Relacja Z Koncertu.doc

(86 KB) Pobierz
Koncert w Katowicach - kilka ważnych informacji

Hala Spodek - Katowice


Obiekty Hali Widowiskowo-Sportowej o niezwykłym kształcie architektonicznym tworzą współpracujący i wzajemnie uzupełniający się zespół, który zajmuje obszar prawie 7 ha.

Wielofunkcyjny, uniwersalny charakter obiektów pozwala na zorganizowanie różnorodnych wydarzeń: artystycznych i sportowych, wystaw i targów, a także kongresów, zjazdów i szkoleń, mogących odbywać się jednocześnie na wszystkich obiektach.

Na obiekty Spodka składa się:

    * Hala Główna z widownią na 11 tys. miejsc,
    * Sala gimnastyczna posiadająca widownię na 400 miejsc,
    * Lodowisko – obiekt całoroczny poza letnią przerwą konserwacyjną.

Bliższe informacje na temat obiektu jak i odbywających się na nim wydarzeń można uzyskać na stronie :

http://www.spodek.com.pl

Hala "Spodek"

Al. Korfantego 35
40-005 Katowice
tel. (032) 253-87-33

www.mosir.katowice.pl/spodek.html

 

Koncert w Katowicach - kilka ważnych informacji

 

Odliczamy dni do spotkania z JMJ w Spodku. Jaki będzie kolejny koncert? Czy Jean Michel Jarre nas czymś zaskoczy? Czy znowu zostaniemy olśnieni występem i kunsztem gry? Czy usłyszymy nowe utwory? O tym przekonamy się już wkrótce, a tymczasem dla wszystkich, którzy wybierają się do Spodka po raz pierwszy i planują podróż PKP lub PKS pokazujemy, jak trafić do Spodka prosto z pociągu lub autobusu:

środa, 17 luty 2010

 

 

Koncerty Jarre'a będą filmowane kamerami 3-D

Dwa koncerty Jeana Michela Jarre'a, pioniera muzyki elektronicznej, zostaną sfilmowane kamerami identycznymi jak te, których użyto w filmie Jamesa Camerona pt. „Avatar”. JMJ wspominał o fascynacji tym filmem w jednym z wywiadów i zapowiedział, że najbliższe Tour będzie nawiązywało do filmowego hitu Camerona.

Jarre zapowiedział, że koncerty w Strasburgu i Liege zostaną wydane jeszcze w tym roku w wersji 2-D i 3-D. W telefonicznej rozmowie z agencją AFP dodał, że technologia 3-D to ważna rewolucja w dziedzinie obrazu i można ją porównać do przejścia z telewizji czarno-białej na kolorową.

Jean Michel Jarre w czasie udzielania wywiadu przebywał w Belgii, gdzie dokonywał prób przed koncertami. Potwierdził kontakty z firmą Panasonic, której sprzęt zostanie użyty do zarchiwizowania koncertów w systemie 3-D, oraz HD, jeśli chodzi o dźwięk.

My natomiast mamy nadzieję, że inspiracja "Avaterem" to nie tylko nowe kamery i technologia nagrywania obrazu, ale i zachęcające wizualizacje oraz nieco inny wymiar koncertów niż zwykle.

środa, 24 luty 2010

 

 

Jarre w Katowicach – zdjęcia

 

W poniedziałek (1 marca 2010) Spodek rozświetlił się tysiącem barwnych laserów. Jarre po raz kolejny zagrał koncert dla Polaków, a jego pobyt wzbogacił  program telewizyjny o kolejny wywiad z serii "Jak pan to robi, że tak młodo wygląda" - zobacz  na przykład wywiad w TVN24 (mamy wrażenie, że poprzez pytanie o farbowanie włosów rozmówca trafił na czarną listę dziennikarzy w osobistym notatniku JMJ ;)).

Dzięki uprzejmości organizatora - Metal Mind - mogliśmy zrobić kilka zdjęć z katowickiej imprezy, które prezentujemy poniżej.

wtorek, 02 marzec 2010

 

 

Najważniejsze informacje

RSS

Kanały RSS

08:53, 01.03.2010 /TVN24

Jean Michel Jarre - wywiad dla TVN24

Jean Michel Jarre: Zawsze tu było na Śląsku mnóstwo górników. Dalej jest ich tylu?

Wojciech Bojanowski: Zależy o który okres pan pyta, przez ostatnie 20 lat stale ich ubywało, ale ostatnio mają się znowu nieco lepiej.

Ostatnio byłem nawet w kopalni, to robi ogromne wrażenie.

Pan, a właściwie pana muzyka sprawia wrażenie, jakby stworzył ją, ktoś odważny, ktoś, kto jest w awangardzie, nie boi się wyzwań. Taka jest w odbiorze wielu osób ta muzyka, a jaki jest Jean Michel? Podobny?

Jest trochę, jak w kopalni. I ja rozumiem muzykę, jako poszukiwanie nowych dźwięków, jak kopanie w kopalni. Ludzie szukają na to jakichś mądrych wytłumaczeń, a tu chodzi przede wszystkim o kopanie i nie wie się, na co można trafić. Te tłumaczenia są do bani, bo tu chodzi o instynkt. Kiedy zaczynałem robić muzykę elektroniczną nie miałem od kogo się uczyć. Dzisiaj ktoś, kto zaczyna, ma 40-letnie zaplecze. Młody artysta jest już jednocześnie stary, bo jest to wielkie dziedzictwo. Kiedy ja zaczynałem na prawdę zdobywałem dziewicze terytoria. No i z tym wiążą się oczywiście zagrożenia. Jak z każdą eksploracją. Ale jest tez świeżość - tak ważna i pobudzająca kreatywność.

Mówi się o Panu czasem, że chowasz się za technologią. Że potrzebne są Panu te lasery, mrugające światła i inne błyskotki, bo nie umiesz na niczym grać. Może mógłbyś udowodnić wszystkim niedowiarkom, że potrafisz grać. Mam tu takie maleńkie pianinko. Małe, Ale działa.

Może pan spróbuje, da się ustawić pianino, ale można też inne instrumenty...

JMR bierze nieśmiało pianinko, wystukuje fragment jednego ze swoich największych hitów

Można liczyć na coś więcej? Jest jeszcze pianino elektroniczne..

Wie Pan dlaczego nie zagram więcej? Bo synetyzator, to nie jest coś takiego jak to - to nie zabawka, to poważny instrument. Tym możemy się pobawić. Jeśli chce pan zobaczyć, jak gram, zapraszam na koncert.

Szczerze powiem, nie spodziewałem się, że pan zagra.

Nie mam z tym żadnego problemu, ale ten pański żarcik przywołuje też inną ważną, ale i dwuznaczną kwestę. Syntetyzatory i muzyka elektroniczna postrzega się jako zestaw jakichś sztuczek, dziwnych zabawek. Bardzo się cieszę, że podniósł pan tę kwestię, Instrumenty elektroniczne wprowadzają ten rodzaj dwuznaczności - tak jakby nie były prawdziwymi instrumentami. Dzisiaj to się wyrównuje. Instrumenty analogowe i to, co ja mam na scenie podczas tej konkretnej trasy, którą zaczynam w Katowicach, to  jest mitologia, religia i dziedzictwo muzyki elektronicznej. Tak jak skrzypce Stradivariusa, Instrumenty z duszą, które mają fantastyczne ciepło, fantastyczną duszę i charakter. To nie są dziwne sztuczki, gadżety, czy zabawki.. Te instrumenty nie miały okazji zaistnieć, bo nagle zniknęły, na początku lat osiemdziesiątych.

Wracając do pianinka, co był za napis w Pana pokoju: "Nienawidzę Pianina"?

Kiedy zaczynałem uczyć się gry na pianinie miałem na prawdę wredną nauczycielkę. Za każdym razem waliła mnie linijką po rękach.

Poważnie?

Miałem jakieś 7 lat i to byŁa dla mnie prawdziwa trauma. Bardzo nieciekawy moment w moim życiu i bardzo nieciekawa osoba. Biła mnie.

Więc ma pan pewnie jakieś przemyślenia dotyczące tego, jak dzieci powinno się uczyć muzyki.

To nie jest reprezentatywny przykład. Na całym świeciE jest mnóstwo rewelacyjnych nauczycieli, Ale wracając do pytania, u nas we Francji jesteśmy bardzo opóźnieni jeśli chodzi o podejście do edukacji muzycznej. Kiedy obserwowałem moje dzieci które były uczone metodami które powstały ponad 100 lat temu - było mi po prostu przykro. Dostały plastikowe flety. A dzisiaj jest przecież tyle możliwości. Można po prostu słuchać otaczających nas dźwięków, natury, odgłosów miasta. Na początku potrzeba obudzić uszy dziecka. Na przykład w Indiach, kiedy uczysz się grać na Sitharze - przez pierwszy rok nawet nie dotykasz tego instrumentu. Słuchasz tylko jak gra nauczyciel - i patrzysz jaki jest związek pomiędzy ruchem jego ręki, a dźwiękiem.

Zdarzyło się kiedyś, żeby ktoś ukradł Ci jakiś instrument?

ZdarzyŁo się kilka razy... staram się być ostrożny, ale to się zdarzyło, gdzieś w studio, Dlaczego pan o to pyta?

A co z Twoją mamą, która zabrała Ci jakiś instrument, kiedy uczyłeś się do egzaminów na studia?

Teraz kapuję, o co Ci Ci chodziło. Jej zdaniem za dużo grałem, a za mało się uczyłem. Zabrała mi pewnego dnia moją gitarę... A Pan jest  na prawdę nieźle poinformowany... No i zabrało mi ją schowała w domu sąsiadów, a ja łaziłem po naszym domu i nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Ale z perspektywy czasu patrzę, że miała rację, bo moje oceny byŁy potem zdecydowanie lepsze.

Później oddała Panu gitarę?

Tak tak, moja kochana mamusia wciąż żyje, Miała po prostu dobry powód.

Pan przyniósł jej świadectwo, a ona oddała gitarę? Taka wymiana?

Dokładnie tak było.

Chciałbym też spytać o Pana ojca. On był bardzo znanym muzykiem. Pan był o to zazdrosny?

Problem z moim ojcem to coś zupełnie innego niż zazdrość. Rodzice rozwiedli się kiedy miałem 5 lat. Tata nie miał większego wpływu na moje wychowanie. Wyjechał do Ameryki, Ja dorastałem we Francji razem z moją mamą. Żyliśmy na przedmieściach Paryża, a tata wcale się nami nie przejmował. Przez bardzo, bardzo długi czas nie miałem z nim najmniejszego kontaktu. On zmarŁ w zeszłym roku i nigdy nie mieliśmy okazji się zbliżyć. Tak jak blisko w moim rozumieniu powinnni być ojciec i syn. To wielka porażka mojego życia. Jego chyba również. Niezbyt często się zdarza, że francuski muzyk robi międzynarodową karierę. Nas był dwóch w jednej rodzinie. Powinniśmy mieć dużo tematów do dyskusji. Do tych dyskusji nigdy nie doszło. Wiążą się z tym największe cierpienia, jakich doświadczyŁem w swoim życiu. Dopiero teraz, kiedy on odszedł, mogę o tym mówić. Lepiej toczyć otwartą wojnę, lepiej nawet pobić się ze swoim ojcem. Nawet kiedy rodzic umiera, kiedy jest się małym dzieckiem, można chodzić na jego grób, A taki brak kontaktu jest jeszcze gorszy. Jest najgorszy. 

