Steel Danielle - Radość przez łzy.pdf

(1123 KB) Pobierz
Steel Danielle - Radość przez łzy
1
Danielle Steel
RadoŚĆ przez łzy
Nigdy nie rezygnuj z marzeń.
Gdzieś, kiedyś, wreszcie, jakoś wszystkie się spełnią.
India Taylor trzymała w gotowości swój aparat fotograficzny kiedy w pogoni za piłką futbolową po płycie boiska
przygalopowała gromada dziewięcioletnich chłopców.
Czterech z nich runęło na murawę, tworząc kłębowisko ciał, z którego wystawała plątanina rąk i nóg: india
przypuszczała, Ŝe moŜe być wśród nich jej syn, ale nie widziała Sama, zajęta gorączkowym wypstrykiwaniem kliszy.
Jak zwykle obiecała, Ŝe będzie robić zdjęcia druŜynie piłkarskiej, i jak zwykle z przyjemnością spełniała w ten ciepły
majowy dzień swój obowiązek.
Dzieciom towarzyszyła wszędzie-na meczach piłkarskich, baseballowych i tenisowych, na treningach pływackich i
zajęciach z baletu-czyniąc to zresztą zarówno z poczucia obowiązku, jak i dla przyjemności.
Jej Ŝycie, skoncentrowane wokół pozaszkolnych zajęć potomstwa, urozmaicały niekiedy wizyty u weterynarza,
ortodonty czy teŜ pediatry.
Mając czwórkę dzieciaków pomiędzy dziewiątym a czternastym rokiem Ŝycia, india odnosiła czasem wraŜenie, iŜ
mieszka w samochodzie, a całe zimy spędza na odśnieŜaniu wjazdu do garaŜu.
Kochała swoje dzieci, styl Ŝycia, męŜa.
Los potraktował ich wszystkich dobrze a chociaŜ nie był taki, o jakim marzyła W młodości okazał się znacznie
łatwiejszy do zniesienia, niŜ kiedyś sądziła.
Marzenia dzielone dawniej z Dougiem przestały mieć znaczenie dla Ŝycia, jakie wiedli, ludzi, jakimi się otaczali, czy
wreszcie punktu, do którego dobrnęli w ciągu owych szesnastu lat dzielących chwilę obecną od momentu, gdy poznali
się w Kostaryce, gdzie pracowali oboje dla Korpusu Pokoju.
Ich Ŝycie było teraz wypadkową pragnień Douga, jego wizji wspólnego losu, znalazło się w punkcie, do którego to on
chciał dotrzeć i o którym marzył-mieli duŜy wygodny dom w Connecticut, poczucie bezpieczeństwa, gromadę
dzieciaków i psa rasy labrador.
Codziennie o tej samej porze Dougwyruszał z domu, by pociągiem odjeŜdŜającym o siódmej pięć ze stacji Westport
dotrzeć do pracy w Nowym Jorku.
Widywał te same twarze, rozmawiał z tymi samymi ludźmi obsługiwał tych samych klientów.
Zatrudniony przez jedną z największych firm marketingowych w kraju, zarabiał całkiem przyzwoite pieniądze, podczas
gdy w młodości nie przywiązywał do forsy wielkiego znaczenia.
W istocie nie przywiązywał Ŝadnego.
Był równie szczęśliwy jak teraz, kopiąc rowy melioracyjne i mieszkając pod namiotem gdzieś w Nikaragui, peru czy
Kostaryce.
India uwielbiała tamto Ŝycie, tamte emocje, wyzwania, wreszcie poczucie, Ŝe robią coś uŜytecznego dla ludzkości.
Niebezpieczeństwa zaś, z którymi się niekiedy spotykali, tylko dodawały jej energii.
Zdjęcia zaczęła robić znacznie wcześniej, juŜ jako nastolatka wyuczona przez ojca, który był korespondentem
nowojorskiego, timesa"i większość dziecięcych lat Indii spędzał w niebezpiecznych misjach wszędzie tam, gdzie
toczyły się wojny i wybuchały konflikty.
India podziwiała fotografie ojca i przepadała za jego opowieściami, marząc, Ŝe kiedyś sama będzie prowadzić podobne
Ŝycie.
Marzenia te spełniły się, kiedy będąc w Korpusie Pokoju zaczęła jako wolny strzelec współpracować z amerykańską
prasą.
Misje wiodły ją w dŜungle i góry, pozwalały stanąć oko w oko z bandytami i partyzantami.
Nigdy nie myślała o podejmowanym przez siebie ryzyku, niebezpieczeństwo nic dla niej nie znaczyło, w istocie
potrzebowała dreszczyku emocji.
Zachwycała się ludźmi, widokami, zapachami, rozkoszowała swą pracą, delektowała poczuciem wolności.
Gdy zakończyła się ich misja w Korpusie Pokoju, a Doug wrócił do Stanów, india pozostała jeszcze przez kilka
miesięcy w Ameryce Południowej i Środkowej, później zaś w poszukiwaniu tematów odwiedziła Afrykę i Azję.
I zdołała dotrzeć do wszystkich najgorętszych miejsc.
Gdziekolwiek pojawiały się problemy była tam India ze swym aparatem.
W duszy i we krwi miała coś, czego nigdy tak naprawdę nie miał Doug, który ich kostarykańską przygodę uwaŜał
jedynie za ekscytujące preludium do, prawdziwego Ŝycia".
2
Dla Indii to właśnie było prawdziwe Ŝycie, coś, czego rzeczywiście pragnęła.
Po dwóch miesiącach towarzyszenia gwatemalskiej armii powstańczej miała wiele fantastycznych zdjęć
dorównujących pracom ojca.
Przyniosły one Indii nie tylko międzynarodowe uznanie, lecz równieŜ kilka nagród za tematykę, przenikliwość
fotoreporterki i odwagę.
Kiedy później wspominała tamte czasy, uświadamiała sobie, iŜ była zupełnie innym człowiekiem, osobą, o której
niekiedy myśląc, zadaje sobie pytanie, co się z nią stało.
Gdzie podziała się tamta kobieta, ten pełen pasji wolny duch. Była teraz zaledwie znajomą, o której w gruncie rzeczy
nic się nie wie.
Czasami, późną nocą, india zastanawiała się, jakim cudem moŜe ją satysfakcjonować Ŝycie tak diametralnie odmienne
od dawnego, bezgranicznie uwielbianego.
Zarazem jednak pojmowała z całkowitą jasnością, iŜ teraz uwielbia Ŝycie, które dzieli z Dougiem i dziećmi.
To, co robiła dziś, było dla Indi równie waŜne jak to, co robiła kiedyś, nie miała poczucia, iŜ złoŜyła w ofierze wartość
dla siebie najwyŜszą- nie, skłonna była raczej sądzić, iŜ po prostu zamieniła ją na inną, odmienną pod kaŜdym
względem, ale przynoszącą równie cenne nagrody.
Powtarzała sobie, jak wiele znaczy poświęcenie dla Douga i dzieci.
Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
jednak, zwłaszcza przeglądając stare zdjęcia, nie próbowała przeczyć, Ŝe swoje dawne Ŝycie i dawną pracę traktowała z
prawdziwą pasją.
Niektóre wspomnienia były tak wyraziste..
WciąŜ pamiętała tamto podniecenie, mdlącą świadomość, Ŝe grozi jej niebezpieczeństwo, dreszcz towarzyszący
wybraniu najwłaściwszego momentu, owej decydującej cząstki sekundy, gdy obiektyw aparatu chwytał wszystko, co
naleŜało uchwycić.
Nic nie mogło się z tym równać.
Była zadowolona, Ŝe przeszła przez ten etap, ale chwilami odczuwała ulgę, Ŝe jest etapem zamkniętym.
Bo nie ulegało wątpliwości, Ŝe zamiłowania, skłonność do takich a nie innych emocji odziedziczyła po ojcu.
Zginął w Da Slang, rok po zdobyciu Nagrody Pulitzera.
India miała wówczas piętnaście lat i juŜ wiedziała, Ŝe pójdzie w jego ślady-był to kurs, którego w owym czasie zmienić
nie mogła i nie chciała.
Pragnęła i musiała nim podąŜyć.
Zmiany w jej Ŝyciu nastąpiły szybko.
Wróciła do Nowego Jorku półtora roku po Dougu i to tylko dlatego, Ŝe wystosował ultimatum.
Oświadczył bez ogródek, Ŝe jeśli zaleŜy jej na wspólnej przyszłości, niech lepiej przyciągnie zadek do domu"i
przestanie ryzykować Ŝycie w Pakistanie czy Kenii.
Z podjęciem trudnej decyzji borykała się krótko.
Wiedziała, Ŝe Ŝycie podobne do Ŝycia ojca, moŜe nawet Pulitzer, jest w zasięgu ręki, lecz znała równieŜ
niebezpieczeństwa.
Za karierę ojciec zapłacił Ŝyciem i-do pewnego stopnia-małŜeństwem.
Bo Ŝył tak naprawdę tylko wtedy, kiedy stawiając wszystko na jedną kartę, wśród eksplodujących wokoło bomb,
czyhał na to właściwe, idealne ujęcie.
Doug przypomniał Indii z naciskiem, Ŝe jeśli chce małŜeństwa i jakiejkolwiek stabilizacji, będzie musiała wcześniej
czy później zrezygnować ze swej pracy.
Miała dwadzieścia sześć lat, kiedy wyszła za Douga, a potem jeszcze dwa lata współpracowała z,
timesem"przygotowując fotoreportaŜe z wydarzeń krajowych, kiedy jednak-zaczynała wtedy dwudziesty dziewiąty rok
Ŝycia na świat przyszła Jessica, ostatecznie zrezygnowała z kariery, wraz z rodziną przeniosła się do Connecticut i na
zawsze zatrzasnęła drzwi za swoim dawnym Ŝyciem.
Takie warunki jednoznacznie postawił Doug, ona zaś je przyjęła, sądząc, iŜ zdoła przygotować się psychicznie do
stawienia czoła nowej sytuacji.
Było jednak, musiała to przyznać, gorzej niŜ przewidywała: strasznie brakowało jej pracy, kiedy poświęciła się
macierzyństwu.
Później coraz rzadziej spoglądała za siebie z Ŝalem, a wreszcie nawet na to nie miała czasu: urodziwszy w ciągu pięciu
lat czworo dzieci, ledwie dawała sobie radę z nadmiarem obowiązków i tylko cudem znajdowała wolne chwile, by
włoŜyć do aparatu nową kliszę.
Pieluchy, ząbkowanie, pielęgnacja, gorączki, grupy przedszkolne i jedna ciąŜa po drugiej wypełniły jej Ŝycie bez
reszty.
Jedynymi osobami, które widywała regularnie, był połoŜnik, pediatra i inne kobiety w jej sytuacji, których cały świat
obracał się wokół potomstwa.
Wiele całkowicie zrezygnowało z karier zawodowych, kilka zrobiło w nich przerwę, czekając momentu gdy dzieci
nieco podrosną.
śycie tych lekarek, prawniczek, pisarek, pielęgniarek, malarek i architektek ułoŜyło się identycznie.
3
Niektóre ciągle narzekały, india jednak-tęskniąc wprawdzie za pracą-była zadowolona.
Uwielbiała towarzystwo swoich dzieci i odczuwała radość nawet wtedy, gdy będąc w kolejnej ciąŜy kończyła dzień
kompletnie wyczerpana.
a Doug wracał do domu zbyt późno Ŝeby jej w czymkolwiek pomóc.
Takie Ŝycie wybrała, taką decyzję podjęła, z takiej umowy musiała się wywiązać.
Wcale zresztą nie miała ochoty pozostawiać dzieci samym sobie w imię kontynuowania kariery.
Nadal- zresztą bardzo rzadko, najwyŜej raz na kilka lat robiła w pobliŜu domu fotoreportaŜ na jakiś temat ale juŜ
dawno oświadczyła swojemu agentowi, Ŝe to wszystko, na co ją stać.
Na więcej po prostu nie miała czasu.
Przed urodzeniem jessiki nie wiedziała natomiast i nie potrafiła w pełni zrozumieć, jak bardzo raz podjęta decyzja
oddali ją od dawnego Ŝycia, od fotografowania partyzantów w Nikaragui umierających dzieci w Bangladeszu, powodzi
w Tanzanii-i jak bardzo odmieni ją samą.
Wiedziała tylko, Ŝe musi postawić kropkę zamykającą pierwsze rozdziały jej autobiografii i postawiła ją -zapominając
o zdobytych wyróŜnieniach, przeŜytych przygodach, aŜ wreszcie o swoim talencie.
Podzielała, choć nie do końca, przekonanie Douga, iŜ rezygnacja z tego wszystkiego jest ceną, jaką trzeba zapłacić za
posiadanie dzieci.
Po prostu nie było alternatywy, Niektóre ze znajomych kobiet zdołały wcisnąć pracę zawodową pomiędzy obowiązki
domowe: dwie przyjaciółki Indii-prawniczki-parę razy w tygodniu jeździły do miasta-Ŝeby nie stracić kontaktu z
zawodem, pewna malarka tworzyła w domu, kilka piszących pań usiłowało borykać się ze swoimi opowiadaniami i
artykułami gdzieś między północą a czwartą nad ranem, by jednak w końcu poddać się z powodu najzwyklejszego
braku sił.
W przypadku Indii podobne rozwiązania nie wchodziły w grę: nie mogła Ŝadnym sposobem kontynuować swej pracy
w tej dawnej postaci.
Utrzymywała wprawdzie kontakt z agentem, ale okazjonalne robienie zdjęć podczas imprez charytatywnych w
Greenwich było marną namiastką prawdziwej, wymarzonej pracy.
Zresztą i to irytowało Douga.
Uczyniła więc ze swego aparatu waŜny instrument macierzyństwa, dokumentując poszczególne etapy Ŝycia dzieci:
portretując ich przyjaciół, uwieczniając wydarzenia szkolne i- jak w tej chwili-sportowe, nie miała innego wyjścia.
Była skrępowana, zakorzeniona w swym Ŝyciu na tysiące widocznych i niewidocznych sposobów.
Taki był skutek umowy z Dougiem, a takŜe, jak powtarzali, ich wspólnych pragnień.
India uczciwie wywiązywała się ze swych powinności, ale aparat fotograficzny- trzymany w dłoni, przytknięty do oka
czy teŜ zawieszony na ramieniu towarzyszył jej nieustannie.
India nie potrafiłaby wyobrazić sobie bez niego Ŝycia.
Chwilami rozmyślała niezobowiązująco o powrocie do zawodu, kiedy dzieci podrosną, moŜe za pięć lat, gdy Sam
pójdzie do szkoły średniej.
Na razie nie wchodziło to w grę Sam miał zaledwie dziewięć lat, Aimee jedenaście, jason dwanaście, Jessica
czternaście-a kolejne dni Indii przypominały szaleńczą jazdę na karuzeli, z której dostrzega się przemykające przed
oczyma ciągle te same widoki: pozaszkolne imprezy sportowe, pikniki, mecze Małej Ligi, lekcje gry na pianinie.
Aby sprostać temu wszystkiemu, India nie mogła myśleć o sobie czy usiąść choćby na pięć minut.
Odpoczywała jedynie latem, kiedy wyruszali na Capę Cod.
Doug corocznie spędzał tam z nimi trzy tygodnie, dojeŜdŜając na weekendy przez całą resztę wakacji, które wszyscy
uwielbiali w jednakowym stopniu.
India zawsze przywoziła z nich mnóstwo doskonałych zdjęć, a poza tym nie była tak związana nadmiarem
obowiązków.
Jak w Westport miała do dyspozycji ciemnię, w której przesiadywała godzinami, kiedy dzieci odwiedzały przyjaciół,
były na plaŜy czy teŜ grały w siatkówkę albo tenisa, a skoro prawie wszędzie mogły dojechać na rowerach, Indii
odpadało równieŜ sporo pracy w charakterze szofera.
Sytuacja poprawiła się zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy Sam trochę podrósł i dojrzał.
To sprawiało, Ŝe czasem India zaczynała się zastanawiać nad swoją własną dojrzałością.
Doznawała poczucia winy w związku z ksiąŜkami, których nie miała czasu przeczytać, czy teŜ z polityką, którą
przestała się interesować.
Odnosiła chwilami wraŜenie, Ŝe wprawdzie cały świat idzie do przodu, ale ona pozostała na uboczu.
Nie miała juŜ świadomości, Ŝe dojrzewa czy ewoluuje. Wszystko sprowadzało się do tego, Ŝeby ugotować obiad,
odwieźć gdzieś dzieci, dobrnąć do następnego roku szkolnego.
Brakło w tym miejsca na dojrzewanie, pracę nad sobą.
W ciągu minionych czternastu lat, od narodzin Jessiki, Ŝycie Indii nie uległo dosłownie najmniejszym zmianom, Ŝycie
wypełnione pracą, ofiarami, poświęceniem.
Ale rezultaty India widziała to jak na dłoni-były warte zapłaconej ceny.
4
Miała zdrowe szczęśliwe dzieci, które Ŝyły w znajomym bezpiecznym świecie, gdzie wszystko kręciło się wokół nich,
gdzie nie miały wstępu rzeczy szpetne, groźne czy nieprzyjemne i gdzie powodem największych urazów bywały
kłótnie z dzieciakami sąsiadów albo zgubione prace domowe.
Nie znały- tak, jak znała je India-poczucia osamotnienia.
W kaŜdej chwili mogły liczyć na troskę i opiekę.
Ich ojciec zaś kaŜdego wieczora przychodził na kolację, co z punktu widzenia Indii miało szczególne znaczenie,
poniewaŜ jej ojciec z reguły nie przychodził.
Potomstwo Indii Ŝyło w zupełnie innej rzeczywistości niŜ dzieci, które India fotografowała dwadzieścia lat temu:
głodujące, niewyobraŜalnie udręczone dzieci z państw Trzeciego świata, dzieci toczące codzienną walkę o przetrwanie,
uciekające przed wrogami, a wreszcie padające ofiarą chorób, powodzi i głodu.
India dziękowała Bogu, Ŝe Jessica, Aimee, Jason i Sam nigdy nie zakosztują takiego losu. Najmłodszy syn, który
przed chwilą zdobył właśnie bramkę, przecisnął się przez gęstwę gratulujących mu kolegów i pomachał do matki.
India uśmiechnęła się, zrobiła jeszcze kilka zdjęć, a potem Powoli podeszła do ławki, na której siedziały matki innych
chłopców.
Rozplotkowane nie zwracały na grę uwagi, po prostu były tam, jak ławka, pejzaŜ, sprzęt.
Jedna z nich, Gail Jones, uśmiechnęła się na widok podchodzącej Indii, a kiedy ta wyciągała z kieszeni następną rolkę
filmu, zrobiła dla niej miejsce obok siebie.
Drzewa były pokryte młodą zielenią, wszystkim dopisywał humor.
Gailpodała Indii kartonowy kubeczek cappuccino: był to niemal rytualny poczęstunek, mile widziany szczególnie
zimą, kiedy chłopcy grali w piłkę na śniegu, a ich biedne matki Ŝeby nie zmarznąć, przytupywały albo spacerowały
wokół boiska.
jeszcze tylko trzy tygodnie i chwilowo koniec ze szkołą stwierdziła z wyrazem ulgi na twarzy Gail, upijając łyk
parującej kawy.
-BoŜe, jak ja nienawidzę tych meczów.
Strasznie Ŝałuję, Ŝe nie mam córek, przynajmniej jednej.
To Ŝycie kręcące się wokół suspensoriów i korków pewnego dnia doprowadzi mnie do szaleństwa.
India uśmiechnęła się w odpowiedzi, umieściła film w aparacie i zatrzasnęła wieczko.
Wysłuchiwanie narzekań Gail nie było dla niej niczym nowym-Gail narzekała od dziewięciu lat, szczególnie z powodu
przerwanej kariery prawniczej.
Po jakimś czasie miałabyś po uszy równieŜ baletu, uwierz mi.
Ta sama koncepcja, odmienny strój, większe naciski- odparła India z przekonaniem.
Jessica zrezygnowała z baletu tej wiosny, po ośmiu latach nauki, India zaś nie była pewna, czy decyzję córki przyjęła z
ubolewaniem czy z ulgą.
Zapewne będzie jej brakować pokazów, ale z pewnością jakoś się obejdzie bez woŜenia Jessiki na zajęcia trzy razy w
tygodniu.
