Władczyni czasu.doc

(17 KB) Pobierz

 

WŁADCZYNI  CZASU


 

 

 

 

 

 

Rozdział pierwszy
Obudziłam się w lesie nie pamiętając jak si ę w nim znalazłam szczerze mówiąc nie pamiętałam nic o prócz tego iż miałam wypadek. Pamiętałam tylko że wracaliśmy z malej imprezy z bratem aż nagle straciłam panowanie nad kierownica i wpadliśmy w poślizg. Rozejrzałam się zaniepokojona po okolicy szukając wzrokiem mojego młodszego brata leżał nie daleko mnie na pierwszy rzut oka nic mu nie było. Podczołgałam się do nie go aby do końca uspokoić swoje obawy. Na jego ciele nie było żadnych śladów krwi, wsłuchałam się  w bicie jego serca i jego płytki oddech, odetchnęłam z ulga żył. Gdy zabierałam się do badania jego ciała zamrugał i zaczął się podnosić, pchałam go delikatnie na ściółkę mówiąc -Leż spokojnie musze sprawdzić czy nic sobie nie złamałeś. Zaczęłam delikatnie naciskać na jego mięśnie. -Gdzie my jesteśmy i co się stało. Zapytał mnie przestraszonym głosem. -Nie wiem jak się tu znaleźliśmy, nie wiem jak mam na imię wiem tylko, że mieliśmy dziwny wypadek i że jesteśmy rodzeństwem. Odpowiedziałam czułam na sobie jego wzrok ale nie powiedział już ani słowa a ja zajęłam się dalszym badaniem jego ciała. Chłopak ani razu nie krzyknął wiec uznałam że jest cały. - Już skończyłam oznajmiłam mu zerkając na jego twarz. Przyglądał mi się uwarz nie.- Wydajesz się jakoś piękniejsza. Oznajmił po chwili wahania. - Dzięki ty też nie jesteś brzydki braciszku. Roześmiałam się. Prychnął podnosząc się do pozycji siedzącej. - Gdzie my do licha jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy i kurwa gdzie jest samochód. Zapytał poirytowany. - Nie wiem najpierw myślałam o tobie. Odparłam przestraszona nie miałam pojęcia gdzie jest nasz samochód. Rozejrzałam się zaniepokojona po lesie nigdzie nie widziałam naszego małego samochodziku, pomyślałam że pewnie ktoś go ukradł a nas wywiózł do lasu na pastwę losu. - Chodź musimy się rozejrzeć. Powiedziałam w końcu podnosząc się i wyciągając ku niemu rękę. Bez zastanowienia podał mi dłoń, gdy oboje byliśmy już w pozycji stojącej otrzepaliśmy się i ruszyliśmy w głąb lasu rozglądając się dookoła. Zagłębiając się w las szukaliśmy jakiegokolwiek rąbka cywilizacji choćby dróżki albo jakiegoś papierka. Robiło się coraz ciemniej a wyruszyliśmy późnym wieczorem co było niebezpieczne co ja sobie myślałam beształam się w myślach znów narażałam swojego brata na niebezpieczeństwo zagłębiając się w puszczy. Westchnęłam zmęczona i przycupnęłam na pniaku zwalonego drzewa, po chwili dołączył do mnie mój brat i cupnął koło mnie opierając się głową o moje ramie obiełam go mówiąc - Tak bardzo cię przepraszam. Pogłaskał mnie po ręce. - To nie twoja wina oboje mieliśmy nadzieje że uda nam się wydostać z tego przeklętego lasu. Oznajmił. - No tak przyznałam mu rację. - Ale ten wypadek... - To było bardzo dziwne. Jak by ktoś trzymał nas od tyłu i rzucił nas z jezdni. Powiedział przerywając mi.



 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin