15021.txt

(180 KB) Pobierz
BARBARA CARTLAND
CÓRKA PIRATA
Tytuł oryginału
PARADISE IN PENANG
OD AUTORKI
      Pinang jest niewielkš wysepkš położonš na północnym krańcu Cieniny Malakka, 
stanowišcš chyba najpiękniejsze miejsce na ziemi.
      Omywajš jš ciepłe przejrzyste wody Oceanu Indyjskiego. Wyspa posiada złociste 
plaże, za którymi chwiejš się pióropusze palm kokosowych.
      To włanie Pinang zasiedlali awanturniczy i dzielni ludzie po jej odkryciu w 1784 
roku przez angielskiego kapitana Francisa Lighta. Zdobyli oni ogromne fortuny, zbudowali 
wspaniałe rezydencje w stylu angielskim i zamieszkiwali w zgodzie i harmonii z Malajami i 
Chińczykami.
      W czasie, w którym rozgrywa się akcja tej ksišżki, dwa grone gangi zostały wykryte 
przez władze. Dokonywały licznych morderstw i staczały pojedynki o nowo zdobyte 
bogactwa.
      Kapitan Light otrzymał Pulau Pinang od sułtana Abdullaha w zamian za pomoc w 
zwalczaniu jego syjamskich nieprzyjaciół. Pinang miał duże znaczenie dla Kompanii 
Wschodnioindyjskiej i stał się ważnym punktem handlowym dla całego Imperium.
      Obecnie jest to miejsce odwiedzane przez turystów. Zachowało się tam wiele 
pamištek, zabytkowych domów i pomników wiadczšcych o jego fascynujšcej historii i mam 
nadzieję równie fascynujšcej przyszłoci.
ROZDZIAŁ 1
1869
      Pocišg stanšł na Victoria Station, lord Selwyn wysiadł i odetchnšł z ulgš.
      Nareszcie w domu!
      Nikt nie czekał na niego, lecz tak się szczęliwie złożyło, że podróżował w 
towarzystwie francuskiego dyplomaty, po którego ambasada przysłała powóz.
      - Czy mogę pana podwieć, milordzie? - zapytał Francuz.
      - Byłbym panu bardzo zobowišzany - odrzekł lord Selwyn. - Przyjechałem przed 
czasem i nie zleciłem mojemu sekretarzowi, żeby poczynił odpowiednie przygotowania.
      Dyplomata umiechnšł się.
      - Wspominałem już panu, milordzie, że niespodziany powrót to rzecz bardzo 
niebezpieczna.
      Teraz lord Selwyn umiechnšł się.
      - To mnie nie dotyczy - rzekł - ale w zasadzie ma pan rację.
      Wsiedli obaj do powozu, który jak zauważył lord Selwyn, był niezwykle elegancki, 
zaprzężony w parę doskonałych koni. Nie dorównywał wprawdzie jego własnemu 
zaprzęgowi, lecz nie przynosił wstydu swemu włacicielowi.
      Opierajšc się o miękkie oparcie lord Selwyn pomylał, że jeszcze dzisiejszego 
wieczora zobaczy się z Maisie Brambury. Od chwili opuszczenia Anglii cišgle o niej mylał. 
W czasie pobytu w Paryżu podjšł jednš z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Postanowił 
się ożenić!
      Przez pięć lat odpierał naciski krewnych namawiajšcych go do małżeństwa. 
Wydawało mu się, że nie ma powodu do popiechu.
      Chyba tylko ten, że jako człowiek niezwykle bogaty, właciciel najwspanialszej 
wiejskiej siedziby w stylu georgiańskim, powinien prędzej czy póniej spłodzić potomka. 
Jednak na myl o wišzaniu się odczuwał wyranš niechęć.
      Pragnšł być wolny, swobodny, nie skrępowany kaprysami żony.
      Wyjechał do Paryża w poufnej misji dyplomatycznej zleconej mu przez ministra 
spraw zagranicznych lorda Clarendona. Pragnšł wykorzystać ten wyjazd, żeby zapomnieć o 
lady Brambury. Wiedział, że w Paryżu znajdzie kobiety chętne, żeby go zabawiać za jego 
własne pienišdze, a jednoczenie umiejšce utrzymać go w przekonaniu, że nie wydaje ich na 
darmo.
      Choć zgodnie ze swoim zwyczajem pilnie oddawał się zleconym mu zadaniom, jednak 
wieczory należały do niego. Odszukał znajome kurtyzany, z którymi nawišzał znajomoć 
podczas poprzedniej wizyty w Paryżu, a one powitały go z otwartymi ramionami. Odwiedzał 
więc urzšdzane przez nie przyjęcia, jak również ich sypialnie.
      Dopiero wczorajszego ranka doszedł do wniosku, że ma już tego wszystkiego doć.
      Magia Paryża gdzie się ulotniła, musiał to szczerze przed sobš przyznać. To, co 
dawniej sprawiało mu takš radoć, już go obecnie nie bawiło. Nie był już tak zafascynowany 
tym, co Francuzi nazywajš urokami życia.
      Poczštkowo nie rozumiał, jaka może być tego przyczyna, potem dopiero uwiadomił 
sobie, że gdy spoglšdały na niego namiętne czarne oczy, widział przed sobš za każdym razem 
błękitne oczęta lady Brambury. Wcišż słyszał jej miły dziecięcy głosik, kiedy mówiła do 
niego podczas ich spotkań w Londynie.
      - Jakiż ze mnie głupiec! - powiedział do siebie sšczšc szampana. Nic, co Francuzi 
mogli mu zaoferować, tym razem go nie bawiło.
      Nawet doskonałe jedzenie, jakim podejmowano go na przyjęciach. Nawet kuchnia 
wspaniałych lokali, takich jak Maxim czy Le Grand Vefour, do których zapraszał na 
kolację francuskie pięknotki. Wprawdzie nadal uważał, że nikt nie posiada takiej sztuki 
uwodzenia jak paryskie damy z półwiatka - były szykowne, dowcipne, fascynujšce i przy 
nich każdy mężczyzna czuł się jak król - lecz wcišż w jego uszach brzmiał cichy głosik: 
Czuję się tak bardzo samotna... wielki wiat przeraża mnie!
      I dwoje niebieskich oczšt patrzyło na niego bezradnie. Nagle zapragnšł opiekować się 
Maisie, a mógł to uczynić tylko w jeden sposób.
      - Ale małżeństwo to nie dla mnie! - mówił do siebie.
      Przypomniał sobie, ile razy wypowiadał to zdanie do krewnych, do przyjaciół, 
wreszcie do kobiet, które wišzały z nim nadzieje. Miał wszystko, czego można sobie życzyć. 
Nigdy nie czuł się samotny w wielkiej wiejskiej rezydencji ani też w londyńskim domu przy 
Park Lane.
      Jako człowiek inteligentny bardzo lubił czytać ksišżki. Podczas gdy jego znajomi 
przesiadywali w klubach, on do pónej nocy czytał w swojej bibliotece.
      - Musisz uważać, kochanie, żeby nie zepsuć sobie wzroku - mówiła często jego 
nieboszczka matka. - W okularach nie będziesz już wyglšdał tak przystojnie.
      Lord Selwyn miał się tylko. Wiedział, że zanim jego wzrok osłabnie, zdšży jeszcze 
nacieszyć się czytaniem. Ksišżki sprawiały mu przyjemnoć równš towarzystwu pięknych 
kobiet.
      A radoć dawana przez ksišżki trwała dłużej, dodawał cynicznie. Wszystkie jego 
liczne romanse kończyły się po prostu dlatego, że nie miał już o czym mówić ze swojš 
wybrankš, a rozprawianie o miłoci znudziło go już.
      Zresztš język jest doć ubogi, jeli chodzi o opisywanie tych spraw.
      Kobiety obdarzajšce go swoimi względami były niewštpliwie piękne i miały figury 
niczym greckie boginie. Lecz gdy zaspokoił swe cielesne potrzeby, jego umysł wcišż 
pozostawał krytyczny i domagał się pożywki.
      Kiedy pomylał o małżeństwie, uwiadomił sobie, że nie jest w stanie znieć banalnej 
codziennej konwersacji. A będzie musiał jej słuchać od rana do wieczora. Nawet 
najdowcipniejsze i najbardziej zabawne sporód jego kochanek miały zwyczaj powtarzania w 
kółko tych samych kawałów, lub też prawiły mu wcišż i wcišż te same komplementy.
      - Czego się spodziewam? Czego właciwie chcę? - zapytywał sam siebie.
      Nie umiał sobie udzielić odpowiedzi. Kiedy patrzył na Maisie Brambury wydawało 
mu się, że ona jest inna. Przede wszystkim wyglšdała bardzo młodo. Włanie niedawno 
zakończył romans z kobietš nieco od siebie starszš i Maisie w porównaniu z niš stanowiła 
ogromny kontrast.
      Pomylał, że przypomina mu rzebione aniołki zdobišce bawarskie kocioły. Wprost 
nie chciało mu się wierzyć, że ma dwadziecia cztery lata, do czego się zresztš przyznawała.
      Kiedy jednak poznał historię jej życia, lepiej zaczšł jš rozumieć.
      Maisie polubiła w wieku osiemnastu lat lorda Brambury, który był znanš osobistociš 
na królewskim dworze. Fakt, że lord Brambury w chwili poznania Maisie miał już 
szećdziesišt lat, wydał się jej rodzicom sprawš bez znaczenia, zważywszy na to, jak ważnš 
był personš.
      Piastował wiele poważnych stanowisk i był człowiekiem niezwykle bogatym.
      Był już oczywicie żonaty, lecz jego żona zmarła nie obdarzywszy go potomstwem. 
Proponujšc małżeństwo córce ziemianina z Huntingdonshire lord Brambury miał nadzieję, że 
tym razem doczeka się syna.
      Rodzicom Maisie bardzo imponowało, że ich córka zrobi takš wietnš partię. Co 
prawda spodziewali się, że dobrze wyjdzie za mšż, ponieważ była bardzo ładna. Zamierzali 
zabrać jš do Londynu na tegoroczny sezon towarzyski, lecz zanim zdołali to zrobić, Maisie 
spotkała lorda Brambury.
      Podobnie jak wielu mężczyzn przed nim lord Brambury zakochał się bez pamięci w 
dużo młodszej od siebie kobiecie. Tak bardzo się zaangażował, że nie słuchał wewnętrznego 
głosu, który ostrzegał go, że jest dla niej za stary.
      Zdobycie Maisie stanowiło szczyt jego marzeń.
      Była młoda, zdrowa, dobrze urodzona i wierzył, że urodzi mu upragnionego syna.
      Sama Maisie niewiele miała do powiedzenia w całej tej sprawie. Zapewniono jš, że 
jest najszczęliwszš dziewczynš na wiecie i że tego ożenku będš jej zazdrociły wszystkie 
młode panny na wydaniu. I zacišgnięto przed ołtarz w kociele w. Jerzego przy Hanover 
Square.
      Wprawdzie wyobrażała sobie zawsze, że będzie brała lub w niewielkim kociółku w 
ojcowskim majštku, jednak lord Brambury był zbyt wpływowš osobš i musiała liczyć się z 
jego zdaniem.
      - Musisz zrozumieć, moja droga - mówił - że w ceremonii naszych zalubin będzie 
uczestniczyć Jej Królewska Moć, politycy, dyplomaci, członkowie dworu.
      Tym sposobem udało mu się przeforsować swojš wolę. Oznajmił też, że przyjęcie 
lubne odbędzie się w jego wielkim domu przy Grosvenor Square, w którym zamieszkiwał od 
blisko trzydziestu lat. Maisie nie pytano zupełnie o zdanie. Lord Brambury wydawał 
polecenia, a jej rodzice spełniali je ochoczo.
      Ponieważ był to najznakomitszy lub tego sezonu, każdy chciał wzišć udział w 
uroczystoci.
      Kociół był pełen ludzi. Również tłumy pojawiły się na weselnym przyjęciu.
      Ujrzawszy tam Maisie przyjaciele lorda Brambury po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin