Angelsen Trine
SAGA CÓRKA MORZA XXVII
W korytarzu zapadła śmiertelna cisza. Ane wodziła wzrokiem od Marii do lensmana. Co on takiego powiedział? Czy nie coś o Pederze? „Chodzi o Pedera... „. Tak, tak powiedział. Oparła się o ścianę w obawie, że upadnie.
Maria stała bez ruchu.
- Czy... masz od niego wiadomość? - wyszeptała wreszcie. Jej dolna warga drżała, zauważyła Ane. Tak bardzo chciała podejść i pocieszyć ciotkę, ale sama z trudem trzymała się na nogach.
Lensman nerwowymi ruchami obracał kapelusz w dłoniach. Odchrząknął i uniósł głowę.
- Tak. Chociaż nie, nie jest to wiadomość, ale... - Spojrzał Marii prosto w oczy. - Przykro mi, Mario, ale go znaleźliśmy.
- Znaleźliście go? Żyje? - Jej oczy rozświetliła nadzieja. - Gdzie on jest? Lensman zwilżył ukryte pod siwymi wąsami usta.
- Przykro mi to mówić, ale Peder nie żyje. Znaleziono jego zwłoki. Maria opadła na krzesło i wpatrzyła się przed siebie pustym wzrokiem. Po chwili ukryła twarz w dłoniach.
Ane poczuła otaczające ją ramię Trygvego i zamknęła oczy. Nie żyje, nie żyje, powtarzała w myślach. A więc nadzieja na odnalezienie go żywego, zgasła.
Znaleziono jego zwłoki. Cóż za okropne słowo. Tak smutne, że miała ochotę wymazać je z pamięci na zawsze. Czy lensman nie mógł użyć innego określenia? Ukryła twarz na piersi Trygvego i starała się niczego więcej nie słyszeć. To było zbyt straszne.
Elizabeth przenosiła wzrok z Marii na Ane. Właściwie nie wiedziała, której ma bardziej współczuć: Ane, której wesele zakończyło się tak tragicznym wydarzeniem, czy Marii, która otrzymała ostateczne potwierdzenie, że Peder nie żyje. Zebrała się w sobie i podeszła do siostry. Niezgrabnie pogłaskała ją po plecach i powiedziała cicho:
- No już, nie płacz...
Maria spojrzała na nią. Na jej twarzy nie było śladu łez, ale oczy miała pociemniałe od smutku, a skórę białą jak papier.
- Skąd wiecie, że to Peder? - szepnęła, patrząc na lensmana.
- Miał obrączkę z wyrytym twoim imieniem. Zapomniałem ją wziąć, ale dostaniesz ją jutro.
Maria pokiwała głową, jakby potwierdzając. Jej imię było na jego obrączce. Twoja Maria, oraz data.
- Może wejdziecie - zreflektowała się Elizabeth. - Chodźmy do salonu. Otoczyła Marię ramieniem i pociągnęła za sobą. Siostra szła niczym lunatyczka.
- Przyniosę filiżanki - mruknęła Helene i zniknęła w kuchni. Elizabeth usiadła obok Marii. Pozostali też usiedli. Nikt nic nie mówił, zerkali tylko po sobie w oszołomieniu. Dobrze, że goście się rozjechali, zanim przybył lensman, pomyślała. Splotła dłonie, zbierając siły, po czym uniosła głowę i spytała o to, co każdy z nich chciał wiedzieć:
- Gdzie go znaleziono?
- Taki jeden ze Storsdka znalazł go dziś rano. Na rumowisku. - Lensman zawahał się chwilę. - Wygląda na to, że Peder był na polowaniu i spadł gdzieś ze skały. Potłukł się tak, że zmarł na miejscu. Maria popatrzyła na niego i pokiwała głową.
- Peder często chodził na polowanie - powiedziała cichym głosem. - Strzelał do pardw i zajęcy. Także do lisów. Sprzedawał skóry. Jego inicjały były wyryte na kolbie strzelby - dodała.
- Zgadza się - rzucił lensman. - Też ją oczywiście jutro dostaniesz. Helene weszła z tacą pełną filiżanek i z dużym dzbankiem kawy. Siedzieli w ciszy, gdy ona stawiała przed każdym spodek i filiżankę, i nalewała kawę.
- Może napijemy się czegoś mocniejszego? - zaproponował Lars, rozglądając się.
Elizabeth pokiwała głową, więc Helene wyjęła butelkę koniaku i kieliszki. Nadal nikt nic nie mówił, wypili tylko po łyku i odstawili kieliszki. Elizabeth poczuła, jak mocny trunek rozgrzewa ją i uspokaja.
- A więc znaleziono go dziś rano? - spytał Jens.
- Zgadza się.
- I dopiero teraz z tym przychodzicie? - Jens zmarszczył brwi. Lensman pokiwał głową.
- Ten, kto go znalazł, zawiadomił mnie dopiero wieczorem. Rozumiecie, bał się. Uciekł stamtąd i nie chciał nikomu powiedzieć, co widział. Dopiero potem zebrał się na odwagę i mnie zawiadomił. Od razu tam pojechałem. Strzelba i pierścionek dowodzą, że to Peder.
- Gdzie on jest teraz? - spytała drżącym głosem Maria.
- U mnie w domu.
- Peder...
- O, przepraszam. - Policzki lensmana oblał rumieniec. - Włożyłem go do trumny, którą miałem u siebie. Możecie ją na razie pożyczyć. Stoi u mnie w szopie. Nie chciałem, by tam został - dodał, spoglądając na Marię.
- To dobrze. Dziękuję.
- Nie ma za co. - Wziął w dłonie filiżankę i ją obracał. - Możecie po niego przyjechać jutro, gdy się rozjaśni.
- Przeszkodzono wam w świętowaniu urodzin żony - napomknęła Maria. Lensman wzruszył ramionami.
- Nie ma o czym mówić. - Zerknął na swoje wielkie dłonie. - Przykro mi, że przyniosłem taką wiadomość, Mario. Bardzo mi przykro. Peder był takim dobrym człowiekiem. On... - Coś zdławiło mu głos i zamilkł. Maria kilka razy pokiwała głową. Potem przyszły łzy. Najpierw płakała cicho, po czym przytuliła się do siostry i załkała:
- Biedny Peder - wykrztusiła z trudem. - Ze też musiał umrzeć w taki okropny sposób! Przecież był taki dobry!
Lensman poczuł się niepewnie. Odchrząknął kilka razy i nie wiedział, co zrobić z rękami.
- Można się było domyślić, że umarł na miejscu. Poprosiłem doktora, by na niego spojrzał, i potwierdził to.
- A skąd to wie? - spytała Ane.
- Powiedział, że czaszka Pedera odniosła ciężkie obrażenia. Elizabeth podała Marii chusteczkę. Siostra przycisnęła ją do twarzy, starając się stłumić wstrząsający nią szloch.
- Może pójdziesz na górę się położyć? - szepnęła jej do ucha Elizabeth.
Maria pokręciła głową. Lensman podniósł się powoli.
- Ja nie mam już nic więcej do dodania. Możecie po niego przyjechać, kiedy wam pasuje. - Zatrzymał się pośrodku salonu. - Przykro mi, że przyniosłem tę nowinę w taki dzień. - Wyciągnął dłoń najpierw do Ane, potem do Trygvego. - Mimo to przyjmijcie moje gratulacje. Podziękowali cicho i Ane zaoferowała się, że go odprowadzi. W salonie zapadła przytłaczająca cisza. Wszyscy wpatrywali się w kieliszki lub podłogę.
Wróciła Ane, opadła na najbliższe krzesło i wydmuchała nos. Spojrzała na Marię.
- Jak się czujesz? Maria pokiwała głową i wyprostowała się.
- Idźcie i kładźcie się - rzekła. - Jutro jest nowy dzień.
Elizabeth rozejrzała się po salonie. Wynajęte służące zwolniła przed sprzątaniem i pozwoliła im wyjść razem z gośćmi. Teraz się z tego cieszyła, bo nie musiała mieć obcych ludzi w domu w chwili tragedii.
- Tak mi przykro, że wasz wielki dzień tak się zakończył - powiedziała Maria, spoglądając na Ane zapłakanymi oczami. - Powinniście go wspominać z radością...
- Do tej chwili był to najlepszy dzień mojego życia - rzekł Trygve. - To, że dalej tak się potoczył, nie jest niczyją winą. A już na pewno nie twoją, Mario. Maria uśmiechnęła się blado, po czym machnęła dłonią.
- Cóż, będziecie tak siedzieć przez całą noc i patrzeć, jak płaczę? Jens wstał i pogładził ją po włosach.
- Uważam,...
bogg