b�dzie nam bole�nie brakowa�o jego rozleg�ej pracy dla dobra naszej spo�eczno�ci. Walter by� aktywist� w Po��czonych Drogach, Pomocy Towarzyskiej i Towarzystwie Historycznym, a do chwili zgonu r�wnie� prezesem Ulicznego Klubu Tenisowego. Zgodnie z �yczeniem zmar�ego jego cia�o pos�u�y badaniom medycznym. Msza �a�obna zostanie odprawiona w ko�ciele unitaria�skim w Parkdale 12 kwietnia (wtorek) o godz. 14. Zamiast kwiat�w mo�na przesy�a� datki do Pomocy Towarzyskiej, 1215 River Road. KSI�GA PIERWSZA Jak szermierz zosta� wezwany + - Utrzymuj w mym sercu wierno�� Twoim prawom - zaintonowa� Honakura, k�ad�c dr��c� r�k� na g�adkiej, b�yszcz�cej, wy�o�onej kaflami pod�odze. - Pozw�l mi s�u�y� Tobie ze wszystkich moich si� - zabrzmia�o to jak �kanie, gdy g�os, jak zwykle, za�ama� mu si� na wysokiej nucie. R�wnocze�nie po�o�y� r�wnie kruch� praw� r�k� obok lewej. - I uka� moim oczom Twe cele - tu nast�powa� k�opotliwy moment; rytua� nakazywa� mu dotkn�� czo�em mozaiki, ale przez ostatnie pi�tna�cie lat nie dope�nia� tej formalno�ci. Je�li Bogini zdecydowa�a si� usztywni� jego prastare stawy, to teraz musi si� zadowoli� najlepszym, co m�g� osi�gn��... I oczywi�cie zadowala�a si�. Nat�a� si� przez chwil�, s�uchaj�c cichego �piewu innych kap�an�w i kap�anek r�wnie� bior�cych udzia� w porannym nabo�e�stwie. Potem z cichym i nieprzewidzianym w rytuale westchnieniem ulgi podni�s� si� z przysiadu, sk�adaj�c razem d�onie i patrz�c z adoracj� na Ni�. Teraz wolno mu by�o wypowiedzie� milcz�c� i osobist� modlitw�, swe w�asne wo�anie. Nie mia� w�tpliwo�ci, co b�dzie jej tre�ci�, tego dnia powtarza� to samo, co przez wiele dni poprzednich: "Najwy�sza Bogini, zr�b co� z szermierzami ze swojej stra�y!" Nie odpowiedzia�a. Nie spodziewa� si�, �e Ona to zrobi. Nie by�a przecie� Bogini� We W�asnej Osobie, ale zwyczajnym wizerunkiem, pomagaj�cym pokornym �miertelnikom uzmys�owi� sobie jej wielko��. Kt� m�g� wiedzie� to lepiej ni� kap�an si�dmego stopnia? Ale Ona us�yszy jego modlitwy i pewnego dnia odpowie. - Amen! - za�piewa� tremolo. Teraz m�g� ju� zaplanowa� dzie�, ale przez chwil� pozosta� w przysiadzie na pi�tach, z ci�gle z�o�onymi r�kami, rozmy�laj�c, wpatrzony z mi�o�ci� w majestat Najwy�szej i w ogromn� kamienn� krat� ponad ni�, dach jej �wi�tyni, naj�wi�tsze ze wszystkich �wi�tych miejsc w �wiecie. Mia� w planie wiele spotka� - ze stra�nikiem skarbca, z mistrzem pos�usze�stwa dla akolit�w, z wieloma innymi, a prawie wszyscy pe�nili urz�dy, kt�re sam Honakura pe�ni� w tym czy innym czasie. Teraz by� zwyczajnie Trzecim Zast�pc� Przewodnicz�cego Rady Archidiakon�w. Ten niewinnie brzmi�cy tytu� zawiera� o wiele wi�cej ni� ods�ania�. Pot�ga, czego nauczy� si� dawno temu, najlepiej czuje si� w ukryciu. Poranne modlitwy zbli�a�y si� do ko�ca. Ju� wprowadzano do �rodka pierwszego z wielu codziennie przybywaj�cych pielgrzym�w, pragn�cych z�o�y� swoje ofiary i b�agania. Pieni�dze dzwoni�y w misach: modl�cy si� mamrotali, korzystaj�c z cichych podpowiedzi kap�an�w. Mo�na zacz�� dzie�, zdecydowa� Honakura, od osobistego wprowadzenia kilku przyby�ych. To by�a ceniona s�u�ba dla Naj�wi�tszej; zadanie, kt�re sprawia�o mu rado��, a zarazem dobry przyk�ad dla m�odzie�y. Opu�ci� r�ce i rozejrza� si� w nadziei, �e mo�e w pobli�u znajdzie si� kto�, kto pomo�e mu wsta� - teraz nie by�o to dla niego naj�atwiejsze z �wicze�. Natychmiast jaki� cz�owiek znalaz� si� przy jego boku i mocne r�ce podtrzyma�y go. Mrucz�c cicho podzi�kowanie, Honakura wsta� na nogi. Ju� zamierza� odwr�ci� si�, gdy tamten przem�wi�: - Jestem Jannarlu, kap�an trzeciego stopnia... - wykona� rytua� pozdrowienia wobec wy�szego stopniem, s�owa, gesty r�k i pok�ony. Wstrz��ni�ty Honakura spogl�da� z dezaprobat�. Czy�by ten m�ody cz�owiek uwa�a�, �e tak b�aha przys�uga mo�e usprawiedliwi� narzucanie si� w�adcy