Zawsze bawi minie, kiedy artysta przyjeżdżający do Polski mówi: To najwspanialszy kraj, najlepsza publiczność, z jaką miałem do czynienia. A potem jedzie do innego kraju i innym powtarza dokładnie to samo. Pan też to robi?

Dla mnie Polska jest na prawdę wyjątkowo. Kiedy zaczynałem tworzyć muzykę, właściwie, nie wtedy, kiedy zaczynałem... kiedy wydałem już albumy OXYGENE i EQUINOXE, zacząłem dostawać pierwsze wyrazy wsparcia. Mnóstwo listów z Polski. Nigdy, przenigdy tego nie zapomnę. Wasz kraj był wtedy za żelazną kurtyną. Jak sam pan doskonale wie, to były bardzo trudne czasy. Polacy pisali mi wtedy w listach, że moja muzyka była dla nich symbolem ucieczki, wolności, niezależności. W tym czasie te słowa bardzo podnosiły mnie na duchu. dodawały odwagi. W tym okresie o muzyce elektronicznej mówiło się, że to jest jakieś dziwactwo,  margines. Mnie te słowa płynące z Polski wtedy dużo pomogły. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, to było jak sen, pamiętam też doskonale koncert sprzed kilku lat, również w katowicach i koncert w Gdańsku razem z Solidarnością i Lechem Wałęsą. Możesz mi pan nie wierzyć, ale to tutaj mam najsilniejszą więź z publicznością. najsilniejszą na świecie. Nie wiem jak inni artyści. Ja mówię o sobie. Niech świadczy o tym chociażby to, że to właśnie w Katowicach zaczyna swoją światową trasę koncertową. To dla mnie wyjątkowy projekt i chciałem podzielić się tym, co przygotowałem w pierwszej kolejności z Polakami. Czuję, rozumiem i podziwiam Was Polaków, Waszą muzykę, pisarzy, malarzy, naukowców, filmowców. Wiem też, co wycierpieliście przez ostatnie 150 lat. Również powszechny katolicyzm skład się na to, że publiczność jest lepiej przygotowana do głębokich przeżyć.

Tym razem metafizykę, taką, jak podczas koncertu w Gdańsku, chciałbym zawrzeć teraz w mniejszej, kontrolowanej przestrzeni. Będę otoczony 70 instrumentami, będzie wyjątkowa, zaprojektowana przeze mnie scenografia, Chodzi o wrażenie kompletnego zanurzeniu się w muzyce.

Farbujesz włosy?

Mam wiele szczęścia. Mój dziadek, kiedy umierał, nie miał na głowie jednego siwego włosa. A miał wtedy 75 lat. Ja mam to szczęście, że mam na głowie jakieś włosy, no i opiekuje się nimi mój fryzjer. Robi z nimi różne cuda, ale nie farbuje,

Liczy  pan na to, że długo jeszcze tak bez tych siwych na głowie uciągnie?

Sam nie wiem. Łysy nie jestem, choć są tacy, co tak myślą, i staram się dbać o siebie. Robię co mogę.

Chyba nieźle panu idzie?

Dziękuję Panu. 

Podziękowania dostali je też zapewne astronomowie, którzy jedną z plenetoid nazwali 44-22 JARRE. Pan widział kiedyś, jak to coś wygląda?

To taki niezbyt ładny kosmiczny kamol. Oczywiście to dla mnie wielki honor mieć  jakąś małą planetkę nazwaną  własnym imieniem.   Swoje ciała niebieskie, jeśli chodzi o muzyków mają jeszcze chyba tylko John Lenon i Frank Zappa. Ale ta moja jest jakaś taka dziwna. Jej kształt jest taki brzydki, nieregularny. Ale wyróżnienie jest wielkie. Zawsze do jakieś powiązanie ze przestrzenią kosmiczną.

Może lepiej pasowała by jakaś gwiazda?

To nie ja o tym decyduję. Poza tym już jakoś emocjonalnie się związałem z tym moim kamolem, Lubię go.