Ale przynajmniej baletki są ładniejsze niŜ buty piłkarskie-stwierdziła Gail przyłączając się do Indii, która wstała i
wolnym krokiem ruszyła wokół boiska, chciała bowiem zrobić kilka ujęć z innych pozycji.
Przyjaźniły się, odkąd Taylorowie zamieszkali w Westport.
Gail miała trzech synów: najstarszy był rówieśnikiem Jessiki, młodsi- bliźniacy- przyszli na świat pięć lat później.
W ciągu owych pięciu lat Gail z zawodu prawnik procesowy, usiłowała wznowić karierę, lecz po urodzeniu bliźniaków
ostatecznie dała za wygraną.
W tej chwili Ŝywiła przeświadczenie, Ŝe minęło zbyt wiele czasu, aby chociaŜ rozwaŜać myśl o powrocie do
macierzystej kancelarii adwokackiej.
Starsza od Indii o pięć lat-miała czterdzieści osiem twierdziła, iŜ nie ma juŜ ochoty dać się uwięzić na sali sądowej.
Powtarzała, Ŝe tak naprawdę brak jej tylko inteligentnych rozmów.
Mimo ciągłego narzekania przyznawała czasem iŜ jej obecne Ŝycie jest łatwiejsze: to mąŜ musi toczyć swe codzienne
bitwy na Wall Street.
MoŜe istotnie to Ŝycie, tak samo jak Ŝycie Indii odmierzane datami meczów i godzinami dyŜurów samochodowych,
było łatwiejsze, ale bezgranicznie Gail nudziło, co- tym razem w przeciwieństwie do Indii oznajmiała często i bez
owijania w bawełnę.
Nieustannie nosiła w sobie jakiś niepokój.
No i co tam ostatnio kombinujesz?-zapytała Gail Ŝyczliwie, dopijając cappuccino.
-Jak stoją sprawy w raju Normalnie.
Roboty po uszy.
-India, zajęta fotografowaniem, słuchała słów przyjaciółki półuchem.
Zrobiła jeszcze jedno zdjęcie Samowi, a potem kilka następnych, kiedy druŜyna przeciwna strzeliła gola.
-Za kilka tygodni ruszamy na Capę.
W tym roku Doug dołączy do nas później niŜ zwykle, dopiero w sierpniu.
A my w lipcu wyjeŜdŜamy do Europy-powiedziała Gail bez entuzjazmu, budząc na krótką chwilę zazdrość Indii, która
od lat usiłowała namówić Douga na podobną eskapadę.
5
Doug zawsze odpowiadał Ŝe powinni poczekać, aŜ dzieci nieco podrosną, na co India ripostowała, Ŝe jeśli poczekają
jeszcze trochę, dzieci rozpoczną studia i będą podróŜowały na własną rękę.
Na razie jej argumenty jakoś nie trafiały Dougowi do przekonania: nie lubił zbytnio oddalać się od domu.
Dni wielkiej przygody minęły dlań bezpowrotnie. Brzmi to interesująco-stwierdziła India spoglądając na przyjaciółkę.
Pod względem fizycznym obie kobiety zupełnie się róŜniły.
Drobna, emanująca energią Gail miała krótkie ciemne włosy, ale i oczy przywodziły na myśl dwie sadzawki
wypełnione gorącą czekoladą.
India była wysoka i smukła, miała klasyczne ciemnoniebieskie oczy i długi warkocz blond.
Twierdziła, Ŝe nosi włosy w taki właśnie sposób, bo nigdy nie ma czasu ich czesać.
Obie były piękne i Ŝadna z nich nie wyglądała na swój wiek: nikt by się nie domyślił, Ŝe przekroczyły czterdziestkę.
A co w Europie?-zapytała India z ciekawością.
Włochy i Francja, no i dodatkowo parę dni w Londynie.
W gruncie rzeczy Ŝadna tam przygoda czy teŜ podróŜ wysokiego ryzyka, ale cóŜ innego wchodzi w grę, kiedy człowiek
ma dzieciaki na karku?
Jeff przepada za londyńskimi teatrami.
Na dwa tygodnie lipca wynajęliśmy dom w Prowansji, skąd pojedziemy autem do Włoch, Ŝeby pokazać chłopcom
Wenecję.
Ta podróŜ, jakŜe odmienna od leniuchowania na Capę Cod, wydała się Indii czymś wspaniałym.
W sumie spędzimy tam sześć tygodni-ciągnęła Gail.
ChociaŜ nie jestem pewna, czy ja i Jeff wytrzymamy ze sobą tak długo.
śe juŜ nie wspomnę o chłopcach.
Jeff zaczyna wariować po dziesięciu minutach spędzonych w towarzystwie bliźniaków.
Zawsze mówiła o męŜu w taki sposób, w jaki mówi się o irytujących współlokatorach, aczkolwiek India była
przekonana, Ŝe mimo zrzędzenia i wbrew dowodom wskazującym na coś przeciwnego Gail kocha Jeffa.
Na pewno będzie wspaniale i zobaczycie kawał świata powiedziała, chociaŜ i jej perspektywa wielogodzinnych
przejazdów samochodem, w którym zostali uwięzieni trzej rozdokazywani chłopcy, nie wydawała się zbyt pociągająca.
Z dzieciakami i Jeffem, który nieustannie będzie mi kazał coś tłumaczyć, nie mogę nawet liczyć na romansik z jakimś
przystojnym Włochem- dodała Gail, co rozbawiło Indię.
Gail miała skłonność do opowiadania o innych męŜczyznach, moŜe zresztą nie tylko do opowiadania.
Często wspominała Indii, Ŝe w ciągu dwudziestu lat spędzonych z jeffem miała kilka romansów i Ŝe-co było dla Indii
zdumiewające -romanse te wpłynęły uzdrawiająco na jej małŜeństwo.
Taka, terapia"jednak nie pociągała Indii i nie budziła jej aprobaty, ale teŜ w niczym nie osłabiała sympatii do Gail.
MoŜe Włochy wskrzeszą w Jeffie romantyzm-pocieszała India.
Zarzuciła aparat na ramię i patrzyła na drobną, oŜywioną kobietę, która była kiedyś postrachem sal sądowych.
Rzecz zresztą łatwa do uwierzenia: gail nikomu nie pozwalała dmuchać sobie w kaszę, a juŜ na pewno nie swojemu
męŜowi.
Ale była lojalną przyjaciółką i mimo narzekań- oddaną matką.
Nie sądzę, Ŝeby nawet transfuzja krwi weneckiego gondoliera obudziła w Jeffe romantyzm.
No i obecność dzieciaków dwadzieścia cztery godziny na dobę na pewno w tym nie pomoŜe.
A tak nawiasem mówiąc, słyszałaś, Ŝe Lewisonowie są w separacji:-India skinęła głową.
Nigdy nie interesowała się szczególnie lokalnymi ploteczkami, zbyt zajęta domem, dziećmi i męŜem.
Miała kilkoro bliskich przyjaciół, ale ciekawskie śledzenie meandrów Ŝycia innych ludzi nie fascynowało jej i nie
pociągało.
-Dan zaprosił mnie na lunch.
India zerknęła na przyjaciółkę z zainteresowaniem, gailzaś posłała jej łobuzerski uśmiech.
Nie patrz na mnie w taki sposób-powiedziała.
Potrzebuje tylko darmowej porady prawnej i ramienia, na którym mógłby się wypłakać.
A ty nie mydl mi oczu.
-To, Ŝe India trzymała się na dystans od miejscowych skandali, nie odebrało jej przenikliwości.
Znała zamiłowanie Gail do flirtów z cudzymi męŜami.
Dan zawsze cię lubił.
Ja teŜ go lubię.
I co z tego. Nudzę się, a on jest samotny, wkurzony i nieszczęśliwy.
Z tego moŜe wyjść wspólny lunch, ale niekoniecznie namiętny romans.
Uwierz, słuchanie faceta, który uŜala się, jak często Rosalie darła się na niego, Ŝe ignoruje dzieci i w niedzielę ogląda
mecze, wcale nie jest podniecające.
Daniela nie stać w tej chwili na nic innego.
WciąŜ zresztą liczy, Ŝe zdoła ją skłonić do pojednania.
To sytuacja zbyt skomplikowana, nawet dla mnie.
Gail sprawiała wraŜenie osoby, która nie moŜe sobie znaleźć miejsca.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin