Wayne Theodore Rodzina Theodore Opowie�� o odwadze, przetrwaniu i nadziei Leslie Alan Horvitz prze�o�y� Roman Zawadzki ? MUZA SA RODZINA THEODORE Carl i Ruth - rodzice Joseph, ur. 1955 r. Susan, ur. 1957 r. John, ur. 1957 r. Wayne, ur. 1958 r. Michael, ur. 1959 r. Christopher, ur. 1961 r. Sheila, ur. 1962 r. Gail, ur. 1964 r. Brian, ur. 1966 r. Kenny, ur. 1968 r. Gary, ur. 1972 r. Linda, ur. 1973 r. zitm Prolog Lato to pi�kna pora w New Hampshire. W maju, po porze deszczowej, wi�kszo�� okolicy pokrywa gruby dywan traw. Stoj�c bez ruchu po�rodku taki, czu� zapach jag�d, �wie�ych li�ci, wielokrzew�w i �wie�o �ci�tej trawy. To wspania�e, zdrowe odczucie - sama natura. Gdy ka�dego lata po raz pierwszy wdycham ten zapach, przestaj� my�le� o tym wszystkim, co mam w planach - jak zabra� si� za nowe projekty, na jaki kolor pomalowa� nowo postawion� stajni�, wreszcie, czy dziewcz�cy zesp�l uniwersytecki, kt�ry trenowa�em, wygra w tym tygodniu mecz z miejscow� dru�yn� soft-balla. Ch�on� ten zapach - i wszystko znika. Po chwili ogarnia mnie my�l, i� �ycie jest wspaniale. Wraz z �on� Sharon i czterema c�rkami w wieku od sze�ciu do siedemnastu lat mieszkamy na farmie w New Hampshire. Farma nie jest du�a - zaledwie dziewi�� akr�w - i zamiast kur czy owoc�w s� na niej krowy i konie. Nie s� przeznaczone ani na mleko, ani na mi�so, ani na sprzeda� - trzymamy je dla przyjemno�ci. C�rki je�d�� konno, ja za� hoduj� byczka i ja��wk� - rodze�stwo. Poniewa� nie jestem farmerem, wol� my�le� o sobie jako �ziemianinie". Jestem przedsi�biorc� budowlanym. Buduj� drogi i sieci kanalizacyjne dla nowo powstaj�cych osiedli. Wiedzie mi si� dobrze i cho� 5 moja firma nie nale�y do przedsi�wzi�� przynosz�cych miliony, zawsze pami�tam o premiach gwiazdkowych dla moich pracownik�w, tak by mogli pod choink� kupi� swym bliskim co� szczeg�lnego. Tak oto wygl�da moje �ycie - spokojne i wygodne. Nie wiem, co przyniesie jutro. Kt� to wie? Mam rodzin� i solidny biznes. Wszystko toczy si� jak trzeba - a ja jestem szcz�liwy. Jednak�e nigdy nie zapominam o dzieci�stwie -o okrutnych i strasznych czasach dorastania. Koszmar ten wci�� mi towarzyszy, wci�� gdzie� si� czai, czeka, by mnie dopa��, gdy najmniej si� tego spodziewam. Zwykle dzieje si� to w�wczas, gdy zdarzy si� co�, co dla kogo� innego jest w�a�ciwie niczym wa�nym - przy szklance t�uk�cej si� o pod�og�, przy zakalcu w ma�ym kawa�ku chleba, przy odg�osach wolno nadje�d�aj�cego samochodu na �wirowym podje�dzie. Dla mnie s� to znacz�ce sygna�y ostrzegawcze. Gdy widz� st�uczone szk�o, moj� pierwsz� reakcj� - instynktownym odruchem - jest ch�� ucieczki i ukrycia si�. Gdy widz� zakalec w chlebie czuj� si� zak�opotany, jakbym w szkole rozebra� si� do naga, a wszyscy wytykali mnie palcami i �mieli si� ze mnie. Gdy s�ysz� szmer k� samochodu na �wirze, oddech zamiera mi w piersi. Czuj� si� jak �cinane drzewo, odrywane od korzeni - przenika mnie strach, musz� na chwil� przysi��� na r�kach, �eby si� nie trz�s�y. Przesz�o�� wyp�ywa na powierzchni� w najdziwniejszych chwilach - zar�wno tych dobrych, jak i z�ych. Wr�ci�a na przyk�ad, gdy moja c�rka Amy zdoby�a pierwsz�, bardzo presti�ow� nagrod� w pokazie zawodowej jazdy konnej. Mia�a zaledwie czterna�cie lat. 6 �wie�o upieczona licealistka