15477.txt

(248 KB) Pobierz
 Ta noc we Lwowie
 Być kobietš  Wieszanie nielata
I
za
ADAM HOLLANEK
JERZY JAN I CK I
Noc lwowskich profesorów
MARIA HEJDA
Mój domowy notatnik
PIOTR PYTLAKOWSKI Pierwsze zabicie szczeniaka
W cyklu Z podróżnej walizki" STANISŁAW DULKO
Krajowa Agencja Wydawnicza Warszawa 1988
ISBN 83-03-02419-1

Jerzy Janicki
Adam Holianek
NOC LWOWSKICH PROFESORÓW
Lwów jak Rzym  roztasowany jest po licznych pagórach, z których każdy ma swš własnš historię. Wysoki Zamek, u stóp którego ksišżę Lew postawił pierwszš drewnianš budowlę miasta, a na którego szczycie Kazimierz Wielki wzniósł zamek kamienny. Kopiec  wzgórze, które lwowianie sami usypali na znak unii między narodami Rzeczypospolitej. Góra Stracenia zwana niegdy Hyclowskš, gdzie mierć męczeńskš ponieli boha-.erowie Wiosny Ludów  Winiowski i Kapuciński. Z Cytadeli strzelały na miasto armaty tureckie, a potem tej samej Cytadeli wędrowali na wojenkę 1914 i 1920 roku młodzi polscy żołnierze  lwowskie dzieci, co szły tułać si po wieci, jak opowiada sławna piosenka. Pod wzgórzami Pohulanki wyrósł jeden z najstarszych cmentarzy Europy  Nekropolia Łyczakowska. Na Górze Jacka chronił się przed Tatarami patron tej góry, w. Jacek i włanie stšd zdołał umknšć do Halicza.
Prócz pagórów danych przez naturę, miał Lwów jeszcze trzy inne, które z herbu swego wydarł i ofiarował icrbowi Lwowa Sykstus V, urzeczony podobieństwem niasta włanie do Rzymu, i odtšd lew lwowski w herbie rzymał na łapie trzy pagóry zwieńczone gwiazdš, na :nak     jak pisał Józef Zimorowicz, synowiec dziejopisa burmistrza Bartłomieja, iż... tyle gwiazd, tyle wzgórz nacie, ile ta krótka księga bohaterów mieci. A było i jeszcze jedno wzgórze, nie namaszczone histo-
riš, Wzgórze Wuleckie. Aż przyszedł rok 1941, drugi rok ostatniej wojny i historia wcišgnęła wreszcie i to wzgórze w swój rejestr, wyznaczajšc je na miejsce grobu dwudziestu pięciu polskich uczonych.
Autorzy tej krótkiej księgi, która dzieje tych nowych bohaterów mieci, wyruszyli do miasta nad Pełtwiš, by choć w częci odtworzyć ten fragment historii najnowszej.
*
Prolog, czyli oba-cwaj z tej samej budy
W tym czasie chodzilimy oba-cwaj do tej samej szkoły. Mieciła się we Lwowie przy ulicy Ochronek 8. Wówczas nosiła już nazwę Seredniej Szkoły czysło dewiatnad-cat", ale rok wczeniej, kiedy nas w niej jeszcze nie było* nazywała się Notre Damę", prowadziły jš wraz z pensjom natem siostry zakonne, kształcšc najbardziej urodziwei panienki z Lwowa i całego Podola.
Mało kto już dzi pamięta, że w roku, w którym, rozgrywa się prolog tej opowieci, była to już jednaki serednia szkoła czysło dewiatnadcat". Dzieliła nas prze' pać czterech klas. Ada, a właciwie po naszemu Ada ku, był znanš osobistociš całej szkoły, zasłynšł jako organizator, reżyser i aktor wieczoru mickiewiczowskiego, podczas którego przy fortepianie zasiadał uczeń dziewištej b", Stanisław Skrowaczewski. Sam Adaku czyi tał wiersze, jak się wówczas zdawało, przez monokl, który jednak okazał się  jak wyjanilimy to sobie po czterdziestu pięciu latach  zwyczajnš okularowš oprawkš w której brakowało jednego szkła. Niewiele więc bywałe powodów i okazji, bymy wdawali się ze sobš w rozmowy
To stało się dopiero podczas wakacji. Zapach tegc słowa, który niósł dotšd ze sobš pomruk walšcego o ka mienie Prutu, słodkawy smak pieczonych na węgli drzewnym maronów lub kukurydzy sprzedawanej nŤ
deptakach Jaremcza i Worochty, widok opatulonej w welon mgły Howerli, smak naftusi" popijanej przez słomkę przy pawilonie zdrojowym w Truskawcu, ten więc zapach beztroskich dotšd wakacji, zwietrzał już doszczętnie w cišgu ostatnich dwóch lat. Skończyły się na zawsze naftusie", marony i wspinaczki po grzbietach Gorga-nów. Wakacje spędzało się w miecie. Te za, o których mowa, były nadomiar o tyle szczególne, że bez wytchnienia przerabialimy w dalszym cišgu, dzień po dniu, przedmiot potocznie zwany historiš. Prawdę mówišc po trosze zadawano nam i lekcje geografii.
Było lato 1941. Dokładnie 4 lipca 1941. Lwów, który jeszcze tak niedawno był Lwiwem, teraz okazał się już Lembergiem. Od pięciu dni miasto opanowali Niemcy. Jeszcze wówczas gubernator dr Lasch nie zdšżył ogłosić miasta stolicš dystryktu Galizien. Jeszcze na ratuszu i na gmachu województwa przy Wałach Gubernatorskich powiewały niebiesko-żółte choršgwie, sporód dawnych naszych kolegów jedni nosili wpięte do klap tryzuby" gonišc drugich, których prawe rękawy zdobiły już białe ;>paski z gwiazdš Dawida.
Nikt z nas nie zdałby wówczas w szkole egzaminu z historii, która galopowała szybciej niż konie na Persen-kówce i każdego dnia zadawała coraz bardziej wymylne pytania, jakich nie sposób było się doszukać w poczciwym naszym podręczniku Mówiš wieki". Wieki może i sobie mówiły nadal, ale niewiele miały już do powiedzenia wobec tego, co mówił każdy bieżšcy dzień.
Więc takiego włanie dnia spotkalimy się oba-cwaj na Akademickiej. Gdzie tak przy rogu Choršżczyzny, skšd lawno już wyparował zapach flaków od pani Teliczko-woj.
Dzień był upalny i duszny. Wysmukłe topole, pruť,ic Ś/.arne od gęstej zieleni, kłuły wierzchołkami pogodne
tnebo, przysłaniajšc widok na Szkockš" i Romę". Pod ./.alewskim", skšd jeszcze tak niedawno dzień w d-ť


ekspediowano do Warszawy ciastka przyćmiewajšce sła-wę Blicklego, stał teraz apatyczny oL°nek P° herbatniki Pod nowym" gmachem Sprechera handlarze oferowali nowoć na tutejszym rynku: sachar/11^ktora dšżyła juz; nadejć z GG, tuż za Wehrmachter**-,  ,.
  Zabili mi wuja _ P(Wiedział Adasku-
  Kto?
Pod wieczór wi6działo już całe milslo, że naWzgórzach
Wuleckich, o wicie 4 lipca rozstrzel*1 Ponad dwudzfs-tu profesorów i uc2onych z PolitechAlkl Lwowskiej 1 Urn wersytetu Jana Kazimierza.
Każda godzina nani2ywała na fp^niec ofiar nowe nazwisko. Ludzie z okolic Kadeci utrzymywali, ze widziano podobno prowadzonego i>oca- z Herburtow Ka zimierza Bartla. Ludzie z Roman0wifza Przysięgali, ze spod trzeciego zabrano nocš profe^row Greka- ?str skiego i Dobrzani6ckiego ^ z p^skiej widział podob no profesora Hilarowic2a Kto inn/ zapewniał, ze skore zabrano Greka, t0 pewnie i mieszk^^0 u mego Boya -Żeleńskiego...
Jezus Maria! ^ jęknęło miasto Ś Lwó,w bez Ostrow skiego? Jak to mo^liwe? poiska bez J^7 Swiat b?z Bartl; i jego epokowych twierdzeń z geo*11^11 wykreslnej?
Kto? Kiedy? Zš co? jak to b ło ^aprawdę?
Kto z nas mógł WowCzas przypu^c. ze P° czterdaest siedmiu latach zMamy    b^e       q<mie to samo pytanie
by szukać na nie odpowiedzi w &*lQ> do ktorego Jurel napisał scenariusz
Stoimy więc sobie 2now oba.c^aj na Akademickie. Jest zima 1987 roku. Akademicka >lie Jest ^uz Akademie kš, lecz prospektem Ssewczenki, Choršzczyzna ustšpił nazwy Czajkowskiemu a na jej rogu zamiast flako^ sprzedajš męskiG ohuw(e. z kina .^uropa' , które juz ni jest Europš" l^cz Ukrain*" vif^n^la wiasme fal widzów po ostatnim seansie." Moie Już ^krotce, w tyi samym kinie, bęšš wid2ami filmu,^orego jeszcze nie m;
Nie ma go, bo na razie stoimy jeszcze z Adakiem na ulicy, kombinujšc od czego by tu zaczšć i powtarzajšc w mylach te same pytania sprzed pół już prawie wieku: kto? kiedy?, za co? I jak to było naprawdę...
Kilm o tamtej nocy
Film ma się nazywać 4 lipca o wicie". Scenariusz zakłada prosty chwyt: wraz z ekipš filmowš przyjadš do Lwowa potomkowie profesorów, zamordowanych przed 47 laty. Dzisiejsi wiadkowie byli wówczas prawie dzie-rrni. Każdy co tam jednak pamięta z tej lipcowej nocy. Łomot do drzwi, rewizję, goršczkowe upychanie do loczki ciepłej bielizny, szepty struchlałych sšsiadów. 1 )okšd ich prowadzili? Kto? W jakich oprawcy byli mun-lurach?
Film daje szansę, by to wreszcie wyjanić. Niech więc te
lawne dzieciaki, dzi dostojni emeryci z Wrocławia i Opo-
;i, znów wejdš do swych własnych domów i wskażš: ten
>alkon, ów przedpokój, inny  klatkę schodowš... Bę-
Iziemy wiedzieli, że tędy szli po raz ostatni, z tego okna
[widać było jak odjeżdżali, w tym pokoju była sypialnia,
skšd ich wywleczono. I nic więcej, tyle zarejestruje
kamera, co najwyżej dopiewać można sobie jeszcze te
kvrzaski rozpraszajšce tamten lipcowy wit, te jakie los,
'os! i schneller, schnellerl A może włanie nie schneller?
ivioże całkiem zwyczajnie szwydko, szwydkol?
Ten film ma szansę choćby czšstkę tych spraw wyja-
nić. A jeszcze jak kamera pomknie po łuku Pełczyńskiej,
Śdzie było gestapo, jak wdrapie się poza dawnš remizę na
orkę do bursy Abrahamowiczów, jak zajrzy do jej
Ś >i wnic, które były lochami, gdzie przytrzymywano ofiary
liż przed egzekucjš...
Na razie jeszcze bez kamery, zbrojni tylko w nie '.apisane notesy i niecierpliwš wyobranię, przystanęli-
my w grudniu 87 przed tš bursš, która była przedostatniš stacjš golgoty lwowskich uczonych.
Odwieżone tynki budynku koloru zawiesistej jajecznicy. Szeć zwalistych kolumn podpiera wejcie do gmachu, który jest teraz szpitalem gruliczym inwalidów wojny ojczynianej. Na rogu nieczynny kiosk z gazetami. Odarte z lici kasztany.
Jakie musiały być wtedy zielone i bujne, już uginajšce się pod ciężarem kolczastych, pękajšcych owoców, kiedyj w ich scenerii rozgrywał się dramat, który chcemy teraz wznowić, po niemal półwiekowym antrakcie.
Czas... Zatarł lady, wytrzebił pamięć i nawet wyobranię już stępił, bo i nie sposób już prawie odtworzyć sobiej scenerii, w której te dzisiejsze sale chorych i gabinety] rentgenologiczne były gabinetami przesłuchań sztabii osławionego Oberlandera.
Jak wydobyć teraz dramat spod zwałów półwiekowych wydarzeń, jak przefiltrować ocean wojennych zbrodni, tych wszystkich Owięcimiów, Katyniów, Treblinek i Babich Jarów, by w probówce pozostała ta jedna tylko kropla, która w rejestrze strat poniesionych przez polskš naukę znaczy tak wiele i która dla historii wcišż jeszcz^ nie wyschła?
Tabliczka na narożniku II Domu Techników oznajm...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin