1071.txt

(132 KB) Pobierz
Jan Twardowski
Rachunek dla doros�ego



          Polski Zwi�zek Niewidomych
        Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
                   Warszawa 1991

          T�oczono pismem punktowym
        dla niewidomych
        w Drukarni PZN,
        Warszawa, ul. Konwiktorska 9
        Przedruk z wydawnictwa
        "Ludowa Sp�dzielnia 
        Wydawnicza",
        Warszawa 1982
        
        
        
        
          Pisa� J. Podstawka
        Korekty dokonali
         St. Makowski
         i D. Jagie��o



          Od autora
        
          Wiersze to jeszcze jeden 
        spos�b m�wienia do drugiego 
        cz�owieka - i do samego siebie. 
        S� tacy, co uwa�aj�, �e 
        cz�owiek, kt�ry je tworzy, szuka 
        w�asnych prze�y�. Czy o to tylko 
        chodzi? Wydaje si�, �e powinien 
        odnajdywa� t� prawd�, kt�ra go 
        przerasta, t�, kt�ra stale si� 
        mu wymyka. Prawda ta jest tak 
        obszerna, �e chocia� by�o tylu 
        wspania�ych poet�w, wci�� 
        pojawiaj� si� nowi i podejmuj� 
        jeszcze raz ten sam trud. 
        
          Poch�ania mnie wiara, ale 
        wiara, kt�ra nie jest statyk�, 
        zatrzymaniem si�, lecz ci�g�ym 
        odkrywaniem na nowo tajemnicy. 
          Poch�ania mnie pragnienie 
        zg��bienia tre�ci wsp�lnych nam 
        wszystkim, szukaj�cym odpowiedzi 
        na nasze ludzkie l�ki, 
        wynikaj�ce mi�dzy innymi z 
        poczucia samotno�ci czy trwogi 
        wobec spraw ostatecznych. 
        
          �wiat mo�na zaakceptowa�, 
        je�li si� dostrze�e warto�� czy 
        nawet wi�cej - urok dramatu, 






        jaki jest sk�adnikiem �ycia. 
        Cho� to takie zadziwiaj�ce. 
        Mo�na przyj�� tak�e wiele innych 
        spraw, jak na przyk�ad 
        r�norodno�� typ�w ludzkich, 
        kt�rym wsp�lna jest jednak 
        potrzeba rozwi�zywania tajemnicy 
        �ycia. 
          Jest poznanie naukowe, 
        intelektualne, oparte na 
        �a�cuchu logicznie biegn�cych 
        my�li, ale poezja pos�uguje si�, 
        wed�ug mnie, poznaniem 
        intuicyjnym i dlatego mo�e by� 
        na poz�r nielogiczna i 
        zdumiewaj�co trafna zarazem. Bo 
        rodzi si� z wyobra�ni i 
        pod�wiadomo�ci, tajemniczej 
        g��bi cz�owieka. Potrafi od razu 
        wskoczy� w �rodek sprawy, obj�� 
        ca�o��. 
        
          Wspania�a i urzekaj�ca jest 
        mi�o�� cz�owieka. Dlaczego 
        jednak pr�buj� m�wi� o niej w 
        paradoksach? - na przyk�ad: "S� 
        tacy co si� na zawsze kochaj� i 
        dopiero wtedy nie mog� by� 
        razem" albo "mi�o�� to 
        samotno�� co ��czy 
        najbli�szych". My�l�, �e stale 
        kochamy to, co jest wi�ksze od 
        nas. Znowu zawsze ta wymykaj�ca 
        si� prawda. 
        
          Zachwyca mnie otaczaj�cy nas 
        �wiat, jego kolor, d�wi�k, 
        zapach, r�norodno��. Wracam do 
        starego Linneusza, kt�ry nazywa� 
        po imieniu zwierz�ta, ptaki, 
        ro�liny. D�ugo i cierpliwie 
        uczy�em si� przyrody, czytam 
        ksi��ki przyrodnicze. Zbieram 
        zielniki. Kiedy si� m�wi tyle o 
        cz�owieku, o r�nie pojmowanym 
        humanizmie - widz� urok szpaka, 
        wilgi, dzikiego kr�lika, 
        szorstkow�osego wy��a. Juliusz 
        S�owacki w znanej strofie z 
        "Beniowskiego" pisze, �e B�g 
        jest Bogiem rozhukanych koni, a 
        nie pe�zaj�cych stworze�, s�dz�, 
        �e jest tak�e Bogiem chrz�szczy, 
        mr�wek, biedronek i szczypawek. 
          Czy takie widzenie przyrody 






        nie uczy nas pokory? 
          Przecie� to samo �wiat�o pada 
        i na ludzi, i na koniki polne, i 
        na �wierszcze. 
          �wiat dany nam jest w spos�b 
        rzeczywisty, a nie tylko 
        wyobra�niowy. Nie istnieje jako 
        pomy�lenie czy poetycka rzecz. 
        Jest zbiorem rzeczy 
        egzystuj�cych. I dlatego lubi� 
        nazywa� po imieniu drzewa, 
        kwiaty, kamienie. Daleki jestem 
        od operowania, tak powszechnego 
        dzi�, znakami: ptak, zwierz�, 
        ryba, li��, kwiat. Widz� bowiem 
        dzi�cio�a, kosa, bociana, 
        s�onia, pstr�ga, �laz, borsuka, 
        wrotycz, makol�gw� - konkretny, 
        nie anonimowy �wiat. Wiem, �e 
        li�� wi�zu drapie, �e gryka 
        ro�nie na czerwonej �odydze, �e 
        gile maj� nosy grube, a dudki 
        krzywe, �e pstr�gi s� 
        szaroniebieskie, a wilcza jagoda 
        brunatnofioletowa. 
          Zdumiewam si� i zachwycam 
        urod� i dziwno�ci� widzialnego i 
        niewidzialnego �wiata. To, co 
        widzialne, dotykalne, pozwala 
        okre�li� granice niewiadomego i 
        niepoznawalnego. Bez tej jedynej 
        bliskiej miary �wiata nie da�oby 
        si� te� dostrzec i poj�� jego 
        nieuchwytnych tajemnic. 
        Interesuje mnie wi�c wszystko: 
        ptaki, kwiaty, owady, kamienie. 
        I zamiast o katedrach i gotykach 
        wol� pisa� o drzewach, kt�re 
        maj� w sobie co� ze wspomnienia 
        raju. �wiat jest naprawd� 
        cudowny...
        
          Artysta nie fotografuje 
        rzeczywisto�ci. My�l�, �e je�li 
        patrzy na przyrod�, nie musi jej 
        analizowa�, dostrzega jej pewne 
        elementy w zale�no�ci od swoich 
        prze�y�. Ch�opiec, kt�ry wr�cza 
        ukochanej r��, nie my�li o tym, 
        �e owad zrani� si� o jej kolec. 
        Liczymy siedem, pi�� albo dwie 
        kropki na biedronce - nie 
        wiedz�c, �e jest drapie�nikiem. 
        Czy jednak jest to tylko 
        okrucie�stwo? Mo�na dostrzec w 






        przyrodzie nawet humor. 
        Pasikonik ma oczy na przednich 
        nogach, koliber leci ty�em, 
        kowalik chodzi do g�ry ogonem. A 
        ja lubi� humor dyskretnego 
        u�miechu, kt�ry rodzi si� na 
        przyk�ad z zestawienia rzeczy 
        nieoczekiwanych. 
        
          Obce s� mi retoryka, dydaktyka 
        i patos. Pr�buj� pisa� wiersze, 
        kt�re nie by�yby manifestami. 
        Lepiej niech nie nawo�uj� i nie 
        nawracaj�. Niech nios� swoje 
        tre�ci w �agodnym zawieszeniu, w 
        zaufaniu, w �arliwej otwarto�ci 
        na �ycie i jego powszednie 
        sprawy. Niech podejmuj� dialog 
        ze wszystkimi postawami. My�l�, 
        �e kto, jak kto, ale poeta 
        powinien by� towarzyszem 
        wierz�cych i niewierz�cych. 
        Szuka� tego, co ��czy, a nie 
        dzieli. 
          Tylko szczero�� prze�ycia 
        zbli�a ludzi i mo�e przekonywa�. 
        Nie znosz� ironicznego grymasu. 
        Czy nie podwa�a on czasem samego 
        faktu ludzkiej egzystencji? Jak 
        ju� wspomnia�em, lubi� humor. 
        Dostrzegam w nim �wiadectwo 
        pokory, wewn�trzne ciep�o, 
        pr�buj� dystansu. Nieraz 
        wydobywa go staro�wiecki rym. 
        
          Dla mnie najwi�kszym dramatem 
        jest dramat wolnej woli 
        cz�owieka, dramat wyboru 
        pomi�dzy dobrem a z�em. Dramat 
        moralno�ci. Jakie to 
        przera�aj�ce, �e to w�a�nie 
        cz�owiek mo�e mordowa�, 
        krzywdzi�, wywo�a� wojn�. Ale 
        przecie� i w �wiecie upadaj�cego 
        cz�owieka mo�na dostrzec tyle 
        po�wi�cenia, mi�o�ci, dobroci, 
        �alu. Nie tylko Ojca Kolbe, ale 
        i Janusza Korczaka. Nawet na 
        dramat patrz� oczyma 
        staro�ytnych, kt�rzy w dramacie 
        nie widzieli tragedii rozpaczy, 
        ale niezrozumia�e dzia�anie. 
        Wydarzenia mia�y g��bi� 
        perspektywiczn�, by�y symbolem 
        niesko�czono�ci i ukazywa�y 






        tajemnic�. Dramat m�g� by� 
        oczyszczeniem, trudn� drog� do 
        dobra. 
        
          Tyle si� dzisiaj m�wi o 
        pokoleniach artyst�w, o 
        pokoleniu m�odych, �rednich i 
        starych. Pami�tamy, �e w okresie 
        pozytywizmu przeciwstawiano 
        starym pokolenie m�odych. Jednak 
        wtedy by�y to tak zwane 
        pokolenia "ludzkie" w dok�adnym 
        tego s�owa znaczeniu. Dzisiaj 
        pokolenia niezwykle pr�dko si� 
        zmieniaj�. Nadp�ywaj� jak fale. 
        Trwaj� nieraz tylko pi�� lat. 
        M�wi si�: nowa albo stara fala. 
        Ci, kt�rzy uwa�aj� si� za 
        lepszych od innych tylko 
        dlatego, �e s� m�odzi - kuj� 
        przeciwko sobie bro�, bo 
        przecie� tak szybko nazw� ich 
        starymi. Nie patrz� wi�c na wiek 
        autora, znajduj� nieraz 
        m�odzie�cze wiersze pisane przez 
        starych i starcze m�odych. Nie 
        boj� si� form tradycyjnych. Nie 
        �ledz� kierunk�w, nurt�w i 
        tendencji przejawiaj�cych si� w 
        poezji. Pisz� tak, jak mi 
        dyktuje my�l. Razi mnie 
        b�yszcz�ce nowatorstwo po to 
        tylko, aby zadziwi�. My�l�, �e 
        autor, kt�ry umie szczerze 
        zdumiewa� si� otaczaj�cym go 
        �wiatem - mo�e odkrywa� jego 
        sta�e tajemnice, niezale�nie od 
        garbu lat, kt�re d�wiga. 
          Jan Twardowski
        






          Wiersze
        
          *  *  *
          (Bo�e spraw...)
        
          Bo�e spraw �ebym nie zas�ania� 
        sob� Ciebie@ nie zawraca� Ci 
        g�owy kiedy ustawiasz pasjanse 
        gwiazd@ nie t�umaczy� stale 
        cierpienia - niech zostanie jak 
        ska�a ciszy@ nie spacerowa� po 
        Biblii jak paw@ nie liczy� 
        grzech�w l�ejszych od �niegu@ 
        nie za�amywa� r�k nad Okiem 
        Opatrzno�ci@ �eby serce moje 
        nie toczy�o si� jak krzywe 
        ko�o@ �ebym nie tupa�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin