Angelsen Trine
SAGA CÓRKA MORZA XXI
Śmiertelnie przerażona Elizabeth zobaczyła, jak zaprzęg ze spłoszonymi końmi pędzi wprost na wózek z Williamem. Słysząc echo własnego krzyku, rzuciła się do przodu, niemal jednocześnie odrywając obie stopy od ziemi. Nie myślała, co robi, nie docierały do niej żadne dźwięki, w oczach miała tylko jedno: - dziecko.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale gdy chwyciła za pałąk, wózek się przewrócił. Na ciele poczuła uderzenia kamyków wylatujących spod końskich kopyt. W uszach jej łomotało, a kiedy upadła na brzuch, poczuła, że traci oddech.
Usłyszała rżenie konia, czyjś krzyk, a potem zrobiło się cicho. Zbyt cicho. William, pomyślała, i uklękła na jedno kolano. Dostrzegła wyrzucony z wózka becik, ale nigdzie nie widziała synka. Gdzie on się podział? Dlaczego nie płacze?
- Williamie! - krzyknęła, aż zapiekło ją w gardle. - Williamie, gdzie jesteś?! - Wstała i odrzuciła na bok becik. Chłopiec był tam, na ziemi. Czapeczka zsunęła mu się na twarz, więc delikatnie ją zdjęła. - Moje dziecko... - szepnęła zdławionym głosem i ostrożnie podniosła synka. Leciał jej przez ręce. - Nie śpij! Obudź się, mamusia tu jest, zajmie się tobą. No, no... Już nie ma się czego bać. Poczuła na ramieniu ciężką rękę.
- Żyje? - Był to głos Kristiana, nabrzmiały od lęku i zwątpienia.
- Śpi - mruknęła. - Jest taki... wiotki. - Nagły płacz zdusił jej słowa w gardle.
- Nie! - krzyknął Kristian w niebo.
W tej samej chwili małe ciałko, które tuliła do piersi, leciutko drgnęło. Elizabeth poczuła nagły przypływ nadziei. Czy jej się wydawało, czy...? Nie, poczuła to znowu. Wyprostowała ramiona z dzieckiem, by mu się dobrze przyjrzeć, a wówczas ono otworzyło buzię i zapłakało. Czując, że otaczają ją ramiona męża, Elizabeth dała upust łzom.
Tymczasem zjawili się Lars i Jens. Przytrzymując, zaczęli je uspokajać. Zwierzęta wciąż były wystraszone i, rzucając łbami, wodziły wokół przerażonymi oczyma.
Elizabeth kołysała Williama, przyciskając go do piersi. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Kristian drżącą ręką pogłaskał synka po twarzy.
- Tu ma jakieś zadrapanie. Mam sprowadzić doktora? Elizabeth odchrząknęła.
- Nie, nie trzeba. Chyba wszystko dobrze, bo rusza rączkami i nóżkami, więc tylko najadł się strachu. - Pocałowała malca w czółko i wymruczała do niego jakieś uspokajające słowa. Podbiegły do nich Helenę i Maria.
- Co z nim?
- Dobrze - odparła Elizabeth. - Ale przecież niewiele brakowało.
- Co za głupiec mógł coś takiego zrobić? - spytała Maria, zerkając na nowo przybyłego. Jej siostra uśmiechnęła się, wciąż jeszcze cała drżąc.
- Cóż, trzeba się z nim przywitać.
Mąż ujął ją pod ramię i poszli w stronę powozu. Rozpoznawszy gościa, Kristian stanął jak wryty.
- Czy to... No nie, coś podobnego!
- Przepraszam za ten mój nagły najazd! - Zdjąwszy czarny kapelusz, mężczyzna zgiął się w pół, a następnie nasadził kapelusz z powrotem na głowę. - Jak tam wątły kwiatuszek i dziecinka?
- Zaraz ci dam wątłego kwiatuszka! - wybuchnęła Elizabeth. - Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale wiele nie brakowało! Czy ty w ogóle wiesz, coś narobił?
- Sorry. Konie wymknęły się spod kontroli i... Gospodyni Dalsrud spojrzała na przybysza. Stojąc w powozie, wyglądał tak markotnie, że pożałowała swojego wybuchu.
- Tak się przestraszyłam... - szepnęła, mocniej przytulając Williama.
- Nils Wędrowiec! - zdziwiła się Helenę. - Gdzieś ty się podziewał, na miłość boską?
- Byłem w Ameryce - odparł mężczyzna, dumnie podnosząc głowę. - Dorobiłem się tam, nie ukrywam. I to na tyle, że mogę sobie pozwolić na odwiedziny starego kraju.
Przyglądając się gościowi, Elizabeth przełożyła synka na drugie ramię. Chłopczyk uspokoił się już, przytulił policzek do jej ramienia i tylko od czasu do czasu cichutko chlipał. Elizabeth zauważyła, że Nils jest elegancko odziany w czarny surdut i białą koszulę. I to w środku tygodnia! Czarne włosy miał nieco krócej przycięte. Wciąż był bardzo przystojnym mężczyzną. Wędrowiec wysiadł z powozu i podszedł do gospodarzy.
- Jeszcze raz błagam o wybaczenie. Ktoś wystraszył mi konie i... No, a resztę już wiecie. Czy maleństwu na pewno nic się nie stało? Kristian wyraźnie nadal był rozgniewany i już miał dać temu wyraz, kiedy odezwała się jego żona:
- Wszystko dobrze, wózek też chyba cały. Nils uniósł brew i uważnie przyjrzał się dziecku.
- Moje oczy mówią mi, że to mały Dalsrud... Kristian odchrząknął i wypiął dumnie tors.
- A i owszem. Mówią, że bardzo do mnie podobny.
- Gratuluję. - Nils, ponownie zdjąwszy kapelusz, wyciągnął do gospodarza wypielęgnowaną rękę, po czym powiódł wzrokiem dookoła. - Jednych brakuje, innych przybyło - zauważył. Elizabeth odchrząknęła.
- Od twojego wyjazdu wiele tu się zdarzyło...
- To już trzy lata... Ale pięknej dziewicy Marii nie zapomniałem. Piękna jak świeżo rozkwitła róża! To już kobieta... Maria zarumieniła się i przestąpiła z nogi na nogę.
- A to mój promyczek, Helenę! Czekałaś na mnie, prawda? - Wędrowiec uśmiechnął się i mrugnął do służącej.
- Głuptas! Jestem zamężna. Nils położył rękę na sercu.
- Coś podobnego! I któż jest tym szczęśliwcem? Lars podszedł bliżej.
- Ja! - Wyciągnął rękę, a Nils potrząsnął nią mocno, serdecznie parobkowi gratulując.
- Yes, yes, twój Lars to ekstra gość.
- Co? - Helenę zaskoczyły nieznane słowa, ale przybysz najwidoczniej nie miał zamiaru niczego wyjaśniać. Jego wzrok padł na Jensa.
- A ten tutaj? To twój mąż? - spytał, patrząc na Marię. Zapadła cisza, w której słychać było tylko ćwierkanie jakiegoś ptaka. Wreszcie przemówiła Elizabeth:
- To Jens, mój pierwszy mąż... Teraz ma za żonę Linę. Nils mruknął coś po angielsku. Elizabeth nie zrozumiała jego słów, ale chyba było tam coś o Bogu.
- Powiadasz, że to on? O ile pamiętam, twój pierwszy mąż utonął... A teraz tu stoi?
- To długa historia - odezwał się Jens. - Wyjaśnimy ci później, jak będziemy mieli więcej czasu...
bogg