pokona�a wszystkich doros�ych - �udzi, kt�rzy zjedli z�by na tym sporcie i kt�rym zawsze �atwo przychodzi�o (nie tak jak jej) osi�gni�cie tak wysokiego poziomu, by odby� rund� honorow�. Wjecha�a na aren� - ma�a, drobna czternastolatka o niebieskich oczach, z blond warkoczem - i nikt nawet nie podejrzewa�, �e by� to jej debiut na pokazach. Gdy j� zobaczy�em, pomy�la�em: Przecie� to ja, Ja sam w wieku czternastu lat. To taki w�a�nie chcia�em by� czy mog�em by�-gdyby mi tylko dano szans�. W g�owie mam swego rodzaju projektor filmowy, kt�ry nieustannie odtwarza wci�� te same czarno-bia�e kadry. S� to obrazy mojej rodziny - jedyne, jakie we mnie si� utrwali�y - i farmy. Nie tej, na kt�rej �yj� dzi� z �on� i c�rkami; innej i bynajmniej nie tak spokojnej. Farma, na kt�rej dorasta�em, by�a dzika, a w mych wspomnieniach nie kojarzy si� z zacnym ziemia�stwem, hobby czy niebywa�ym pi�knem rodzinnej mi�o�ci. Nazywam si� Wayne Theodore i by�em maltretowanym dzieckiem. W wieku czterdziestu czterech lat mog� wreszcie o tym opowiedzie� bez zaciskania z�b�w. Mog� o tym m�wi� bez opuszczania g�owy w poczuciu bezbrze�nego wstydu. W rodzinie, w kt�rej wyrasta�em, by�o dwana�cioro dzieci. Matka zawsze gdzie� znika�a, gdy tylko by�a w kolejnej ci��y, a psychotyczny ojciec by� przej�ty jedn� my�l� - jak trzyma� j� i nas, dzieci, w ryzach. Ros�em na wyspie, zamienionej w fortec�, od�ywiaj�c si� czym�, co nie nadawa�o si� do jedzenia dla cz�owieka, z rodze�stwem, szpieguj�cym jedno drugiego po to, by strzec swej sk�ry i dostawa� troch� przyzwo-itsze posi�ki. 7 Gdy jeste� maltretowanym dzieckiem, �ycie staje si� sekretem. Nie idziesz do szko�y, poniewa� ludzie mogliby zobaczy�, �e masz �wie�e rany. Udajesz, �e wszystko jest w porz�dku, k�amiesz wszystkim, gdy zadaj� pytania. Masz niewielu przyjaci�. Z nikim nie rozmawiasz. Nie ufasz nikomu. Towarzyszy ci prze�wiadczenie, �e jeste� nic niewart. Nie trzeba jednak w to wierzy� - i nie zawsze nale�y si� wstydzi� i dochowywa� tajemnicy. Nie jest to �atwe, lecz mo�na rozpocz�� nowe �ycie, je�li jest si� zdeterminowanym i ma si� wol� zacz�� wszystko od pocz�tku. Spojrzenie wstecz wymaga odwagi, tak samo jak pr�ba przezwyci�enia wspomnie�. Wymaga to czasu - lecz jest to mo�liwe. Uwa�am, �e warto by�o przej�� przez ca�y ten zam�t i cierpienie. Wiedzia�em, co powinienem zrobi�, je�li chcia�em pozostawi� przesz�o�� za sob� i zacz�� budowa� lepsze �ycie - dla siebie i swojej rodziny. Odby�em najwa�niejsz� podr� mego �ycia. Oto moja opowie��. Gdy mia�em sze�� lat, ojciec omal mnie nie zabi�. By� przejmuj�co zimny dzie� na pocz�tku lutego. Z bratem Johnem dzieli�em pi�trowe ��ko, przytwierdzone do �ciany. G�rne pos�anie, na kt�rym spa�em, przylega�o do okna. Nigdy nie mog�em przez nie wyjrze�, poniewa� by�o zas�oni�te plastikow� p�acht�. Pewnej nocy, przewracaj�c si� z boku na bok, machn��em nog� i rozbi�em szyb�. Musia�em spa� jak zabity, poniewa� nawet uderzenie mnie nie obudzi�o. Gdy kilka godzin p�niej otworzy�em oczy, poczu�em, �e co� jest nie w porz�dku. Nie wiedzia�em o co chodzi, dop�ki nie zobaczy�em na kocu od�amk�w pot�uczonego szk�a. Z pocz�tku nie mia�em poj�cia, sk�d si� wzi�y. Po chwili zobaczy�em ziej�c� dziur� i - gdy zda�em sobie spraw�, co zrobi�em - zla�em si� do ��ka. Le�a�em tak, przera�ony i z poczuciem winy, gor�czkowo my�l�c, co zrobi�. Zmoczy�em dolne pos�anie, lecz nikogo tam nie by�o. John najwidoczniej wybra� si� ju� do szko�y. Nie s�ycha� by�o najdelikatniejszego d�wi�ku. Czy�bym zaspa�? Mo�e ojciec wyszed� ju� do pracy? Oznacza�oby to, �e ominie mnie lanie - przynajmniej do jego powrotu. Wtedy go us�ysza�em. Ojciec mia� dono�ny g�os - bardzo niski - i od samego rana wrzeszcza� na matk�. By� 9 w z�ym nastroju; wydziera� si� g�o�niej ni� zwykle. Musia� mie� porz�dnego kaca, pomy�la�em; pewnie zaspa� i obudzi� si� z silnym b�lem g�owy. Zwykle wychodzi� o p� do dziewi�tej. Zamar�em, gdy� uratowa� mnie m�g� tylko cud. Oczekiwanie przypomina�o umieranie. By�em sparali�owany, cia�o mia�em napi�te, gotowe na przyj�cie cios�w. Po kilku minutach us�ysza�em, jak ojciec ci�kim krokiem zbli�a si� do mego pokoju. Zamkn��em oczy, udaj�c �e �pi�; odruchowa reakcja. Wszed� do sypialni. Przez chwil� nic si� nie dzia�o, czu�em jednak jego obecno��. S�ysza�em - wyczuwa�em - jego gor�cy oddech na mym ramieniu. I si� zacz�o. - Co, do diab�a? - wrzasn�� dono�nym g�osem. Wyci�gn�� r�ce - wielkie, muskularne - i �ci�gn�� mnie za w�osy z ��ka. - Co� ty zrobi�, ma�y skurwielu? Rozbi�e� okno, tak? - Zanim zd��y�em odpowiedzie�, cisn�� mn� o pod�og� - g�ow� w d�. Potem waln�� pi�ci� i kopn��, zn�w uderzy� i zn�w kopn��. Le�a�em tak - ma�e nieruchome cia�o - za wszelk� cen� pr�buj�c nie krzycze�. Wreszcie przesta�. Nie wiedzia�em czemu - mo�e by� zbyt skacowany, mo�e nie mia� ju� si�. - P�niej ci� wyko�cz�, smarkaczu - mrukn��. Nie spos�b powiedzie�, co najbardziej bola�o. Gdy poruszy�em nog� - bola�a. Gdy podnios�em r�ce do twarzy - bola�y. Gdy wsta�em - bola�o. Ze wszystkich si� zapragn��em, �eby poszed� ju� do pracy i zostawi� mnie w spokoju. Ja musia�em dzi� zosta� w domu, poniewa� nauczyciel m�g�by zauwa�y� siniaki na twarzy. Gdy wszystko ucich�o, pomy�la�em, �e przez reszt� dnia b�d� mia� spok�j - swoje poranne lanie ju� dosta- 10 �em. Nie uwa�a�em zreszt�, �e co� jest nie w porz�dku; zas�u�y�em sobie na nie. Czy� nie narozrabia�em - przecie� zbi�em szyb� i zmoczy�em si� do ��ka. Ubra�em si� powoli i ostro�nie, unikaj�c dotykania opuchni�tego i posiniaczonego cia�a, i poszed�em do kuchni. Matka siedzia�a przy jednym ko�cu sto�u, ojciec - przy drugim, ja za� zaj��em miejsce mi�dzy nimi. Za oknem �wieci�o s�o�ce. Nikt si� nie odzywa�. Ojciec by� blady, oczy mia� przekrwione. Utkwi� we mnie w�ciek�y wzrok, lecz nie powiedzia� ani s�owa. Z powodu okna i mokrego materaca najwyra�niej a� si� w nim gotowa�o. Tymczasem matka udawa�a, �e nic si� nie sta�o. Cho� ojciec sko�czy� ju� �niadanie, wci�� sta� przy stole i mierzy� mnie wzrokiem. �To ma�y gnojek, to maty gnojek" - mamrota� pod nosem. Matka co� mrucza�a do siebie, jakby pod�piewuj�c - tak zwykle okazywa�a swe niezadowolenie. Siedzia�em, boj�c si� nawet prze�kn�� �lin�. Na �niadanie by�o to, co zwykle - gniotowa-ty chleb z mas�em orzechowym. Zastanawia�em si�, czy zaciskam z�by dlatego, �e chleb jest twardy, czy z powodu bolesnych ran i siniak�w. Stara�em si� nie spogl�da� na ojca; nie chcia�em go bardziej rozdra�nia�. Nie wiedzia�em, w kt�r� stron� patrze�. Wci�� mia�em nad...
GAMER-X-2015