si�dmego stopnia? To miejsce, przed podwy�szeniem i pos�giem b�stwa, by�o naj�wi�tszym ze �wi�tych i chocia� nie istnia�o prawo zakazuj�ce tu rozm�w i formalnych pozdrowie� zabrania� tego zwyczaj. Wtedy przypomnia� sobie, �e Jannarlu to by� wnuk starego Hangafau. M�wiono, �e rokuje nadzieje. Musia� mie� wa�ny pow�d, skoro zachowywa� si� niew�a�ciwie. Honakura czeka� wi�c, dop�ki pozdrowienie nie zostanie zako�czone i wtedy wypowiedzia� zwyczajow� odpowied�: "Jestem Honakura, kap�an si�dmego stopnia..." Jeden z twarzoznak�w Jannarlu by� jeszcze lekko zaogniony, co znaczy�o, �e trzecim zosta� bardzo niedawno. Wysoki - znacznie wy�szy ni� drobny Honakura - ko�cisty, sprawiaj�cy wra�enie niezdarnego o haczynowatym nosie. Wydawa� si� absurdalnie m�ody, ale wszyscy oni sprawiali teraz takie wra�enie. Tu� obok starowinka wrzuci�a do misy z�oto i zacz�a b�aga� Bogini� o wyleczenie bole�ci w kiszkach. Troch� dalej m�oda para prosi�a, aby nie przysy�ano im wi�cej dzieci, przynajmniej przez kilka lat. Gdy tylko Honakura zako�czy�, Jonnarlu paln�� od razu: - W�adco, jest tu szermierz... Si�dmy! Ona odpowiedzia�a! - Zostawi�e� go na zewn�trz? - zapyta� z w�ciek�o�ci� Honakura, z trudem zmuszaj�c si� do szeptu i walcz�c, �eby nie okaza� emocji wobec kogokolwiek, kto m�g�by go obserwowa�. Trzeci wzdrygn�� si�, ale skin�� potwierdzaj�co. - On przyby� jako Bezimienny, w�adco. Honakura sykn�� ze zdziwienia. Niewiarygodne! Z zas�oni�tym czo�em i w czerni, jak �ebrak, ka�dy m�g� si� sta� Bezimiennym. Zgodnie z prawem takie osoby nie mog�y posiada� maj�tku i musia�y pozostawa� w s�u�bie Bogini. Wielu odprawia�o specjaln� pokut�, tak, �e w praktyce nie by� to niezwyk�y w�r�d pielgrzym�w spos�b przybywania do �wi�tyni. Ale dla w�adcy, Si�dmego, zredukowanie swojego statusu by�o jednak niezwyk�e. Dla szermierza jakiegokolwiek stopnia prawie nie do pomy�lenia. Dla szermierza si�dmego stopnia... niewiarygodne! To wyja�nia�o, jak m�g� dotrze� �ywy. Czy uda si� go utrzyma� przy �yciu? - Powiedzia�em mu, �eby zn�w si� zas�oni�, w�adco - odezwa� si� nie�mia�o Jannarlu. - On... wydawa� si� ca�kiem zadowolony, �e mo�e to zrobi�. W tym by�o co� lekkomy�lnego i Honakura rzuci� Trzeciemu ostrzegawcze spojrzenie, gor�czkowo my�l�c, co robi� dalej. Nie�adna, br�zowa twarz Jannarlu lekko pociemnia�a. - Mam nadziej�, �e si� nie spieszy�e�? - Nie, w�adco - Trzeci potrz�sn�� g�ow�. - Szed�em za... - wskaza� w stron� schorowanej starowiny, kt�r� teraz podtrzymywali opiekuj�cy si� ni� kap�ani. - Dobra robota! - powiedzia� u�agodzony Honakura. - Chod�my wi�c i zobaczmy to twoje cudo. P�jdziemy powoli, omawiaj�c �wi�te sprawy... i nie ca�kiem we w�a�ciwym kierunku, je�li �aska. M�ody cz�owiek poczerwienia� z rado�ci i cofn�� si�, �eby i�� o krok za nim. Wielka �wi�tynia Bogini w Hann by�a nie tylko najbogatszym i najstarszym budynkiem na �wiecie, z pewno�ci� by�a te� najwi�kszym. Gdy Honakura odwr�ci� si� od podwy�szenia, stan�� przed pozornie niesko�czon� przestrzeni� b�yszcz�cej, wielobarwnej pod�ogi, rozci�gaj�cej si� a� do siedmiu tworz�cych fasad� �wi�tyni ogromnych arkad. Kr�ci�o si� przy nich wielu ludzi, wchodz�c lub wychodz�c - pielgrzymi oraz wprowadzaj�cy ich kap�ani - ale tak ogromna by�a to przestrze�, �e ludzkie istoty wydawa�y si� na niej niewiele wi�ksze ni� bobki mysiego �ajna. Poza arkadami, na zewn�trz, w blasku s�onecznego �wiat�a, rozci�ga� si� widok na w�w�z, na Rzek� i na S�d, kt�rego dudni�cy ryk wype�nia� �wi�tyni� przez wszystkie tysi�clecia jej istnienia. Wzd�u� bocznych �cian szerokiej nawy sta�y kaplice pomniejszych bog�w i bogi�, a ozdobne okna ponad nimi pa�a�y barwami rubin�w, szmaragd�w, ametyst�w i z�ota. Modlitwa Honakury zosta�a wys�uchana. Nie... modlitwy wielu. On na pewno nie by� jedynym z jej s�ug, kt�ry modli� si� o to ka�dego dnia, je...
marc144