O gwiazdach mówi się, że spadają - planetoidy chyba nie?

No widzi Pan. Lepsza jest. Mam wiele wspólnego z przestrzenią kosmiczną. A miałem nawet taki projekt astronautami. Jeden z nich grał na saksofonie w przestrzeni kosmicznej a ja na Ziemi razem z nim. Mój koncert w Moskwie był transmitowany na żywo na stację Mir. Moich największych przyjaciół był od zawsze Arthur C. Clark, który napisał Odyseję Kosmiczną 2001,    

Życzę wielu nowych połączeń z kosmosem no i żeby ta planetoida nigdzie Panu nie spadła.

Będę pilnował.

 

 

Tour 2010 - Oberhausen - korespondencja własna

Do Oberhausen dotarłam bez większych przygód. Ekipy przed koncertem nie udało mi się dorwać. Kiedy przyszłam po czwartej, oni już tam byli; szkoda, że zmienili zwyczaje.

Koncert rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem. Po wielu oklaskach i okrzykach Jasiek zszedł na scenę podobnie jak w Katowicach. Nie zauważyłam przy nim ochroniarzy, chyba w ogóle ich nie było. Niestety, znowu siedziałam nie tam, gdzie trzeba, ale później miałam to po stokroć wynagrodzone. Sala była właściwie wypełniona, zostały tylko pojedyncze wolne miejsca.

Lista utworów oczywiście ta sama. Może tylko to, że w porównaniu z Katowicami wszystko poszło dużo płynniej, nie zauważyłam większych wpadek. Nagłośnienie było lepsze niż w Katowicach, w każdym bądź razie wszystkie dźwięki były słyszalne i nie czuło się drżenia podłogi. Tym razem dokładnie wsłuchałam się w nowy kawałek i muszę przyznać, że zaczął mi się podobać. Może się mylę, ale nie pamiętam z Katowic żółtych laserów, które odbijały się od małych lusterek umieszczonych przy instrumentach i w różnych miejscach na podłodze (niestety, nie pamiętam podczas jakiego utworu się pojawiły).

Do RV4 publika była strasznie drętwa, Jasiek dwoił się troił, żeby ją rozruszać, ale efekty były znikome. Wcześniej, razem z moim sąsiadem, wstawaliśmy kilka razy, ale gdy obejrzałam się w pewnym momencie do tyłu zobaczyłam, że tylko my stoimy. Przynajmniej byliśmy widoczni, a Jasiek skierował w naszą stronę kilka słodkich uśmiechów. Ale w końcu też usiedliśmy. Od RV4 atmosfera zaczęła być naprawdę imponująca, praktycznie cała sala stała do końca koncertu. Najfajniej wyglądało to na Calypso 3. Utwór jak wiadomo w miarę wolny, więc publiczność nie klaskała, tylko stała nieruchomo wpatrzona w scenę. Wyglądało to jak na mszy…

 

Na zakończenie kilka osób podeszło do sceny (ja oczywiście też) z nadzieją, że uda nam się podać rękę Jaśkowi, ale ochrona nie pozwoliła. Po koncercie poszłam do hotelu cieplej się ubrać i wróciłam do oczekującej na ekipę grupki osób. Było może 20-30 osób. Najpierw przyszedł Dominique, potem Francis, a na końcu Jasiek. Claude się nie pojawił. Wszyscy trzej podpisali mi się na bilecie, żałowałam później, że nie zabrałam plakatu, który kupiłam, ale bałam się, że w ścisku się pogniecie. A było wręcz przeciwnie: nikt się nie pchał, wszyscy po kolei podchodzili. Dało mi to możliwość zrobienia całkiem udanego nagrania video z tego spotkania. Dawno chyba nie widzieliście buźki Jaśka z takiej odległości… Czasami aż za blisko, ale kamera zaczęła mi wariować (to już norma) i nie mogłam zrobić oddalenia. Następny koncert za mną i jeszcze sporo przede mną. Mam nadzieję, że wspomnienia będą równie niesamowite.

sobota, 13 marzec 2010

NAJWIĘKSZE WIDOWISKO 2010 ROKU !!!

1 marca 2010 roku zapisał się na kartach historii polskich wydarzeń muzycznych w sposób szczególny, bowiem tego dnia w katowickim Spodku Jean Michel Jarre dał swój pierwszy tegoroczny koncert w ramach halowej trasy koncertowej. Artysta zapowiadał wielkie show z użyciem całej gamy efektów specjalnych, aby widzowie mogli wizualnie doświadczyć energii i dynamizmu muzyki w dosłownym tego słowa znaczeniu. Obietnice zostały zrealizowane stuprocentowo, co sprawiło, że uczestnicy koncertu wychodzili ze Spodka nasyceni wrażeniami i pozytywnymi emocjami.


 

Już kilka godzin przed koncertem atmosfera w Katowicach zrobiła się gorąca. Po ulicach przechadzali się ludzie z całej Polski, a nawet obcokrajowcy, którzy niecierpliwie wyczekiwali tego, jakże wielkiego, wydarzenia. Nie mogło także zabraknąć członków fanklubu Jeanmicheljarre.pl, którzy pojawili się liczną grupą pod Spodkiem, czym wzbudzili zainteresowanie lokalnej telewizji.

O godzinie 18:30 otworzono bramy Spodka. Ochrona nie stanowiła problemu, więc bez obaw można było wnieść na halę mały aparat czy telefon komórkowy. Pod tym względem nie miałam żadnych zastrzeżeń.

Początkowo obawiałam się o widoczność, ponieważ wybrałam miejsce na najwyższych trybunach, z dala od sceny. Na szczęście obawy zostały rozwiane kiedy spojrzałam na widok rozciągający się z sektora J. Panorama obejmowała wszystko to, co chciałam zobaczyć – przepełnione, spragnionymi muzyki ludźmi, wnętrze hali i na wprost scenę, na której już niedługo miał się pojawić Jean Michel. W powietrzu unosiła się delikatna mgła, a duszę koiły subtelne dźwięki 'En attendant Cousteau'. Zaczęło się wielkie oczekiwanie na artystę.

Koncert miał rozpocząć się o godzinie 20:00, ale Jean Michel postanowił wykorzystać potrójny kwadrans studencki i pojawił się dopiero przed 21:00. Jego wejście wzbudziło entuzjazm wśród fanów, którzy niemalże od razu rzucili się, by uścisnąć ulubionemu wykonawcy dłoń. Artysta z gracją i wdziękiem wszedł na scenę uśmiechając się do publiczności i machając w ich stronę serdecznie. Gdy wypowiedział tradycyjne 'Dobry wieczór' swą łamaną Polszczyzną, rozległy się głośne oklaski. Zaczęło się długo wyczekiwane show!

Początkowo nie byłam zachwycona, gdy usłyszałam pierwsze dźwięki Oxygene I. Nie mogło również zabraknąć drugiej części tego melancholijnego albumu. Miałam wrażenie jakby początek koncertu miał za zadanie uśpić czujność publiki, która z pewnością oczekiwała nieustannej zabawy i energicznych utworów. Pojawiły się następnie Equinoxy, pozostałe Oxygeny, Rendez Vous 3 i inne spokojne melodie. Po godzinie słuchania przyznam szczerze, że coraz częściej odczuwałam charakterystyczne znużenie. Nie nudziłam się. Po prostu utwory były tak spokojne i melancholijne, że można było śmiało zamknąć oczy i płynąć wraz z nimi w krainy dotąd nieodkryte. Efekty specjalne w pierwszej części koncertu także nie były zachwycające. Prócz laserowych niebieskich kresek śmigających w powietrzu i kolorowych zmian telebimu ustawionego za sceną nie pojawiło się nic zaskakującego. Pozytywnym elementem była za to gra świateł, która miała za zadanie nieco rozweselić pogrążoną w rozmyślaniu widownię.

Po jakimś czasie zorientowałam się jednak, że Jean Michel miał swój cel w takim a nie innym ułożeniu utworów. On po prostu chciał dawkować przyjemność stopniowo, nie dając wszystkiego od razu. Koncert ten był jak dobry posiłek – najpierw klasyczna, z pozoru nic nie znacząca przystawka, następnie pierwsze danie przygotowujące do prawdziwej uczty. A na deser ostatnia, mała porcja słodyczy. Aby całość wzajemnie współgrała, nie może zabraknąć żadnego elementu. W myśl tej koncepcji zaplanowane było widowisko. Przystawka, w postaci melancholijnej części, płynnie przeszła w 'pierwsze danie'. Tym razem w grę weszły wizualizacje wyświetlane za plecami Jean Michela i laserowa harfa. Wraz z artystą odbyliśmy podróż wśród struktur elektronicznych jednego z syntezatorów, w rytmie energicznego rytmu siódmej części Equinoxe. Wybraliśmy się także po garść wspomnień do Chin czemu towarzyszyły nam wykrzywione twarze z okładki albumu 'Concerts of China'. Największą niespodzianką 'pierwszego dania' była jednak laserowa harfa, która rozbłysła swymi promieniami i wydała charakterystyczny dźwięk. Miłym zaskoczeniem był także theremin, którego wysokie tony wprawiły publiczność w duchowe wibracje. Wykorzystano tutaj kamerę umieszczoną nieopodal Jean Michela, która rejestrowała na żywo grę artysty, dzięki czemu nawet osoby siedzące daleko od sceny mogły podziwiać wykonawcę podczas jego muzycznych wyczynów.

 Jean Michel przygotował także niespodziankę muzyczną dla swoich fanów – zagrał zupełnie nowy utwór nazywany przez fanów żartobliwie 'Pieśnią o baryłce ropy'. Spokojnej melodii towarzyszył przejmujący teledysk uświadamiający ludziom tempo, w jakim maleją zasoby ropy i wody pitnej na świecie, oraz ukazał w liczbach jak szybko wzrasta zapotrzebowanie na surowce w sektorze usług. Osobiście odebrałam cały utwór, wraz z oprawą graficzną, jako apel o pomoc dla Matki Ziemi, której zasoby nie są w pełni odnawialne, a ich wyczerpanie doprowadzi ludzkość do zagłady poprzez upadek przemysłu. Przesłanie 'Pieśni o baryłce ropy' zostało zwieńczone industrialnym utworem 'Industrial Revolution 2', który nadał całości nadzwyczaj silnego wyrazu.

Postanowiłam poświęcić też oddzielny fragment mojej recenzji na opisanie utworu Equinoxe 4, bowiem artysta użył tutaj innego niż dotychczas teledysku. Stworki z okładki albumu o tejże nazwie tym razem przypominały falujące morze. Poruszały się w rytm muzyki, wynurzały i zanurzały. Początkowo ciemno granatowe, rozjaśniały się stopniowo zmieniając pozycje. Niespodzianką było pojawienie się na koniec utworu różowego stworka, który dotychczas nie występował w wizualizacjach. Tutaj stawiam zdecydowany plus.

Nadeszła też chwila na którą czekałam z utęsknieniem – po otrzymaniu solidnej dawki muzyki przyszła pora na główne danie. I tutaj przyznam szczerze, że nasz kuchmistrz spisał się na medal. Pojawiły się utwory żywiołowe, energiczne, tętniące, wręcz wibrujące. Niemalże natychmiast publiczność poderwała się z miejsc, by wspólnie z artystą bawić się i skakać, klaszcząc i nucąc pod nosem swe ulubione fragmenty. Przyznam szczerze, że najbardziej zapadły mi w pamięć efekty specjalne – lasery. Tym razem nie było to kilka marnych świetlistych, niebieskich promieni, lecz wachlarze różnobarwnych świateł nakładających się na publiczność. Siedząc na przeciwko sceny miałam wrażenie jakby pomarańczowe ściany chciały mnie ścisnąć i rozetrzeć na miazgę. Innym razem na widownię opadała podobna do tiulu, biała poświata usiłująca 'przykryć' publiczność światłem, by jeszcze pełniej i bardziej zmysłowo doświadczać muzyki Jean Michela. Poczułam zanurzenie w muzyce, co sprawiło, że apetyt rósł w miarę jedzenia – nie mogłam nasycić się tymi efektami. Na szczególną uwagę zasłużyło sobie Chronologie 2 – utwór niezwykle dynamiczny i szybki. Miałam wrażenie, jakby katowicki Spodek miał niebawem wraz z nami wystartować w kosmos. W tym miejscu należy się Jean Michelowi szczególna pochwała. Coś takiego naprawdę warto było zobaczyć.

Muzyk nie zapomniał o muzycznym deserze – na pożegnanie zagrał jeszcze kilka dynamicznych utworów, by smak jego dźwiękowej kuchni na długo pozostał w naszych ustach... To znaczy uszach.

Oczywiście były także pewne uchybienia, jak na przykład pomyłki artysty w trakcie gry, ale nie sądzę by były to błędy krytyczne, bowiem całość ładnie się komponowała. Jako wadę mogłabym zaliczyć tylko smutną pierwszą część koncertu, która mogła skutecznie zniechęcić początkujących fanów do odkrywania muzyki Mistrza, a zaawansowanych fanów nieco znudzić i rozczarować. Nie mniej jednak widowisko było niezwykłe i należy w sposób szczególny zapisać je w historii polskich wydarzeń muzycznych.

Ocena: 6 celujący

Plusy:

·         - ciekawa oprawa wizualna

·         - niesamowite efekty specjalne

·         - sprawna organizacja show

 Minusy:

·         - słaba pierwsza część koncertu

·         - irytujące spóźnienie Jean Michela

 

Autor: Natalia Wyciślik

Artykuł został nagrodzony w konkursie na najlepszą recenzję z koncertu w Katowicach 2010. Jeszcze raz gratulujemy!

niedziela, 28 marzec 2010

 

Jean-Michel Jarre rozżarzył Spodek [ZDJĘCIA i WIDEO]

 

Biletów w oficjalnej sprzedaży nie było już od miesiąca. Nic dziwnego: Jean-Michel Jarre, najpopularniejszy na świecie twórca muzyki elektronicznej, to ikona popkultury, a jego multimedialne koncerty biją rekordy Guinessa.

Pięć i pół tysiąca fanów z całej Polski zjechało w poniedziałek do Katowic, by uczestniczyć w pierwszym show na europejskiej trasie "In Doors 2010". Tłum wypatrywał francuskiego muzyka na scenie, ale on wszedł do hali Spodka z korytarza, witając się z ludźmi, przybijając im piątki, a starsze panie całując nawet po rękach. Potem opowiadał, jak jest szczęśliwy, mogąc znów być w Polsce i życzył wszystkim udanego koncertu. Po takim wstępie nie mogło być źle.

Otoczony mnóstwem instrumentów klawiszowych, komputerów i mikserów Jarre przechodził od jednego do drugiego, wciąż dodając do swojej muzyki nowe dźwięki. Grał też m.in. na słynnej laserowej harfie, akordeonie i thereminie. Towarzyszyło mu trzech muzyków: dwóch na klawiszach i jeden na perkusjonaliach. Na wielkim ekranie za ich plecami wyświetlano sugestywne wizualizacje i zbliżenia tego, co działo się na scenie - ciekawe tylko, czy zamierzonym efektem byli ustawieni po obu stronach ekranu techniczni, którzy w kolejnych utworach zasłaniali i odsłaniali kotary.

2010-03-01, ostatnia aktualizacja 2010-03-02 14:27

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin